„Utrata pracy to był początek problemów, ale po wzięłam życie w swoje ręce i teraz myślę o własnym biznesie”

kobieta nie może znaleźć pracy fot. Adobe Stock, Kateryna
„W desperacji zarejestrowałam się na portalu dla niań. Nigdy nie byłam nianią, ale własne dziecko przecież odchowałam. Codziennie skrupulatnie sprawdzałam ogłoszenia i wysyłałam wiadomości. Bez odzewu. Cóż, musiałam troszkę podrasować swoje konto. Napisałam, że już zajmowałam się maluchami. Kto to sprawdzi?”
/ 08.06.2023 17:15
kobieta nie może znaleźć pracy fot. Adobe Stock, Kateryna

Kręciłam się w kółko jak błędna owca. Coraz bardziej przerażona. Coraz bardziej wątpiąca. Czy już nigdy nie znajdę zajęcia? Co ze mną będzie? Gdy firma, w której pracowałam, padała na łopatki i dowiedziałam się, że nie tylko nie mam pracy, ale także widoków na zaległe pobory, nie czułam jeszcze, w jaką otchłań wpadam.

Przecież sobie poradzę” – myślałam naiwnie. „Bezrobocie spada, a ja jestem fachowa, solidna. Księgowa zawsze coś znajdzie”.

Sądziłam, że na początku po prostu troszkę odsapnę

Ostatnie miesiące były przecież trudne. Firma straciła wypłacalność, nie było nawet na pensje, a ja tkwiłam w środku tego szlamu. Na szczęście tylko jako pomniejszy pionek w dziale finansowym, ale jednak z pełną świadomością, że nie jest dobrze. Na szczęście to już minęło, więc musiało przyjść nowe, lepsze…

Czyżby? Oszczędności miałam na dwa-trzy miesiące. Tyle że one właśnie mijały. Pieniądze się kończyły, a pracy nie było. Nie wiem, ile wysłałam w tym czasie CV. Dużo. Szło w grube dziesiątki. Odpowiadałam na każde ogłoszenie, choć odrobinę związane z moimi kompetencjami. Chodziłam na rozmowy, owszem, ale było ich mniej, niż mogłabym przypuszczać po ogromnej liczbie wysłanych papierów.

– Sytuacja jest parszywa – musiałam to w końcu uświadomić Marcinowi, mojemu beztroskiemu synkowi.

Studiował spokojnie, nie przejmował się niczym

Na swoje potrzeby miał pieniądze z alimentów od ojca. Ale nie zastanawiał się, skąd wziąć na czynsz, gaz, wodę, prąd i zapasy w lodówce. Dotąd nie musiał, bo mieszkał z pracującą i zarabiającą matką.

– Chyba powinieneś poszukać jakiegoś zajęcia – powiedziałam mu. – Bo wkrótce nie będziemy mieli z czego żyć.

Czy się przejął? Nie wiem. Minę miał ponurą i obiecał, że też poszuka jakiejś roboty. I na tym temat się skończył.

Zrobiłam po raz setny szybką analizę sytuacji. „Mogę jeszcze sprzedać garstkę złota po babci. A potem? Z czego będziemy żyć?”. Nie miałam pojęcia. Ogarniał mnie najgorszy z możliwych stanów ducha: rezygnacja.

Jak czekanie na kata. Gula w gardle, w oczach łzy: „To koniec, nic mi się nie uda i sama jestem sobie winna. Dawno powinnam szukać pracy, jeszcze w poprzedniej, nie można odpuszczać, a mnie się zachciało wypoczywać” – wyrzucałam sobie. „Nikt nie będzie mnie żałował. Nikt mi nie pomoże. A sama nie mam już siły z tym walczyć”.

W długie bezsenne noce modliłam się

Sama nie wiem, do kogo. Do głuchego na moje błagania Stwórcy.

– Boże, czyś Ty oszalał? MUSZĘ ZARABIAĆ. Niech ktoś do mnie zadzwoni, czegoś ode mnie zechce, da mi jakieś zajęcie. Nie mogę spaść w totalny niebyt… RATUJ MNIE, zrób coś, błagam. I to już, natychmiast. Przecież nie mam czasu. Nie chcę mieć długów. Błagam, wyciągnij mnie z tej sytuacji, pomóż mi, uratuj mnie jakoś. Sam najlepiej wiesz jak. Uratuj mnie natychmiast. Potrzebuję PIENIĘDZY. Niech ktoś zadzwoni, niech ktoś coś zleci, niech ruszę do przodu. Na pomoc! Dla Ciebie to pestka – strzelisz iskierką i już, ktoś skorzysta z mojej wiedzy i doświadczeń, nie jest to niemożliwe…

Zasypiałam z modłami na ustach, a potem budziłam się i nic, nie stawał się żaden cud.
Postanowiłam szukać pracy poza własnym zawodem. Trudno. Ale nic to nie pomogło. Nikt mnie nie chciał na sprzedawczynię, kasjerkę, sprzątaczkę.

– Ma pani za wysokie kwalifikacje – mówili.

O, ironio! Rozważałam, czy nie ukrywać prawdziwych danych, nie zacząć fałszować CV. Skoro moje było zbyt dobre?

– Nic ci to nie da. Prawdziwym problemem jest to, że jesteś po pięćdziesiątce – oceniła moja przyjaciółka, Baśka. – Najgorszy moment na zwroty w zawodowej karierze. Dojrzałych pań nikt nie chce.

– Ale przecież nie wyglądam… – broniłam się nieporadnie.

– Fakt – Baśka kiwała z uznaniem głową. – Ale kogo to obchodzi?

No właśnie. Nikogo to nie obchodziło

Podobnie jak topniejący stan mojego konta i pierwsze zaległości w płatnościach. W desperacji zarejestrowałam się na portalu dla niań. Nigdy nie byłam nianią, ale własne dziecko przecież odchowałam. Codziennie skrupulatnie sprawdzałam ogłoszenia i wysyłałam wiadomości. Bez odzewu.

Cóż, musiałam troszkę podrasować swoje konto. Napisałam, że już zajmowałam się maluchami. Kto to sprawdzi? Referencje mogła mi wystawić Baśka. Niestety, na rozmowy jakoś nadal się nie umawiałam. Może matki miały jakiś tajny detektor i wyczuwały, że trochę ściemniam?

Na szczęście mój anons odnalazła przypadkiem młodsza koleżanka z poprzedniej firmy, Aneta. Zadzwoniła, że chce pomóc i że mogę wychodzić na spacery z jej małą córeczką.

To była pierwsza jaskółka odmiany losu. Dla mnie znak, że Stwórca jednak wysłuchuje modlitw. Rychliwy nie jest, ale działa. Akurat chcieli mi wyłączyć prąd, więc pieniądze od Anety bardzo się przydały.

A sama praca? To był relaks!

Brałam wózek i fruwałam sobie po parkach i skwerkach. Zoja, córeczka Anety, czasem spała, czasem z zaciekawieniem patrzyła dokoła, ogólnie była spokojnym, pogodnym niemowlakiem. Spędzałam z nią trzy godzinki i oddawałam babci. Kokosów z tego nie było, ale podstawowe dziury mogłam wreszcie na bieżąco załatać.

W dodatku Aneta skontaktowała mnie ze swoimi koleżankami, które niedawno zmuszono do założenia jednoosobowych działalności gospodarczych. To teraz modne wśród cwanych pracodawców. Szukały tanich usług księgowych. Proszę bardzo, mogę świadczyć!

– Takie szycie to nie jest życie! – oceniała Baśka, komentując moje wysiłki.

Ale co ona tam wie! Ja czułam się z tymi rozkawałkowanymi zarobkami całkiem nieźle. Ba, nawet coraz lepiej! Nie miałam nad głową żadnego okrutnego nadzorcy. Żadnych specjalnych stresów. I nadal
– sporo wolnego czasu.

Zaczęłam dawać ogłoszenia o tanich usługach księgowych dla drobnych firm. Mam nadzieję, że przybędzie mi klientów. Stworzyłam też swój profil na specjalnej platformie dla wyprowadzaczy psów. Psy kocham, więc ta robota to dla mnie największa przyjemność. Mogłabym też zajmować się kotami. Albo przynosić zakupy staruszkom. Albo robić domowe ciasta i wstawiać do małych knajpek…

Odkleiłam się od myśli, że muszę mieć jeden stabilny etat i to spowodowało, że zobaczyłam przed sobą ocean nowych możliwości. W dzisiejszych czasach trzeba postawić na elastyczność. Nie poddawać się. Wyjść do ludzi, bo pierwsi zadowoleni klienci przyprowadzą następnych.

To naprawdę działa! Teraz myślę, że może sama mogłabym założyć jakiś poważniejszy biznesik? Trzymajcie kciuki!

Czytaj także:
„Zakupy były dla mnie inwestycją w siebie. Często nie miałam na leki czy atrakcje dla córki, bo kupiłam drogie kozaki”
„Wiedziałam, że nie mam u niego szans, ale nocami śniłam o naszym spotkaniu. Po tym, co o nim odkryłam, szybko mi minęło”
„Wiedziałam, że nie mam u niego szans, ale nocami śniłam o naszym spotkaniu. Po tym, co o nim odkryłam, szybko mi minęło”

Redakcja poleca

REKLAMA