„Kiedy mąż sąsiadki powiedział, że odchodzi, bo nigdy jej nie kochał, ta zamknęła go w klatce. Rodzina szukała go 3 lata”

Sąsiadka wolała uwięzić swojego męża niż dać mu odejśc fot. Adobe Stock, Wordley Calvo Stock
„- Psycholog powiedział jej rodzicom, że ona dopnie swego. Miał rację. W końcu Karolina trafiła do łóżka Patryka, co zaowocowało ciążą, a potem ślubem. Nikt nie miał wątpliwości, że on jej nie kocha i po prostu złapała go na dziecko. Kobiety wytykały ją palcami, ale szła dumna przez miasto z coraz bardziej widoczną ciążą”.
/ 22.10.2022 11:15
Sąsiadka wolała uwięzić swojego męża niż dać mu odejśc fot. Adobe Stock, Wordley Calvo Stock

Kiedy dostałem przydział do komisariatu w M., stary dzielnicowy zabrał mnie na obchód miasta. Mówił, z czym mają największe kłopoty, opowiadał o mieszkańcach miasteczka… Któregoś kolejnego dnia, gdy wracaliśmy z obchodu, usiedliśmy w kawiarnianym ogródku na skraju parku i zamówiliśmy colę i kanapki. Jadłem, a sierżant opowiadał, jak to było dawniej, przed nastaniem obecnego komendanta.

Wtedy zobaczyłem kobietę

Szła przez plac z psem na smyczy, małym terierem. Nie wiem, co przyciągnęło do niej mój wzrok – ot, przeciętna trzydziestoparoletnia kobieta w zwykłych dżinsach i sandałach na płaskim obcasie. Jasne włosy spływały jej na plecy. A jednak… Coś było w jej ruchach, jakaś dziwna senność, płynność, jakby nie do końca była świadoma, gdzie jest i co robi. Musiałem znieruchomieć, gapiąc się na nieznajomą, bo sierżant szturchnął mnie.

– Nawet o niej nie myśl – powiedział.

– Mężatka?

Starszy policjant spojrzał na kobietę spod oka. Właśnie znikała w bocznej alejce. Pies grzecznie dreptał przy jej nodze.

To skomplikowane – odparł.

– Postawię drugą colę – zanęciłem.

Miała na imię Karolina. I faktycznie była mężatką. Poniekąd. Mąż bowiem dwa lata wcześniej wyjechał z miasta i nie wrócił. Czyli porzucił żonę. A ona wciąż czekała.

– To znana tu historia – opowiadał sierżant. – Wszyscy wiedzieli, że ona świata poza Patrykiem nie widzi. Przez całe liceum chodziła za nim jak cień, nie zważając na docinki koleżanek. Nie obchodziło ją, że on nie zwraca na nią uwagi, że co rusz ma inną dziewczynę. Moja córka, która chodziła z nią do klasy, opowiadała, że Karolina twierdziła, że są sobie pisani i los tak poprowadzi ich ścieżki życia, że kiedyś się spotkają i połączą. A ona tylko musi cierpliwie czekać. Nie podobało się to ani jej rodzicom, ani innym ludziom. Zdobyła opinię dziwaczki, trzepniętej na umyśle. Rodzice zabrali ją do psychologa, żeby powiedział, co jest z ich córką nie tak. Lekarz stwierdził osobowość skłonną do poświęcania wszystkiego dla osiągnięcia celu. Czyli coś wysoce pożądanego u ludzi, którzy chcą spełniać swoje marzenia. Tacy są najwięksi naukowcy, wizjonerzy, artyści. Tyle że Karolina za swój cel obrała zdobycie miłości Patryka. Psycholog powiedział rodzicom, że ona dopnie swego. W ten czy inny sposób. Miał rację. W końcu Karolina trafiła do łóżka Patryka, co zaowocowało ciążą, a potem ślubem. Nikt nie miał wątpliwości, że Patryk Karoliny nie kocha, a ona po prostu złapała go na dziecko.

Im dłużej słuchałem, tym bardziej byłem w szoku

– Kobiety wytykały ją palcami, gdy szła dumna przez miasto z coraz bardziej widoczną ciążą. Wydawało się, że zupełnie jej to nie rusza, więc w końcu przestały. Może zauważyły otaczającą dziewczynę aurę szczęścia i miłości, a także absolutnego spełnienia, i przestały ją wyśmiewać, a zaczęły jej zazdrościć. Małżeństwo zamieszkało w domu, który podarowali im w prezencie ślubnym rodzice Karoliny. Kiedy młoda para przychodziła do kościoła na niedzielne msze albo wychodziła na spotkania towarzyskie, wydawało się, że Patryk jakby przejrzał na oczy. Skończyły się nocne wypady na okoliczne dyskoteki i wyrywanie dziewczyn na szybki numerek między jedną piosenką a drugą. Niestety, dziecko zmarło dwa dni po porodzie i Patryk wrócił do dawnego stylu życia. Karolina wyglądała tak, jakby nie zauważała zdrad męża ani tego, że znów stała się celem plotek i kpin. Wciąż chodziła z dumnie podniesioną głową, opowiadając wszystkim o swojej miłości do męża i cierpliwym czekaniu, aż on to zrozumie. I powoli percepcja ludzi się zmieniła. Stała się w oczach kobiet symbolem świętej, która z godnością nosi swój krzyż. Już nie Karola była głupia i dziwna, ale to Patryk był kretynem, który nie widzi, jaki skarb ma we własnym domu. Zupełnie jak każdy inny facet w mieście, dodawały kobiety, co wkurzało ich mężów.

– I co było dalej?

– No więc wiesz, kiedy dwa lata temu Patryk zostawił Karolę i stąd wyjechał, być może zmęczony wszechobecną atmosferą niechęci, kobiety otoczyły porzuconą opieką. Ale ona naprawdę jest dziwna – opowiadał sierżant.

– To znaczy?

– Od wyjazdu Patryka zrobiła się jeszcze bardziej milcząca i wycofana. w ogóle nie bierze udziału w życiu miasteczka. Udziela się jedynie w chórze parafialnym, bo ma piękny głos i śpiewa tam od dziecka.

– Kobieta cierpi z odrzuconej miłości – powiedziałem.

– Prawdopodobnie – sierżant wzruszył ramionami. – Tak więc, jak widzisz, nie ma co za nią ślepić. To sprawa przegrana. Ona czeka na powrót męża.

Posłuchałem rady sierżanta, i nie chodziło nawet o tego męża, ale o to, że nie kręcą mnie tak zwane trudne kobiety. Matka do nich należała i wiem, ile zgryzoty przysporzyła mojemu ojcu. Zmiany nastrojów, wymagania z kosmosu, pretensje nie wiadomo o co. I nawet nie miała zaburzeń psychicznych typu borderline, żeby wytłumaczyć swoją jędzowatość. Przez następny rok widywałem Karolinę w miasteczku, w kościele.

Nawet raz czy dwa zamieniłem z nią kilka słów

Poznałem więcej szczegółów z jej życia, bo wciąż była wdzięcznym tematem plotek. Moja gospodyni na przykład uważała, że Karola jest głupia.

– Pamiętam, że latała za nim jak nagrzana suka – mówiła. – Wiedziała, jaki jest, wiedziała, że jej nie chce i życie z nim będzie dla niej oznaczać piekło. Ale nie, musiała dostać, co chciała. Więc wszystko, co ją spotyka, ma na własne życzenie.

– Nawet utrata dziecka? – spytałem.

Popatrzyła na mnie jak na idiotę.

– Ja tam nie wiem, jak to było z tym dzieckiem. Ale wiem jedno: nie uroniła po nim jednej łzy. Głupie baby widzą w niej świętą uciśnioną. A ja uważam, że jest pokręcona jak korkociąg. Zapamięta pan moje słowa, panie władzo.

Postanowiłem znaleźć sobie inne lokum. Takim ludziom jak moja gospodyni miałem ochotę zrobić krzywdę. A nie wolno mi, jestem policjantem… Pewnego dnia patrolowałem na rowerze kwartał, gdzie stał dom Karoliny. Był wczesny czerwcowy wieczór. Kiedy przejeżdżałem obok jej domu, zaszczekał pies. Odruchowo obróciłem głowę i spojrzałem w okna domu. Gdy dotarł do mnie obraz, jaki ujrzałem, niemal wywróciłem się, tak gwałtownie nacisnąłem hamulec. Zeskoczyłem z roweru, przeskoczyłem siatkę i pognałem do okna pokoju na pierwszym piętrze, gdzie Karolina siedziała na brzegu parapetu. Wspiąłem się do okna i popchnąłem ją do wnętrza mieszkania.

Kilka minut później przyjechało pogotowie

 Przybyłem na czas. Kiedy odjechali i zrobiło się spokojnie, a gapie z ulicy wrócili do swoich domów, by obdzwaniać znajomych z sensacyjną wiadomością, rozejrzałem się po domu, szukając psa, by wziąć go do siebie, dopóki jego pani nie wydobrzeje. Znalazłem go warującego przy drzwiach do piwnicy.

Chodź, pójdziemy do mnie – powiedziałem i wyciągnąłem rękę ze smyczą.

Zawarczał. A potem zaczął podskakiwać do klamki, jakby mówił, bym otworzył drzwi. Posłuchałem go. Schody prowadziły w dół. Przekręciłem włącznik i światło zalało piwnicę. Pies zbiegł w dół, szczekając nagląco. Zszedłem. Kiedy obróciłem się, moim oczom ukazała się wielka klatka. A w środku na grubym materacu bez pościeli leżał nagi mężczyzna. Jego martwe oczy patrzyły nieruchomo w sufit. Nie żył. Jakimś cudem wiedziałem, że to Patryk, zaginiony mąż Karoliny.

Potem odnalazłem nagranie z przesłuchania. Karolina była nad wyraz spokojna.

– Więc jak to było?

– Nijak – chwila ciszy. – Nie miałam mu za złe tych wszystkich bab, bo były tylko ciałami bez znaczenia. Był mężczyzną, prawdziwym samcem, rozumiałam to. Ja nie mogłam go fizycznie zaspokoić, on potrzebował różnorodności. Jak to myśliwy. Rozumiałam to. Akceptowałam.

Nie kochał pani.

– Mówił, że nie potrafi. Że bardzo by chciał. Obiecałam mu, że mnie pokocha, tylko musiał dać mi szansę. Starałam się. Kiedy ono umarło… – chwila ciszy. – Musiałam starać się bardziej. Wiedziałam, że mi się uda. Że w końcu zrozumie, że mnie kocha. A wtedy ja mu wystarczę.

– Ta klatka? Po co ona?

Długie milczenie. Szept.

Chciał odejść. Powiedział, że ma dość. Mnie, miasta. Że chce jechać w szeroki świat, bo tam jest prawdziwe życie. To co niby miałam zrobić? Jakby odszedł, to jak miałam sprawić, by mnie pokochał?

– Trzymała go pani w tej klatce trzy lata. Nagiego. Dlaczego?

– Wcześniej miał ubranie i różne rzeczy. Ale zaczął się odgrażać, że się wydostanie, jak tylko zasnę. Więc mu wszystko zabrałam… Nie powinnam mu była dawać materaca. Ale wtedy by spał na zimnym betonie. Nie chciałam, by cierpiał.

– Trzy lata trzymała go pani w klatce i nie chciała, by cierpiał? Nie widzi tu pani sprzeczności?

Cisza. Brak odpowiedzi. W końcu Karolina cicho zapytała:

– Jak żyć bez miłości? 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA