„Kiedy mąż oznajmił mi, że ma 9 nieślubnych dzieci, zdębiałam. Tłumaczył się, że ma słabość do tej cyfry i imienia Anna”

Nieszczęśliwe małżeństwo fot. Adobe Stock, fizkes
„Przez całe małżeństwo byliśmy zajęci prowadzeniem firmy. Dopiero po 20 latach zorientowałam się, że coś jest nie tak. Prywatny detektyw namierzył dla mnie piękną Annę, z którą spotykał się mój mąż. Nie spodziewałam się jednak, że ten spyta mnie, o którą Annę właściwie mi chodzi”.
/ 28.08.2023 22:30
Nieszczęśliwe małżeństwo fot. Adobe Stock, fizkes

Razem z mężem dorobiłam się dużej, doskonale prosperującej firmy, którą prowadziliśmy na zasadach spółki. Choć wymagała ogromu pracy, było nas stać na wszystko. Problemem nie było ani zbudowanie domu, ani kupno działki nad morzem, ani regularna zmiana samochodu na nowszy model. Chodziliśmy wielokrotnie do tych samych, drogich knajpek, a nawet: do kasyn, w których lubował się mój mąż. Z racji, że ja ukochałam sobie drogie torebki i buty, okazjonalny hazard nie był dla mnie problemem.

Dochodami z firmy dzieliliśmy się po równo, a każdy z nas miał swoje konto bankowe. Utrzymywaliśmy dobry status finansowy, nie było więc podstaw, bym wypytywała męża, na co wydaje swoją część zarobków. Często pracowałam akurat wtedy, gdy mąż siedział w domu i na odwrót – nie stanowiło to jednak problemu, bo kierowałam się dużym zaufaniem.

Dopiero po 20 latach zauważyłam, że mąż znika z domu

W pewnym momencie zaczęłam mieć czegoś dosyć. Nadmiar obowiązków zawodowych przytłoczył mnie na tyle, że nie pomagały sporadyczne urlopy, a markowe akcesoria przestały sprawiać mi radość.

– Proszę bardzo, tort dla wszystkich! – sprezentowałam całej firmie drogi prezent, ogłaszając jednocześnie, że w pracy pojawię się ponownie dopiero za dwa miesiące.

– Oj, Halinka, co my bez ciebie zrobimy! Spędź no chociaż trochę czasu sam na sam ze Zbyszkiem, wykorzystaj ten urlop dobrze.

Och, faktycznie, Zbyszek… Chciałam wypocząć, ale nie wzięłam pod uwagę tego, żeby w harmonogramie znalazł się również mój mąż. Uznałam, że czas to naprawić. Podczas któregoś z dnia z rzędu spędzanego samotnie z lampką wina przed telewizorem, poczułam się sfrustrowana.

Przecież jego cały czas nie było w domu: często znikał, tłumacząc, że idzie się rozerwać w kasynie. Nie chciał jednak zabrać mnie ze sobą.

Detektyw namierzył pewną blondynkę

Choć wiedziałam, że mój mąż lubi hazard, przestraszyłam się, że może zaczął grać nałogowo. Wychodził gdzieś praktycznie codziennie. Wynajęłam więc prywatnego detektywa, nakierowując go pierwotnie właśnie na śledzenie Zbyszka w okolicach kasyn. To, co odkrył, nieźle mnie jednak zamurowało.

– Spotyka się z jakąś blondynką. – pokazał mi kilka zdjęć. – Wręczał jej kopertę.

Spojrzałam na fotografie. Niestety, nie było widać na niej twarzy kobiety: ujęcia przedstawiały sylwetkę z tyłu.

– We wtorek: restauracja. Towarzyszyło im dziecko. W środę spotkali się w parku.

Przyjrzałam się dokładniej zdjęciom. Coś mi tu nie grało.

– Zaraz, zaraz. Pracowałam kiedyś jako fryzjerka. Kolory włosów delikatnie się różnią. Złocisty blond, a tutaj więcej karmelu… Na zdjęciu ze środy widać też nieco krótszego kucyka.

– Sprawdzę ten trop. – detektyw rzucił porozumiewawczo, choć sama nie połączyłam wtedy kropek i nie zrozumiałam, o co dokładnie mu chodzi.

Wyszłam ze spotkania na tyle zdołowana, że nie potrafiłam zwizualizować sobie tego, co krążyło po mojej głowie. Wiedziałam, że coś tu się nie zgadza, ale co? Czyżby mój mąż umawiał się z prostytutkami? Nie, nie pasuje dziecko. Z mężatką? Ta kobieta w takim razie bardzo często zmienia fryzjerów. Nie rozumiałam, jak mógł mnie zdradzać, i tylko to zaprzątało wtedy moją głowę.

Nagle zadzwonił telefon.

– Anna. Dowiedziałem się od obsługi restauracji, że nazywa się Anna. Któryś z kelnerów ją zna. – usłyszałam głos detektywa.

O którą Annę chodzi?

Czekałam na męża zdenerwowana, z trzęsącymi się dłońmi i spoconym czołem. Niby już od dawna nie było między nami głębokiej więzi, ale dzieliłam z nim życie przez lata. To wystarczyło, bym czuła się rozgoryczona i smutna.

– W którym kasynie dziś byłeś? – rzuciłam, od razu, gdy otworzył drzwi.

Rzucił nazwą.

– Tak? A nie było cię tam czasem z blondynką? Nie byłeś tam z Anną?

Wiesz o Annie? O której?

Zaniemogłam.

– Co?

– O której Annie się dowiedziałaś? Jak? – dopytywał mąż.

– Zbyszek! O czym ty do mnie mówisz?

Wybuchnęłam płaczem. Mogłam znieść wiele, ale… Tak. Miałam rację. Nie zgadzały mi się włosy, bo spotykał się z różnymi kobietami. Ile było Ann? Rzuciłam mu zdjęcia na stół.

– Z tą mam syna. Z tą córkę. – zaczął wymieniać chłodno, tak, jakby było to dla niego nic.

– Co? Chcesz mi powiedzieć, że masz nieślubne dzieci?

– Dziewięcioro. Przepraszam, Halina…

Byłam bliska omdlenia. Wyszłam i trzasnęłam drzwiami, nie interesowało mnie już w zasadzie nic: chciałam tylko iść przed siebie i płakać. Łzy w taki upał podziałały na mnie orzeźwiająco. Poszłam napić się kawy i wróciłam do domu, by ostatecznie rozmówić się z tym wierutnym kłamcą. Chciałam, by ten łajdak wszystko mi wyśpiewał.

Miał obsesję na punkcie pierwszej miłości

– Kiedy rozmawialiśmy o swoich byłych, nie powiedziałem ci całej prawdy. Skłamałem, mówiąc, że pierwszą dziewczynę poznałem dopiero w wieku 18 lat. Był ktoś jeszcze. Moja Ania, z którą byłem przez całe liceum, zginęła w wypadku samochodowym. Była dla mnie wszystkim… – opowiadał ze szklistymi oczami.

– I co? Przez całe życie poszukiwałeś drugiej Anny?

Nic już nie rozumiałam. Ile ich jest i z którą z nich ma ile dzieci? Wiedziałam w tamtym momencie jedynie o dwóch dzieciach dwóch kobiet.

– To nie tak! To wszystko miało dla mnie wartość symboliczną. Ania zmagała się z pewnymi kompulsjami. Kiedy robiła różne rzeczy, liczyła do dziewięciu. Dziewięć razy przytulała mnie na pożegnanie, podkradała ojcu papierosy, ale tylko dziewięć dziennie… Nawet w szkole, gdy pisaliśmy sprawdziany…

– Dość! Nie mogę tego dłużej słuchać – wybuchnęłam. – Zrobiłeś sobie ołtarzyk dla zmarłej dziewczyny kosztem innych kobiet! W tym mnie. Nie jestem Anną i nie dałam Ci dziewięciu dzieci. Czy próbowałeś mnie chociaż taką pokochać?

– Ja… Ja nie wiem. Zatraciłem się w poszukiwaniu blondynek o imieniu Anna. Chciałem mieć z nimi dzieci, dziewięć, tak, jak planowałem z moją Anią… Ona była wtedy w ciąży. Straciłem nie tylko ją, ale również nasze dziecko. To wpadka, druga klasa liceum, ale pragnąłem tego dziecka najbardziej ze wszystkiego na tym świecie.

Ze mną nigdy nie chciał mieć dzieci. Mówił, że życie ojca po prostu nie jest dla niego. Ja też nie chciałam mieć potomstwa, wolałam poświęcić się karierze. Nie wyobrażałam sobie wychowywania dzieci. Zrozumiałam wtedy, że on chciał być ojcem, ale nie ze mną. Chciał tylko Anny, która od dawna nie żyje.

Przypomniałam sobie też, że chodziliśmy wielokrotnie do tych samych restauracji, po czasie nagle zmieniając je na nowe odkrycie. Czy wizyt w każdej z nich było właśnie dziewięć? Okazało się, że absolutnie wszystko w moim życiu przypieczętowane było tej dziewczynie.

Rozpoczęłam nowy związek

Wyprowadziłam się z domu, po czym zadzwoniłam raz jeszcze do detektywa. Wytłumaczyłam mu, w czym rzecz i nakazałam mu wyśledzić każdą kobietę, z którą tylko umawiał się Zbyszek. Wkrótce udało mi się skontaktować z dziewięcioma Annami, które miały z moim mężem po jednym dziecku.

Żadna z nich nie wiedziała, rzecz jasna, o sobie nawzajem. Okazało się, że mój mąż szybko kończył związki, mówiąc, że nie szuka tego. Płacił alimenty, z niektórymi z dzieci nawet się widywał. Żadna z kobiet nie była dla niego jednak tą właściwą: łudził się jedynie, że zastąpią ideał, pierwowzór. Każdy poród definiował jednak całą prawdę.

Umówiłam ostatecznie wszystkie dziewięć Ann ze sobą. Jedna z nich miała „złowić” Zbyszka na haczyk. To, co działo się dalej, zostanie już wyłącznie między nimi. Nie chciałam angażować się emocjonalnie w tę sytuację. Złożyłam jedynie papiery rozwodowe, spotkałam się z prawnikiem wyspecjalizowanym w rozstrzyganiu konfliktów właścicieli spółek i odeszłam. Niedługo później poznałam zaś Stefana.

– Wiesz – rzucił Stefan, gdy opowiedziałam mu o całym zajściu. – Miałem w życiu wiele kobiet. Byłem z Adrianną, Zofią, Emanuelą. Nie liczę już nawet związków ze studiów czy szkoły. Ale co z tego? Dla mnie liczy się teraz jedna: Halinka. Nie szukam ich w Tobie, to tylko zlepek wspomnień, który dawno już się zatarł. Jesteś wyjątkowa i darzę uczuciami wyłącznie Ciebie.

Wtedy zrozumiałam. Problem nie leżał w tym, że nie byłam Anną. Dotyczył wyłącznie tego, że mąż nie zauważył we mnie tej, którą byłam naprawdę: Haliny.

Czytaj także:
„Nakryłam lokatora, jak zabawia się z kochanicą w mieszkaniu. Dałam mu miesiąc na wyprowadzkę. Moje mieszkanie to nie burdel"
„Po 5 latach związku mój konkubent przyznał się do romansu, który trwa od roku. Teraz chce przebaczenia. Po moim trupie”
„Romansowałam w pracy dla własnych korzyści. Do momentu, aż były kochanek wydał mnie i zrobił ze mnie puszczalską”

Redakcja poleca

REKLAMA