Przyszedł, gdy układaliśmy się do snu. Natarczywym dźwiękiem dzwonka wyrwał nas z łóżka i zmusił do otwarcia sobie drzwi. W swoim szytym na miarę garniturze ociekającym brunatną cieczą wyglądał, jakby zaszlachtował jakieś zwierzę. Jego spodnie i marynarka unurzane były w krzepnącej krwi. Nogawki spodni i zawsze nienagannie wypastowane buty oblepiało błoto i gnijące, jesienne liście.
Widząc go jedynie jęknęłam przerażona, za to mój mąż od razu przeszedł do pytań.
– Nic ci się nie stało?
– Mnie nie – Maciek zwiesił głowę.
– To komu? Mamy dzwonić na policję czy po pogotowie?
W odpowiedzi nasz sąsiad poprosił o szklankę whisky albo jakiegokolwiek alkoholu i ruszył do salonu. Małżonek posłusznie otworzył barek, ale ja nie wytrzymałam i wypaliłam, że nie możemy tak spokojnie sobie popijać drinków, skoro ktoś może potrzebować naszej pomocy.
– Już nie – przerwał mi Maciek. – Już jest za późno… – wychylił wypełnioną płynem szklankę.
Myśli szalały w mojej głowie, dlatego dopiero po dłuższej chwili uzmysłowiłam sobie, że nasz sąsiad był abstynentem.
– Pijesz? Co się stało? Dlaczego tak wyglądasz? – nie wytrzymałam napięcia.
Powiedział nam prawdę, jak na spowiedzi...
Minęło już wieczorne zmęczenie i pragnienie snu, teraz chciałam jedynie dowiedzieć się, dlaczego ten człowiek, nasz sąsiad, którego nigdy nie lubiłam, wygląda w ten sposób i mówi dziwne rzeczy.
– Załatwiłem tę sprawę… Raz na zawsze… Mam to już za sobą – wycedził. Spojrzał przy tym na mnie w taki sposób, że aż przeszły mnie ciarki. W jego oczach czaiło się coś złowieszczego. Słyszałam o nim różne plotki, ale nie sądziłam, że może być zdolny do czegoś strasznego, na przykład do morderstwa…!
Nie zdążyłam ochłonąć, gdy ponownie się odezwał, przepraszając, że zakłócił nam wieczór.
– Musiałem to komuś powiedzieć…
– Ale co? – zapytaliśmy z mężem jednocześnie.
– Że zabiłem swojego brata – wbił wzrok w swoje buty i rozpłakał się.
Poczułam, jak żołądek podchodzi mi do gardła. Serce zaczęło mi walić, jakby chciało wyskoczyć z klatki piersiowej i uciec stąd jak najdalej. „Co on mówi?! – pomyślałam, próbując zaczerpnąć tchu, żeby nie zwymiotować. Dlaczego przyszedł do nas? Po co mówi nam coś tak potwornego? Jakim prawem burzy nasze życie?! Od czego ma żonę? I gdzie ona jest? Właściwie dlaczego zabił brata? Zawsze uważałam go za dziwaka, ale teraz chyba do reszty już zwariował?!”.
Myślałam, że eksploduję od nadmiaru emocji, ale ugryzłam się w język, widząc, jak mój mąż, spokojny z natury, dobrze sytuowany, małomiasteczkowy notariusz w średnim wieku, wciela się w wymarzoną rolę śledczego i próbuje ustalić fakty.
– Zabiłeś brata? – powtórzył za Maćkiem. – Którego?
– Młodszego – Maciek spojrzał na niego przekrwionymi oczami.
– Tego, który został księdzem?! – z trudem powstrzymywałam drżenie ust.
– Tak, tego.
– Ale dlaczego? Przypomniałam sobie trzydziestoletniego, sympatycznego chłopaka, do którego lgnęły wszystkie dzieci z okolicy. Nowoczesny, otwarty ksiądz, marzący o zreformowaniu polskiego Kościoła i stanu duchownego. Z każdym był na ty, do każdego odnosił się z szacunkiem. Widywałam go zaledwie kilka razy do roku, kiedy wpadał z wizytą do brata i bratowej, ale to wystarczyło, żeby podbił i moje serce.
Każdy z sąsiadów dałby wiele, żeby nasz proboszcz był równie mądry i wyważony w swoich sądach, jak ten młody człowiek. Skupiał się na człowieku, zamiast gonić za pieniędzmi i wygłaszać co niedziela deklaracje polityczne. A teraz ten człowiek nie żył, zabity przez brata, który dotąd nie mógł się go nachwalić. „O co tutaj chodzi?” – pomyślałam, próbując za wszelką cenę się uspokoić.
– Nie znaliście go – Maciek jakby czytał w moich myślach. – To także moja wina, bo zrobiłem wszystko, żeby nikt nie poznał prawdy o moim braciszku. Sądziłem, że zbłądził. Uroda młodości, chwila zawahania, ale wyciągnął wnioski i już nigdy nikogo nie skrzywdzi. Myliłem się… – otarł brudnym rękawem marynarki czoło.
– Jak to możliwe, że nie znałem własnego brata? Dzieciaka, przy którym byłem od chwili, kiedy mama przywiozła go do domu zawiniętego w kocyk?
Chciałam odpowiedzieć pytaniem na pytanie, bo jak to możliwe, że nie znaliśmy własnego sąsiada? Zawsze był mrukiem, pewnym siebie menadżerem czegoś tam, ale poza tym dobrym ojcem, chyba dość dobrym mężem, ale nie mordercą! Więc chyba my także się myliliśmy? Maciek znów spojrzał na mnie. Przestraszona odruchowo przytuliłam się do męża.
– Ten chłopczyk, z którym mieszkam pod jednym dachem, którego wychowuję i kocham, nie jest moim synem – zaczął.
– Antek nie jest twoim synem? To w takim razie kogo? – nie wytrzymałam.
– Mojego młodszego brata – odpowiedział spokojnie.
Aż przysiadłam z wrażenia, słysząc te słowa, a mój mąż z głośnym świstem wypuścił powietrze z płuc. Maciek tylko uśmiechnął się nieporadnie, po czym niepytany już o nic zaczął opowiadać o nieszczęśliwej braterskiej miłości. Marcin, najmłodszy z czwórki rodzeństwa, już jako kilkulatek bawił się w odprawianie mszy i udzielanie komunii. Dlatego wszyscy w rodzinie byli pewni, że w przyszłości chłopiec wybierze stan duchowny. Z początku mama nieśmiało protestowała przeciwko takim pomysłom, starając się przekonać swojego ulubieńca do zmiany decyzji, ale w końcu i ona się poddała, widząc rosnące zaangażowanie syna.
Niby taki święty, a tak naprawdę egoista i łajdak
Maćka zawsze dziwiła religijność brata. Owszem, on sam wierzył, chodził na msze, spowiadał się, ale żeby od razu rezygnować z życia? Z kobiet? Z rodziny? Nigdy! Zwłaszcza że od dawna kochał się w rówieśnicy młodszego brata i jego koleżance z klasy, był jednak zbyt nieśmiały, żeby wyznać Darii, co czuje. Wydawało mu się jednak, że Marcin domyśla się, co dzieje się w sercu Maćka. Niestety, pomylił się.
Podczas, gdy jeden rumienił się na widok płci przeciwnej, drugi nie miał żadnych problemów w nawiązywaniu znajomości. Wygadany, zabawny, bezpośredni Marcin, gdyby chciał, mógłby chodzić z każdą z koleżanek. Ale on wolał Boga.
– Do czasu… Nagle, po przekroczeniu szesnastego roku życia, jakby piorun w niego strzelił. Zaczął nie tyle opuszczać się jako ministrant, ale nawet wątpić w istnienie Boga. Nagle msze wydały mu się jałowe, a Ewangelię porównywał do zbioru bajek – opowiadał Maciek.
Marcin zaczął korzystać z życia, podrywać dziewczyny, kumplować się z dziwnymi typami i opuszczać lekcje. Nie wiadomo, gdzie by skończył, gdyby nie Daria. Ona jedyna miała na niego wpływ. Udało jej się go przekonać, żeby chociaż nie porzucał szkoły.
– Sądziłem, że tylko się przyjaźnią… – westchnął Maciek. – Jednak Daria kochała Marcina, a on tylko się zabawił, a kiedy mu się znudziła, porzucił i bez słowa wyjaśnienia wstąpił do seminarium. Przez rok nie mieliśmy z nim kontaktu. Pojawił się dopiero na moim ślubie… Nie byłam w stanie wyobrazić sobie, co czuł Maciek, widząc miłość swojego życia w towarzystwie brata, a potem ratując ją przed samobójstwem, gdy ten ją porzucił. Okazało się, że dziewczyna jest w ciąży i boi się do tego przyznać, więc Maciek wziął winę na siebie.
Klęknął przed rodzicami Darii i poprosił o jej rękę, a ci choć nie dowierzali, że za rosnącym brzuchem córki stoi starszy z braci, to z ulgą przyjęli jego oświadczyny, chcąc ratować jej reputację. Co o swoim przyszłym mężu myślała Daria? Podobno była mu wdzięczna. Także za to, że cierpliwie latami czekał, aby spędzić z nią noc.
– Myślałem, że wszystko, co najgorsze, już za nami. Podczas wesela Daria ani przez chwilę nie spojrzała na Marcina. Zakazała mi też wyznać mu prawdę. Powiedziała: „To ty jesteś ojcem Antka, bo ty dajesz mu wszystko, czego ten prawdziwy nie potrafi”. Dostosowałem się więc do życzenia żony, choć kłamstwo bardzo mi ciążyło. Zwłaszcza kiedy widziałem, jakie relacje z dziećmi ma Marcin. Ale Daria uważała, że on tylko się nimi bawi, jak nią kiedyś… Nie wierzyła Marcinowi, nie ufała jego przemianie, a jednak, gdy rok temu zaczął znowu mieć problemy, to do niej zwrócił się po pomoc, a ona go nie odtrąciła. Rozumiecie coś z tego? Ja nie mogłem pojąć, dlaczego znów wplątała się w tę historię – schował twarz w dłoniach.
– Jak to wplątała się? – zapytał mój mąż.
– Przecież Marcin jest… był księdzem.
– A co to za przeszkoda? – roześmiał się Maciek. – Nagle mój braciszek zaczął mieć wątpliwości, czy słusznie postąpił, wybierając sutannę zamiast Darii, a kiedy dowiedział się, że ma syna, dosłownie oszalał. Wyzwał mnie od kłamców i zdrajców, choć to ja uchroniłem Darię przed publicznym potępieniem! Teraz to ja byłem tym złym, który wykorzystał sytuację, żeby zająć miejsce brata przy boku ukochanej, a Marcin jak zwykle się miotał. Nawet nie wiem, czy chciał porzucić stan duchowny, ale z pewnością nie miał oporów, żeby będąc księdzem, sypiać z moją żoną! Pod moim dachem, w moim łóżku!
– Daria? – nie wierzyłam.
– Powiedziała, że zawsze go kochała.
– Nie wiedziałam, że u was dzieją się takie rzeczy…
– Ha, ha, ha! Jesteśmy rodziną dobrych aktorów! – stwierdził kwaśno Maciek. – Długo nie wiedziałem, że młodszy braciszek przyprawia mi rogi, ale gdy okazało się, że moja żona jest w drugiej ciąży, postanowiła wyznać mi prawdę i odejść.
Marcin wynajął im kawalerkę, ale swoim zwyczajem zaczął lawirować, aż wyznał, że dłużej nie może tak żyć, bo on nie przestanie być księdzem! Łajdak jeden! Nie wytrzymał, musiał zakończyć ten koszmar! Daria wróciła do męża, a ten przyjął ją mimo ciąży, którą zresztą wkrótce straciła.
– To miała być dziewczynka… Ze mną nigdy nie mogła zajść w ciążę … – rozpłakał się.
Miałam ochotę go przytulić, ale nie byłam w stanie się ruszyć oszołomiona tym, co usłyszałam. Daria, dziecko, okrutny ksiądz i Maciek w tym splamionym krwią garniturze. „Odegrał się na bracie? Ale dlaczego, jeśli żona zmądrzała?” – pomyślałam.
– Dałbym sobie spokój z gnojkiem, gdyby znowu się nie odezwał. Kilka miesięcy później napisał do mojej żony, znów nie wiedząc, co zrobić, a kiedy opowiedziała mu o poronieniu, zaproponował spotkanie. Pojechała! Zostawiła mnie z Antkiem i listem na stole, i pojechała do niego! Podobno miał to być ich ostatni raz… Jezu przenajświętszy! – Maciek zaryczał niczym zranione zwierzę i poderwał się z sofy.
Zbladł, zacisnął pięści, miałam wrażenie, że zaraz rzuci się na nas albo zdemoluje pokój, taki był wściekły.
– Pojechałem tam i… Gdy tylko ona wyszła z pokoju hotelowego, poprawiając spódnicę, wiedziałem, że to nigdy się nie skończy. Zamykając drzwi, powiedziała: „Do zobaczenia”. Do zobaczenia, rozumiecie? Zatłukłem go jak psa, starłem go na miazgę – uderzył pięścią w pięść.
– Co zamierzasz teraz zrobić? – spytał mój mąż. – Porozmawiasz z Darią? Zgłosisz się na policję? Uciekniesz?
– Zawsze was szanowałem – oznajmił. – Zwłaszcza ciebie, Moniko, byłaś tak inna od mojej żony. Patrząc na was, miałem wrażenie, że oglądam film o życiu, jakie sam chciałbym wieść. Kochacie się, wspieracie, szanujecie… Będziecie dobrymi rodzicami. Ruszył do wyjścia. Omal nie powiedziałam, że nie możemy mieć dzieci.
– Jutro wszystko się wyjaśni, nie musicie dzwonić na policję – nie odwrócił się nawet. – Dobranoc.
Wciąż nie mogę sobie darować, że go nie zatrzymaliśmy… O świcie obudził nas telefon jednej z sąsiadek. Maciek i Daria rozbili się, jadąc na prostej drodze. Słysząc to, pomyślałam o Antku i zerwałam się z łóżka. Był sam w pustym domu, szczęśliwie pamiętałam, gdzie Daria chowała zapasowy klucz, więc weszłam do środka, nie wyrywając go ze snu.
W przedpokoju zobaczyłam zaadresowaną do mnie kartkę, a w niej jedno zdanie: „Moniko, odezwie się do Was mój adwokat, proszę, nie odmawiajcie mu”. Zabił ją i siebie. Zabił i zostawił nam Antka. Reprezentujący Maćka adwokat obiecał, że zrobi wszystko, żeby sąd przydzielił nam opiekę nad chłopcem. Dotrzymał słowa, mimo sprzeciwu obu rodzin i toczących się w nieskończoność badań psychologicznych, sąd uznał ostatnią wolę mordercy, dlatego, że choć uległ namiętności, dla synka był najlepszym z ojców.
Zobacz więcej kryminalnych historii:
„Zakochałam się w Januszu od razu. Gdybym wiedziała, że zamorduje mojego męża, dalej bym go kochała”
„Obrobiłem dom bandziora działającego w gangu porywaczy dla okupu. Tak odkryłem, gdzie jest moja siostra”
„Matka chciała mnie tylko dla siebie. Skłamała, że mój ojciec nie żyje. Nie zasłużyła na życie po tym, co zrobiła”