„Przyjaciółka załamała się, gdy mąż zostawił ją dla młodszej kochanki. Wymyślała sobie choroby, żeby być w centrum uwagi”

Chora kobieta fot. Adobe Stock, Vadim Pastuh
„Lidka od kilku lat siedziała w domu i udawała chorą. To był główny powód, dla którego nie lubiłam jej odwiedzać – wiecznie skarżyła się na swoje zdrowie. – Matko, jak mi noga drętwieje, i jakoś mnie biodro boli, to pewnie rwa kulszowa. Jeszcze chwila, a nie będę mogła wstać z łóżka – biadoliła. Moja ponad 80-letnia matka tak nie narzekała…”.
/ 16.08.2022 21:30
Chora kobieta fot. Adobe Stock, Vadim Pastuh

Siedziałam przy stole, wertując kartki kalendarza. Poniedziałek – basen, środa i piątek – nordic walking, a w sobotę zumba. Zerknęłam jeszcze raz na czwartek. No tak, razem z Łucją miałam odwiedzić Lidkę. Cholera, całkiem zapomniałam o tym spotkaniu. Pewnie dlatego, że nie bardzo miałam ochotę na nie iść. Jednak nie umiałam odmówić, bo kiedyś byłyśmy ze sobą naprawdę blisko. To ze względu na stare czasy odwiedzałyśmy Lidkę w każdy czwartek.

Wszystkie 3 znałyśmy się od piaskownicy

Ja i Łucja nadal byłyśmy czynne zawodowo. Lidka od kilku lat siedziała w domu i udawała chorą. To był główny powód, dla którego nie lubiłam jej odwiedzać – wiecznie skarżyła się na swoje zdrowie.

– Matko, jak mi noga drętwieje, i jakoś mnie biodro boli, to pewnie rwa kulszowa. Jeszcze chwila, a nie będę mogła wstać z łóżka – biadoliła przy ostatniej wizycie.

Nie odezwałam się wtedy ani słowem. Oprócz rwy kulszowej Lidka chorowała już na celiakię, niskie ciśnienie i cukrzycę. Kilka razy wspomniała nawet o guzie mózgu. Nie mogłam już tego słuchać. Moja przyjaciółka wynajdowała u siebie objawy każdej możliwej choroby, choć w rzeczywistości była zdrowa jak ryba.

– Tereniu, przyjdź szybko, mam bardzo wysokie ciśnienie. Tak mi słabo, to pewnie udar – przekonywała mnie tydzień temu przez telefon.

Pognałam na złamanie karku, a okazało się, że ciśnienie ma książkowe.

– No wiesz, ja mam zawsze niskie ciśnienie, tak dziewięćdziesiąt na sześćdziesiąt. Nic dziwnego, że mogłam się przestraszyć – przekonywała, gdy po raz kolejny dałam się nabrać.

Dopiero po kilku takich wizytach dotarło do mnie, że Lidka symuluje, żeby być w centrum uwagi. Dlatego pomyślałam, że trzeba ją wyciągnąć z domu. Niech pobędzie wśród ludzi, niech zażyje trochę ruchu.

– Może poszłabyś ze mną na basen? – zaproponowałam kiedyś.

Oszalałaś?! Ja i chlor? Żebym jakiejś wysypki dostała? Zresztą tam jest i tak pewnie mnóstwo bakterii, zaraz nabawię się grzybicy albo kurzajek.

– Może więc pochodzisz z kijkami? To proste, złapiesz trochę kondycji, dotlenisz się. To ważne w naszym wieku – przekonywałam.

– Żebym się o ten kij potknęła i złamała nogę? Tereniu, przecież ja mam takie słabe kości – narzekała.

Tak powtarzała za każdym razem

Lidka była wrogiem każdej aktywności fizycznej i, mimo najszczerszych chęci, nic nie mogłam na to poradzić. Co innego Łucja. To ona zaraziła mnie zdrowym stylem życia. Dzięki niej zaczęłam pływać i przeprosiłam się z rowerem. Odkąd umarł mój mąż, miałam mnóstwo wolnego czasu i chciałam jakoś go wykorzystać. Dzięki zajęciom fizycznym nie czułam się taka samotna. I choć ostatecznie zawsze wracałam do pustego domu, bo moja córka już dawno wyfrunęła z rodzinnego gniazda, nie zamierzałam się nad sobą użalać. Tym bardziej że nie żyło mi się źle.

Miałam na miejscu przyjaciółkę, a dodatkowe zajęcia sprawiały, że rzadko spędzałam popołudnia sama. Kiedy zaś wracałam, byłam zbyt zmęczona na smętne myśli. Zresztą odkąd zaczęłam regularnie uprawiać sport, czułam się o niebo lepiej. Schudłam, poprawiła mi się kondycja, byłam bardziej sprawna. Nie wyobrażałam sobie, że można spędzać weekend w domu na kanapie.

Z niechęcią odłożyłam kalendarz i zaczęłam zbierać się do wyjścia. Cóż, trudno, posłucham narzekania, wpuszczę je jednym uchem, a drugim wypuszczę... Do Lidki dotarłam jakiś kwadrans później. Łucja już u niej była. Siedziała na kanapie i spojrzeniem błagała mnie o pomoc.

– O, jesteś, Tereniu. Jak tam u ciebie? Bo u mnie znowu źle – przywitała mnie Lidka. – Mam kłopoty z pęcherzem. Boję się, że to kamienie nerkowe.

Chciałam coś odpowiedzieć, ale Lidka dopiero się rozkręcała. Mając u boku dwie wierne słuchaczki, puszczała wodze fantazji na całego. Obecnie podejrzewała, że wkrótce dostanie udaru. Kiedy wyszła do toalety, Łucja ostentacyjnie odetchnęła z ulgą.

Z nią jest coraz gorzej, słowo daję, to nie jest normalne. Moja matka po osiemdziesiątce mniej narzeka na zdrowie niż ona – szeptała konspiracyjnie, na co wzruszyłam ramionami.

– No ale co poradzisz? Jest sama. Mąż zostawił ją dla młodszej, dzieci rzadko przychodzą, nic dziwnego, że dopomina się o uwagę.

Tyle że wybrała zły sposób. Ale wiesz co? Ja mam pewien pomysł. Od dawna już go rozważam… – Łucja uśmiechnęła się tajemniczo.

Nie dowiedziałam się niczego więcej, bo Lidka wróciła z toalety. Usiadła w fotelu i złapała się za serce.

– Znów to kłucie – jęknęła – stara już jestem i schorowana. Nie to co wy, tak dobrze się trzymacie.

– No, kochana, rzeczywiście wyglądasz jakoś blado – zatroskała się cokolwiek fałszywie Łucja.

– Naprawdę? – Lidka natychmiast sięgnęła po lusterko. – To chyba nie początek zawału, co?

– No, nie wiem, ale to siedzenie w domu na pewno ci nie służy. Chudniesz, marszczysz się. Szkoda, że nie wyglądasz już tak jak dawniej.

– To znaczy, że wyglądam gorzej?! – Lidka szczerze się oburzyła.

Mało nie parsknęłam śmiechem

Uśmiechnęłam się pod nosem, załapawszy, na czym polega podstępny plan Łucji. Lidka od zawsze była próżna. Jako młoda dziewczyna uganiała się za chłopakami, a gdy któryś poprosił ją o chodzenie, przechwalała się tym przed dziewczynami z klasy.

– A lepiej? – włączyłam się w akcję. – Kiedyś była z ciebie super laska. Nawet mój Witek mówił, że nie pojmuje, jak ten twój głupi mąż mógł cię zamienić na inną – zmyślałam na całego.

Teresa dobrze gada. Mój chłop też zawsze powtarzał, że jakby się ze mną nie ożenił, to ruszyłby w konkury do ciebie. Szkoda, że tak się zaniedbałaś. Wszystko przez te choroby. A my na zumbie mamy takiego przystojnego trenera. Marek ma na imię. I jest w naszym wieku. Oj, Lidka gdybyś widziała te oczy… – rozmarzyła się Łucja.

Powstrzymałam się, bo plan Łucji, choć szatański, mógł wypalić. Wiedziałam, że muszę wspomóc koleżankę. Od tego zależało, jak spędzimy następny czwartek: na wycieczce rowerowej czy słuchając smędzenia Lidki.

– Nie dość, że bardzo przystojny, to w dodatku jest wdowcem. Nawet chciałam go poderwać, ale niestety, on woli blondynki – udałam smutek.

Widziałam, jak Lidce zaświeciły się oczy. To jedno mimo upływu lat się nie zmieniło – ona uwielbiała uwodzić facetów. W młodości nie miała skrupułów, żeby odbić chłopaka koleżance. Oszczędzała tylko swoje najbliższe przyjaciółki, czyli nas dwie. Pamiętam, że już wtedy kochała być w centrum zainteresowania.

Wszystko stanęło na głowie, kiedy mąż ją zostawił. Lidka się wtedy podłamała, straciła wiarę w siebie. Cały świat jej się zawalił. Z dnia na dzień została sama w wielkim domu. Dzieci poszły na studia, a Jacek wyprowadził się do kochanki. Czuła, że coraz mniej obchodzi innych ludzi, dlatego zaczęła udawać chorą. Chciała, żeby znajomi i rodzina znowu się nią przejmowali.

– A co to jest właściwie ta cała zumba? – zapytała wreszcie Lidka.

– Taki taniec. Chodzimy na zajęcia dla seniorów. Grupa jest mieszana, trochę kobiet, trochę mężczyzn. Ty byś tam furorę zrobiła. Jakbyś się umalowała, złapała trochę rumieńców, to niejeden by się za tobą obejrzał – kusiła Łucja.

– A to jest trudne? – dociekała Lidka.

Domyśliłam się, że jednak nie pyta o uwodzenie.

– Nie, każdy jest w stanie nauczyć się podstawowych układów, a trener jest bardzo cierpliwy – wyjaśniłam. – No ale skoro jesteś chora, to z nami nie pójdziesz – rzuciła na koniec Łucja, dyskretnie puszczając do mnie oko. – A my musimy się już z Tereską zbierać. Chciałam sobie dzisiaj jakieś perfumy kupić, i nie wiem, może jeszcze apaszkę. Muszę dobrze wyglądać przed sobotnim treningiem.

Tak oto zasiałyśmy w Lidce ziarnko niepokoju. Widziałam, jak w mojej przyjaciółce toczy się wewnętrzna walka. Z jednej strony przywykła udawać chorą, ale z drugiej – mogłaby wreszcie wyjść z domu i zająć się tym, co najlepiej jej wychodziło w młodości: flirtowaniem z facetami. Znowu poczułaby się pożądana i rozchwytywana. I tak przez próżność do… sportu i zdrowia. Oby zadziałało.

Na efekty nie musiałyśmy długo czekać

Następnego dnia zadzwoniła do mnie Łucja i oznajmiła, że Lidka wybiera się z nami na zumbę. Nie mogłam uwierzyć, że tak łatwo poszło. Od trzech lat słuchałyśmy jej narzekań i jakoś nie wpadło nam do głowy, żeby posłużyć się mężczyzną jak wytrychem. Wcześniej wcale jej nie pomagałyśmy. Litując się nad nią, tylko utwierdzałyśmy ją w przekonaniu, że warto zgrywać chorą.

Dopiero kiedy Łucja przyznała, że Lidka faktycznie źle wygląda, w naszej koleżance coś drgnęło. Jej ego nie mogło znieść takiego przytyku. Mimo to do końca nie wierzyłam, że z nami pójdzie, spodziewałam się kolejnej „choroby”. I znowu mnie zaskoczyła. W sobotę czekała na nas, wystrojona jak na bal, przed bramą swojego domu. Musiałam jej to przyznać: wyglądała bardzo ładnie.

– Mogę tak iść? – zapytała, zerkając w kieszonkowe lusterko.

– Oczywiście, Lidzia, wyglądasz świetnie. Nawet nie widać, że jesteś taka schorowana. Zobaczysz, spodoba ci się, od razu poczujesz się lepiej – przekonywała ją Łucja.

– Tylko wiecie, dziewczyny, na tych tańcach nie wspominajcie, że mam problemy ze zdrowiem, po co mają obcy ludzie wiedzieć. Wy to co innego, jesteście moimi przyjaciółkami.

– Pewnie, będziemy milczeć jak dwa groby! – obiecałam, zdając sobie sprawę, że Lidka nie chce być zdyskredytowana w oczach panów.

Zajęcia z zumby zrobiły na niej ogromne wrażenie. Tak samo jak nasz trener, do którego przez całą lekcję robiła maślane oczy. Co nie zmienia faktu, że naprawdę się zaangażowała. Uparcie liczyła kroki i powtarzała po kilka razy każdy układ. Kiedy w którymś momencie na nią spojrzałam, zobaczyłam całkiem inną kobietę. Radosną, z zaróżowionymi policzkami i figlarnym uśmiechem na ustach.

Właśnie taka była Lidka dawniej. Minęło kilka tygodni, a zajęcia z zumby stały się dla Lidki rytuałem. Nie opuszczała żadnej lekcji, nawet takiej, na której nie było mnie ani Łucji. Potem, kiedy się spotykałyśmy, opowiadała ożywiona, co się działo.

– Dużo straciłyście, Marek łączył nas w pary na turniej tańca. Osiedlowy dom kultury organizuje konkurs dla seniorów na najlepiej zatańczoną zumbę. Nagrodą jest weekend w spa i dwa tysiące złotych.

– Ja i tak bym nie startowała, źle czuję się w rywalizacji – przyznałam, i to akurat była prawda.

– A ja owszem, wystartuję! A moim partnerem będzie sam Marek. Nie uważacie, że to świetne? Spośród wszystkich kursantek wybrał właśnie mnie! – ekscytowała się.

Łucja prawie oblała się kawą. Wiedziałam, że to ona poprosiła Marka, żeby wziął Lidkę do tego turnieju. To była kolejna część planu. I to skutecznego. Odkąd Lidka zaczęła chodzić z nami na zumbę, narzekała na swoje zdrowie znacznie mniej.

– To znaczy, że jesteś dobra – kadziła jej Łucja. – Tylko czy ty dasz radę intensywnie trenować? Przecież masz problemy z kręgosłupem i tą rwą… rwę… – zacięła się.

– …kulszową – dokończyłam, ledwo tłumiąc śmiech.

Na szczęście Lidka nie zauważyła naszego rozbawienia. Od razu zapewniła nas, że czuje się już znacznie lepiej. Przez następne tygodnie Lidka ostro trenowała do konkursu. Dlatego nie byłam zaskoczona, kiedy okazało się, że razem z Markiem zajęli pierwsze miejsce.

Uważam, że jej wygrana była zasłużona

Wkrótce, w ramach nagrody, nasza przyjaciółka wyjechała z trenerem do spa, a kiedy wrócili, oznajmiła nam, że są parą. Lidka stała się inną kobietą. Na dobre pokochała ruch. Nadal chodziła z nami na zumbę, ale zapisała się też na zajęcia ze stepu. Coraz częściej towarzyszyła nam w wycieczkach rowerowych, a raz w tygodniu odwiedzała siłownię. Po kilku miesiącach nie mogłam jej poznać. Z wiecznie zgorzkniałej i narzekającej kobiety stała się osobą pełną energii i jakiegoś wewnętrznego światła.

– Co tak wolno? Pedałujcie szybciej, dziewczyny! – ponaglała nas na którejś wycieczce rowerowej do lasu.

– Wyhodowałam żmiję na własnym łonie, ledwie żyję – mamrotała Łucja.

A potem, kiedy zatrzymałyśmy się na mały odpoczynek, Lidka zaskoczyła nas jeszcze bardziej.

Wiecie, że w naszym mieście spotykają się morsy? Marek do nich należy. Zimą kąpią się w tym wielkim stawie przy dworcu. Już się do nich zapisałam. Takie kąpiele są podobno bardzo zdrowe!

Osłupiała spojrzałam na Łucję. Chętnie kąpałam się tam latem, ale żeby moczyć się zimą? Brr, nigdy w życiu!

– Na szczęście do zimy daleko, znajdziemy pretekst, żeby się wykręcić, nie przejmuj się – szepnęła Łucja. – Jakoś tak, żeby jej nie zrazić…

Obie z dumą spojrzałyśmy na Lidkę. Jej przemiana była naprawdę niesamowita. Teraz o wiele przyjemniej spędzało się z nią czas, a co najważniejsze, już więcej nie słyszałam, żeby coś ją bolało. Tak za pomocą małego fortelu uzdrowiłyśmy przyjaciółkę.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA