Najpierw dla Julki byłam ciocią, której się zwierzała i radziła. Kiedy zaczęła się do mnie zwracać „pani Małgosiu”, nie wiedziała, co ze wstydu zrobić z oczami. Potem było jeszcze gorzej.
Samotność i ból robią z młodymi straszne rzeczy...
Dzwonek telefonu oderwał mnie od niedzielnego stołu. Pani Marta dzwoniła z Londynu. Zaczęła od przeprosin, że przeszkadza podczas weekendu i zaraz przeszła do rzeczy.
– Pani Małgosiu, wracam jutro z Julką, tak jak mówiłam, ale samolot ląduje o siódmej dziesięć, a ja na dziewiątą już mam pacjenta. Przyjedzie pani na lotnisko po małą i odwiezie ją do szkoły?
Pani Marta, a raczej doktor Marta Z. była znaną stomatolożką, implantolożką i chirurgiem szczękowym. Miała prywatny gabinet, a właściwie małą klinikę w centrum miasta i spędzała tam praktycznie większość czasu. Jej pięknym apartamentem, dziewięcioletnią córką i dwoma psami od lat zajmowałam się ja.
Poznałyśmy się, kiedy straciłam poprzednią pracę. Pani Marta szukała wtedy kogoś do opieki nad swoją trzyletnią córeczką, którą wychowywała sama. Zgłosiłam się i tak zostałam nie tylko nianią Julki, a także pomocą domową.
– Ona naprawdę nie wie, gdzie ma w domu zapas mydła? – dziwił się mój mąż.
– Nie, ponieważ to ja robię zakupy, a potem układam je w szafkach – śmiałam się.
– Czasami mam wrażenie, że jesteś bardziej jej żoną niż moją – mruknął Adam, ale spojrzałam na niego karcąco.
Może pani Marta była wymagająca i często prosiła od dodatkową pracę, ale dzięki pensji od niej utrzymywałam nas oboje, wspierałam naszych dorosłych synów, było mnie stać na nowy samochód i raz do roku zabierałam męża na zagraniczne wakacje.
Bardzo lubiłam panią Martę i małą Julkę
Nie chodziło tylko o to, że pracodawczyni traktowała mnie z szacunkiem i sporo płaciła. Po prostu dobrze się czułam w ich domu. Bez cienia przesady mogę powiedzieć, że to ja go urządziłam i o niego dbałam. Pani doktor w nim tylko bywała. Czasami się tym na głos martwiła.
– Jula więcej czasu spędza z panią niż ze mną – rzuciła kiedyś. – Pewnie bardziej by się przejęła, gdyby pani zabrakło niż mnie.
Głośno zaprotestowałam i zapewniłam, że ma doskonały kontakt z córką, ale w duszy częściowo przyznałam jej rację. To ja znałam wszystkie przyjaciółki małej, ja chodziłam na jej występy baletowe, kiedy jej matka jeździła na zjazdy lekarzy. Dopóki Jula była dzieckiem, nie było z tym większych problemów. Schody się zaczęły, gdy stała się nastolatką.
– Nie możesz mi zabronić rozmawiać przez telefon! – krzyczała do mnie, kiedy na polecenie jej matki usiłowałam odebrać jej komórkę, żeby usiadła do lekcji.
– Ale mogę wyłączyć ci internet – odpowiadałam spokojnie i wyłączałam router, bo tylko ja znałam hasło.
– Mam cię dosyć! To nie twój dom ani internet! Jesteś tylko służącą! – wydarła się na mnie raz i wtedy straciłam cierpliwość.
Nie uniosłam się, tylko lodowatym tonem oznajmiłam, że będę musiała o tej awanturze powiedzieć jej matce.
Oczywiście Julka się na mnie obraziła
Puściła w swoim pokoju muzykę na cały regulator i odmówiła zjedzenia obiadu, który ugotowałam. Wieczorem powiedziałam o wszystkim pani Marcie. Następnego dnia dziewczynka wróciła po szkole i powiedziała:
– Ciociu, ja chciałam przeprosić za wczoraj… – wymamrotała, wyłamując sobie palce.
– Wiem, skarbie. – Od razu jej wybaczyłam. – Pomożesz mi pokroić ogórki na sałatkę?
Kiedy miała piętnaście i szesnaście lat, zdarzało jej się jeszcze wiele razy wpaść w szał, w jaki potrafią wpaść tylko nastolatki. Raz wykrzyczała mi w twarz, że skoro jej matka mi płaci, to mam jej słuchać. Szczerze się wtedy uśmiałam. Było też wiele odwrotnych sytuacji, kiedy ta młoda, czasami zagubiona dziewczyna, która w sumie miała niewielki kontakt z matką i nigdy nie poznała swojego ojca, potrzebowała autorytetu, szukała kogoś dorosłego, kto pokazałby jej rozwiązanie dręczących ją problemów. Wtedy zaczynała rozmawiać ze mną. Opowiadała mi o swoich chłopakach, problemach z fałszywą przyjaciółką, nauczycielu, który ją gnębi.
– Mama rzadko ze mną rozmawia – rzuciła rozżalona. – A ostatnio to już w ogóle!
Chciałam powiedzieć, że jej matka jest cenioną lekarką i robi międzynarodową karierę, ale to nie do końca o to chodziło. Prawda była taka, że od jakiegoś czasu pani Marta po prostu wolała spędzać czas ze swoim nowym partnerem niż z córką. W domu praktycznie mieszkałam tylko ja i Julia. Lekarka coraz częściej spędzała noce u młodego, przystojnego biznesmena. Jej córka wściekała się o to.
– Cóż, będzie musiała to zaakceptować – rzuciła raz twardo do mnie pani Marta. – Ja i Kuba chcemy zamieszkać razem.
Zrobiło mi się żal Julki
Dziewczyna miała wtedy siedemnaście lat. Trudny wiek, zwłaszcza dla dziewczyny wychowującej się bez ojca i stale nieobecnej matce. Julia była w okresie kontestowania wszystkiego, eksperymentowała ze stylem ubierania, byłam też pewna, że raz wyczułam od niej zapach trawki. Dziewczyna coraz częściej nie wracała na noc, co odkrywałam, kiedy przychodziłam rano posprzątać i zastawałam jej nietknięte łóżko.
– Proszę, nie mów mamie, ciociu – chociaż Julka była prawie dorosła, to wciąż się do mnie tak zwracała. – Albo wiesz co? Możesz jej powiedzieć! Ona i tak ma to wszystko w dupie – stwierdziła w końcu.
Dziewczynę zaczęli otaczać coraz bardziej natrętni znajomi. Widziałam, że chodzi im tylko o pieniądze. Kiedy przychodzili i zamawiali pizzę, zawsze płaciła tylko ona. Oni nie chcieli oglądać rachunku. Koleżanki pożyczały od niej markowe ciuchy i biżuterię, ale nigdy nie widziałam, by cokolwiek wróciło na miejsce. Kiedy raz zwróciłam jej na to uwagę, wyskoczyła na mnie z buzią.
– Tak! Pożyczam im i płacę za nich. Jakbym tego nie robiła, tobym została sama jak palec! – wysyczała do mnie wściekła. – Nie mów mi jak mam żyć, bo za trzy miesiące będę dorosła! – dorzuciła.
Prawie się spodziewałam, że za chwilę znowu nazwie mnie służącą, ale w porę ugryzła się w język. Potem znowu była miła, tym bardziej że miała do mnie interes. Obchodziła osiemnastkę i matka dała jej pieniądze na wynajęcie klubu. Julka zaprosiła na tę imprezę sporo gości, w tym część z innych miast. Sporo miało nocować u niej w domu.
– Ciociu, przygotujesz im łóżka? I żeby jakieś śniadanie rano było. No i mama powiedziała, że ma być potem wszystko wyprane i posprzątane i żebym o tym porozmawiała z tobą…
Zgodziłam się
Pani Marta właśnie wybierała się z Jakubem na nurkowanie do Egiptu. Dała córce na osiemnastkę pieniądze na imprezę oraz naszyjnik z białego złota, po czym spakowała walizki. Kiedy młodzież imprezowała i spała w jej domu, ona bawiła w Sharm-El-Sheikh. Zadzwoniła raz, żeby zapytać, czy po przyjęciu córki wszystko w porządku.
– W jak najlepszym – zapewniłam ją. – Już posprzątałam po gościach, Julka zachwycona. Wraca pani pojutrze, tak?
– Tak, jutro jeszcze mam ostatnią wyprawę, schodzimy do wraku statku.
Kiedy telefon zadzwonił po raz kolejny, zabrzmiał w nim głos pracownika polskiego konsulatu. Chciał rozmawiać z Julią. Kiedy powiedziałam, że teraz jej nie ma, obiecał zadzwonić ponownie. Tego dnia miałam skończyć o czternastej, ale zostałam dłużej. Urzędnik nie chciał mi powiedzieć, w jakiej sprawie dzwoni, ale czułam, że stało się coś złego.
– Co?! – krzyknęła Julka kilka godzin później po odebraniu telefonu.
– Nie! Ona wraca jutro! Ma samolot! To nieprawda!
Nigdy nie widziałam, żeby ktoś był tak blady i miał tak ogromne, przerażone oczy. Julka dosłownie osunęła się na podłogę, a ja wyjęłam jej słuchawkę z ręki. I dowiedziałam się, że pani Marta utonęła podczas nurkowania. Nie pamiętam, co mówiłam do Julii, kiedy na wpół przytomną niosłam ją do salonu i kładłam na kanapie. Bo i co można powiedzieć w takiej sytuacji? To dziecko właśnie dowiedziało się o śmierci matki i nagle zostało na świecie kompletnie samo. Jej dziadkowie od dawna nie żyli, a rodziny ojca oczywiście nie znała. Nagle znalazłam się w samym centrum dramatu rodzinnego.
Wprawdzie Jakub zajął się organizacją pogrzebu i wszystkimi formalnościami, ale Julia była w tak okropnym stanie, że musiałam z nią zamieszkać, dbać o to, żeby cokolwiek jadła, myła się i w ogóle wstawała z łóżka. Ktoś musiał też wychodzić z Birmą.
– Skarbie, zjesz coś? – pytałam kilka razy dziennie dziewczynę, która czasami w ogóle nie reagowała, tylko leżała w ciemnym pokoju kompletnie bez ruchu.
Jakub sprawdził się w tamtym złym czasie znakomicie. Zajął się wszystkimi formalnościami pogrzebowymi i na tyle, na ile mógł, wsparł Julkę, a potem po prostu zniknął z jej życia.
Osiemnastolatka została sama
Z wielkim majątkiem odziedziczonym po matce. Już w dniu pogrzebu zaczęły zbierać się sępy. Tym właśnie byli dla mnie rozmaici „przyjaciele”, którzy usiłowali pocieszać zdruzgotaną dziewczynę, jednocześnie z błyskiem w oku rozglądając się po luksusowych wnętrzach jej domu. Na własne uszy słyszałam, jak jakaś oddana „przyjaciółka” przekonywała Julię, by we dwie pojechały do spa albo gdzieś za granicę, żeby „odpocząć od tego wszystkiego”. Oczywiście to Julia miałaby zapłacić za nie obie.
Pojawili się także mężczyźni. Nie widziałam ich, lecz na wyświetlaczu telefonu Julki co chwila pojawiały się nowe męskie imiona. Za każdym razem słyszałam, jak odrzucała propozycje wyjścia z domu, wycieczek czy zakupów, które miały poprawić jej humor. Od pogrzebu minęło jakieś cztery miesiące.
Mieszkałam już na powrót z mężem. Jednak codziennie przychodziłam do Julii sprzątać i gotować. Tego dnia nie zastałam jej w domu. Wróciła po południu, ale nie sama.
– Tomek, to jest… pani Małgosia. Zajmuje się domem – przedstawiła mnie młodemu człowiekowi w modnych ciuchach.
Julia uznała, że ustawienie automatycznego comiesięcznego przelewu z konta odziedziczonego po matce to wszystko, co jest mi winna. Szybko okazało się, że młoda kobieta nie radzi sobie z nową sytuacją. Niby była już dorosła, ale przecież wciąż chodziła do szkoły – była w klasie przedmaturalnej. „Chodziła” to za dużo powiedziane. Więcej czasu spędzała w fitness klubie i na zakupach w galeriach handlowych niż w szkole. Nikt nie pytał jej o oceny, usprawiedliwienia za nieobecności mogła już wypisywać sobie sama. W czerwcu przyznała się, że nie zdała do następnej klasy.
– Mam to gdzieś! – prychnęła. – Niby po co mi matura? Ja mam z czego żyć.
Byłam przerażona tym, co się z nią działo
Owszem, była zamożna, ale też wydawała pieniądze jak szalona. Sprawiała wrażenie, że kompletnie nie interesuje jej, co się stanie, kiedy spadek po matce się wyczerpie. Rachunki za czynsz i inne zobowiązania płaciły się automatycznie, kiedy raz ją o to zapytałam, okazało się, że nawet nie wie, ile płaci za mieszkanie.
W domu zaczęli pojawiać się dziwni goście. Robili bałagan, który potem ja musiałam sprzątać, pustoszyli lodówkę, zachowywali się wobec mnie niegrzecznie. Julka, unikając mojego wzroku, mówiła do mnie przy nich per „pani Małgosiu”. Forma „ciociu” zniknęła bezpowrotnie.
Kiedy byłyśmy same w domu, prawie się do mnie nie odzywała. Spała po całych dniach, a wieczorem wychodziła. Coraz częściej ktoś u niej nocował. Byłam przyzwyczajona do koleżanek, ale kiedy rano zastałam w kuchni mężczyznę bez koszulki z tatuażami na obydwu ramionach, palącego papierosa nad filiżanką kawy, omal nie dostałam zawału.
– A pani to kto? – powitał mnie, nie wyjmując papierosa z ust. – Dżulia! – wrzasnął w stronę łazienki. „Dżulia?!”.
Nie spodobało mi się to.
– Jestem gosposią – pospieszyłam z wyjaśnieniem. – Pan jest przyjacielem Julii?
– Przyjacielem, hehe – zarechotał obleśnie. – No raczej nie. To moja dziewczyna. Dla mnie będą jajecznica i ze cztery kanapki. Tylko bez żadnego sera, musi być szynka, jasne?
Zamrugałam oczami. Nie zamierzałam mu robić żadnej jajecznicy ani kanapek!
– Julka! – zapukałam do łazienki.
Gdy wyszła chwilę później, oznajmiłam jej, że idę sprzątać taras. Kiedy zerknęłam przez szybę, zobaczyłam, jak rozbija mu jajka nad patelnią. Facet bez koszulki siedział w tym czasie rozwalony na fotelu i palił kolejnego papierosa.
– Gdyby pani Marta tu była… – pokręciłam z niedowierzaniem głową.
– To nie pani sprawa, z kim się spotykam – warknęła raz.
Ciągle czułam się dziwnie z tą formą pani.
– Jestem już dorosła i nie potrzebuję niańki!
Jednak dorosłość nie zawsze idzie w parze z dojrzałością. Z tygodnia na tydzień było coraz gorzej. Facet z tatuażami wprawdzie zniknął, ale zastąpił go kolejny, starszy od Julki co najmniej o piętnaście lat. Ten z kolei był cholernym pedantem, który wiecznie miał uwagi do mojej pracy. Julię traktował niczym swoją własność, podobnie zresztą jak wszystko w jej domu. Ale kiedy dziewczynie zdechł pies, nawet nie przyjechał, żeby ją pocieszyć.
To ja załatwiłam kremację. On tylko „zabrał” Julię na drogą kolację. Od dawna wiedziałam, że to ona za wszystko płaci. Były też różne koleżanki, ale już nie ze szkoły. Jakieś wysztafirowane dziewczyny poznane w klubach czy na wyjazdach zagranicznych, jedna instruktorka fitnessu, koleżanki z kursu tańca. Wszystkie łączyła jedna cecha: miały gdzieś Julię, interesowały je tylko jej pieniądze. Imprezy w domu zaczęły być na porządku dziennym. Co tydzień po weekendzie miałam do sprzątania istne pobojowisko. Przez dom przewalały się tłumy obcych ludzi, zaczęły ginąć cenne przedmioty, a nawet markowe ubrania gospodyni.
– Musisz z tym skończyć, Julka! – powiedziałam do niej któregoś razu, kiedy już miałam dosyć sprzątania wymiocin w łazience. – Pracowałam dla twojej matki ponad piętnaście lat! Pomagam ci ze względu na nią, ale nie będę sprzątać takiego syfu i to po obcych ludziach!
– Dam ci podwyżkę – burknęła, nawet nie odwracając się do mnie. – Ile chcesz?
Tego było za wiele!
Nie chodziło mi o pieniądze. Traktowałam tę dziewczynę jak własną córkę! Beze mnie zginęłaby w bałaganie i umarła z głodu! Straciłam cierpliwość, hamulce puściły mi zupełnie i zaczęłam krzyczeć, że nie mogę znieść, jak marnuje sobie życie, daje się wykorzystywać rozmaitym pasożytom i właśnie obraża jedyną osobę, której na niej tak naprawdę zależy. W odpowiedzi smarkula wyjęła z portfela kilkaset złotych, cisnęła nimi w moją stronę, krzycząc, że to moja odprawa i żądając zwrotu kluczy do domu.
Wybiegłam od niej z płaczem. W ogóle nie chodziło mi o utratę pracy, tylko o to, jak mnie potraktowała. Niewdzięczna gówniara, całkowicie poprzewracało się jej w głowie – tak o niej wtedy myślałam. W pośpiechu zapomniałam zabrać swoje rzeczy, które trzymałam w domu pani Marty. Nie odzywałam się do Julki przez ponad tydzień. W końcu postanowiłam do niej pojechać i odebrać swoje graty.
Muzyka huczała tak, że słychać ją było na ulicy. Drzwi otworzyła mi pijana dziewczyna, druga podrzucała przerażoną Birmę, chichocząc obłąkańczo.
– Ej, zostaw tego psa! – skoczyłam ku niej. – Puść go, ty idiotko!
Zabrałam dygoczące zwierzę i przytuliłam.
– Gdzie jest Julia? – huknęłam na obie pannice.
Z obrażonymi minami wskazały sypialnię pani Marty. Poszłam tam i nagle usłyszałam, jak Julka krzyczy.
– Przestań! Rafał! Jesteś naćpany! Zostaw mnie!
Wpadłam do pokoju i zobaczyłam barczystego trzydziestoparolatka, który wykręcał dziewczynie obie ręce i właśnie rozpinał sobie spodnie. Julka miała podwiniętą spódnicę, przerażenie w oczach, porwaną bluzkę i podrapany cały dekolt.
– Co tu się dzieje? – krzyknęłam, stawiając psa na podłodze. – Kim pan jest?
Półnagi facet doskoczył do mnie i zaczął mnie wyzywać oraz wypychać z pokoju. Birma się rozszczekała, Julka zaczęła przeraźliwie wrzeszczeć, ktoś za mną głośno zaklął. Nagle facet odwrócił się do piszczącej Julki i z całej siły uderzył ją w twarz. W tym momencie zaślepiła mnie furia! Może i był muskularny, ale ja byłam wściekła. Wywlekłam go z pokoju i kazałam się wynosić z domu.
– I cała reszta też! – krzyczałam. – No już! Jazda stąd! – krzyczałam, wyrzucając za drzwi ich kurtki i buty.
Wreszcie zostałyśmy same. Podeszłam do roztrzęsionej Julki.
– On chciał… mnie zgwałcić… – załkała dziewczyna. – Gdyby nie ty, ciociu…
– Już dobrze, dziecko… – przytuliłam ją mocno. – Już po wszystkim. Teraz będzie już dobrze. Ja o to zadbam, kochanie.
I dotrzymałam słowa. Wróciłam do pracy i zajęłam się doprowadzaniem do porządku nie tylko domu, ale także życia Julki. Namówiłam dziewczynę na zrobienie matury w liceum dla dorosłych, znalazłam jej też dobrego doradcę finansowego. Rozstałyśmy się dopiero cztery lata później, kiedy uznałam, że należy mi się już emerytura. Wcześniej jednak pomogłam Julce znaleźć kogoś na moje miejsce.
Kilka tygodni temu Julia zadzwoniła do mnie z zaproszeniem na ślub. Zapytała, czy usiądę w pierwszej ławce, razem z rodzicami jej narzeczonego. Rozpłakałam się ze wzruszenia.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”