„Nakryłem żonę z kochankiem w naszej sypialni. Okazało się, że ta flądra przyprawiała mi rogi od samego początku”

rozstanie fot. Adobe Stock, New Africa
„Stanąłem jak wryty w ziemię. Nie mogłem w to uwierzyć. W pierwszej chwili chciałem rozszarpać tego drania. Na szczęście zdołałem się opanować. Kazałem mu wynieść się z mojego mieszkania. Nie próbował nawet dyskutować”.
/ 19.05.2023 12:30
rozstanie fot. Adobe Stock, New Africa

Od zawsze doceniam wartość małych gestów. Śniadanie do łóżka, kwiaty bez okazji, spontaniczne wyjście do kina – to niby nic, ale właśnie takie drobiazgi czynią naszą codzienność przyjemniejszą i bardziej znośną. Uwielbiam sprawiać przyjemność bliskiej osobie.

W końcu co może być cenniejsze od uśmiechu na twarzy, wyrażającego nie tylko radość, ale także wdzięczność? Z okazją czy bez okazji – to nie istotne. Liczy się sama niespodzianka. Dusza romantyka? Pewnie tak. Sam też lubię być zaskakiwany. Nie, czas teraźniejszy jest tu nie na miejscu. Lubiłem być zaskakiwany.

Teraz niespodzianki kojarzą mi się tylko z bólem, wewnętrznym cierpieniem i rozdarciem. Dlaczego? Już wyjaśniam, ale najpierw muszę napisać kilka słów o moim związku z Agatą.

Już w liceum mieliśmy się ku sobie 

Znaliśmy się od piaskownicy, ale na podwórku nie siedzieliśmy na tym samym trzepaku. Ona miała swoją paczkę, ja swoją. Tak samo było w szkole podstawowej. Przyjaciółmi zostaliśmy dopiero w liceum. Agata okazała się świetną kumpelą. Wiecie, to taka „swojska dziewczyna z sąsiedztwa”. Mogłem z nią porozmawiać o wszystkim i zawsze mogłem liczyć na cenną radę. Służyła mi pomocą zawsze, kiedy tego potrzebowałem. Mówiąc wprost, gdyby nie jej korepetycje z matematyki, pewnie ze dwa razy powtarzałbym klasę.

Jak to często bywa w takich sytuacjach, w końcu nadszedł dzień, w którym przyjaźń przestała mi wystarczać. Chciałem czegoś więcej i byłem przekonany, że ona też nie widzi we mnie wyłącznie przyjaciela. Wtedy jednak nie było na dane być razem. Jeszcze nie.

– Adrian, lubię cię, nawet bardzo. Chyba trochę się w tobie podkochuję. Ale sam powiedz, jakie to ma szanse? Za pół roku zdajemy maturę. Ty wyjeżdżasz do Warszawy, ja zacznę studia we Wrocławiu. W życiu nie jest jak w filmie, związki na odległość są z góry skazane na niepowodzenie – stwierdziła. – Ty poznasz inne dziewczyny, ja poznam innych facetów. Naprawdę mamy budować relację na kłamstwach? A może lepiej będzie, jak pozostaniemy przyjaciółmi, tak jak teraz?

Muszę przyznać, że zaimponowała mi wtedy swoją chłodną, ale za to niezwykle dojrzałą analizą. Ja jednak nie zamierzałem dać za wygraną.

– Tylko od nas zależy, jak to będzie wyglądać. Pewnie, możemy przyjąć, że nie uda się nam, ale rozłąkę możemy też potraktować jako sprawdzian. Jeżeli za 5 lat nadal będziemy razem, to nic nas już nie rozdzieli – powiedziałem z nadzieją, że jeszcze nie postawiła kropki po „nie”.

– Jesteś strasznie naiwny, wiesz? Uroczy, słodki i romantyczny, ale jednak naiwny. Zróbmy tak, mój ty romantyku: jeżeli po studiach nasze drogi ponownie się skrzyżują i będziemy przemierzać je samotnie, potraktujemy to jako znak, za którym mamy podążać – zaproponowała i po chwili złożyła na moich ustach pocałunek, będący czymś w rodzaju obietnicy.

Co innego mogłem zrobić? Musiałem na to przystać. Oczywiście, że miałem jeszcze pół roku, by spróbować ją przekonać, ale choćbym stanął na głowie śpiewając romantyczną balladę i jednocześnie grając na mandolinie, na Agatę to by nie zadziałało. Gdy coś sobie postanowiła, tak musiało być. 

A jednak przeznaczenie?

Niebawem okazało się, że miała rację we wszystkim, co powiedziała. Na studiach poznałem dziewczynę, która mnie zauroczyła. Byliśmy parą przez jeden semestr. Później była kolejna i następna. Ona też nie żyła sama. Czy była stała w uczuciach? Tego nie wiem, bo po pierwszym roku straciliśmy kontakt. „Co z oczu, to z serca” – stare porzekadło aż samo pcha się na usta w tej sytuacji, ale tak właśnie było. Może nie zapomnieliśmy o sobie, ale na pewno nie byłem zbyt częstym gościem w jej myślach. Zresztą, ja też nie myślałem o niej zbyt intensywnie.

Mój ostatni studencki związek zakończył się tuż po obronie pracy dyplomowej. W stolicy nic mnie już nie trzymało, ale nie chciałem wracać do rodzinnych Pabianic. Przywykłem do wielkomiejskiego stylu życia, a poza tym Warszawa to zupełnie inny poziom zarobków, a słowo „kariera” nie stanowi tam wyłącznie obietnicy bez pokrycia. 

Miałem niebywałe szczęście. Jako świeżo upieczony magister inżynierii środowiska, szybko dostałem pracę w dużej firmie projektującej systemy wodociągowe. Nie miałem czasu na związki. Praca pochłaniała mnie bez reszty i było mi z tym dobrze. „Nie każdemu facetowi jest przecież pisana rola głowy rodziny” – myślałem wtedy.

Żyłem życiem singla przez cztery lata, ale niebawem miało okazać się, że jest mi pisana inna przyszłość. Miłość kolejny raz udowodniła, że jest uczuciem całkowicie dzikim i nieprzewidywalnym. To był ciepły majowy wieczór. Siedziałem małej, nastrojowej kawiarni na Krakowskim Przedmieściu i opracowywałem wytyczne dla najnowszego projektu. 

– Wprost nie mogę uwierzyć w to, co widzę! To naprawdę ty? Mój naiwny romantyk?

Podniosłem wzrok znad ekranu laptopa i zamarłem. To była ona! Agata! Ta sama, w której zakochałem się jako licealista. 

Wyglądała wspaniale. Znacznie dojrzalej niż wtedy, gdy widzieliśmy się ostatni raz, ale wciąż miała w oczach ten niesamowity błysk, a z jej ślicznej twarzy nie schodził zaraźliwy uśmiech. Przegadaliśmy cały wieczór, a gdy obsługa dźwiękiem dzwonka ogłosiła zamknięcie zamówień, przenieśliśmy się do całodobowego lokalu. Oboje czuliśmy się, jakbyśmy nigdy nie stracili kontaktu.

Okazało się, że od miesiąca jest rozwódką, a do Warszawy przeniosła się, by uciec od złych wspomnień. Nie chciała mówić o szczegółach, a ja nie naciskałem. Wtedy było dla mnie ważne tylko to, że znów mam ją przy sobie. 

Spotykaliśmy się regularnie. Najpierw jako przyjaciele, a później... sami wiecie.

– Pamiętasz o obietnicy, którą złożyliśmy sobie dawno temu? Nie wiem jak ty, ale ja zamierzam jej dotrzymać – wyszeptała mi do ucha, delikatnie je przygryzając. 

Nasze szczęście nie trwało zbyt długo

Pobraliśmy się rok później. Szybko? Pewnie tak, ale musicie pamiętać, że mam naturę romantyka, a który romantyk chce odwlekać ten dzień w nieskończoność? Żyło się nam fantastycznie. Staraliśmy się przeżyć każdą wspólną chwilę, jakby była najbardziej wyjątkową ze wszystkich okazji. Kłótnie? Dramaty? Nie u nas. Gdy już dochodziło do drobnej sprzeczki, godziliśmy się w oka mgnieniu. W kwestii dzieci oboje byliśmy zgodni. Ja pracowałem głównie w delegacjach, a Agata też była pochłonięta pracą. Jacy byliby z nas rodzice?

Pierwszy (a jak miało się niebawem okazać, także ostatni) rok naszego małżeństwa upłynął nam w niezwykle romantycznej atmosferze. Zbliżała się nasza rocznica, gdy szef zlecił mi realizację nowego projektu. Tylko nie to! Przecież nie mogłem spędzić tego dnia z dala od żony.

– Podlasie staje się coraz popularniejsze, Adrian. Nowe osiedla wyrastają tam jak grzyby po deszczu i na pewno nie zabraknie nam pracy. Musisz tam jechać przynajmniej na miesiąc, to dla nas priorytet – poinformował mnie szef.

Co mogłem zrobić? Musiałem się tym zająć. Spakowałem walizkę i obiecałem Agacie, że gdy tylko wrócę, wszystko jej wynagrodzę. Nie robiła mi wyrzutów z tego tytułu. Chyba zdążyła się już przyzwyczaić do moich częstych wyjazdów, choć muszę przyznać, że do tamtej chwili nie rozstawaliśmy się na tak długo. 

– Jak mus, to mus, przecież nic na to nie poradzisz. Jedź i o nic się nie martw, będę tu na ciebie czekała – powiedziała.

Taka żona to prawdziwy skarb. Wiele innych kobiet zrobiłoby w takiej chwili scenę w stylu „praca jest dla ciebie ważniejsza ode mnie”, ale nie Agata. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że jej wyrozumiałość jest tylko zasłoną dymną.

Od pierwszego dnia pobytu na Podlasiu pracowałem na najwyższych obrotach. Wszystko po to, by wygospodarować jeden dzień wolny. Dzień, który poświęcę mojej żonie. Planowałem to od początku, w końcu pierwsza rocznica to szczególna okazja. Agata nie spodziewała się tego. I dobrze. To miała być niespodzianka

Podróż do Warszawy zajęła mi zaledwie trzy godziny. Wyjechałem o świcie. Nasz jubileusz przypadał na sobotę, więc wiedziałem, że zastanę żonę w domu. Nie spodziewałem się jednak, że nie będzie w nim sama.

– Chowaj kochanka do szafy, mąż wrócił z delegacji – oznajmiłem żartobliwie, gdy tylko otworzyłem drzwi. 

Nagle stanąłem jak wryty w ziemię. Mój niewinny żart okazał się proroctwem. Nie mogłem w to uwierzyć. W pierwszej chwili chciałem rozszarpać tego drania. Na szczęście zdołałem się opanować. Kazałem mu wynieść się z mojego mieszkania. Nie próbował nawet dyskutować. 

Agata najwyraźniej uznała, że zasługuję na prawdę, bo chwilę później wyznała mi, że zdradza mnie właściwie od początku, a jej poprzednie małżeństwo też rozpadło się z tego samego powodu. „Taka jestem, taka byłam i chyba już się nie zmienię” – brzmiały jej słowa.  Od tego dnia minął dokładnie rok. Nie jesteśmy już razem. Nie potrafiłbym jej znowu zaufać. 

Czytaj także:
„Boję się, że mąż odejdzie do kochanki. To on mnie utrzymuje, więc zostałabym bez środków do życia”
„Zdradziłam chłopaka z przystojnym 50-latkiem. Okazało się, że jest ojcem mojego ukochanego. Obydwoje milczymy, jeszcze”
„Mąż wyjechał, a ja zdradziłam go z jego najlepszym przyjacielem. Kocham go, więc zabiorę moją tajemnicę do grobu”

Redakcja poleca

REKLAMA