„Kelnerzy bezczelnie okradali knajpę moich rodziców. Zlewali niedopite napoje i nie nabijali kawy. To był dramat!”

Kelnerzy okradali restaurację moich rodziców fot. Adobe Stock, nyul
„W ciągu kolejnych dni poznałem mnóstwo sposobów kelnerek i barmanów na dorobienie do pensji. Notorycznie nie nabijali kawy na kasę, tylko pieniądze brali do swojej kieszeni, bo trudno policzyć, ile kawy schodzi”.
/ 26.01.2023 06:31
Kelnerzy okradali restaurację moich rodziców fot. Adobe Stock, nyul

Mój ojciec od zawsze marzył o tym, by mieć knajpę. Lubił dobrze zjeść, ale przede wszystkim uwielbiał gotować dla innych. Dlatego kiedy firma, w której pracował, zaczęła słabo prząść i zapowiedziano zwolnienia grupowe, on zamiast się zmartwić, nawet się ucieszył.

Wziął odprawę i zaczął szukać lokalu, w którym mógłby otworzyć swoją restaurację. Znalazł go w naprawdę dobrym miejscu, w centrum miasta.

Jaki on był wtedy szczęśliwy!

W realizacji marzeń zawsze wiernie wspierała go mama. Aż w końcu, gdy biznes zaczął się kręcić, rzuciła swoją pracę w bibliotece i zaczęła pracować z ojcem. Oboje nie mieli pojęcia o prowadzeniu knajpy, ale jakoś sobie radzili. Zawsze któreś z nich było na miejscu, a jak wiadomo, „pańskie oko konia tuczy”.

Restauracja więc przynosiła naprawdę spore profity. Niestety, mój tata ciężko zachorował. I to właśnie wtedy, gdy jego marzenie naprawdę się spełniło. Rak trzustki okazał się bezlitosny – zabrał go nam w niecały rok. A mama uparła się, że poprowadzi firmę sama.

– Mamo, to przecież szaleństwo, nie dasz sobie rady! – próbowałem przemówić jej do rozumu. – To praca od rana do późnej nocy, ponad twoje siły!

– Mam dobrego menadżera, poradzę sobie – uparła się jednak.

Co miałem zrobić? Nie byłem w stanie jej pomóc, bo akurat dostałem propozycję stażu w zagranicznej filii mojej firmy. W pierwszej chwili zawahałem się, czy jechać do Holandii i zostawić mamę, ale…

– Musisz skorzystać z okazji! – mama była nieugięta. – Zresztą, przecież nie będziesz prowadził ze mną restauracji, to nigdy nie było twoje marzenie, studiujesz ekonomię. Nie po to się kształciłeś, aby rozlewać piwo – mówiła.

Zostawiłem ją więc i wyjechałem

Mój staż miał trwać tylko pół roku, potem jednak przedłużono go na kolejne 6 miesięcy… W tym czasie często rozmawiałem z mamą przez telefon, przyjeżdżałem także do Polski na święta. Później miałem do niej pretensję, że ile razy pytałem ją o restaurację, zawsze mówiła, że wszystko idzie świetnie. Aż pewnego dnia zadzwoniła i zapytała, czy bym jej pożyczył dziesięć tysięcy złotych.

– Oczywiście, ale co się dzieje, mamo, że potrzebujesz pieniędzy? Coś z samochodem? – zaniepokoiłem się.

– Nie.. to znaczy tak… właściwie… – zaczęła coś kręcić, więc stanowczym tonem zażądałem, żeby mi w końcu powiedziała prawdę. – Restauracja nie zarabia na siebie – wyznała mi. – Ciężko jest, synku, gdy taty zabrakło.

– Ale dlaczego?… – byłem zdumiony, bo jak dla mnie, to mama zawsze miała świetny zmysł organizacyjny.

Tata chodził z głową w chmurach, a ona stąpała twardo po ziemi.

– Wiesz, trudno mi powiedzieć, ale wydaje mi się, że ludzie trochę kradną, kombinują. Utarg dzienny bardzo spadł, odkąd ich nie pilnuję cały czas, a nie jestem w stanie siedzieć w restauracji po kilkanaście godzin na dobę.

– A ten menadżer, którego tak chwaliłaś? – zainteresowałem się.

– Jest, jest… Myślę, że pracuje dobrze, bo nawet złapał na kradzieży jakąś dziewczynę, kelnerkę. Mówi mi, że szuka i pilnuje , a pieniędzy jak nie ma, tak nie ma…

– Mamo, tak nie może być! – zdenerwowałem się.

– Ale co ja mogę na to poradzić, synku? – głos mamy załamał się z bezsilności. – Chyba tylko zamknąć restaurację. Ale wtedy straty będą znaczne, bo komu sprzedam wyposażenie? Na pewno nie pójdzie za takie pieniądze, jakie za nie daliśmy z tatą.

– A kto tutaj mówi o zamykaniu? Trzeba znaleźć źródło wycieku gotówki – zaprotestowałem.

– Kto to ma niby zrobić, skoro nawet Tomasz nie daje rady?

„Ach, ten twój cały Tomasz, menadżer. Tak mu wierzysz, a ja nie dałbym głowy, czy on sam nie kradnie…” – pomyślałem, ale nie powiedziałem tego na głos.

Znalazłem rozwiązanie

Przez następnych kilka dni głowiłem się, co zrobić, aż w końcu życie samo podsunęło mi rozwiązanie. Staż w Holandii właśnie mi się kończył a z polskiego oddziału dostałem propozycję awansu, jeśli zdecyduję się do niej wrócić. Szef jednak zapytał mnie, czy nie chcę najpierw odpocząć, bo potem będę miał masę obowiązków.

„Urlop? Dlaczego nie?” – pomyślałem. „Potrafię go wykorzystać!”.

– Chcesz się u mnie zatrudnić jako kelner? Synku, ty to masz pomysły! – mama była początkowo zaskoczona, ale ja nalegałem.

– Pomyśl tylko, żaden twój pracownik mnie nie zna, bo nie było mnie w Polsce. Zresztą ci, którzy mogliby mnie pamiętać sprzed wyjazdu, i tak mnie pewnie nie poznają – zapuściłem brodę, mam inne uczesanie… To się może udać!

W końcu jakoś przekonałem mamę i zatrudniła mnie jako kelnera. Oczywiście, tak to sprytnie zrobiła, że przyjął mnie menadżer.

On także nie wiedział, kim naprawdę jestem…

Pierwsze dni były spokojne, ale już kolejne… Najpierw zauważyłem, że jedna z kelnerek zlewa niedopite piwa do jednej szklanki.

„Po co to robi? Powinna je wylać od razu do zlewu!” – myślałem.

Zacząłem ją obserwować i… Okazało się, że ona to piwo tylko lekko dopełniła świeżym z beczki, aby była pianka na wierzchu, po czym podała klientowi!

„Boże, co za świństwo!” – byłem wstrząśnięty.

Ale zmilczałem i obserwowałem dalej... Szybko zauważyłem, że ta praktyka ze zlewaniem piwa jest na porządku dziennym. Podobnie jak nalewanie świeżego piwa do kufla, w którym na dnie jest woda. I tej wody jest całkiem sporo! Barman tak trzyma szklankę, że zasłania ją dłonią, więc klient nie widzi, co jest na dnie. A że potem zamiast piwa dostaje do picia „siki świętej Weroniki”? Cóż...

– Jak jest pijany, to się nawet nie zorientuje. A na takim nalewaniu można nieźle zarobić – wyjaśniła mi potem jedna z kelnerek, z którą się zaprzyjaźniłem.

– Jak można zarobić? – byłem ciekawy.

– No, obliczasz sobie, że tej wody było tyle, iż na przykład co czwarte piwo nie musi być nabite na kasę, tylko bierzesz sobie te pieniądze do kieszeni. To samo jest z wódką. Nalewasz 30 ml, a nie 40, ale klient płaci za 40. No i w ten sposób za co czwartą wódkę zysk idzie do twojej kieszeni, bo nie musisz go nabić na kasę.

Byłem miły i udawałem, że chcę należeć do ich grupy

W ciągu kolejnych dni poznałem mnóstwo sposobów kelnerek i barmanów na dorobienie do pensji. Notorycznie nie nabijali kawy na kasę, tylko pieniądze brali do swojej kieszeni, bo trudno policzyć, ile kawy „schodzi”. Zamiast dobrej i drogiej tequili nalewali do pustej butelki po niej gorszą i tańszą, bo „klient i tak się nie zorientuje”. Drinka za 14 złotych nabijali na kasę jako „wódkę z dodatkami” za siedem złotych, a różnicę w cenie brali dla siebie.

– Nawet, gdy załatwię tak tylko dwóch klientów na godzinę, to i tak mam za to dwukrotnie więcej pieniędzy, niż zarabiam w tym samym czasie oficjalnie – wyjaśniał mi barman, dumny ze swojego sprytu.

Przyglądałem się tym wszystkim praktykom i łapałem się za głowę.

„Czy nie znajdzie się wśród tego personelu chociaż jedna uczciwa osoba?” – zastanawiałem się.

Dziwiłem się także klientom, że są tak beztroscy i łatwo dają się oszukiwać. Doliczanie „serwisu” do rachunku i czekanie dodatkowo na napiwek? To normalka! A nieraz kelnerki potrafiły cichaczem dopisać do rachunku papierosy dla siebie. Klient płacił, a one miały co palić.

– Mamo, to jedno bagno! – denerwowałem się. – Jak ty masz zarabiać na tej knajpie, skoro sam menadżer, ten twój „kryształowo czysty” Tomek wnosi do knajpy własną wódkę i sprzedaje ją po kryjomu klientom zamiast twojej? Oczywiście, z sowitą marżą.

– To co ja mam z tym wszystkim zrobić? – mama była załamana. – Mam ich wszystkich zwolnić i zatrudnić innych? Mam wymienić całą ekipę?!

– A jaką będziesz miała gwarancję, że nowi ludzie będą uczciwi? – nie miałem złudzeń, że to nie jest taka prosta sprawa.

Czas płynął, zbliżał się koniec mojego urlopu

Musiałem zacząć jako kelner okradać własną matkę. Dlaczego? Żaby pozostali mieli mnie za „swojego” i mnie nie zdemaskowali.

– A co, gdybym się postawił i powiedział, że nie chcę w tym uczestniczyć? – zapytałem jedną z kelnerek, niby żartem.

– No, tobyśmy cię załatwili jak Natalię! – roześmiała się.

– Jaką Natalię? – zainteresowałem się.

– A była tutaj taka jedna. Studentka – prychnęła lekceważąco. – Miała ambicje, myślała, że jak studiuje zarządzanie i marketing, to będzie nam się tutaj mogła mądrzyć. Uczciwa była, w przekrętach nie brała udziału. No… to jej zrobiliśmy numer. Umówiłam się ze znajomymi, że przyjdą do naszej knajpy, zjedzą i wypiją ile wlezie, a potem uciekną, nie płacąc rachunku. Oczywiście mieli przykazane, że muszą usiąść w rewirze, który obsługuje Natalia. No i musiała głupia za nich zapłacić, bo ich nie dopilnowała. Osiem tysięcy złotych jej nastukali! – dziewczyna zaniosła się gromkim śmiechem.

– I co? Zapłaciła te pieniądze? – zainteresowałem się.

– Menadżer potrącał jej z pensji, więc nie miała wyjścia – usłyszałem. – Ale twarda była! Nic nie zarabiała przez kilka miesięcy, a w przekrętach nadal nie chciała brać udziału. Proponowaliśmy jej, żeby sobie dorobiła do tych marnych napiwków „na lewo”, ale odmówiła.

– Co się z nią stało? – drążyłem temat, chociaż i tak to wiedziałem.

Ta dziewczyna została przecież wyrzucona za kradzież!

Czyżby więc jednak się zdecydowała na nieuczciwość?

– No coś ty! Ona? – roześmiała się kelnerka. – Nigdy w życiu! To myśmy ją znowu wrobili, bo nas wkurzała. Po co miała nam przypominać codziennie, że ma nas za złodziei? Poza tym zyski są dzielone, a ona się do nich nie dokładała… To menadżer „przyłapał” ją na kradzieży wódki i tyle! Po sprawie, właścicielka ją wywaliła.

– No właśnie… A ta właścicielka to musi być chyba jakaś strasznie naiwna – zagadnąłem niewinnie.

– Stara jest i głupia! – usłyszałem. – Wierzy we wszystko, co jej powie Tomek, a ten przecież najbardziej kradnie.

A więc było tak, jak podejrzewałem! Kiedy szczerze zreferowałem wszystko mamie po powrocie do domu, zwyczajnie się załamała.

– Pora zwijać interes – uparła się.

– Mamo, niekoniecznie… – zapewniłem, ją. – Pomyśl o Natalii.

– Biedna dziewczyna! Strasznie ją skrzywdziłam. Muszę ją jakoś przeprosić, mam gdzieś zapisany jej numer... – przejęła się mama.

– Przeprosić to jedno, a zatrudnić to drugie! – powiedziałem.

– Zatrudnić? Marcin, ty jesteś genialny! – ożywiła się moja rodzicielka. – A myślisz, że ona się zgodzi dla mnie pracować po tym wszystkim?

– Warto spróbować – odparłem.

Mama zadzwoniła do Natalii i szczerze sobie porozmawiały. Była kelnerka, a teraz już pani magister zarządzania i marketingu zgodziła się przyjąć posadę menedżera. Kiedy ją poznałem, od razu mi się spodobała. Dzisiaj wiem od mamy, że w knajpie udało jej się zaprowadzić porządek. Zresztą sam to widzę, bo coraz częściej tam bywam.

Jakoś serce mnie tam ciągnie, które bije zdecydowanie mocniej na widok pięknej pani menedżer.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Ono uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA