„Już miałam wylatywać na upragnione wakacje, gdy mój świat całkowicie się zawalił. Posklejał go przypadkowy przystojniak”

zakochana kobieta fot. Adobe Stock, pressmaster
„Dlaczego mnie to spotkało?! Moja walizka stała spakowana, ja byłam gotowa do wyjazdu, nastawiona na dobrą zabawę, a teraz... Wszystko stracone!”.
/ 26.04.2023 15:15
zakochana kobieta fot. Adobe Stock, pressmaster

Taka okazja mogła mi się już nie trafić. Nie wiem jakim cudem, ale wygrałam tygodniową wycieczkę do Grecji. Zawsze chciałam tam pojechać, pozwiedzać, poznać klimat, mieszkańców. Owszem, wysłałam kupon z rozwiązaniem krzyżówki, w której nagrodą była ta wycieczka, ale przyznam, że nie liczyłam na wygraną. Do tej pory nigdy nic nie wygrałam, dlaczego więc tym razem miałoby być inaczej?

Dlatego bardzo się zdziwiłam, kiedy organizator poinformował mnie o wyjeździe. W dodatku termin wycieczki przypadał na zabukowany przeze mnie wcześniej urlop. Czy mogłam chcieć czegoś więcej?

– Pańcia pojedzie na wycieczkę, kochanie! – wykrzyknęłam radośnie, nasypując Brutalowi psiej karmy do miski.

Brutal!… I tu mina mi zrzedła

Jak mogłam o nim zapomnieć?! Brązowe, wierne oczy patrzyły na mnie jakby z wyrzutem. Zdawały się mówić: „Jedziesz sobie do dalekiego kraju, a co ze mną?”.

Brutal, mimo swojego imienia, w niczym nie przypominał wielkiego, niemiłego czy agresywnego psiska. Bo niby jak długowłosy jamnik mógłby go przypominać?

„Coś wymyślimy” – pocieszałam się. Do wyjazdu był jeszcze prawie miesiąc,
a ja liczyłam na pomoc mamy. Moi rodzice lubili Brutala, a on lubił ich.
Dlatego jakiś czas później, pewna, że się zgodzą, zadzwoniłam do nich i poprosiłam o opiekę nad moim zwierzakiem.

– Basiu, chętnie byśmy pomogli, ale w tym samym czasie jedziemy na turnus do sanatorium… – usłyszałam. – Może ojcu wreszcie podleczą korzonki. Sama wiesz, jak bardzo ostatnio się z nimi męczył. Te ciągłe bóle pleców, łamanie w kościach...  – rozgadała się mama.

Ja też zaczęłam jej coś opowiadać i tym sposobem całkowicie zeszłyśmy z tematu.  Kiedy wreszcie odłożyłam słuchawkę, dotarło do mnie, że rodzice mi nie pomogą, a co gorsza, nie mam już wiele czasu na znalezienie Brutalowi spokojnego domu, podczas gdy ja będę zwiedzała zabytki Grecji i rozkoszowała się słońcem. Z prawie miesiąca zrobiło się dwa tygodnie.

O mojej siostrze mogłam zapomnieć. Jej synek miał uczulenie na psią sierść. Gdyby chociaż Brutal był zwykłym, nieco łysawym jamnikiem, ale on był włochaty! Tak czy owak, Inka nigdy by nie pozwoliła na to, aby cokolwiek zagroziło zdrowiu jej dziecka. Pozostała mi ostatnia deska ratunku: moja najlepsza przyjaciółka. Niestety, Edyta również w tym terminie nie mogła zaopiekować się Brutalem…

– Gdybyś powiedziała mi miesiąc wcześniej! – stwierdziła, rozkładając bezradnie ręce. – Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że Irek zabiera mnie do swoich rodziców.

Irek był narzeczonym Edyty. Kilka dni temu oświadczył się jej, a teraz mieli wyjechać na drugi koniec Polski, do jego rodziny, która chciała ją poznać.
Kiedy i ta opcja odpadła, poczułam, że wycieczka do Grecji zaczyna się oddalać.

– I co my, Brutalu, zrobimy? – westchnęłam ciężko, biorąc mojego ulubieńca na kolana i gładząc go po łebku.

O oddaniu psa do schroniska, które miało zapewniać opiekę zwierzakom na czas wyjazdu ich właścicieli, wolałam nawet nie myśleć. Nie wyobrażałam sobie mojego najsłodszego Brutala pozostawionego pośród obcych ludzi i psów, tęskniącego za mną, wyjącego, piszącego... Niemal to widziałam i słyszałam!

A zabrać go ze sobą nie mogłam. Organizator wycieczki nie przewidział udziału czworonogów. Sąsiadom też nie chciałam go powierzać. Mieli koty, za którymi mój jamnik nie przepadał. Kto wie, jak by się to skończyło. Pozostawienie go samego w domu i zapłacenie komuś, żeby go karmił
i wyprowadzał na spacer i, też odpadała. Aż takiego zaufania do ludzi nie mam.

Dopiero po chwili oprzytomniałam

Czas płynął w zastraszającym tempie, a ja wciąż nie widziałam, co począć z Brutalem. Wreszcie, kiedy do wyjazdu pozostało zaledwie cztery dni, udało mi się znaleźć rozwiązanie. A raczej znalazła je moja siostra. Okazało się, że jedna z jej sąsiadek, miła starsza pani, chętnie zaopiekuje się Brutalem podczas mojej nieobecności.

Prędko ustaliłam szczegóły z poleconą panią. I mogłam odetchnąć z ulgą.
Brutal będzie miał opiekę, a ja spędzę tydzień w Grecji, korzystając z tej niesamowitej okazji, jaka mi się trafiła! Dzień przed wyjazdem, po południu,  kiedy pakowałam do walizki ostatnie rzeczy, zadzwonił mój telefon.

– Baśka, słuchaj, głupia sprawa... – ton głosu Ulki mnie zmroził. – Pani Wiesia skręciła kostkę. Jakoś okropnie…

W pierwszej chwili w ogóle nie dotarło do mnie znaczenie jej słów.

– Pani Wiesia? – zdziwiłam się.

Pani Wiesia! Ta, która miała zaopiekować się Brutalem! Ulka ciągnęła:

– Tak, pani Wiesia. Ta moja miła sąsiadka. Teraz nie będzie w stanie ci pomóc, sama rozumiesz… Dzisiaj jej wnuk przywiózł ją z pogotowia. Biedaczka ma nogę w gipsie, nie może się ruszać.

Oczywiście było mi żal starszej pani, ale bardziej martwiłam się swoją wycieczką. Dlaczego mnie to spotkało?! Moja walizka stała spakowana, ja byłam gotowa do wyjazdu, nastawiona na dobrą zabawę, a teraz... Wszystko stracone!

Było już za późno, żeby kogokolwiek znaleźć. Wylatywaliśmy następnego ranka. Usiadłam na łóżku. Cała moja radość z wycieczki, którą czułam jeszcze przed chwilą, całkiem się ulotniła. Poczułam, że los ze mnie zadrwił. Co za pech! Zasnęłam, zmęczona płaczem. Tak, rozpłakałam się jak mała dziewczynka, której ktoś zabrał ulubioną zabawkę. Brutal leżał w nogach łóżka, ale nie wyglądał na niezadowolonego. Trącał mnie nosem, jakby chciał powiedzieć: „Nie martw się”.

Co mi jednak po tym?

Z tego wszystkiego zupełnie zapomniałam wyłączyć budzik, który zawczasu ustawiłam tak, abym zdążyła się ogarnąć i napić kawy przed wyjazdem na lotnisko. Uporczywe dzwonienie bladym świtem jeszcze bardziej mnie rozdrażniło. Ze złością nacisnęłam klawisz w telefonie. Jednak dzwonienie nie ustawało.

Po chwili dotarło do mnie, że to nie budzik, tylko… dzwonek u drzwi. „O tej porze? To chyba jakaś pomyłka” – pomyślałam, po czym rozczochrana i rozespana zwlokłam się z łóżka. Należało sprawdzić, kto dobija się do moich drzwi. A potem zwrócić temu komuś uwagę, że nie ma takich powodów, które usprawiedliwiałyby budzenie mnie przed szóstą rano w pierwszy dzień mojego urlopu.

Otworzyłam drzwi z rozmachem. Mało grzeczne powitanie zamarło mi na ustach. Stojący przed drzwiami wysoki szatyn uśmiechał się przyjaźnie i patrzył na mnie wyraźnie rozbawiony.

– Cześć – rzucił, opierając się o framugę. – Jestem Adam, wnuk pani Wiesi. Mam zająć się Brutalem – oznajmił mi, zupełnie niezmieszany widokiem rozczochranej kobiety w sfatygowanym podkoszulku.

Z moich ust wydobyło się jedynie:

– Yyy...

Na więcej się nie zdobyłam.

– Babcia mówiła, że obiecała zaopiekować się psem – chłopak przykucnął
i podrapał za uszami Brutala, który wylazł za próg i zaczął się do niego łasić. – Ale skręciła kostkę i poprosiła mnie o zastępstwo. Nie dzwoniła do pani?

Zamrugałam z niedowierzaniem.

– To jak? – Adam wziął jamnika na ręce, a ten polizał go po policzku.

Wszedł i zaczął wszystkim dyrygować

Mały zdrajca! Pierwszy raz widział tego człowieka na oczy, a wyglądał na kompletnie oczarowanego. Zupełnie tak jak ja! Oczywiście od razu przyszło mi do głowy, że muszę wyglądać okropnie. Zdecydowanie nie byłam odpowiednio ubrana na wizyty przystojnych szatynów…

– Chyba mnie lubi – mężczyzna wyszczerzył zęby w radosnym uśmiechu.
Jakby na potwierdzenie jego słów Brutal szczeknął. Ja zaś, zdezorientowana, po prostu usunęłam im się z drogi, myśląc jedynie o tym, jak żałośnie wyglądam.

Adam na szczęście opanował sytuację. Wszedł do mieszkania i zamknął za sobą drzwi. Postawił jamnika na podłodze, mnie wysłał do łazienki, żebym się ogarnęła, a w tym czasie przygotował dwie kawy.

Niedługo potem, wciąż nieco oszołomiona, siedziałam w jego aucie na miejscu pasażera. Mój bagaż leżał na tylnym siedzeniu, obok przypiętego pasami Brutala. Odwieźli mnie na lotnisko i odjechali. Podobno na spacer, jak poinformował mnie Adam, zapewniając, że mój jamnik będzie miał dobrą opiekę. Najlepszą.

Tydzień w Grecji zleciał szybko. Było wspaniale, chociaż przyznam, że dość często myślałam o pewnym szatynie… Z lotniska odebrali mnie Adam i Brutal. Najwidoczniej zaprzyjaźnili się, bo od tego czasu Adam wpada codziennie, żeby, jak mówi, wyprowadzić tę śliczną bestię na spacer. Hmm... Coraz częściej się zastanawiam, czy na pewno ma na myśli psa.

Czytaj także:
„Będąc małym chłopcem, zakochałem się w pewnej dziewczynie. Dziś jestem mężem jej córki”
„Jestem żonaty, ale zakochałem się w innej. Sprawa jest podwójnie skomplikowana, bo to moja pacjentka”
„Zakochałam się w młodszym o 20 lat mężczyźnie. Myślałam, że odnalazłam szczęście, a on umawiał się ze mną z litości"

Redakcja poleca

REKLAMA