„Już miałam spakowane walizki, a ten nieudacznik nagle się rozchorował. Mój mąż potrafi zepsuć każdą radość”

wściekła żona fot. Adobe Stock, fizkes
„Byłam strasznie zawiedziona. Tyle przygotowań, obietnic, planów, tyle radości i nadziei, czekania, oglądania filmów i zdjęć z myślą, że niedługo sama tam będę, i co?! Mój zawód i rozczarowanie były takie wielkie, że nie umiałam ich ukryć”.
/ 14.04.2023 17:15
wściekła żona fot. Adobe Stock, fizkes

Skończyłam już sześćdziesiątkę i przeszłam na emeryturę. Wprawdzie mogłabym jeszcze jakiś czas pracować, ale czuję się już zmęczona i potrzebuję zmiany trybu życia. Codzienne wstawanie przed szóstą, żeby zdążyć do pracy na drugim końcu miasta, daje mi się we znaki, tym bardziej że później cały dzień jestem na nogach i nie mogę sobie pozwolić na odpoczynek.

Od czterdziestu lat jestem fryzjerką. Zakład już rok temu przekazałam synowej i widzę, że ona całkiem dobrze sobie radzi, więc nie obawiam się, że mój dorobek życia pójdzie na zmarnowanie. Postanowiłam, że jeśli będzie trzeba, zawsze jej pomogę, ale nic na siłę. Chcę mieć spokój i prawo do dysponowania własnym czasem.

Mój mąż jest starszy ode mnie o dziesięć lat. Ostatnio trochę choruje i to jest też jeden z powodów decyzji o emeryturze, choć Zbyszek absolutnie tego nie wymaga ani nie wpływa na to, co postanowię.

– Twój wybór – powtarza, ale czuję, że jest zadowolony. – Zrobisz, jak uważasz.

Postanowiliśmy, że będziemy korzystać z wolności. Oboje lubimy podróżować, więc na pierwszy ogień poszły wycieczki, a właściwie pielgrzymki do znanych miejsc zarówno w kraju, jak i za granicą. Jesteśmy wierzący i praktykujący. Przez lata naszym marzeniem była podróż do Ziemi Świętej i nagle to marzenie miało szansę się urzeczywistnić, bo nasza parafia organizowała taką wyprawę, a jej termin i koszt bardzo nam pasowały, więc zapisaliśmy się jako jedni z pierwszych.

Muszę przyznać, że byłam naprawdę szczęśliwa!

Wyobrażałam sobie, ile zobaczę i przeżyję, przygotowywałam się, czytając rozmaite książki i opracowania, szukałam w internecie dostępnych informacji. Z każdym dniem utwierdzałam się w przeświadczeniu, że czeka mnie przygoda życia i że mam wielkie szczęście i łaskę, skoro doczekałam takiej wspaniałej nagrody od losu!

Mieliśmy jechać na początku września, więc całe wakacje żyłam tylko tym. Byłam tak zajęta sobą i przygotowaniami do pielgrzymki, że jakoś nie dostrzegłam dziwnego zachowania mojego męża. Szybko się męczył, co rusz pokładał się na kanapie, stracił apetyt i nie mógł spać. Tłumaczyłam sobie, że tak na niego działają upały, i tym się uspokajałam, aż pewnego dnia musiałam się zmierzyć z rzeczywistością: Zbyszek tak źle się poczuł, że musieliśmy wzywać pogotowie i odwieźć go do szpitala.

Na szczęście to nie był zawał, tylko zaostrzenie choroby, która męczyła go od dawna, ale i tak w tej sytuacji o wycieczce do Ziemi Świętej nie mogło być mowy! Byłam strasznie zawiedziona. Tyle przygotowań, obietnic, planów, tyle radości i nadziei, czekania, oglądania filmów i zdjęć z myślą, że niedługo sama tam będę, i co?! Mój zawód i rozczarowanie były takie wielkie, że nie umiałam ich ukryć. Nawet powiedziałam coś takiego: „Bo ty zawsze umiałeś mi zepsuć każda radość”, choć to była wierutna bzdura.

Oczywiście przyszło mi do głowy, że przecież mogę jechać sama. Mąż będzie miał opiekę, ja wszystko zorganizuję, nagotuję, wysprzątam mieszkanie, poproszę, żeby zawsze był przy nim ktoś z rodziny, więc te dziewięć dni szybko minie i na pewno nic złego się wtedy nie wydarzy. Syn i synowa obiecali, że któreś będzie u nas nocowało, żeby Zbyszek nie był sam, a na dzień przyjdzie prywatna pielęgniarka, więc opieka będzie zapewniona.

Zbyszek też mnie namawiał, żebym nie rezygnowała. Tłumaczył, że jeśli nie pojadę, będzie miał wyrzuty sumienia i na pewno przez to pogorszy mu się stan zdrowia. Właściwie byłam zdecydowana jechać, ale nagle przyszła do mnie taka myśl: czy Bóg na pewno chce, żebym wędrowała Jego śladem, zostawiając w potrzebie najbliższego sobie, chorego człowieka?

Na szczęście w porę to zrozumiałam!

To pytanie sformułowało mi się w głowie tak konkretnie i wyraźnie, jakbym nie ja je zadała, tylko ktoś znacznie ode mnie mądrzejszy. Ono mi się prawie wyświetliło przed oczami i nie chciało zniknąć. Jesteś przekonana, że właściwie ustawiłaś to, co ważne? – czytałam jak na ekranie telewizora. – Że jestem tam, a nie tutaj, blisko ciebie i twojego chorego męża? Że idąc wąskimi uliczkami Jerozolimy, pomożesz mi dźwigać krzyż? A może go jeszcze obciążysz nowym grzechem – egoizmu i braku miłości?

Musiałam sobie na to odpowiedzieć i podjąć decyzję. Oczywiście – nie pojechałam do Ziemi Świętej, bo nagle pojęłam, że jest ona przy szpitalnym i domowym łóżku mojego męża i tutaj jest moje miejsce. Nie po to przechodziłam na emeryturę, żeby jeździć samotnie po świecie. Nawet w tamtym cudownym miejscu nie byłabym szczęśliwa i spokojna, wiedząc, że Zbyszek jest sam. Miało być: „ w zdrowiu i chorobie”, więc niech tak będzie!

Kiedy tylko postanowiłam, co zrobię, natychmiast się uspokoiłam i przestałam żałować, że się nie udało. Jeśli nawet już nigdy nie będę mogła tam być, nie szkodzi… Ziemia Święta jest wszędzie tam, gdzie ludzie się kochają i szanują. A co to za miłość, która zostawia w potrzebie? Na szczęście w porę to zrozumiałam!

Czytaj także:
„Przyjaciółka chorowała, a jej mężulek figlował z kochankami po parkingach. Nakryłam drania, ale boję się wyznać jej prawdę”
„Na starość stanęłam na ślubnym kobiercu ze skąpcem. Mój nowy mężulek, by oszczędzić kasę, nie dał mi nawet obrączki”
„Córka żyła w otwartym małżeństwie. Razem z mężulkiem notorycznie się zdradzali. Tylko czekałam, aż stanie się tragedia”

Redakcja poleca

REKLAMA