„Już chwilę po zaręczynach wiedziałem, że wpakowałem się jak widły w gnój. Życie z Alą oznaczało bycie sługusem jej rodziny”

załamany mężczyzna fot. iStock, Elva Etienne
„Tak to wyglądało: mamunia i tatuś mieli plan, który moja dziewczyna z niewiadomych powodów uznała za idealny, a po mnie oczekiwano jedynie, że nie będę sypał piachu w tryby. O zdanie na temat wesela nikt mnie nawet nie pytał. Założyli, że skoro za nie płacą, to mogą je wyprawić wyłącznie we trójkę. Ja miałem się tylko pojawić”.
/ 18.11.2022 22:00
załamany mężczyzna fot. iStock, Elva Etienne

Oświadczyłem się spontanicznie, bo wakacje, Wenecja, Alina opalona, w romantycznej sukience, tak ładnie wyglądała z rozpuszczonymi włosami. No więc padłem na kolana i zapytałem, czy zostanie moją żoną. Tak po prostu, może nawet nie całkiem serio, lecz dopasowując się do nastroju. Myślałem, że się roześmieje, zbędzie mnie jakimś wierszem lub piosenką. Albo poda mi dłoń i pobiegniemy uliczką nad kanałem, by całować się w jakimś zaułku.

Myślałem, że jestem romantykiem

– Tak bez pierścionka? – zapytała jednak, niby żartem ale, nie wiedzieć czemu, przeszedł mnie dreszcz.

– Nie bądźże, waćpanna, taka wyrachowana – zażartowałem, zerwałem jakiś kwitnący badyl i podałem jej z ukłonem; ale było już za późno.

Jak się okazało, niewinne pytanie miało moc zaklęcia, które zmieniło moją wyluzowaną dziewczynę w mieszczkę o zaściankowych poglądach. Naprawdę trudno było uwierzyć, że to, co zaczęło się dziać, nie było długofalową zgrywą.

„Może właśnie zostałem obiektem jakiegoś projektu i wkrótce zobaczę się na YouTubie” – myślałem czasem, próbując to sobie jakoś poukładać.

– Słuchaj – zaproponowałem, gdy wyszliśmy z kolejnej narady z rodzicami Aliny. – Może ja bym cię raczej porwał jak Bohun, co? Bardzo ci zależy na tym weselu, wujach, ciotkach, białej sukni i ryżu?

– Puknij się w głowę, Hieronim – poradziła. – Nie pamiętasz już, jak Bohun skończył? My będziemy żyli długo i szczęśliwie.

Podobno człowiek, który umiera, widzi całe swoje życie jak film toczący się w odwróconej kolejności: od krytycznego momentu aż do najwcześniejszego dzieciństwa. Też miewałem wizje, tyle że dotyczące przyszłości. Alina pokazywała mi projekty sukien ślubnych, i nagle widziałem nas kilka lat później: ja zatopiony w grze, tłukę potwory na komputerze, a ona na swoim laptopie buszuje po sklepach z kosmetykami, w tle szum pralki… A kiedy moja luba wybierała u jubilera ten nieszczęsny pierścionek, ja nagle przeniosłem się w czasie i zobaczyłem, jak żremy się o to, kto ma opróżnić zmywarkę.

Rany, nie tak wyobrażałem sobie swoje życie!

Czasami, rzecz jasna, bywało jak dawniej, i wtedy myślałem: „Spoko, Hirek, to fantastyczna dziewczyna, po prostu boisz się zmian i zaczynasz kombinować, jak tu ocalić status quo. Bądźże dorosły, chłopie”. Co mnie przytłoczyło najbardziej, to świadomość, że żenię się nie tylko z Aliną, ale także z jej rodziną. Tak to wyglądało: mama z tatą mieli plan, który moja dziewczyna z niewiadomych powodów uznała za idealny, a po mnie oczekiwano jedynie, że nie będę sypał piachu w tryby.

– Będziemy mieli prawdziwe wesele – zachwycała się Alina. – Cała rodzina i zabawa do białego rana!

– Ja mam tylko mamę i brata – przypomniałem jej. – I babcię, ale ona może nie doczekać.

– Teraz będziesz miał większą familię – wzruszyła ramionami. – Chyba o to chodzi, nie cieszysz się?

Z czego, miałem, do cholery, się cieszyć? Że zostanę przysposobiony przez ciotkę Adelkę z Krosna i stryjecznego dziadka z Kudowy? No, ludzie, dziękuję bardzo!

To ilu gości w końcu zapraszamy? Stu, dwustu?

– Nie wiem, o co ci chodzi! – prychnęła Alina. – Przecież to moi rodzice płacą za wszystko. Ślub jedynaczki to ich wielkie marzenie!

Zimą zmarła babcia, zostawiając mi domek pod miastem. Piękne miejsce, nad niewielkim jeziorem, z dala od zabudowań. Oświadczyłem Alinie, że wnoszę do małżeństwa posiadłość ziemską, i zaprosiłem ją do obejrzenia naszego pałacu.

– Jeśli ci się wydaje, że będę spędzać pół dnia w korkach, żeby dojechać do pracy, to chyba na głowę upadłeś – burknęła. – Sprzedamy to, będzie na wkład do kredytu na mieszkanie.

A potem zaczął się koszmar sporządzania listy gości.

– Twoim świadkiem będzie brat, tak? – Alina rysowała na planie tajemnicze kółeczka i krzyżyki.

– Nie, Robert, mówiłem ci już. Przyjaźnimy się od dziecka.

– A nie lepiej, żeby wszystko zostało w rodzinie? – zmarszczyła się. – Znajomi się rozjadą po świecie, stracimy kontakt.

– Na razie to mój brat mieszka w Londynie i zastanawia się, czy nie ruszyć dalej – uzmysłowiłem Alinie. – No i o co ci chodzi tym razem? Ograniczamy liczbę moich gości, żeby wyszło taniej?

– Nie histeryzuj – spojrzała koso. – Możesz sobie zaprosić tego swojego Robercika, tylko niech raz ubierze się jak człowiek. Chodziło mi o to, że świadek na ślubie to ważna osoba, byle kto nie powinien nim być.

– Robert nie jest byle kim – wkurzyłem się. – I nawet jak się zjawi w worze pokutnym, będzie mile widziany. A tak w ogóle, rany, co się z tobą dzieje, Alinka? – zapytałem.

– Ze mną? Ze mną się dzieje? – podskoczyła na krześle.

I wali mi w oczy, że kiedyś był ze mnie romantyczny, ciepły chłopak, a teraz się zachowuję niczym pan i władca. Mówiąc szczerze, bywam coraz częściej po prostu chamowaty. Nawet jej mama to zauważyła! A żebyś wiedziała, że ja już wolałbym grilla na działce! Wkurzyłem się.

Ja chamowaty?

Znoszę ze spokojem przytyki dotyczące mojej rodziny i znajomych, wysłuchuję bzdur i problemów z dupy… Chryste, od miesięcy nie rozmawiamy o niczym innym, jak o sukienkach, kwiatach, ciastach i bigosie!

– Gdybyś się bardziej zaangażował, nie musiałabym wszystkiego pilnować! – dodała na granicy płaczu.

A co ci się będę wcinał – parsknąłem. – Widać, że to uwielbiasz! Listy gości, usadzanie przy stole, widelczyki, kieliszki do wina, wódki, likierów i cholera wie, co jeszcze…

– Jasne, zróbmy grilla, i niech wszyscy żrą palcami z papierowych talerzy! – wydarła się Alina. – Najlepiej jeszcze w tej twojej ruinie na wsi. Potem się prześpimy na słomie.

– Nie, lepiej ucztujmy w pałacach za kasę twoich starych!

– Hirek, czy to moja wina, że ciebie nie stać? Moja? – zaparła się pod boki i zadarła nos.

No i wyszedłem, trzaskając drzwiami, bo nie wytrzymałem. Myślałem, że zadzwoni potem, przeprosi, a tymczasem dziś kurier przywiózł mi pierścionek. Nawet listu jej się nie chciało dołączyć do przesyłki. To już koniec wszystkiego? I może jeszcze z mojej winy, co? 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA