„Wujek Jurek został wyklęty przez rodzinę. Dziadek wypędził go z pogrzebu babci, bo zdecydował się żyć po swojemu”

siostrzenica, która martwi się o wujka fot. Adobe Stock, ulza
„Zobaczyłam go przy bramie. Stał, czekając na pojawienie się wracającej z pogrzebu rodziny. Na nasz widok ożywił się, wykonał ruch, jakby chciał podejść, ale widocznie się rozmyślił. Wtedy podszedł do niego jakiś mężczyzna i opiekuńczym gestem objął go za ramiona”.
/ 29.09.2022 19:15
siostrzenica, która martwi się o wujka fot. Adobe Stock, ulza

Szczupła sylwetka i bujna czupryna upodabniały go trochę do młodego człowieka. Naprawdę, można było się pomylić. Wiedziałam, że jest tylko kilka lat młodszy od mamy, ale co innego wiedzieć, a co innego widzieć. Dżinsy, koszulka i sportowe buty dobrej marki – nosił się jak trzydziestolatek i w dodatku ten styl pasował do niego. Przyglądałam mu się uważnie. Prawie go nie znałam. Był człowiekiem, o którym  w rodzinie się nie mówiło.

Oczywiście wiedziałam, że mama ma brata. Kiedy byłam mała, odwiedzał nas, ale jego wizyty pewnego dnia ustały. Pamiętam, jak babcia płakała. Przyjechała, żeby się mną zająć, bo zakaźna świnka położyła mnie do łóżka na długie dwa tygodnie. 

– Nic, nic, dziecko, wszystko w porządku – uspokajała mnie, kiedy pytałam, dlaczego ma czerwone oczy.

Ja jednak wiedziałam swoje. Babcia miała poważne zmartwienie. Nadrabiała miną, ale czułam, że coś jest na rzeczy. I to coś poważnego, bo babcia długo nie mogła dojść do siebie. Potem już co prawda nie płakała, ale za to wciąż była smutna.

– Nie rozumiem twoich rodziców. Nigdy bym czegoś takiego nie zrobił… – tata mówił dość głośno, nie zwracając uwagi na małe dziecko zajęte zabawą lalkami, czyli na mnie.

Niesłusznie, bo dzieciaki mają gumowe uszy. Nie musiałam podsłuchiwać, żeby dowiedzieć się, że dziadkowie zrobili coś, czego tata nie pochwalał. Zżerała mnie ciekawość, ale mimo młodego wieku, wiedziałam, że nie powinnam pytać.

Mama wymamrotała coś cicho.

– Co?! Też tak uważasz? – zdziwił się tata. – Przecież to twój brat! Nie spodziewałem się tego po tobie…

Czego? Co takiego zrobił wujek Jurek? Bo chyba o niego chodziło…

W Wigilię zawsze stawiała dla niego talerz

Nigdy się tego nie dowiedziałam, a w każdym razie nie wtedy, kiedy mnie to interesowało. Bo szybko zapomniałam o całej sprawie. Wujek zniknął z naszego życia. Raz czy dwa zapytałam o niego, ale wkrótce pochłonęły mnie inne sprawy. Szkoła, nowe koleżanki, pierwsze zauroczenie panem od wuefu, a potem Alkiem z trzeciej B. Tyle się działo! Kto by wspominał wujka, który rozpłynął się w powietrzu wiele lat temu.

Tylko babcia o nim pamiętała. W Wigilię zawsze stawiała na stole dwa dodatkowe nakrycia. Jedno dla niespodziewanego gościa, a drugie…

– Zabierz ten talerz – irytował się wtedy dziadek. – Na nikogo nie czekamy. Cała rodzina jest przy stole.

Babcia przybierała wtedy groźną minę, dziadek milkł, a dodatkowe nakrycie zostawało. Mój tata wzruszał wtedy ramionami.

– Zamiast robić demonstracje, wytłumaczyłaby mężowi, żeby się nie wygłupiał – powiedział kiedyś do mamy, kiedy wracaliśmy do domu.

Ojciec ma własne poglądy i się ich trzyma– broniła go mama.

– Poglądy poglądami, ale jeżeli chcesz znać moje zdanie…

Ostrzegawcze spojrzenie w moim kierunku zgasiło krasomówczy zapał ojca. Rodzinny sekret nie był przeznaczony dla uszu dziecka.

Później wielokrotnie zastanawiałam się, jak można przez tyle lat bawić się w tajemnice w rodzinnym gronie. Dlaczego bliscy sobie ludzie nie potrafili zdobyć się na szczerą rozmowę? Może dzięki niej udałoby się uniknąć dramatów, może to by coś zmieniło…

Babcia była jeszcze całkiem młoda, kiedy zaczęła gasnąć. Mówiło się o takiej czy innej chorobie, ale tak naprawdę zabiła ją tęsknota za synem. A także poczucie winy. Była zbyt słaba, by walczyć o swoje dziecko.

Na pogrzebie babci stawiła się cała rodzina. Tak, cała, bo pojawił się również wujek Jurek. Usiadł w ławkach nieprzeznaczonych dla najbliższych. Nikt się z nim nie przywitał, z wyjątkiem mojego ojca, który podszedł do niego i uścisnął mu dłoń. Chciałam też podejść do wujka, ale mama mnie zatrzymała. Nic nie rozumiałam.

Dziadek przybity utratą żony najpierw nie zauważył syna, ale potem… zrobił coś strasznego.

– Miałeś się tu nie pokazywać, zapomniałeś? Nie należysz już do rodziny! – syknął, kiedy Jurek podszedł do niego na cmentarzu.

– Tato, proszę, nie rób awantur w takim miejscu… To nie wypada – mama starała się go uspokoić.

– On nie ma prawa tu być – dziadek zaciskał dłonie w pięści.

Nigdy go takim nie widziałam. Byłam zszokowana. Wujek Jurek chyba też, bo pobladł, odwrócił się na pięcie i odszedł. Odprowadzałam go wzrokiem, dopóki nie zniknął za zakrętem cmentarnej alejki. Z jego postaci bił znajomy smutek, taki sam, jaki wyczuwałam u babci. 

Kolejny raz zobaczyłam go przy bramie. Stał, czekając na pojawienie się wracającej z pogrzebu rodziny. Na nasz widok ożywił się, wykonał ruch, jakby chciał podejść, ale widocznie się rozmyślił. Wtedy podszedł do niego jakiś mężczyzna i opiekuńczym gestem objął go za ramiona. Poprowadził wujka do samochodu, otworzył drzwi i wsadził do środka jak małe dziecko. Musiałam mieć niemądrą minę, bo tata wziął mnie pod łokieć i odprowadził nieco na bok.

Nie ma się co gapić – mruknął. – Jurek przyjechał na pogrzeb ze swoim partnerem. I dobrze, przynajmniej będzie miał wsparcie po zimnym prysznicu, jaki zgotował mu ojciec.

Byłam już wystarczająco duża, żeby zrozumieć. Wujek Jurek był gejem. Poczułam się oszukana. I to była ta wstrząsająca tajemnica?!

– Moja nieodrodna córeczka – tata uśmiechnął się czule. – Ja też uważam, że zrobiono tragedię z niczego. Tyle wylanych łez, złości i wstydu nagromadziło się przez lata, że nie widać spod nich problemu. O ile w ogóle jakiś jest. Dziadek wyrzekł się syna i nie pozwala nawet wspominać jego imienia. A twoja mama… – machnął ręką – też nie lepsza. Udaje, że nic się nie dzieje. Nie rozumiem jej.

Wiedziałam, że dzieje się coś niedobrego

Niedługo po pogrzebie babci wujek Jurek przyszedł do nas z wizytą. Zaprosił go tata, żeby jak to ujął, zakopać topór wojenny i przywrócić trochę normalności. Mama podała pyszne ciasto i kawę, ale rozmowa się nie kleiła. To znaczy ja i tata gadaliśmy jak najęci, ale rodzeństwo prawie nie odzywało się do siebie.

Mama nie patrzyła na brata, jakby się go wstydziła. Krzątała się wokół nas jak dobra gospodyni, ale nie była w stanie wykrzesać choćby odrobiny serdeczności. Wujek to czuł. Pożegnał się najszybciej jak mógł i wyszedł. Żałowałam, bo bardzo go lubiłam.

Przez lata pozostawaliśmy w luźnym kontakcie. Wujek Jurek czasami dzwonił do taty lub do mnie, raz zaprosił nas do restauracji. Jeżeli miał nadzieję na pojednanie z siostrą, to się pomylił. Mama wymówiła się bólem głowy i żadne argumenty nie mogły jej ruszyć z miejsca.

– Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Twoja matka ma naprawdę dużo z dziadka, a to nieprzejednany starzec… – skomentował tata.

Mój ślub też został upamiętniony rodzinnymi niesnaskami. Zaprosiłam na wesele wujka Jurka. Dziadek powiadomiony przez mamę o mojej zdradzie, odmówił udziału w uroczystości. Było mi przykro, ale cóż… to była jego decyzja. Mama poddała się mojej woli, tak jak wcześniej poddawała się decyzjom swego ojca. Wujek był obecny na ślubie i na weselu. Byłam mu wdzięczna, że przyszedł.

Nasze kontakty zacieśniły się, kiedy wyprowadziłam się z domu. U mnie wujek i jego partner byli zawsze mile widziani. Kiedy na świecie pojawiły się dzieci, nie miałam już tyle czasu na spotkania towarzyskie. Wrzeszczące potomstwo też chyba odrobinę zniechęcało panów nieprzyzwyczajonych do obecności dzieci. Widywaliśmy się rzadziej, potem wujek Jurek wyjechał do Stanów. Podpisał dwuletni kontrakt na wykłady w koledżu, miałam nawet do niego pojechać, ale plany wzięły w łeb, bo mama zachorowała.

Pierwsze objawy zlekceważyliśmy, zresztą trudno się dziwić. Każdy może zapomnieć wyłączyć gaz pod zupą lub zabrać z domu kluczy. Poza tym wszystko było jak zwykle. Któregoś wieczoru tata zaalarmował mnie, bo mama długo nie wracała do domu. Wyszedł na poszukiwania i zastał ją niedaleko. Szła chodnikiem, bardzo ucieszyła się na jego widok. Przyznała, że przeżyła chwilę zamroczenia. Nie wiedziała, gdzie jest. Kręciło jej się w głowie, wszystko dookoła wydawało się obce. Jakby była kimś innym. Niczego nie rozpoznawała, nie wiedziała dokąd pójść. To wszystko trwało chwilę i przeraziło ją.

– Może jest przemęczona – powiedziałam niepewnie. – Chwila słabości każdemu może się zdarzyć.

– Ta chwila trwała kilka godzin… – przerwał mi tata.

Zamilkliśmy. Działo się coś niedobrego, a my czuliśmy się bezradni.

Zaczęła się pielgrzymka po lekarzach. Jeden mówił to, drugi tamto, diagnozy wciąż nie było. Mama zachowywała się normalnie, ale wciąż baliśmy się, że atak się powtórzy. Byłam zajęta pracą, domem i dziećmi, więc nie mogłam pilnować mamy bez przerwy. Robił to tata, który wtedy przeszedł na emeryturę. Zawał serca nie zawsze jest śmiertelny, ale tym razem tak było. Tata odszedł nagle, do dziś nie mogę się otrząsnąć po jego stracie. Tym bardziej że jednocześnie straciłam oboje rodziców. Bo mama z dnia na dzień zmieniła się nie do poznania.

Nikogo nie rozpoznawała. Tylko jego jednego…

Choroba nagle rozwinęła się i owładnęła nią, zmieniając całkowicie jej osobowość. Podobno była to demencja, która czyniła zadziwiające spustoszenia w stosunkowo młodym organizmie. Mama nie poznawała ludzi, mówiła od rzeczy i nie chciała siedzieć w domu. Jak opiekować się człowiekiem, który odmawia podporządkowania się rozsądnym zaleceniom? Mama od rana do nocy krążyła po osiedlu. Grzebała w śmietnikach, znosiła do domu cuchnące „skarby”, w mieszkaniu pojawiły się karaluchy.

Nie wiedziałam, co robić, bo dom opieki nie wchodził w grę. W świetle prawa mama mogła stanowić o sobie i robić, co chce, niepoczytalność trzeba byłoby udowadniać sądownie. Byłam w rozpaczy, rozdarta między własnym życiem i problemami, a mrokiem, który spowijał świat mamy. I wtedy pojawił się wujek Jurek.

– Weź urlop, zabierzesz mamę na trochę do siebie. Ona nie może zostać sama – zarządził. – W tym czasie zrobię u niej remont, wyrzucę nagromadzone śmieci, a potem zatrudnię wykwalifikowaną opiekunkę. Damy radę, nie martw się.

Uwierzyłam mu. Człowiek, którego wyparła się rodzina, pojawił się wtedy, kiedy najbardziej go potrzebowaliśmy. Zajął się siostrą, chociaż wcale nie musiał. Ona wyrzuciła go ze swojego życia, starała się o nim zapomnieć. Nie wiem, czy wujek Jurek jej to wybaczył, ale wówczas  stanął na wysokości zadania.

Mama przeprowadziła się do mnie, ale przez trzy tygodnie prawie nie opuszczała balkonu. Siedziała w fotelu zawinięta w koce i wpatrywała się pustym wzrokiem w przestrzeń. Traktowała nas obojętnie, jak obcych ludzi. Miałam wrażenie, że nie poznaje nawet mnie, swojej córki. Udawało mi się ją wprowadzić do mieszkania dopiero wieczorem, kiedy była już zmęczona. Trudno opisać, co wtedy czułam. Rozpacz i żal. Kim stała się moja mama? Nie znałam jej. Co działo się w jej głowie, o czym myślała, spędzając długie godziny zagłębiona we własnym świecie? Jak dalej będzie wyglądało nasze życie?

Gdyby nie wujek Jurek, załamałabym się. Dzięki niemu wiedziałam, że nie jestem z tym sama.

Ona nikogo nie rozpoznaje – uprzedziłam Jurka, kiedy przyszedł zawiadomić o skończonym remoncie.

Patrzyłam, jak pochyla się nad swoją siostrą. Kontrast był porażający. Elegancki, przystojny starszy pan ujął pomarszczone dłonie kobiety, która wyglądała jak sterana życiem babuleńka. Ona nagle ożywiła się i rozjaśniła. Przyciągnęła jego głowę do piersi, pogładziła po siwych włosach.

– Jurek! To ty… – szepnęła.

Rozpoznała brata.

Czytaj także:
„Wydałam wszystko na ciuchy i zabrakło mi na prąd. Aga zamiast mi pomóc, zwyzywała mnie od idiotek. Taka z niej przyjaciółka?”
„Zarzucałem żonie, że się zmieniła, spowszedniała… A sam co? Dopadł mnie kryzys wieku średniego. Czyżbym jednak był idiotą?"
„Po latach bycia kurą domową, dostałam propozycję wymarzonej pracy. Wiedziałam, że mąż i dzieci nie będą zachwyceni"

Redakcja poleca

REKLAMA