Szukałam męża przez 15 lat. W końcu pogodziłam się z tym, że nie żyje i postanowiłam ułożyć swoje życie na nowo. To, co zobaczyłam w telewizji, całkowicie mną wstrząsnęło, ale dzięki temu poznałam prawdę.
Ta praca mnie wykańcza
Właśnie oglądałam swój ulubiony serial, który pozwala mi nieco oderwać się od rzeczywistości i odpocząć po ciężkim dniu pracy. Dzisiaj w ośrodku zdrowia, w którym pracuję jako pielęgniarka i rejestratorka w jednym, był prawdziwy młyn. Jesienna aura sprzyja infekcjom, co wyraźnie dało się odczuć po liczbie pacjentów z zaczerwienionymi oczami i nosem, smarkających i kichających na potęgę. Do tego przyszło kilka matek z małymi dziećmi, które teoretycznie powinny wejść bez kolejki.
– Jasne, takie mają najlepiej – utyskiwała pani M., nasza stała bywalczyni dobrze po siedemdziesiątce, dla której wizyty u lekarza stanowią jedną z rozrywek. – Jak ja byłam młoda, to nikt dzieci nie przepuszczał. Każdy musiał swoje odstać w kolejce.
– A te przywileje to nie są do 3. roku życia? A czy ta wysoka dziewczynka z warkoczykami, to nie ma gdzieś 5-6 lat? – wtrącił się elegancki mężczyzna w średnim wieku. – Mnie się spieszy, bo muszę dostarczyć zwolnienia do pracy. Szef już dwa razy dzwonił, że jeszcze nie ma żadnych papierów w systemie, a ja niby na L4 jestem.
Po prostu zwyczajny dzień, w sezonie grypowym, w niewielkim gminnym ośrodku, gdzie po cięciach budżetu, przyjmuje niewielu lekarzy, a liczba pacjentów w związku z tym wcale się nie zmniejsza.
Myślałam, że mam zwidy
Po powrocie do domu, zrzuceniu butów, kąpieli i przebraniu się w wygodny dres, poczułam się po prostu doskonale. Wreszcie chwila oddechu. Odgrzałam wczorajszy obiad i rozsiadłam się w fotelu przed telewizorem, żeby śledzić losy mojej ulubionej bohaterki nieszczęśliwie zakochanej w bogatym ziemianinie.
Eh, co to były za czasy. Uwielbiam filmy kostiumowe, bo pozwalają na chwilę oderwać się od naszej zabieganej codzienności i zatopić w dystyngowanym świecie, który już dawno przeminął. Gdy jednak radosna muzyka oznajmiła blok reklamowy, a na ekranie zamigotały nowe proszki z witaminą C, przełączyłam na inny kanał. Akurat leciał reportaż o inflacji, a kamera zbliżała się na przeszkloną ladę, aby pokazać ceny mięs i wędlin. W pewnym momencie dziewczyna podsunęła mikrofon sprzedawcy stojącemu przy kasie, a ja przeżyłam szok.
Czy to Jurek? Przetarłam oczy ze zdumienia, bo sądziłam, że coś mi się wydaje. Ale nie. W lekko przygarbionym mężczyźnie, w za dużym fartuchu i z posiwiałymi włosami wymykającymi się spod białego czepka, poznałam mojego męża, który zaginął przed laty. Przecież to Jerzy. Tyle, że postarzały, tęższy niż dawniej i jakiś taki przygaszony. Na pewno się nie mylę. Ten lekko perkaty nos i ciemne oczy otoczone wyjątkowo długimi rzęsami poznałabym wszędzie.
– Szkoda takich rzęs dla mężczyzny. Przecież kobieta nie musiałaby ich w ogóle malować czy podkręcać. Ale ta natura jest niesprawiedliwa – często powtarzała moja siostra, która bez przerwy dbała o urodę i cały czas wydawało się jej, że i tak nie wygląda wystarczająco dobrze.
Wyszedł do sklepu i nigdy nie wrócił
W jednej chwili cofnęłam się do koszmaru sprzed lat. Ile to już czasu? Tak, teraz jestem pewna. Jutro minie dokładnie 15. To właśnie tego dnia Jurek wyszedł do sklepu i nigdy z niego nie wrócił. Doskonale pamiętam ten dzień minuta po minucie. Był piątek. Wróciłam z pracy, gotowałam zupę i smażyłam kotlety na późny obiad. Ala i Kondrat układali puzzle na dywanie. Dzień wcześniej dostali ogromny zestaw od babci i teraz pieczołowicie dopasowywali niewielkie kawałeczki, co chwilę przybiegając do mnie do kuchni z pytaniem, do czego kolejna część pasuje.
Nigdy nie lubiłam układać puzzli, a do tego spieszyłam się z obiadem, dlatego tylko mnie niecierpliwili.
– Idźcie do taty. On wam pomoże, bo i tak siedzi teraz z gazetą na kanapie.
– Ale tata przed chwilą wyszedł do sklepu. Powiedział, że kupi nam czekoladowe lody – pisnęła Ala i pobiegła do pokoju.
No tak, Jurek pewnie znowu poszedł po piwo. Od jakiegoś czasu 2-3 puszki wypijane w weekendy zamieniły się na 1-2 puszki wieczorem. Czy to już problem z alkoholem? Nie byłam pewna. Pracował, dbał o rodzinę, nie szlajał się z kolegami, nie przepijał pensji. Ale czy codzienny browar jest czymś normalnym? Sama zastanawiałam się, czy to jedynie sposób na odprężenie, czy początki nałogu.
Wyłączyłam gaz pod zupą, kotlety dawno czekały na półmisku, odcedzone ziemniaki zdążyły wystygnąć, a Jerzego nadal nie było. Dałam dzieciom obiad, żeby nie były głodne. Sama nie mogłam jednak nic przełknąć. Gdzie on tyle się podziewa? Już jakiś czas temu wysłałam mu SMS, żeby wracał.
Zadzwoniłam, ale usłyszałam jedynie komunikat, że abonent czasowo niedostępny. Od tej chwili słowa te prześladowały mnie już codziennie. Jerzy nie wrócił na noc, a jego telefon pozostał wyłączony. Obdzwoniłam rodziców, całą rodzinę i wszystkich kolegów męża, których znałam. Bez efektu. Na drugi dzień przyjechał mój brat i próbował wypytywać w pracy i wśród znajomych, czy nie wiedzą czegoś o Jurku. Nikt jednak nie miał pojęcia, co mogło się z nim stać, a ja szalałam z niepokoju.
Nie śpieszyło im się z pomocą
Zgłoszenie na policji to była dla mnie kolejna trauma. Młody funkcjonariusz wprawdzie starał się robić profesjonalne wrażenie, ale widziałam, że w ogóle nie traktuje nas poważnie.
– A jak się ostatnio układało pomiędzy panią a mężem? – pytał.
– Nie rozumiem. O co panu chodzi? – wydukałam.
– Czy nie kłóciliście się? Czy przypadkiem mąż kogoś nie miał? – kontynuował z obojętnym wyrazem twarzy.
– To znaczy pan pyta, czy nie poszedł do kochanki? Jak pan śmie! Jerzy zaginął, może miał jakiś wypadek i jest w szpitalu. Może stracił pamięć albo leży gdzieś przy drodze, a pan sądzi, że bez słowa odszedł do innej kobiety – zaczęłam podnosić głos.
– Proszę pani, ja niczego nie sądzę. Zadaję jedynie rutynowe pytania. Niestety często się tak zdarza. Większość zgłaszanych przypadków kończy się w podobny sposób. Mężczyzna lub kobieta odeszli do kogoś innego, ale nie mieli odwagi powiedzieć tego drugiej stronie – mówił.
– My nie jesteśmy przypadkiem. Byliśmy zgodną, kochającą się rodziną. Mamy dwójkę małych dzieci.
Policjant nie kontynuował rozmowy. Przyjął zgłoszenie i powiedział, że jak będą mieć wiadomości, to skontaktują się ze mną. Kolejne dni, tygodnie, miesiące wspominam jak koszmar. Nie było żadnych wiadomości. Nikt nic nie wiedział, policja nie odnalazła Jurka. Znajomi i rodzina byli w takim samym szoku jak ja. A przynajmniej tak się zachowywali.
Działałam niczym na autopilocie. Gdyby nie mama i teściowa na pewno nie dałabym sobie rady. W pracy wzięłam zaległy urlop, a potem poszłam na zwolnienie lekarskie wypisane przez psychiatrę. Szef wiedział w jakiej znalazłam się sytuacji i nie robił żadnych problemów.
– Pani Bożenko, pani i tak nie ma teraz głowy do zastrzyków, a my nie możemy pozwolić sobie na błędy. Proszę spokojnie wypoczywać – powiedział. – Miejsce na panią u nas czeka.
Moje życie zmieniło się w koszmar
Miejsce w pracy nie czekało. Ale w tamtej chwili nie przejęłam się tym zupełnie. Teraz myślę, że przeżyłam i dałam sobie radę tylko i wyłącznie dzięki wsparciu najbliższych. Siostra robiła mi zakupy, przyjeżdżała sprzątać i gotować, pożyczała pieniądze. Mama opiekowała się dziećmi. Ala miała wtedy 8 lat, Kondrat 10 i tak naprawdę nie do końca rozumieli, co się dzieje. Bo niby dlaczego taty nie ma? Jak mógł tak po prostu wyjść z domu i nie wrócić? Nikt tego nie rozumiał. Teściowa szalała podobnie jak ja.
– On nie mógł wyjechać bez słowa. Nie wierzę, że chciał ułożyć sobie życie z kimś innym. Nie mógłby tak zranić was, a przede wszystkim mnie. Na pewno coś, by powiedział. Jestem pewna, że coś mu się stało. Musimy go szukać. Dlaczego ty nie naciskasz na policję? – krzyczała.
– A jak niby ona ma naciskać? Przecież dzwonimy, chodzimy, pytamy. Co jeszcze mamy zrobić? – moja mama traciła już do niej cierpliwość. – Jesteś pewna, że Jurek nikogo nie miał. Nic ci nie mówił? – dopytywała.
– Przecież bym wam powiedziała. Widzisz, że jestem tak samo załamana jak Bożena – odpowiadała.
Pierwszy rok był straszny. Ktoś, kto nie przeżył takiej sytuacji, nigdy tego nie zrozumie. Musiałam jednak pozbierać się i wrócić do pracy. Miałam dzieci, które mnie potrzebowały. Trzeba było też je utrzymać. Okazało się, że na moje miejsce szef przyjął kogoś innego. Byłam jednak dobrą pielęgniarką, miałam doświadczenie i znajomości, dlatego szybko znalazłam nową posadę.
Pracowałam jeszcze ciężej, żeby córce i synowi niczego nie brakowało. Brałam dodatkowe dyżury i prywatne wizyty u pacjentów. Tylko ja jedna wiem, jak bardzo było mi ciężko. Na moje barki spadło nie tylko utrzymanie naszej rodziny i wszystkie sprawy domowe.
Musiałam uporać się z traumą
Musiałam także poradzić sobie z traumą i pomóc dzieciom uporać się z emocjami. Zapisaliśmy się na terapię do psychologa. Regularne spotkania po jakimś czasie pozwoliły nam pogodzić się z losem. A może nie tyle pogodzić, co przestać rozdrapywać przeszłość.
– To nie jest pani wina. Pani nie miał żadnego wpływu na to, co stało się z mężem. Teraz nie ma znaczenia, czy wyjechał, czy coś mu się stało. W życiu po prostu pewne zdarzenia są, niezależne od nas samych. Musimy przyjąć je do wiadomości i mimo nich żyć. Skupić się na tu i teraz, starać wykorzystywać szansy, które nadchodzą, a nie rozpamiętywać przeszłości – mówiła pani psycholog.
– Ale gdybym wiedziała, że miał wypadek. Mogłabym go pochować, pożegnać się. Mieć miejsce, gdzie dzieci mogłyby zapalać znicz i zanosić kwiaty. Myślę, że wtedy byłoby nam łatwiej – mówiłam.
– Tak. Okres żałoby jest bardzo ważny. Trzeba go przeżyć. Pani rodzina została go pozbawiona w tradycyjnym rozumieniu tego słowa. Ale to nie znaczy, że nie możecie uporać się z emocjami – tłumaczyła mi.
Terapia naprawdę nam pomogła i jestem bardzo wdzięczna, że trafiliśmy na tak dobrego, odpowiedzialnego specjalistę. Z czasem zaczęliśmy żyć na nowo i układać sobie naszą codzienność. Dzieci cieszyły się codziennymi radościami, sukcesami w szkole, nowymi przyjaźniami.
Po kilku latach ja także poznałam kogoś i nieśmiało zaczęłam marzyć, że jeszcze mogę się zakochać. Związek z Wojtkiem nie ułożył się, ale dał mi naprawdę wiele. Dzięki niemu zrozumiałam, że jeszcze mam prawo do szczęścia.
Teraz wszystko zaczęło się dobrze układać
Od zaginięcia Jerzego jutro miało minąć 15 lat. Konrad już skończył studia, pracuje i planuje ślub z narzeczoną. Alicja robi magisterkę z psychologii, niedawno przedstawiła mi chłopaka. Właśnie dostała dodatkową pracę w fundacji opiekującej się niepełnosprawnymi dziećmi. Ja spotykam się z Jackiem. Oficjalnie nie starałam się o uznanie Jurka za zmarłego, a tylko wtedy mogłabym powtórnie wziąć ślub. Jestem jednak szczęśliwa z moim partnerem i powoli dochodziliśmy do decyzji o wspólnym zamieszkaniu.
I właśnie teraz, gdy całą trójką poskładaliśmy nasz świat z drobniutkich kawałeczków w całość, zobaczyłam Jerzego. On żyje. Wcale nie zaginął. Pracuje w sklepie mięsnym w W. Co on tam robi? Co się z nim działo przez ten cały czas? Czy mam dzwonić do dzieci i dzielić się z nimi swoim odkryciem? A może zostawić wszystko tak, jak jest?
Myje myśli rozprasza dzwonek telefonu. Na wyświetlaczu miga teściowa. Właśnie w ten sposób mam zapisaną Marię. Dla mnie na zawsze pozostała teściową.
– Bożenko, pamiętasz, że obiecałaś mnie umówić na przyszły tydzień na wizytę u was w ośrodku? Musze iść do lekarza, bo znowu mam skoki ciśnienia. Może zmieni mi tabletki – mówi.
– Pamiętam – cedzę i nagle coś we mnie wstępuje. – Mamo, właśnie oglądałam reportaż w telewizji i widziałam w nim Jurka. Rozumiesz? On żyje! Pracuje w sklepie mięsnym w W. Jestem tego pewna.
Myślałam, że wywołam w teściowej szok i niedowierzanie. Nawet przez chwilę żałowałam swoich słów w obawie, że dostanie zawału. W końcu ma swoje lata i leczy się na nadciśnienie. Ale ona jest spokojna. Nadzwyczaj spokojna.
– Kochanie, musiało ci się coś pomylić. Co on niby, by tam robił? Daj spokój, to pewnie ktoś podobny. Umów mi tę wizytę – kontynuuje i czuję, że chce zakończyć rozmowę.
Ukrywała to przed nami
Już wiem, że coś jest nie tak. Kochająca mama na pewno nie byłaby tak spokojna, słysząc, że jej zaginiony przed 15 lat syn może się odnaleźć. Wpadłaby w euforię, kazałaby poruszyć świat, żeby sprawdzić, czy to nie on.
– Zaraz do ciebie przyjadę. Nie wychodź nigdzie – mówię i się rozłączam, nie czekając na odpowiedź.
Wizyta u Marii wyjaśniła mi wszystko. Matka Jerzego wiedziała, że jej syn żyje. Skontaktował się z nią kilka miesięcy po zaginięciu. Ponoć poznał kogoś i zakochał się w niej do szaleństwa. Razem wyjechali za granicę. Dlaczego mi tego po prostu nie powiedział? Teściowa twierdzi, że nie chciał mnie zranić. Ale dla mnie to jest straszna wymówka. Nie mógł przecież zrobić nic gorszego, żeby zranić mnie i dzieci.
Nie udało mu się jednak ułożyć sobie życia ze swoją kochanką. Przez jakiś czas mieszkali w Niemczech. Później wrócili do kraju, ale go zostawiła, bo zaczął popijać. Wpadł w ciąg alkoholowy, zwolnili go z pracy. Kolejne lata to były wzloty i upadki. Na zmianę pił, leczył się, zaczynał odbijać się od dna i znowu wciągał go nałóg. Teraz jest po leczeniu w ośrodku odwykowym i ponoć nie pije. Udało się mu znaleźć zatrudnienie w sklepie mięsnym. Matkę czasami odwiedza, ale bardzo rzadko.
Nigdy nie wybaczę tego, co nam zrobił. Drań uciekł niczym tchórz. Zostawił mnie i dzieci bez słowa wyjaśnienia. Odpowiedzialny i dorosły człowiek tak na pewno nie robi. Przez niego przeżyliśmy prawdziwe piekło. Do teściowej też mam ogromny żal, że przez tyle lat nic mi nie powiedziała. Zupełnie nie wiem, co zrobić. Mówić dzieciom, że ich ojciec żyje? Tylko po co burzyć im świat, który zdążyli już sobie posklejać? Z drugiej strony, co się stanie, gdy przypadkiem odkryją prawdę i dowiedzą się, że wiedziałam. Jestem w kropce.
Czytaj także:
„Z firmowego pośmiewiska zmieniłem się w znawcę kobiet. Ustawiały się do mnie kolejki, bo wiedziałem, co chcą usłyszeć”
„Fryzjerka plotkowała o romansie klientki z żonatym facetem. Przycisnęłam ją i okazało się, że lowelasem jest mój mąż”
„Wizyta na grobie dziadka przypomniała mi najgorsze chwile w życiu. Ten tetryk nie zasłużył nawet na najtańszy znicz”