„Julka była naprawdę zbuntowaną nastolatką. Miałam dość. W końcu policjantka przyłapała ją na piciu wina w parku”

nastolatka, która buntuje się i nadużywa alkoholu fot. Adobe Stock, Photographee.eu
– Zjem sama. Wy i tak będziecie się teraz kłócić o to, kto mnie źle wychował, więc jeszcze niestrawności dostanę. Pięknie. Nie dosyć, że haruję na dwa etaty, bo i praca, i dom, to jeszcze Julka się stawia, a Jarek mnie ignoruje. Ile tak pociągnę?
/ 27.07.2021 10:33
nastolatka, która buntuje się i nadużywa alkoholu fot. Adobe Stock, Photographee.eu

Kiedy nasza córka Julka zaczęła dorastać, z grzecznej, posłusznej dziewczynki przeistoczyła się w pyskującą, zbuntowaną nastolatkę. Niby nic nowego pod słońcem, ale trzeba to przeżyć na własnej skórze, by zrozumieć, jakie to męczące i irytujące. Te do znudzenia powtarzane prośby i polecenia. Jak grochem o ścianę! Nie mogłam wyegzekwować, żeby odrabiała lekcje, wcześniej wracała od koleżanek czy pomagała w domu. Żeby chociaż sprzątała swój pokój!

– Julka, ile razy mam mówić, żebyś odkurzyła mieszkanie? – wołałam.

Stałam w kuchni przy blacie i kroiłam mięso na gulasz; była już dziewiętnasta.

– Julka! Ojciec zaraz wróci!
– No i co z tego? – naburmuszona Julka pojawiła się w progu. – Moja wina, że siedziałaś do późna w pracy i teraz nie możesz się wyrobić?
– Nie gadaj, tylko łap się za odkurzacz! – wrzuciłam pokrojone mięso do garnka. – Jeszcze muszę kolację naszykować, obiad na jutro…Mogłabyś mi pomóc i posprzątać.

Odburknęła coś i poszła. Już otwierałam usta, by ostrzej ją zbesztać, ale usłyszałam skrzypnięcie drzwi szafy, w której chowaliśmy odkurzacz. Chwilę później rozległo się ciche buczenie.

– Przynajmniej jedno z głowy – mruknęłam pod nosem, mieszając podsmażające się mięso.

Kolacja była gotowa, gulasz się dusił, odkurzacz dawno przestał warczeć. Zerknęłam na wiszący w kuchni zegar. Wskazówki pokazywały dwudziestą. No i gdzie on jest? Gdzie znowu łazi?

– Jula! Odrobiłaś lekcje?

Zero odpowiedzi. Wyjrzałam z kuchni.

– Julka! Lekcje! Zrobiłaś?

Kiedy i tym razem nie doczekałam się odpowiedzi, ruszyłam w stronę pokoju córki. Gdy gwałtownie otworzyłam drzwi, smarkula zerwała się z tapczanu z oburzonym wrzaskiem, jakbym przyłapała ją na czymś niestosownym.

– Nie zapukałaś! Tyle razy mówiłam, żebyście pukali! Jestem już dorosła i mam prawo do odrobiny intymności!
– Jesteś moim dzieckiem i mam prawo wchodzić do twojego pokoju! – ja również momentalnie się zdenerwowałam. – Trzeba było odpowiedzieć, gdy cię pytałam, to nie musiałabym się fatygować i zakłócać tej twojej cennej prywatności.
– Moje lekcje, moja sprawa!
– Jak wylądujesz na kasie w sklepie albo na bezrobotnym, to też będzie twoja sprawa? – fuknęłam.
– Żebyś wiedziała!
– Słychać was aż na parterze – zza pleców dobiegł mnie głos Jarka. – Co na kolację?
– Julka znowu nie odrobiła lekcji – poskarżyłam mężowi. – Nie słucha mnie, pyskuje, każe mi się anonsować…

Jarek jak to Jarek, odwrócił się na pięcie i umknął do łazienki

Tyle w kwestii wsparcia w trudzie wychowania naszej córki. Moja irytacja rosła w postępie geometrycznym. Poszłam za nim.

– Może byś łaskawie zareagował? Nie widzisz, że Julka robi się coraz gorsza?
– A co mam zrobić? Zresztą – odwiesił ręcznik – dopiero wróciłem z pracy. Jestem zmęczony, najpierw chcę zjeść, potem odpocząć.

Poczłapał do kuchni, gdzie usiadł przy stole i czekał. Książę, cholera. Znowu wszystko na mojej głowie. Szlag by trafił! Podałam kolację, hałasując gniewnie sztućcami i naczyniami.

– Jula! Jemy!

Córka postanowiła tego wieczoru doprowadzić mnie do szaleństwa, bo zjawiła się tylko po to, by oznajmić:

– Zjem sama. Wy i tak będziecie się teraz kłócić o to, kto mnie źle wychował, więc jeszcze niestrawności dostanę. Dziękuję uprzejmie – wzięła talerz z kanapkami i po prostu poszła.

Spojrzałam na męża, oczekując, że coś powie, ale zasłonił się gazetą.

– Jarek, czy ty to słyszałeś? Nie dość, że w ogóle nie pomaga w domu, nie uczy się, to jeszcze nie chce zjeść z nami przy jednym stole.

Mąż westchnął ciężko.

– Grażyna, to twoja córka, zbierasz, co zasiałaś. A teraz możemy już jeść? Naprawdę jestem zmęczony i głodny.

Ja też byłam zmęczona, ale apetyt właśnie straciłam. Czy on naprawdę sugerował, że zachowanie naszej córki to wyłącznie moja wina?! Nie zamierzałam tego tak zostawić. W efekcie znowu się pokłóciliśmy. Jarek pościelił sobie na kanapie w salonie, a ja przewracałam się z boku na bok w sypialni i rozmyślałam.

Może jednak to nie ona nas, tylko my ją zawiedliśmy…

Jakbyśmy nie wiedzieć kiedy zaczęli mówić innymi językami. Jarek całymi dniami siedział w firmie, z kolei ja prosto po pracy szłam na szybkie zakupy, a potem pędziłam do domu, by przygotować kolację, posprzątać, ugotować obiad na następny dzień. Julka prawie cały dzień była sama. Miała jednak swoje obowiązki – pójść do szkoły, odrobić lekcje, posprzątać mieszkanie, pozmywać i tak dalej. Nie była już małym dzieckiem, co zresztą wciąż podkreślała. Tyle że chciała z tej dorosłości brać wyłączności przyjemności. Pięknie. Nie dosyć, że haruję na dwa etaty, bo i praca, i dom, to jeszcze Julka się stawia, a Jarek mnie ignoruje. Ile tak pociągnę?

Nazajutrz wstałam potwornie niewyspana. Męża już nie było, a z pokoju córki dochodził dźwięk budzika. Krzyknęłam przez drzwi, żeby wreszcie raczyła wstać.

– Czy tu nie może być jednego normalnego poranka? – zdenerwowałam się.

Widać nie. Kłótnie, spięcia, nieprzyjemna atmosfera powtarzały się jak zły sen. Julka buntowała się coraz bardziej, stając się iście nieznośną dziewuchą, a Jarek coraz później wracał z pracy. Miałam wszystkiego dosyć. Najchętniej gdzieś bym się zaszyła i zapomniała, że mam rodzinę. Niech sobie sami radzą, skoro tak im ze mną źle. Tamtego popołudnia, gdy byłam na zakupach, zadzwoniła wychowawczyni córki z informacją, że Julka wagaruje, a jak jest w szkole, bywa agresywna w stosunku do koleżanek.

– Czy coś złego dzieje się u państwa w domu? – zapytała.

A co cię to, kobieto, obchodzi? – pomyślałam ze złością. – Masz nas za jakąś patologię?

– Ależ skąd – zaprzeczyłam na głos, siląc się na spokój. – Może to z powodu dojrzewania? Porozmawiam z Julką – obiecałam.

Wpadłam do domu jak burza z zamiarem zrobienia awantury, ale smarkuli nie było, a jej telefon nie odpowiadał.

– Oj, doigrałaś się…

Byłam pewna, że gdzieś się włóczy i wróci dopiero na kolację

Powinnam obdzwonić jej znajomych, narobić jej wstydu, ale dotarło do mnie, że nie wiem, z kim ona się teraz zadaje. Kiedy Jarek wrócił z pracy, opowiedziałam mu o całej sytuacji.

– I siedzisz tak spokojnie? – zdziwił się. – Julki nie ma od południa, a ty nic?
– A co mam zrobić? – odpowiedziałam jego stałym wykrętem. – Po pierwsze, musiałam posprzątać i ugotować obiad na jutro. A po drugie, nie mam pojęcia, z kim poszła!

Mąż spojrzał na mnie nieprzyjemnie.

– Ani domem, ani dzieckiem nie umiesz się zająć, taka prawda.
– A ty?! A ty wiesz, gdzie jest? To też twoja córka! A ja też pracuję! Nie waż się zwalać wszystkiego na mnie!

Od słowa do słowa znowu wybuchła awantura. Nawet nie zauważyliśmy, że nasza córka wróciła. I to nie sama.

– Dobry wieczór – usłyszałam kobiecy głos za plecami i obróciłam się jak fryga. – Dzielnicowa Matylda Zalińska – przedstawiła się stojąca obok Julki wysoka funkcjonariuszka. – Chyba nie w porę, ale…
– W porę. Oni tak zawsze – wyjaśniła drwiącym tonem Julka.
– Przepraszam, ale co pani tu robi? – Jarek był równie zaskoczony jak ja.

Okazało się, że Jula została przyłapana na piciu wina w parku

Policjantka postanowiła odwieźć ją do domu i porozmawiać z rodzicami. W pierwszej chwili miałam ochotę sprać gówniarę na kwaśne jabłko. Za sprawianie coraz większych problemów. Za ściągnięcie nam na głowę policji. Za wstyd przed sąsiadami. Zwłaszcza że nie widziałam na jej twarzy cienia skruchy. Tylko kpinę i niezrozumiałą dla mnie wrogość. Ona narozrabiała, a jej mina zdawała się mówić, że to my jesteśmy winowajcami! Kiedy jednak policjantka zaczęła mówić o kuratorze rodzinnym, o konieczności wizyt u psychologa, zrobiło mi się zimno. Całą tę nieprzyjemną rozmowę najchętniej wymazałabym z pamięci.

– A to może jest dobry pomysł… – powiedział Jarek już po wyjściu dzielnicowej.

Julka wzruszyła ramionami i poszła do swojego pokoju. Chciałam pognać za nią, ale mąż mnie zatrzymał.

– Daj jej spokój. Naprawdę nie widzisz, co się dzieje w naszej rodzinie? Kiedyś tak nie było…
– Bo Julka się zmieniła. Same z nią kłopoty. Nie uczy się, wagaruje, pyskuje, wstyd przynosi! A ty masz to gdzieś!

– Nie mam, ale… może to my się zmieniliśmy? Nie pomyślałaś, że jej zachowanie to skutek, nie przyczyna? Od kiedy podrosła, coraz więcej czasu spędzamy w pracy – przypomniał. – Pieniądze są ważne, kariera się liczy, ale rodzina powinna być najważniejsza. A my co? Tylko wymagamy, a nie wiemy nawet, kim są znajomi naszego dziecka. Jesteśmy zmęczeni, zagonieni, nie mamy chwili ani dla niej, ani dla siebie. Przerzucamy się odpowiedzialnością i bez przerwy kłócimy. Może to my powinniśmy się bardziej wstydzić? Może to my bardziej ją zawiedliśmy?

Od bardzo dawna mój mąż nie był tak poważny, tak szczery i otwarty, gotowy do rozmowy i uderzenia we własną pierś. Zdumiał mnie i rozbroił. Zamiast cięć i ostrych ripost, zamiast zasłaniania się tarczą złości lub zmęczenia – rozmawialiśmy długo i na spokojnie, co też od wieków nam się nie zdarzało.

Zgodziliśmy się, że skorzystamy z pomocy psychologa. Zanim nasza rodzina całkiem się rozpadnie. Julka początkowo była niechętna i nieufna, ale dała się przekonać. Chyba doceniła, że chcemy tam iść razem, że się poczuwamy do winy. Wiem, że sporo pracy przed nami, ale mam nadzieję, że uda się ponaprawiać nasze wzajemne relacje, że odnajdziemy miłość, którą gdzieś zgubiliśmy…

Czytaj także:
Mój były mąż okazał się mordercą, ale to na mnie wszyscy wydali wyrok
Jestem samotną matką i mam raka. Jeśli umrę, syn trafi do domu dziecka
Iwona prawie rozwiodła się z mężem, ale zrezygnowała. Nie chciała wstydu

Redakcja poleca

REKLAMA