Gdybym miał określić Julię jednym słowem, to powiedziałbym – sztywniara. Z tymi skromnie upiętymi włosami, w zawsze zapiętym pod szyję kostiumiku, jak mało kto nie pasowała do swojego romantycznego imienia. Przychodziła do pracy punktualnie; kiedy było trzeba zostawała po godzinach, ale nigdy nie szła z nami na piwo, a kiedy raz szef zorganizował integracyjny wyjazd – to się rozchorowała. Po prostu nie chce się z nami bratać; taki był nasz wniosek. Tym bardziej że po powrocie nie wyglądała nam na osobę, która właśnie przeżyła poważne zatrucie.
Wcale nie chciałem z nią jechać
Kiedy więc w sierpniu usłyszałem, że jadę z Julią w delegację na drugi koniec Polski, chciałem uciec gdzie pieprz rośnie. „Równie dobrze mógłbym wieźć w samochodzie manekina” – pomyślałem sobie i wiele się nie pomyliłem. Julia przez większą część drogi milczała, siedząc nieruchomo niczym woskowa lalka. Na szczęście, pozwoliła mi włączyć radio i nie protestowała, gdy „dyskutowałem” z prowadzącymi audycje.
Na miejscu prezentacja poszła nam wyjątkowo sprawnie, bo Julia była jak zwykle perfekcyjnie przygotowana i kilka razy udało jej się nawet zręcznie zatuszować moje wpadki, za co byłem jej niesłychanie wdzięczny. Miałem nawet zamiar zaprosić ją na kawę, ale odmówiła, twierdząc, że zależy jej na jak najszybszym powrocie do domu. Polecenie to polecenie. Musiałem z nią jechać „Trudno – pomyślałem sobie. – Najwyraźniej wspólna służbowa podróż niczego między nami nie zmieni”. I od razu ruszyłem przed siebie.
W drodze powrotnej złapała nas jednak potworna burza. Woda lała się z nieba strumieniami, a jadące prawym pasem TIR-y zalewały nas dodatkowo kaskadami wody. Moim służbowym peugeocikiem rzucało jak łódką na wzburzonym morzu. Aż pobielały mi knykcie od kurczowego trzymania kierownicy. Nie na wiele się to zdało, bo o mało nie wyleciałem z trasy na pas oddzielający nas od przeciwległej jezdni. Miałem śmierć w oczach, Julia też zbladła z przerażenia i od razu zaproponowała, abyśmy poszukali jakiegoś noclegu.
– Znam takie jedno miejsce – powiedziałem, skręcając z trasy.
Po godzinie dotarliśmy na miejsce.
– Myślisz, że tutaj będzie hotel? – zdziwiła się Julia.
– Hotel to może nie, ale tu jest mój rodzinny dom – uśmiechnąłem się, a widząc zdumienie na jej twarzy, dodałem szybko:
– Po co mamy tracić pieniądze na podrzędny motel, skoro moi rodzice z przyjemnością nas przenocują? Zapewniam cię, że tutaj będzie nam wygodnie.
Gdyby nie deszcz i zapadająca noc, Julia pewnie chętnie by ze mną podyskutowała, jednak w tych okolicznościach tylko skinęła głową na znak, że się poddaje. Moi rodzice, których nie zdążyłem zawiadomić o naszym przyjeździe, nawet się nie zdziwili, widząc nas w drzwiach. Mama zrobiła kolację, po czym pokazała Julii pokój, w którym przygotowała jej łóżko, a ja dałem jej jedną z moich starych koszulek i życzyłem miłej nocy.
Rano wstałem późno, bo zapomniałem nastawić budzik. Zszedłem do kuchni przekonany, że znajdę tam wkurzoną Julię, wyszykowaną jak do biura na naradę. Tymczasem kuchnia była pusta, chociaż zapach kawy i kubki w zlewie świadczyły o tym, że domownicy już zjedli śniadanie. Gdzie się więc wszyscy podziali?
Niemożliwe! To była ona? Nasza drętwa Julka?
Wypiłem kawę i ruszyłem na poszukiwania. Z ganku widać było uchylone drzwi od szopy. Zajrzałem przez nie i… stanąłem jak wryty. Mój ojciec z jakąś dziewczyną uwijali się przy motorze dziadka – kultowym w naszej rodzinie, nieużywanym od lat junaku! „Kim jest ta dziewczyna?” – zadałem sobie pytanie. Rozwiane włosy, zarumienione policzki… Ubrana była w jakieś zniszczone spodnie i koszulkę… Tak, tę samą, którą dałem do spania Julii!
– Julia? – zapytałem z niedowierzaniem. – To ty?
Uniosła głowę i uśmiechnęła się. Po raz pierwszy w życiu widziałem, żeby się uśmiechała. I to tak radośnie!
– Co ty tutaj robisz?
– Jak to co? Pomaga mi uruchomić junaka! – huknął mój ojciec, po czym oboje ponownie zabrali się do pracy. Wyszedłem z szopy, widząc, że jestem im kompletnie niepotrzebny, i w lekkim szoku wróciłem do kuchni, gdzie po chwili zjawiła się mama.
– Fajna ta twoja koleżanka! Z tatą w trzy sekundy znalazła wspólny język. Wystarczyło, że zachwyciła się junakiem z tego zdjęcia – mama ruchem głowy wskazała fotografię dziadka wiszącą nad stołem – i całkowicie kupiła sobie twojego starego ojca. Grzebią przy tym motorze już druga godzinę! – z tym okrzykiem aż klasnęła w dłonie z zachwytu. Chyba jej też Julia przypadła do gustu.
A ja, no cóż: dopiłem kawę, umyłem się, ubrałem, grzecznie usiadłem w kuchni i czekałem, aż nasi amatorzy dwóch kółek skończą swoją pracę. Wreszcie koło południa Julia wyjechała na podwórko. Nie mogłem uwierzyć, że to ona! Z rozwianymi włosami i oczami błyszczącymi triumfem wyglądała cudownie….
Nawet nie śmiałem jej zwrócić uwagi, że w końcu mamy piątek i powinniśmy wracać do pracy. Choć już dawno zadzwoniłem do szefa… Wcisnąłem mu bajeczkę, że w czasie burzy zalał nam się silnik w samochodzie i musiałem odstawić go do warsztatu. Szef zadowolony z naszej delegacji dał nam wolne do końca dnia, bo do głowy mu nie przyszło, że mogę go oszukiwać, mając przy boku naszą sztywną Julkę.
– Możesz mi w końcu powiedzieć, co się tutaj dzieje? – zapytałem ją z rozbawieniem, gdy zrobiła już kilka kółek. Najwyraźniej miała ochotę wyjechać na tym starym motorze gdzieś dalej.
– Wiele jeszcze o mnie nie wiesz – rozpromieniła się. – Po pierwsze, muszę ci powiedzieć, że kocham motocykle! „No cóż, to akurat da się zauważyć” – uśmiechnąłem się pod nosem, a jej zaproponowałem wspólną przejażdżkę na junaku. Oczywiście to ona prowadziła, ku uciesze moich rodziców.
Kilka godzin później, gdy wracaliśmy do miasta, już nie musiałem włączać radia, bo Julii buzia się nie zamykała. Dowiedziałem się, że jej dziadek był wielkim fanem motocykli, a ojciec z wujkiem prowadzą motocyklowy sklep.
– Już jako dziecko jeździłam z nimi na rajdy, a swój pierwszy motorower dostałam w podstawówce. Teraz mam yamahę Virago 535 – opowiadała z przejęciem, jakiego nigdy wcześniej u niej nie widziałem.
– Ale w pracy jesteś zupełnie inna – nie wytrzymałem.
– Kiedyś chętnie opowiadałam o swojej pasji, ale ludziom się to nie podobało, szczególnie szefom – odparła. – W takich sytuacjach faceci od razu muszą ze mną rywalizować i udowadniać sobie i wszystkim dokoła, że są lepszymi kierowcami i oczywiście lepszymi pracownikami. No bo kto to słyszał, żeby kobieta jeździła ścigaczem?! – prychnęła jak rozgniewana kotka.
Z radością poprosiłem, by to ona mnie przewiozła
Patrzyłem na nią zauroczony. „Jest śliczna” – pomyślałem. Oczywiście, musiałem przysiąc, że nie zdradzę nikomu jej fascynacji motocyklami.
– Dobrze, ale przewieziesz na swoim ścigaczu – postawiłem ultimatum.
– Jeśli tylko nie będziesz się bał jechać ze mną! – przystała chętnie ze śmiechem.
Nie bałem się i nie wahałem ani chwili. Julia prowadziła motocykl z taką samą precyzją i skupieniem, z jaką w pracy przygotowywała swoje projekty i prezentacje. Czuła się odpowiedzialna za ludzi, a ja, siedząc za nią na junaku i obejmując ją w pasie, czułem ciepło drobnego ciała Julii ukrytego pod skórzaną marynarką i puchłem z dumy, że znam taką dziewczynę.
Nietuzinkową, odważną, z pasją. Tamtego dnia, kiedy zobaczyłem ją jak w moim podkoszulku, z twarzą umazaną smarem, uwija się przy junaku dziadka, poczułem, że skradła moje serce. Mam nadzieję, że ona kiedyś też coś takiego poczuje do mnie.
Czytaj także:
Mój syn ma 23 lata i nie rozumie, że ma jeszcze czas na amory
Moja córka ma 3 dzieci. Nie poświęca im uwagi, bo ciągle siedzi w telefonie
Mam 4 synów. I dzięki Bogu, bo z córkami to tylko problemy