„Jesteśmy ze sobą 6 lat, mamy dziecko, a on nie chciał mi się oświadczyć. Żeby zostać żoną, sama musiałam uklęknąć”

Kobieta, która oświadczyła się chlopakowi fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„Nie leżał mi ten fakt, że dziewczyna oświadcza się chłopakowi. Długo układałam sobie w głowie, co chciałabym mu powiedzieć. Nie byłam przekonana do tego pomysłu, to nie tak miało wyglądać. Ale nic na to nie poradzę, nie chcę do końca żyć na kocią łapę”.
/ 27.12.2021 08:38
Kobieta, która oświadczyła się chlopakowi fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Tak, wiem, moje poglądy są przestarzałe, może nie jestem prawdziwie współczesną kobietą. ale nic nie poradzę na to, że żyjąc z mężczyzną pod jednym dachem, chcę móc nazywać go mężem. Jestem w związku z Pawłem już blisko sześć lat, od pięciu mieszkamy razem. Od początku moi rodzice podpytywali, kiedy ślub. Ślubu jednak nie było, nie było nawet oświadczyn, mimo że Paweł na każdym kroku podkreślał, jak bardzo mnie kocha.

Dwa lata temu urodził się nasz Franio. Kochamy się, wspieramy i szanujemy. Jesteśmy naprawdę dobrym… no właśnie, i tu zaczyna się problem, dobrym czym? Bo nadal nie jesteśmy małżeństwem. I nie zanosi się na to, żebyśmy nim zostali. Przynajmniej Paweł do tego nie dąży, a właściwie mało, że nie dąży, on tego nie chce.

Kiedy zaczęła się nasza znajomość, Paweł otwarcie mówił, że jemu ślub i papierek nie są do niczego potrzebne. Wtedy nie przywiązywałam do tego wagi, nawet nie traktowałam poważnie tych jego wywodów. Wydawało mi się, że ot tak sobie gada. Sama zresztą nie myślałam wtedy ani o ślubie, ani o małżeństwie. Zbywałam pytania rodziców byle czym. Było mi dobrze tak jak było. Dopiero kiedy zaszłam w ciążę, mój punkt widzenia raptem się zmienił. Zrozumiałam, że nie chcę, aby moje dziecko było nieślubne. Przestraszyła mnie także moja mama, która kręcąc głową z dezaprobatą, uparcie snuła czarne wizje.

– Mówię ci, on się nie oświadcza, bo nadal chce być wolny.

– Jaki wolny, mamo? Przecież Paweł opiekuje się mną, przecież chce tego dziecka tak samo jak ja.

– Ale ślubu nie chce – stwierdziła mama. – Zawsze łatwiej dać nogę, kiedy nie ma ślubu – dodała po chwili.

– Jakby chciał dać nogę, jak to mówisz, to żaden ślub go nie zatrzyma – broniłam siebie i Pawła, ale w duchu było mi przykro, że mój chłopak nawet nie pomyślał o oświadczynach. A on nawet jednym słowem nie wspomniał, że skoro jestem w ciąży, skoro zostaniemy rodzicami, to może powinniśmy zostać także małżeństwem. Chyba nie uważał, że powinniśmy.

Chwilami bałam się, co będzie, jeśli te czarne wizje mojej mamy okażą się prawdą. Może Paweł rzeczywiście boi się stracić wolność, nie chce się wiązać, żeby łatwiej mu było z nas zrezygnować.
Kiedy Franek przyszedł na świat, okazało się, że Paweł jest wspaniałym ojcem. Od pierwszych dni zajmował się małym, wszystko potrafił przy nim zrobić. Kiedy moje koleżanki narzekały na swoich mężów, że popołudnia i wieczory spędzają przede wszystkim w fotelu przed telewizorem albo jeszcze gorzej, bo z kumplami na piwie, ja na pomoc swojego zawsze mogłam liczyć.

– Kiedy planujecie ślub? – zapytał głośno mój tata na pierwszych urodzinach Franka.

– Tato – jęknęłam.

– Co tato? Co tato? Dziecko już rok skończyło, niedługo pójdzie do przedszkola, a wy wciąż na kocią łapę.

– Tato, o czym ty mówisz? Jakie niedługo? Do jakiego przedszkola? – zaczynałam się denerwować.

– Daj spokój Małgonia – wtrącił się spokojnie Paweł, a potem zmierzył swojego teścia czy nieteścia wzrokiem i oświadczył: – My z Gosią ślubu nie planujemy. Uważamy, że do niczego ten papierek nie jest nam potrzebny.

– Jak to nie planujecie? Jak to nie jest potrzebny? – ojciec coraz bardziej podnosił głos. – Na kocią łapę chcesz z moją córką żyć? Dziecko bez ślubu wychowywać? Jaki papierek? Do kościoła trza iść.

– Janek, proszę cię, uspokój się – mama usiłowała łagodzić sytuację, ale nie dawała rady. Ojciec coraz bardziej się unosił.

– Ja bardzo przepraszam, ale to chyba nasza sprawa – Paweł również zaczynał się denerwować – i nasze dziecko! – dodał podniesionym głosem.

– A nasz wnuk! – krzyknął ojciec i odpowiedział mu głośny płacz Frania.

Kłótnia wisiała w powietrzu. Nie miałam pojęcia, co robić. Skończyło się na tym, że mama zabrała zdenerwowanego ojca do domu, a Paweł pokłócił się z siostrą, która zaraz po wyjściu moich rodziców wytknęła mu, że dla świętego spokoju wszystkich mógłby się ze mną ożenić. Poczułam się głupio i niezręcznie, a Paweł wrzasnął na siostrę, że ślubu nie bierze się dla spokoju rodziny, tylko z miłości. Wtedy poczułam się jeszcze gorzej, bo przecież tyle razy zapewniał, że bardzo mnie kocha, no to dlaczego nie chciał się żenić?

Kocha mnie, a nie chce ślubu? Nie rozumiem...

Po tych pamiętnych pierwszych urodzinach Franka nasz ślub stał się w rodzinie tematem tabu. Nikt go nie poruszał, nawet moja mama w rozmowach ze mną. Ja również wolałam udawać, że problemu nie ma, chociaż był, siedział w mojej głowie i coraz mocniej się tam zagnieżdżał. A Paweł nawet nie spytał, jakie jest moje zdanie na temat ślubu, wesela, białej sukienki i zmiany mojego nazwiska na takie, jakie nosił on sam i nasz syn.

– Dlaczego Paweł z góry zakłada, że ja również nie chcę ślubu? – zapytałam pewnego razu Marty, jego siostry.

W końcu znała go najlepiej, kto inny mógłby udzielić mi odpowiedzi, jeśli nie ona. Marta jednak zamiast to zrobić, wytrzeszczyła oczy ze zdumieniem.

– A chcesz? – zapytała.

– Pewnie – wzruszyłam ramionami. – Która dziewczyna nie chce?

– Czy ja wiem? – zastanowiła się. – Mnie tak bardzo nie zależało, to Wojtek uparł się, że wszystko musi być po Bożemu. Ja się po prostu zgodziłam.

– Zazdroszczę ci – bąknęłam pod nosem.

Marta milczała.

– Wiesz, ja sądziłam, że wy to obgadaliście, że to jest wasza wspólna decyzja – odezwała się w końcu.

Teraz ja milczałam, nie bardzo wiedziałam, co powiedzieć. Żałowałam, że w ogóle zaczęłam tę rozmowę. Była dla mnie w pewien sposób krępująca.

– Nic nie obgadaliśmy – powiedziałam. – Paweł po prostu uznał, że mam takie samo zdanie jak on. Bez pytania mnie o cokolwiek – dodałam po chwili niechętnie.

– A ty nie wyprowadziłaś go z błędu? – Marta nie ukrywała zdziwienia.

Wzruszyłam ramionami, bo szczerze mówiąc, zaczynałam być zła. Na Martę, na siebie, na całą tę sytuację.

– Gośka – Marta roześmiała się, jakby nagle znalazła rozwiązanie, cudowne rozwiązanie. Według niej pewnie tak właśnie było, tylko, że to rozwiązanie wcale nie było cudowne, było głupie. – Gośka, ty się musisz mojemu bratu oświadczyć – usłyszałam i kompletnie mnie zatkało.

– Zwariowałaś – bardziej stwierdziłam niż zapytałam.

– Nie, nie zwariowałam. Ja znam swojego brata. On się boi ślubu, takiego zalegalizowanego związku, małżeństwa. Wiesz, że nasi rodzice się rozwiedli? – zapytała nagle.

Kiwnęłam głową w odpowiedzi. Nie wiedziałam, co ma jedno do drugiego. Wiele małżeństw się rozpada, ale my z Pawłem bardzo się kochaliśmy. No i mieliśmy małego synka.

– Paweł był wtedy mały – ciągnęła Marta – jeszcze nie chodził do szkoły. Nasza mama miała wielki żal do ojca, że nas zostawił. Cały czas uparcie powtarzała, że byli ze sobą bardzo szczęśliwi, dopóki nie wzięli ślubu, że ta ceremonia zamiast wszystko pobłogosławić, wszystko zepsu…

– Marta, no co ty, przecież to bzdura – przerwałam jej wpół słowa.

– Może i bzdura, ale Paweł nasłuchał się takich i tym podobnych rzeczy od dziecka. Może i w to nie wierzy, ale podświadomie gdzieś to w nim tkwi. Zapewniam cię, że tak właśnie jest.

– Jeśli to prawda, co mówisz, to Paweł nigdy się ze mną nie ożeni – westchnęłam.

– Spróbuj mu się sama oświadczyć, może się przełamie…

– Ty naprawdę zwariowałaś, Marta – mruknęłam – jeszcze nie słyszałam, żeby dziewczyna oświadczała się chłopakowi. Niby co mam powiedzieć: Czy zostaniesz moim mężem kochany? I wręczyć mu pierścionek? Czy co powinnam według ciebie mu wręczyć?

– Nieważne, co wręczysz. Możesz nic nie wręczać, to nie o to chodzi. Ważna jest rozmowa. Musisz mu powiedzieć, że bardzo go kochasz niezależnie od wszystkiego, ale chciałabyś zalegalizować wasz związek, wziąć z nim ślub i wreszcie zostać jego żoną.

– I nosić takie samo nazwisko – dokończyłam cicho.

– Choćby tak. Musisz mu powiedzieć wszystko, co leży ci na duszy, a nie udawać, że jest dobrze, choć nie jest. On cię bardzo kocha, Gośka, jeśli mu to wszystko powiesz, na pewno się zgodzi. No wiesz, na pewno przyjmie twoje oświadczyny – zachichotała

– Zastanowię się – mruknęłam.

Ale nie byłam do końca przekonana, właściwie to w ogóle nie byłam przekonana. Jakoś mi nie leżał ten fakt, że dziewczyna oświadcza się chłopakowi. Jednak po długim namyśle doszłam do wniosku, że naprawdę  nie mam innego wyjścia.

Jeśli chcę zostać żoną, to muszę spróbować

Długo układałam sobie w głowie, co powinnam, a właściwie, co chciałabym mu powiedzieć. Za każdym razem, kiedy już wszystko miałam dokładnie zaplanowane, zaczynało mi się wydawać, że to zupełnie nie tak, że bez sensu, że na nic. W końcu byłam już tak skołowana, że sama nie wiedziałam, czego chcę. Pewnego dnia wstałam rano i powiedziałam sama sobie – dziś albo nigdy. Zawiozłam Franka do rodziców i poprosiłam, żeby mógł zostać na noc. Patrzyli na mnie podejrzliwie, bo nigdy się to nie zdarzało.

– Stało się coś, córcia? – ojciec od czasu pamiętnych urodzin małego zaczął traktować Pawła z dystansem i ciągle podkreślał, że ma do niego ograniczone zaufanie. Facet, który nie chciał się ożenić z jego córką, był – twierdził – z gruntu podejrzany na wszystkich szczeblach.

– Nie, tatuś – roześmiałam się, ale sama słyszałam, że brzmiało to trochę sztucznie. – Nic się nie stało. Chciałam po prostu spędzić wieczór z Pawłem, tak tylko we dwoje.

Ojciec pokręcił głową i nic więcej nie powiedział. Ja natomiast pojechałam do delikatesów i zrobiłam odpowiednie zakupy. W domu zajęłam się przygotowaniem ulubionych dań mojego… no właśnie, tak bardzo chciałam móc powiedzieć, mojego męża.

No nic, raz kozie śmierć

Gdy Paweł wrócił z pracy, od razu pobiegł do pokoju Frania, żeby go pocałować na dobranoc. A tu niespodzianka.

– Coś ty znowu wymyśliła? – mruczał. – Dlaczego zawiozłaś go do dziadków?

– Wymyśliłam dla nas romantyczną kolację. Ze specjalną niespodzianką dla ciebie – to ostatnie dodałam już w myślach.

Zjedliśmy spaghetti, wypiliśmy wino i kiedy Paweł był już pewien, że teraz powędrujemy prosto do sypialni, rozpoczęłam swoją przemowę.

– Kobiecie daje się pierścionek – zaczęłam – nie mam pojęcia, co należy kupić mężczyźnie, więc kupiłam nam to… – wyciągnęłam z kieszeni małe pudełeczko, w którym spoczywały dwie srebrne obrączki. – Bardzo cię kocham, Paweł, i nic tego nie zmieni, ale bardzo, ale to bardzo chciałabym zostać twoją żoną. Ożenisz się ze mną? – zakończyłam drżącym głosem.

Widziałam zdumienie na twarzy mojego chłopaka, coraz większe zdumienie i w tym samym momencie poczułam strach, że powie „nie”. Co ja mam wtedy zrobić? Jak się zachować? Żebym się tylko nie rozpłakała.

– Gosia – wyszeptał – przecież i tak jesteś moją żoną. Ja tak o tobie myślę.

– Ale ja pragnę być pełnoprawną żoną, nosić twoje nazwisko, brać ślub w białej sukience, chciałabym, żeby wszyscy myśleli o mnie jako twojej żonie, nie tylko ty.

Otworzył usta, miałam wrażenie, że będzie mnie przekonywał, że papierek jest nieważny, że to co myślą wszyscy naokoło jest nieważne, że tylko my się liczymy. Bałam się, że tak właśnie będzie mówił, bo wtedy wszystko by się rozsypało. Tymczasem…

– Oczywiście, kochanie – usłyszałam. – Oczywiście, że się z tobą ożenię – nie miałem pojęcia, że tak bardzo ci zależy.

Ta noc była chyba najpiękniejsza w moim życiu

Następnego dnia Paweł wziął w pracy urlop na żądanie i razem pojechaliśmy po Franka. Oznajmiliśmy rodzicom, że zdecydowaliśmy się na ślub, a przy obiedzie Paweł opowiedział nam, to wszystko co już wcześniej usłyszałam od Marty. Przyznał, że obawiał się, że ślub zniszczy nasz udany związek. Matka tyle razy powtarzała mu to w dzieciństwie, że gdzieś w podświadomości tkwiła wiara, że tak właśnie musi być.

– Gdyby Gosia mi się nie oświadczyła – zakończył – ja chyba… Chyba nigdy bym się nie zdecydował.
Mina mojej mamy – bezcenna.

– Eee… Gosia ci się oświadczyła? – wykrztusiła. – Niemożliwe.

– Moja krew! – podsumował tata, podnosząc do góry kieliszek z winem.

– Mądra jest ta moja narzeczona – stwierdził Paweł. – Nie dość, że kochana i śliczna, to jeszcze mądra.

Dwa miesiące temu wzięliśmy z Pawłem ślub. Miałam białą suknię, a on elegancki garnitur, byli goście, orkiestra, dobre jedzenie. Wszystko tak, jak sobie wymarzyłam. Przyjęłam nazwisko mojego męża. Mówiąc szczerze, kompletnie nie rozumiem, dlaczego dziewczyny decydują się zachować swoje albo czasem dobierają tylko drugie do panieńskiego. Nie rozumiem tego. Ja chciałam nazywać się tak samo jak mój mąż. I tak jak mój syn. Teraz dopiero czuję, że naprawdę jesteśmy rodziną. I zrobię wszystko, żeby Paweł zobaczył i uwierzył, że ślub tylko umocni nasz związek. A kiedyś, kiedy będziemy już babcią Gosią i dziadkiem Pawłem, opowiemy naszym wnukom, jak to babcia oświadczyła się dziadkowi.

Czytaj także:
„Zdradziłem Zoję, bo chciałem zaimponować snobistycznym kolegom z pracy. Przez chciwość straciłem miłość mojego życia”
„W święta urabiałam się po łokcie i nikt mnie nie doceniał. Teściowa pastwiła się nade mną nawet przy wigilijnym stole”
„Mąż pracuje za granicą, a ja siedzę z dziećmi w Polsce. Bardzo za nim tęsknię, ale on nie ma zamiaru wracać”

Redakcja poleca

REKLAMA