„Jestem zmęczona swoimi dziećmi. Moje życie kręci się tylko wokół nich, nie mam czasu, by w spokoju wypić kawę”

zmęczona kobieta fot. Getty Images, Rafael Ben-Ari
„Chciałam być matką, to prawda. Teraz jednak miałam tego macierzyństwa po kokardę. Gdyby nie to, że mogłam pracować zdalnie, musiałabym chyba nawet zrezygnować z pracy i stać się mamuśką na pełny etat”.
/ 03.03.2024 13:15
zmęczona kobieta fot. Getty Images, Rafael Ben-Ari

Macierzyństwo przytłacza mnie na każdym kroku. Nie tak wyobrażałam sobie bycie matką. Kocham swoje dzieci, ale powoli czuję, że żyję resztką sił.

Kiedyś miałam więcej samozaparcia

Pamiętam, że kiedyś byłam bardzo ambitna. Zawsze uparcie dążyłam do celu, niezależnie od tego, ile mnie to kosztowało. Decyzje podejmowałam bez wahania i dość chętnie działałam spontanicznie. Nie obawiałam się nikogo ani niczego, a przyszłość mnie nie obchodziła. Co będzie, to będzie – tego zamierzałam się trzymać.

Zakochałam się szybko i gwałtownie, a Rafał we właściwym momencie się oświadczył. Ani przez moment nie pomyślałam, jak to będzie w małżeństwie, co to znaczy „mieć rodzinę”. A właściwie „mieć dzieci”, bo oboje byliśmy zgodni co do tego, że powinniśmy zostać rodzicami.

– Będziemy mieć dużą rodzinę – przekonywał mnie narzeczony, wpatrując się we mnie roziskrzonymi oczami. – Dzieci musi być co najmniej trójka.

– Obowiązkowo – roześmiałam się. – Tylko jeszcze spory dom się przyda.

W tamtej chwili nie zastanawiałam się nad tym, jak sobie poradzimy z gromadką dzieci. Jak ja sobie poradzę. Przecież wszyscy mieli dzieci i jakoś to leciało, prawda? Czemu akurat ja miałabym mieć z tym jakiś problem? Poza tym trudno było znaleźć bardziej upartą kobietę ode mnie. Jak coś miało być zrobione, to ja to zawsze doprowadzałam do końca. Nie przypuszczałam więc, że napotkam na swojej drodze jakiekolwiek problemy.

Dom to było moje królestwo

Po ślubie wszystko przebiegało zgodnie z planem. Najpierw na świecie pojawił się Pawełek, dwa lata później Klara, a w kolejnym roku Arek. Na szczęście na co dzień pracowałam z tekstem, więc bez problemu mogłam przenieść swoje obowiązki zawodowe do domu. Oczywiście, najpierw była krótka przerwa, bo nie ze wszystkim się wyrabiałam. Strasznie mnie to wtedy frustrowało i już po paru miesiącach od pierwszej ciąży powróciłam do swoich zleceń.

Rafał co prawda próbował mi z początku pomagać, ale nie bardzo mu to szło. Kompletnie gubił się w opiece nad dziećmi. Mógł oczywiście zabierać dzieciaki na spacery czy zajmować je w pokoju, kiedy ja musiałam przysiąść nad czymś pilnym, ale dopiero wtedy, gdy trochę podrosły. Szczerze mówiąc, nie zostawiłabym go sama z maluchami.

– Podziwiam cię, Pola – mówił z niedowierzaniem za każdym razem, gdy ogarniałam całą trójkę, jednocześnie odpisując na maile i rzucając okiem na nowy tekst. – Jesteś niemożliwa.

– Wiem – powtarzałam tylko, nie odrywając się od swoich zajęć. – Wiem, Rafał.

Nie kłóciłam się, bo nie było o co

Kiedyś, gdy odwiedziła nas moja mama, byłam z dziećmi sama. Rafał poszedł na jakieś spotkanie firmowe, a przecież ktoś musiał z nimi posiedzieć. Przekonałam go, żeby się tam wybrał, bo przecież to była jedna z prostszych okazji do zdobycia branżowych kontaktów. Trochę pomarudził, bo nie chciał nas zostawiać, ale w końcu pojechał.

– Pola, ty czasem nie przesadzasz? – zapytała mama, przyglądając mi się z czymś na granicy współczucia i litości. – Gdzie w ogóle jest Rafał?

– Załatwia swoje sprawy – stwierdziłam wymijająco, bo wiedziałam, że zaraz będzie męczyć, czemu puściłam go na jakieś spotkanie towarzyskie, skoro sama siedzę w domu i niańczę dzieci.

Pokręciła głową.

– Ja nie wiem, co jest teraz z tymi mężczyznami – powiedziała z niesmakiem. Skrzywiła się i ciągnęła: – Żeby nic żonie nie pomóc. I wiecznie ta praca i praca. Niedługo go dzieci przestaną poznawać.

– Daj spokój, mamo – mruknęłam. – Wiesz, że dobrze zarabia, a nie może się rozpraszać. Ja… ja sobie radzę. Dzieciaki są coraz większe, sporo rzeczy już robią same. No a ja i tak mam pracę na miejscu, więc czemu tego nie wykorzystać?

Zlustrowała mnie zrezygnowanym spojrzeniem.

– A tyle mogłabyś osiągnąć – stwierdziła. – Zmieniłabyś pracę na coś lepszego. Takiego, żebyś musiała wychodzić do biura, odcinać się od codzienności. Wiesz, poszerzać horyzonty czy coś. Gdybyś tylko potrząsnęła tym żałosnym nieudacznikiem…

– Nie jest nieudacznikiem – przerwałam jej stanowczo. – I nie będę nikim potrząsać.

Pewnie, że mogłabym zrobić awanturę. Wytknąć Rafałowi, że więcej czasu spędza poza domem niż w domu. Sęk w tym, że doskonale wiedziałam, gdzie się podziewa. Cóż, przesiadywanie po godzinach w biurze raczej też nie należało do jego ulubionych czynności, ale starał się nam zapewnić jak najlepszy byt i to doceniałam. Każdy miał swoje obowiązki i nie było o czym rozmawiać. Pewnie, że bywałam zmęczona. Nie od czasu do czasu, a coraz częściej. Tyle że mój mąż nie miał z tym nic wspólnego. To ja byłam matką i musiałam sobie jakoś radzić ze swoimi problemami. On mógł mnie co najwyżej wspierać. I działać na swoim froncie.

Czasem marzyłam o emeryturze

Kiedy najstarsze z dzieci poszło do pierwszej klasy szkoły podstawowej, byłam już na skraju sił. Łapałam się na tym, że z niecierpliwością czekam na wieczór, aż wreszcie uda mi się zamknąć w sypialni razem z Rafałem i na parę godzin odciąć od reszty domowników. Macierzyństwo mnie wykańczało. Patrzyłam na moje własne dzieci bez entuzjazmu, wymuszając uśmiechy, gdy czegoś chciały. Mimo to słyszałam, jak skarżyły się tacie, że mamusia jest ciągle zła.

Nie byłam zła – prędzej zrezygnowana. Z wolna też ogarniała mnie frustracja. Bo nic, kompletnie nic nie mogłam zrobić. O wyjściach z koleżankami mogłam zapomnieć, choć te namawiały mnie na nie wielokrotnie. Z Rafałem też raczej nikogo nie odwiedzaliśmy, chyba że z dzieciakami, a to już niestety nie było to samo. Tęskniłam do naszych spontanicznych wyjść we dwoje, do spotkań w gronie najbliższych znajomych, kiedy to na chwilę można było zapomnieć o całym świecie i po prostu się bawić.

Tymczasem teraz nie mogłam liczyć na chwilę spokoju. Kiedy robiłam sobie herbatę lub kawę, z góry zakładałam, że nie wypiję jej ciepłej. Co z tego, że kiedy parzyłam napój, w domu było cicho, a dzieci zgodnie zajmowały się sobą. Kiedy tylko siadałam, żeby odpocząć momencik i po prostu się napić, zaczynały się problemy. A to Paweł nagle przypominał sobie o tym, że na jutrzejszą lekcję miał coś przynieść, a to Klara przybiegała z najnowszym rysunkiem i męczyła mnie tak długo, aż nie zgodziłam się poprawić na nim tego, co uważała za nieładne.

Najgorzej jednak było, gdy najmłodszemu Arkowi włączał się tryb pytań. Potrafił dociekać o wszystko, a jego pytania okazywały się bardziej męczące niż godzinny rajd z torbami po sklepie. A ja? Ja co chwila musiałam wstawać, a kawa stygła w samotności.

Chciałam być matką, to prawda. Teraz jednak miałam tego macierzyństwa po kokardę. Gdyby nie to, że mogłam pracować zdalnie, musiałabym chyba nawet zrezygnować z pracy i stać się mamuśką na cały etat. Rafał miał fajnie – on był facetem. Kochanym tatusiem, i owszem, ale on, jako główny żywiciel rodziny, mógł się od tego po prostu odciąć. A ja nie miałam nawet durnego kwadransa dla siebie! Byłam twarda, ale poważnie nie wiedziałam, jak długo tak jeszcze wytrzymam. Czy znajdę w sobie jakąkolwiek radość z życia? Bo dzieci niestety skutecznie mi ją odbierały.

Może jednak coś się zmieni?

Niedawno w tej mojej szarej codzienności pojawiła się iskierka nadziei. Rafał zdecydował się zmienić pracę i teraz musi bywać w siedzibie firmy wyłącznie dwa razy w tygodniu. To oznacza, że już wkrótce będzie go w domu znacznie więcej, a i jego ciągłe zmęczenie może odejdzie w niepamięć.

– Teraz będzie inaczej, Pola – przekonywał mnie z zaangażowaniem. – Widzę, jaka jesteś zmęczona. Ale nic się nie bój. Teraz jakoś podzielimy się obowiązkami. Pomogę ci.

Szczerze mówiąc, wciąż trochę wątpię w jego zdolności. Z drugiej strony, naprawdę mam już szczerze dość. Cieszę się, że chce udzielić mi wsparcia. No i dzieciaki bardzo się cieszą, że będą mieli „więcej tatusia”. Tak, myślę, że wszystkim wyjdzie to na dobre. A czy mi uda się wreszcie znaleźć chociaż kilka minut dla siebie? Cóż, zobaczymy. Najważniejsze, że coś wreszcie drgnęło.

Czytaj także:
„Dla Rafała byłam dziewczyną na telefon i bawił się mną jak zabawką. Mówił, że mnie kocha, a z inną zakładał rodzinę”
„Znalazłam portfel wypchany kasą. Moja teściowa mówi, że jestem naiwna, bo zwróciłam go właścicielowi. Chyba ma rację”
„Wyszłam za mąż w wieku 20 lat i dopadła mnie proza życia. Żałuję, że nie poszalałam i nie wybawiłam się w młodości”

Redakcja poleca

REKLAMA