„Jestem z siebie dumna, bo dotrzymałam postanowień noworocznych. Schudłam, zmieniłam pracę i rzuciłam faceta-darmozjada”

dumna z siebie kobieta fot. Adobe Stock, luismolinero
„‒ Co? ‒ Olek wyraźnie się zapowietrzył. ‒ Ty nienormalna jesteś? Weź idź do porządnej pracy! Będziesz się teraz lenić? ‒ Ty lenisz się od sześciu lat ‒ zauważyłam z przekąsem. ‒ I wiesz co? Mam tego dość. Przypominam ci, że to moje mieszkanie. Więc z łaski swojej zabierz swoje rzeczy i się wynoś”.
/ 30.12.2023 21:56
dumna z siebie kobieta fot. Adobe Stock, luismolinero

Szczerze nienawidziłam swojego życia. Mój facet, Olek, kompletnie nic nie robił. To znaczy, oficjalnie był malarzem, który tworzył swoje wiekopomne dzieła wtedy, gdy nawiedziła go wena. Problem w tym, że przez znaczną część roku po tej wenie nie było nawet śladu, a on snuł się bez celu po domu, oglądał seriale na kilku różnych platformach streamingowych albo surfował po Internecie.

No i oczywiście nie przepuścił też żadnej okazji do tego, by wyjść na jakiś wystawny bankiet czy imprezę u swoich znajomych. Ja z nim nigdy nie chodziłam, bo jak twierdził „zbyt twardo stąpałam po ziemi, by zrozumieć jego i innych twórców”.

Utknęłam w miejscu

No tak. Ja byłam nudna i odtwórcza do bólu. Pracowałam w wielkiej korporacji jako… sekretarka. To było jedyne, co udało mi się złapać, gdy szybko potrzebowałam kasy. Rodzice, zaraz po tym, jak poszłam na studia, wypięli się na mnie, bo nie wybrałam medycyny, tylko dziennikarstwo. Tym samym na ich wsparcie, zwłaszcza pieniężne, nie miałam co liczyć.

Marzyła mi się co prawda praca w jakimś wydawnictwie – taka na pełny etat, przy korekcie i redakcji beletrystyki. Zawsze uwielbiałam czytać, wyłapywałam błędy nawet na śpiąco, miałam też jakieś krótkotrwałe przygody z korektą na zlecenie, ale… no nic poważnego. Kiedy rozesłałam swoje CV do wydawnictw, nikt się nie odezwał.

Potem… cóż, potem wplątałam się w ten beznadziejny związek z Olkiem i tym bardziej nie mogłam sobie pozwolić na jakieś spontaniczne rzucanie pracy. Właściwie to ja nas utrzymywałam, a jakoś nie potrafiłam zmotywować mojego faceta do tego, by w ogóle się tym przejął. Oczywiście, nie mieliśmy żadnych wiążących planów na przyszłość, zwłaszcza tych rodzicielskich. Lubiłam dzieci, ale zwyczajnie nie miałam na nie czasu. Gdybym była w ciąży… nie, w ogóle nie chciałam sobie tego wyobrażać.

W dodatku wykańczała mnie praca. Mój szef był totalnym tyranem, co z czasem doprowadziło do tego, że przejmowałam się każdym, nawet najbardziej bzdurnym potknięciem. Stres zajadałam czekoladą, chipsami i wszystkim tym, co smaczne, ale niezdrowe. Nic dziwnego, że po paru miesiącach zrobiło się mnie trochę więcej.

Denerwowali mnie

To był sylwester zeszłego roku wieczór, podczas którego powinnam się dobrze bawić i z ekscytacją oczekiwać nadejścia nowego roku. Tymczasem siedziałam w fotelu w salonie, próbując za wszelką cenę dopiąć kalendarz styczniowych spotkań mojego bezpośredniego przełożonego.

 To się samo nie zrobi, Nina! – wrzeszczał na mnie przez telefon jeszcze pół godziny temu. – Gdzie ty masz mózg, dziewczyno? Naprawdę myślisz, że ktokolwiek inny będzie sobie psuł sylwestra i nad tym teraz siedział? A ja to potrzebuję na już! Więc podeślij mi wszystko na maila. Sprawdzę rano, bo właśnie wychodzę.

Nigdy nie dopuszczał mnie do słowa. Nie widział takiej potrzeby, a w końcu i tak zawsze robiłam dokładnie to, co chciał. W dodatku siedziałam sama. Olek oznajmił mi chwilę przed osiemnastą, że wychodzi ze znajomymi na jakiś „artystyczny melanżyk”. Chociaż jeszcze rano przy kawie zarzekał się, że spędzimy sylwestra razem.

 Zabrałbym cię nawet – rzucił tuż przed wyjściem. – No ale chyba nie mieścisz się w żadną sukienkę. Śmiesznie byś wyglądała przy moich koleżankach. Wiesz, one niektóre robią w modelingu.

Ułożyłam plan działania

Patrzyłam beznamiętnie w ekran laptopa, czując, jak narasta we mnie gniew. Powiedziałam: dość! Pojęłam, że to ode mnie zależy, czy cokolwiek się zmieni, czy moje życie dalej będzie tak potwornie pozbawione sensu. Wiedziałam, że potrzeba na to czasu, ale obiecałam sobie, że dam radę.

Spisałam swoje cele na kartce: schudnąć, rzucić tę beznadziejną robotę, kopnąć w tyłek Olka. To były moje najambitniejsze postanowienia noworoczne, na jakie kiedykolwiek wpadłam.
Musiałam zawalczyć z tym paraliżującym strachem, obawą, że jak zwykle nic mi z tego nie wyjdzie. Uzmysłowiłam sobie, że jeśli nie spróbuję, nigdy się nie przekonam, czy rzeczywiście mogę żyć lepiej. I postanowiłam zacząć od jutra.

Najpierw zajęłam się dietą

W pierwszej kolejności odwiedziłam dietetyka. Trochę się tego obawiałam, no i nie do końca wierzyłam w skuteczność takich terapii. Matka nabiła mi kiedyś głowę głupotami, że niby ci wszyscy „magicy od żywienia” coś tam sobie pogadają, nic to nie pomoże, ale ściągną za to niezłą kasę.

Dietetyk, do którego trafiłam, okazał się bardzo kompetentny. Wspólnie ustaliliśmy plan żywienia, szczerze porozmawialiśmy, a ja przekonałam się, że ta cała dieta to wcale nie będzie droga przez mękę. Zaczęłam się stosować do jego zaleceń i ze zdumieniem odkryłam, że już po dwóch tygodniach czułam się dużo lepiej. Miałam w sobie zdecydowanie więcej energii i chęci do działania. Nawet marudzący Olek nie zdołał mi popsuć humoru. I wtedy też, po raz pierwszy w życiu pomyślałam, że ta moja mała rewolucja może się udać.

Odważyłam się zmienić pracę

Pracy, niestety, wciąż nie mogłam porzucić ot tak. Miałam jednak odłożoną niewielką sumkę, dlatego postanowiłam rozejrzeć się za jakimiś kursami czy szkoleniami, które pozwoliłyby mi się sprawdzić w redakcji i korekcie, a także zdobyć trochę wiedzy w temacie. Nadal więc nadskakiwałam wszystkim w firmie, ale było mi jakoś łatwiej, bo trzymałam się myśli, że to tylko tymczasowe. Że już niedługo stamtąd odejdę. No i rzeczywiście, kiedy ukończyłam dwa kursy, na które się zapisałam, a nawet dostałam prywatne zlecenie na redakcję powieści, postanowiłam złożyć wypowiedzenie.

Mina mojego już byłego szefa była bezcenna. Warto było się na to zdobyć chociażby po to, by ją zobaczyć. Nie do końca wiedziałam, co dalej zrobię, bo że pieniądze z tego mojego zlecenia niewiele mi pomogą, byłam pewna.

To był szczęśliwy przypadek

Traf chciał jednak, że gdy po raz ostatni wychodziłam z mojej znienawidzonej firmy, wpadłam na Ariela, dawnego znajomego ze studiów.

 Nina? ucieszył się. – Co za niespodzianka!

 Hej! – uśmiechnęłam się do niego ciepło. Nic się nie zmienił, wciąż był tak samo przystojny.

 Masz może chwilę i dasz się porwać na kawę? – spytał.

 Oj tak. – roześmiałam się. – Mam teraz sporo wolnego.

Podczas spotkania opowiedziałam mu o tym, że zrezygnowałam z dotychczasowej pracy. Wyjaśniłam, że się w niej dusiłam, że nie dawała mi poczucia spełnienia, a teraz planuję zacząć przygodę z redakcją i korektą. Przyznałam, że przygotowywałam się do tego od paru miesięcy, no i że udało mi się złapać pierwsze zlecenie.

 O, to świetnie się składa– zawołał. – Zaraz po studiach założyłem takie niewielkie wydawnictwo. Wiesz, głównie kryminały, thrillery i te sprawy. Może chciałabyś popracować trochę na umowę o dzieło? Na razie nie miałbym dla ciebie nic więcej, ale… na początek chyba dobre i to? Dopóki nie znajdziesz sobie etatu. A nawet jakbyś znalazła, to możesz robić przecież po godzinach.

Bardzo spodobała mi się propozycja Ariela, więc oczywiście się na nią zgodziłam. Pierwsze zlecenie miał mi podesłać za trzy tygodnie, czyli akurat wtedy, gdy zamierzałam uporać się z tą redakcją od prywatnej osoby.

Na koniec pozbyłam się darmozjada

Do załatwienia pozostał mi jeszcze mój dziwaczny związek. Zastanawiałam się, jak się rozstać, ale Olek ułatwił mi to. Doszło między nami do kłótni, podczas której nie wytrzymałam nerwowo.

Jak to już nie pracujesz w tej korporacji? – oburzył się, gdy drugi raz pod rząd nie wyszłam rano z domu. – To co ty teraz będziesz robić?

 Korektę i redakcję – odpowiedziałam spokojnie znad laptopa, na którym właśnie pracowałam. – Na razie na umowę o dzieło, a potem się zobaczy.

 Co? – Olek wyraźnie się zapowietrzył. – Ty nienormalna jesteś? Weź idź do porządnej pracy! Będziesz się teraz lenić?

 Ty lenisz się od sześciu lat – zauważyłam z przekąsem. – I wiesz co? Mam tego dość. Przypominam ci, że to moje mieszkanie. Więc z łaski swojej zabierz swoje rzeczy i się wynoś.

 No ale Nina…

 To koniec, Olek – przerwałam mu, nawet nie podnosząc wzroku. – I tak nic z tego więcej nie będzie. Po prostu nie rób problemów i poszukaj sobie jakiegoś innego lokum.

Teraz mam lepsze życie

Od dnia, w którym zdecydowałam się postawić przed sobą jasne cele, minął dokładnie rok. Udało mi się osiągnąć wszystkie z nich i odzyskać dawno utracone szczęście. Od stycznia rozpoczynam pracę na pełny etat jako redaktorka. Okazało się, że w wydawnictwie Ariela zwolniło się miejsce. No a on w pierwszej kolejności pomyślał o mnie.

Mimo że, a może właśnie dlatego, że skończyłam z Olkiem, tego sylwestra nie planowałam spędzić sama. O dziewiętnastej byłam umówiona z Arielem, który zabierał mnie na domówkę do znajomych. Tak, rzeczywiście okazał się świetnym przyjacielem, chociaż… nie jestem pewna, czy obecnie nie czuję do niego czegoś więcej.

Czytaj także: „Chłopak z liceum porzucił mnie w ciąży i zapadł się pod ziemię. Byłam naiwna, bo cały czas wierzyłam, że do mnie wróci” „Koleżanka podwoziła mnie do biura, ale chciała czegoś w zamian. Bez skrupułów wykupiła na mój koszt połowę drogerii”
„Chciałam zemsty na kochance męża, a przypadkiem ponownie wepchnęłam ją w jego ramiona. Biuściasta księgowa mnie wykiwała”

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA