Skończyłam właśnie dwadzieścia siedem lat i wciąż byłam sama. Trochę mnie to przygnębiało, bo wszystkie moje koleżanki już kogoś miały. Niektóre zdążyły zaliczyć nawet po kilka miłości, oczywiście za każdym razem tych „jedynych i prawdziwych”, inne były mężatkami, tylko ja nic.
„Czemu tak się dzieje? – myślałam z niepokojem. – Przecież jestem inteligentna i z całą pewnością wrażliwa, bo żal mi głodujących dzieci oraz maltretowanych zwierząt. Jestem też wykształcona, chociaż dyplom magistra filozofii na niewiele mi się przydał. Lubię ludzi, często chodzę na imprezy, nie zamykam się w domu. Czemu więc nie mogę nikogo znaleźć?”.
– Spokojnie! – pocieszała mnie czasem Kaśka, moja najlepsza przyjaciółka, która wiedziała o mnie wszystko – Po prostu nie trafiłaś na swego.
Ona trafiła, ma z nim nawet dziecko
I w związku z tym parę problemów. Taka transakcja wiązana. Ale przyznam szczerze, ja tam bym na takie problemy ani trochę nie narzekała. Zmiany w moim życiu zaczęły się nagle i niespodziewanie. Pamiętam, że zbliżały się imieniny faceta Kaśki, Gustawa. Z tej okazji, jak co roku, oboje organizowali wielkie przyjęcie i zapraszali wszystkich znajomych. Mnie oczywiście też zaprosili.
Trochę się spóźniłam, więc kiedy przyszłam, wszyscy goście byli już na miejscu. Wśród znajomych twarzy ujrzałam przystojnego faceta, którego nigdy dotąd nie widziałam. Był nowym kolegą Gustawa z pracy i od razu mi się spodobał.
Gapiłam się na niego zdecydowanie za długo i tym przydługim spojrzeniem zwróciłam na siebie jego uwagę. Gdy nas sobie przedstawiono, nie odstępował mnie już na krok, towarzysząc mi do końca przyjęcia i zachowując się tak, jakbym go oczarowała. Zaiskrzyło między nami, a jeśli o mnie chodzi, to nawet bardzo. Andrzej był miły, delikatny i uroczy.
Urzekał inteligencją i wiedzą. I prawie nie spuszczał ze mnie wzroku. A gdy nasze spojrzenia się spotykały, widziałam w jego oczach zachwyt. To było niesamowite – jego zachowanie, moje zachowanie… Nie potrafiłam w sposób logiczny zdefiniować tego, co się między nami działo, a zwłaszcza, co się działo ze mną. Prawdę mówiąc, pierwszy raz tak się czułam. I bardzo mi się to podobało.
Był taki romantyczny...
Od tego dnia nie liczyło się dla mnie nic, co nie miało związku z Andrzejem. Był taki romantyczny i w tak piękny sposób wyrażał swój podziw dla mnie, że niemal straciłam nad sobą kontrolę. Moje myśli, moje słowa, moje uczucia – to wszystko należało do niego. Pokochałam go szczerze i nie wyobrażałam sobie, by mógł nagle zniknąć z mojego życia. Sądziłam, że jesteśmy dla siebie stworzeni i nic już nas nie rozdzieli.
– Widać na pierwszy rzut oka, że jesteś radosna i szczęśliwa – stwierdziła pewnego dnia Kaśka. – Popatrz, jak odpowiedni facet może zmienić kobietę. Jesteś tego najlepszym przykładem. Chociaż Gucio twierdzi, że było odwrotnie, i to ty pomogłaś Andrzejowi, bo facet był mocno podłamany z powodu kobiety. Dokładnie sprawy nie znam, ale obiło mi się o uszy, że dziewczyna porzuciła go dla innego. Podobno ciężko to przeżył.
Nie słyszałam o tym wcześniej, ale nie interesowało mnie to za bardzo.
– Nieważne, co było. Teraz jesteśmy szczęśliwi i wszystko się dobrze układa – odpowiedziałam.
Moje szczęście trwało dokładnie sześć miesięcy i jedenaście dni. Skończyło się nagle. Andrzej zniknął z mojego życia bez ostrzeżenia. Po prostu pożegnał się ze mną wieczorem, umawiając się na spotkanie następnego dnia i… rozpłynął się w powietrzu. Nie spotkał się już ze mną, nie zatelefonował, nie wyjaśnił, dlaczego odszedł, nie przeprosił. Jakby nigdy nie istniał. Jakby był wytworem mojej wyobraźni.
Rozkochał mnie i porzucił bez słowa
Nie rozumiałam, co się dzieje. Najpierw martwiłam się, że spotkało go coś złego. Szybko jednak porzuciłam tę myśl jako niedorzeczną i zaczęłam przeczuwać coś znacznie gorszego.
Gdy nadal się nie odzywał, a moja niepewność stała się nieznośna, nie wytrzymałam i zadzwoniłam do Kaśki w nadziei, że Gustaw mnie uspokoi. W końcu to jego kumpel z pracy, powinien wiedzieć. I owszem, wiedział. Otóż dziewczyna, która porzuciła Andrzeja dla innego, wróciła do niego pełna skruchy, gdyż jej nowy chłopak zerwał z nią. A Andrzej? Szczęśliwy, że wróciła, przytulił ją i o nic nie pytał.
– Wybacz, że ci to mówię… – z pewnym wahaniem rzekł Gustaw. – Jesteś bardzo podobna do tej dziewczyny. Wyglądasz niemal jak jej sobowtór. Gdy na ciebie patrzył, widział ją…
„Więc byłam tylko kopią?! – myślałam zrozpaczona. – Zamiennikiem pozwalającym przetrwać zły okres?! Tylko pocieszeniem w smutku?!”. Gdy pojawił się oryginał, stałam się zbędna i zupełnie nieważna. Świadomość, że dla niego byłam nikim, choć on dla mnie wszystkim, całym życiem, była straszna. Rozkochał mnie w sobie i bez słowa porzucił, nie przejmując się, że potwornie cierpię. Zniknął, nie mówiąc nawet słowa. Tak mało go obchodziłam. A przecież powinien wiedzieć, że nie potrafię bez niego żyć.
Nie mogłam spać, jeść ani pracować. Nie chciałam widzieć ludzi ani z nimi rozmawiać. Całkiem straciłam chęć do życia. Miłość wymyka się logice i mąci nam umysł. Jest ślepa i nie pozwala dostrzegać rzeczy oczywistych, dlatego widziałam w Andrzeju tylko to, co chciałam w nim widzieć. A potem, porzucona przez niego w tak upokarzający sposób, bardzo cierpiałam. Przez dwa najdłuższe w moim życiu lata.
To cierpienie mnie zmieniło. Zaczęłam go nienawidzić. Żyjąc nienawiścią do człowieka, który bardzo mnie zranił, powoli wypalałam się, ale też zapominałam. Nigdy mu nie wybaczyłam, lecz dzięki nienawiści wyzwoliłam się w końcu spod jego uroku. Pewnego dnia spotkałam innego mężczyznę. Wyszłam za niego za mąż, urodziłam dwoje dzieci i na swój sposób jestem w końcu szczęśliwa.
Z mężem łączy mnie przyjaźń, przywiązanie i pewność, że zawsze mogę na niego liczyć. I to mi wystarcza. W ubiegłym roku obchodziliśmy trzydziestą rocznicę ślubu. Zupełnie szczerze mogę powiedzieć, że jesteśmy szczęśliwą rodziną.
Ale zbrzydł! A może zawsze był brzydki?
Spędzając niedawno czas przy popołudniowej kawie, jak to mamy z mężem w zwyczaju, od czasu do czasu zerkałam w ekran telewizora. Nadawano właśnie program poświęcony jakimś zagadnieniom prawnym, które niespecjalnie mnie interesowały, bo na prawie
w ogóle się nie znam. Już miałam zmienić kanał, gdy ujrzałam na dole ekranu nazwisko i imię Andrzeja.
Najpierw zignorowałam ten fakt, bo przecież facet w telewizorze na pewno nie był Andrzejem. Po chwili jednak uświadomiłam sobie, że w tym warszawskim studiu, to chyba jednak on. Poza wyglądem, wszystko się zgadzało.
Andrzej był prawnikiem, od Gustawa wiem, że krótko po naszym rozstaniu zaproponowano mu dobrą pracę w stolicy. Tembr głosu dyskutanta był ten sam, i sposób wymawiania litery „s”, tak charakterystyczny dla Andrzeja, też ten sam. A więc jednak!
Tylko że ten facet w niczym nie przypominał mojego pięknego Andrzeja. W studiu siedział łysy, otyły jegomość, o brzydkiej, wręcz paskudnej i obwisłej twarzy, w którym trudno mi było rozpoznać dawnego ukochanego. Cała jego uroda zniknęła. Byłam tak zdumiona jego odmienionym wyglądem, że dosłownie nie mogłam oderwać oczu od telewizora.
„Mój Boże! Jak on zbrzydł!” – zdziwiłam się, a potem przyszła refleksja: – A może on nigdy nie był piękny? Może tylko ja widziałam w nim przystojnego mężczyznę, patrzyłam na niego zamroczonymi miłością oczami?”.
„To już bez znaczenia” – pomyślałam z zadziwiającą obojętnością, i poczułam ulgę. Pierwszy raz od trzydziestu dwóch lat nie czułam do niego nic. Ani miłości, ani nienawiści. Spojrzałam na mojego męża, dobrego, wspaniałego człowieka, który od tylu lat trwał przy mnie na dobre i na złe, i nigdy mnie nie zawiódł. Ujęłam jego dłoń, przytuliłam do twarzy i pomyślałam z przekonaniem: „A jednak miałam w życiu szczęście, bo trafiłam właśnie na niego”.
Czytaj także:„Stres w pracy doprowadził mnie na skraj załamania nerwowego. Przez moją głupią pomyłkę ucierpiał niewinny człowiek”„Ukochany pomógł mi wyrwać się z biedy i pokazał, czym jest miłość. Żyłam jak w bajce, aż do tego straszliwego wypadku”„Mój wnuk został policjantem, bo jego ojciec tylko ten zawód uważał za męski. Wyzywał syna od ofiar losu i mamałyg”