„Jestem singielką, dużo zarabiam i często zapraszam do domu przyjaciół. Sąsiedzi chcą się mnie pozbyć, bo myślą, że się puszczam”

kobieta, która ma zawistnych sąsiadów fot. Adobe Stock, Nejron Photo
„– Co za ciemnogród! – zdenerwowałam się. – Czy one w średniowieczu żyją?! Nie słyszały, że wiele kobiet zarabia teraz więcej od facetów? Że nie dla wszystkich celem w życiu jest założenie rodziny? Zamiast godzinami stać przed blokiem i tracić czas na opowiadanie takich bzdur, lepiej by się za porządną robotę wzięły”.
/ 17.09.2022 14:30
kobieta, która ma zawistnych sąsiadów fot. Adobe Stock, Nejron Photo

Jestem singielką. Z wyboru. Byłam w kilku związkach, jednak trwały bardzo krótko. Moi partnerzy liczyli na to, że będę cichą, uległą i zależną od nich kobietą. Taką, która po pracy pędzi do domu, by ugotować im obiad, potem zrobić pranie, poprasować koszule. To nie dla mnie! Choć mam dopiero 32 lata, jestem szefową dużego działu w korporacji. Świetnie zarabiam, mam dobry samochód, stać mnie na modne ciuchy i kosmetyczkę. A niedawno kupiłam trzypokojowe mieszkanie w centrum miasta.

Jestem sama, ale nie samotna. Uwielbiam się bawić, spotykać ze znajomymi. Mam ich bardzo, bardzo wielu. Wśród kobiet i wśród mężczyzn. Nie lubię pętać się po klubach, zresztą w moich kręgach to teraz niemodne, więc często zapraszam ich do siebie. Prawie codziennie ktoś do mnie wpada. Nie szalejemy, nie przesadzamy z głośną muzyką. Po prostu gotujemy coś wspólnie, gadamy, śmiejemy się, czasem oglądamy razem jakiś film. Byłam pewna, że prowadzę normalne życie, że nikomu to nie przeszkadza. Okazało się, że jest inaczej.

Taka kasa z uczciwej pracy? Niemożliwe!

Jakiś czas temu zauważyłam, że niektórzy sąsiedzi, a zwłaszcza sąsiadki, dziwnie się wobec mnie zachowują. Szybko mijają mnie na schodach, nie odpowiadają na „dzień dobry”, a jeżeli już, to jakimś mruknięciem. Początkowo nie za bardzo się tym przejęłam. Wiadomo, każdy ma dziś jakieś swoje zmartwienia, kłopoty, humory. Poza tym dopiero niedawno się wprowadziłam i pomyślałam, że musi minąć trochę czasu, zanim się poznamy…

Niestety, zamiast lepiej było coraz gorzej. Czułam na sobie nieżyczliwe spojrzenia, czasem ktoś coś burknął niemiłego na mój temat. Kiedy wchodziłam do windy, milkły rozmowy, a kobiety taksowały mnie wzrokiem od stóp do głów. Gdy któregoś dnia kątem oka zauważyłam, jak starsza pani spluwa siarczyście za moimi plecami, stwierdziłam, że mam dość.

Postanowiłam dowiedzieć się, o co im wszystkim chodzi. W tym samym bloku, dwa piętra niżej, mieszka Monika. Jej mąż jeździ tirem, ona nigdzie nie pracuje. Zajmuje się domem i dwójką dzieci. Jako jedyna zachowywała się wobec mnie normalnie, czasem nawet zamieniła ze mną kilka słów, więc uznałam, że pomoże mi rozwikłać tę zagadkę. Poczekałam, aż jej małżonek ruszy w trasę, kupiłam wino, ciastka dla dzieciaków i zapukałam do niej. Była zaskoczona, ale wpuściła mnie. Zauważyłam jednak, że lękliwie rozejrzała się, czy nikt nie widzi, że wchodzę.

– Dlaczego to zrobiłaś? Czyżby znajomość ze mną groziła śmiercią lub kalectwem? – zażartowałam, gdy usiadłyśmy już w salonie.

– Ee tam, nie o to chodzi, taki odruch. Różni się teraz po bloku kręcą. Trzeba uważać – odparła, siląc się na beztroskę. Czułam jednak, że kłamie.

Otworzyłyśmy wino i zaczęłyśmy rozmawiać. Powiedziałam jej, po co przyszłam. Monika początkowo zbywała mnie, ale po trzecim kieliszku język się jej rozwiązał.

– Wiesz, do ciebie ciągle przychodzą wieczorami jacyś goście, najczęściej mężczyźni. I to różni, starzy, młodzi. Siedzą nawet po kilka godzin. Wychodzą tacy zadowoleni, rozbawieni – zawahała się.

– Co z tego? To moi znajomi!

– No tak, ale wiesz, jacy są ludzie… Ich zdaniem kobieta w twoim wieku to powinna mieć już męża i dzieci, domowe obowiązki. Albo przynajmniej stałego narzeczonego. A ty jesteś sama! Na dodatek tylko się bawisz i na pierwszy rzut oka widać, że masz pieniądze. Super auto, ciuchy, ekstra fryzura i makijaż… W osiedlowym sklepiku też nie kupujesz mortadeli tylko najdroższą szynkę – ciągnęła.

– Pracuję w korporacji, na kierowniczym stanowisku, mam wysoką pensję! Stać mnie na dostatnie życie – stwierdziłam.

– Ja to rozumiem, ale sąsiadki… Większość z nich zarabia najniższą krajową. W głowie im się nie mieści, że kobieta z uczciwej, jak to one określają, pracy, może żyć na takim poziomie. No więc połączyły te męskie wizyty i twoje pieniądze, no i domyślasz się co im wyszło… – wydusiła z siebie.

Nie zamierzam się nikomu tłumaczyć

Zamurowało mnie. Wszystkiego mogłam się spodziewać, ale nie tego, że zostanę uznana za prostytutkę. I to tylko dlatego, że nie mam męża, dzieci, dobrze zarabiam, dbam o siebie, lubię się bawić i spotykać z ludźmi. Poczułam, jak wzbiera we mnie złość.

– Co za cholerny ciemnogród! Czy one w średniowieczu żyją?! Nie słyszały, że wiele kobiet zarabia teraz więcej od facetów? Że nie dla wszystkich celem w życiu jest założenie rodziny? Zamiast godzinami stać przed blokiem i tracić czas na opowiadanie takich bzdur, lepiej by się za porządną robotę wzięły. Może wtedy też miałyby bardziej kolorowe życie.

Monika spojrzała bezradnie.

– Co poradzisz, sąsiadów się nie wybiera – odparła.

Do domu wróciłam zła jak osa. Przez pół nocy zastanawiałam się nad tym, co usłyszałam. Ale im dłużej myślałam, tym czułam się coraz bardziej bezradna. No bo niby jak miałam to wszystko odkręcić? Chodzić po sąsiadach i tłumaczyć każdemu z osobna, dlaczego zachowuję się tak, a nie inaczej, kim jestem i ile zarabiam? To bez sensu! To tak, jakbym udowadniała, że nie jestem wielbłądem. Tłumaczą się tylko winni, a ja przecież niczego złego nie zrobiłam. Wręcz przeciwnie, to ja zostałam pomówiona, niesprawiedliwie potraktowana!

Doszłam do wniosku, że nie będę robić nic, spokojnie poczekam. Miałam cichą nadzieję, że Monika powie sąsiadom jaka jest prawda, ludziom zrobi się głupio i zaczną traktować mnie normalnie!

Pomyliłam się i to bardzo. Nie doceniłam siły ludzkiej zawiści, zazdrości i głupoty! Nadal ścigają mnie pełne pogardy spojrzenia, nadal słyszę obraźliwe uwagi. To nie wszystko! Ktoś poprzebijał mi opony w samochodzie, a na drzwiach mojego mieszkania pojawił się ostatnio napis: „tu mieszka zdzira”. Ścierałam go ze łzami w oczach. Ale to, co spotkało mnie wczoraj, przeszło już wszelkie granice!

Właśnie wróciłam z pracy i rozpakowywałam zakupy, gdy zadzwonił dzwonek. W drzwiach stali przedstawiciele spółdzielni mieszkaniowej. Kobieta i mężczyzna. Wpuściłam ich, bo myślałam, że chcą porozmawiać o remoncie balkonu. Kilka dni wcześniej zgłosiłam, że na głównej płycie pojawiła się rysa i boję się, że to zagrozi konstrukcji. Wparowali i zaczęli bacznie rozglądać się po kątach.

Dość tego. Miarka się przebrała

– Czy pani prowadzi w mieszkaniu jakąś działalność gospodarczą? – zapytali wreszcie.

Jaką działalność? – wybałuszyłam oczy.

Spojrzeli po sobie znacząco.

– No jakiś klub towarzyski, lub coś w tym rodzaju – odparli.

– Słucham? Możecie państwo mówić jaśniej? – zdenerwowałam się.

– Dostaliśmy informacje, że tu działa agencja towarzyska.

– A od kogo? – ledwie powstrzymywałam się, by nie wybuchnąć.

– Od zatroskanych mieszkańców. Ludzie nie chcą, żeby w ich sąsiedztwie działy się takie rzeczy. Domagają się, żebyśmy na najbliższym zebraniu odebrali pani członkostwa w spółdzielni i zmusili do sprzedaży mieszkania. Sprawa jest poważna. Musi się pani wytłumaczyć – usłyszałam.

Nie wytrzymałam. Otworzyłam drzwi i wyrzuciłam ich. Na klatce wrzeszczałam, że nie muszę się z niczego tłumaczyć, że jak chcą mnie wykluczać, to proszę bardzo. Pójdę do sądów. Stać mnie na najlepszych adwokatów. A jak prawda wyjdzie na jaw, to pół miasta będzie się śmiać, jacy z nich idioci, a kochani, zatroskani mieszkańcy zapłacą mi odszkodowanie. Za naruszenie dóbr osobistych. Darłam się specjalnie najgłośniej jak umiałam, żeby wszyscy to usłyszeli…

Nie mam pojęcia, czego mogę się jeszcze spodziewać. Ale wiem jedno. Nie poddam się! Miarka się przebrała. Nie pozwolę, by ta hołota ze mną wygrała! Nie dam im tej satysfakcji. Choć rozsądek nakazuje, by sprzedać mieszkanie, nie zrobię tego. Nie teraz. Najpierw odpłacę im pięknym za nadobne, a dopiero potem się wyprowadzę. Przecież nie będę mieszkać w jednym bloku z takimi ludźmi!

Czytaj także:
„Zaczęłam tresować dzieci i męża jak swoich pracowników. Chwila moment i chodzili jak w zegarku”
„Gdy po 25 latach mąż odszedł do innej, mój świat się zawalił. Czułam się brzydka, stara i zaniedbana. Do czasu”
„Ojciec żąda ode mnie kasy, choć zniknął z mojego życia, gdy miałam 3 lata. On sam odmówił mi pomocy, gdy o nią prosiłam”

Redakcja poleca

REKLAMA