Już gdy wdepnąłem w kocie siki po wyjściu z łóżka, wiedziałem, że dzień będzie do bani – mówcie, co chcecie, ale człowiek z czasem staje się mistrzem w odczytywaniu znaków. Potem było kwaśne mleko wlane do płatków, następnie okropny kruk na parapecie… Przez chwilę zastanawiałem się, czy nie zadzwonić do szefa i nie poprosić o dzień urlopu. Po co komu pracownik, który jest tykającą bombą zegarową? Próbowałem poradzić się Magdy, ale spała jak kamień.
– Madziulek – szturchnąłem ją lekko.
– Jak obudzisz Igorka, to cię zabiję – zamruczała ostrzegawczo.
– Ej, to może ja bym dziś został w domu? – skorzystałem z tej chwili przytomności.
– Zostań, jasne – zgodziła się. – Ja wreszcie się wyśpię. Potem wyskoczę do kosmetyczki…
O, nie – pomyślałem. – Nie mogę przejąć obowiązków przy dziecku, stałbym się dla niego zagrożeniem!
– Weź się w garść, Adrian – powiedziałem do zmiętego typa, który popatrywał na mnie z łazienkowego lustra. – Będzie dobrze, chłopie.
Nie było. Cud wręcz, że uszedłem z życiem.
Czerwona kokardka zrobiła robotę
Po kłótni z policjantem, który wlepił mi mandat, zadzwoniłem do mamy. Na nią zawsze można liczyć, ona zawsze człowieka pocieszy. Przedstawiłem jej długą listę dzisiejszych nieszczęść i zapytałem:
– Co ty na to? Jakieś fatum, nie?
– Myślę, Aduś, że ktoś musi ci źle życzyć – orzekła po chwili. – Trochę za dużo tych zbiegów okoliczności.
– Też tak sądzę – ulżyło mi, że to wszystko nie moja wina. – Ale co robić? – zadałem zasadnicze pytanie. – przecież dopiero południe!
– Gdy byłeś niemowlęciem, w takich razach wiązałam ci na rączce czerwoną kokardkę – przypomniała sobie.
– Zawsze pomagało, a czasami naprawdę sprawy wyglądały poważnie.
– Skąd ja teraz wezmę wstążkę? Za chwilę muszę być z powrotem w firmie. Nie może być jakiś sznurek? Chyba mam coś w aucie.
– Może być cokolwiek, byle było czerwone – zdecydowała. – Mandatem się nie martw, zapłacę ci, po co Magda ma się martwić. To będzie nasza tajemnica.
Od razu poczułem się lepiej, a już gdy znalazłem w aucie kawałek czerwonej żyłki od kosy spalinowej i zawiązałem ją pod koszulą na przedramieniu, mogłem wracać do obowiązków z podniesioną głową. I uwierzycie? Żadnych mandatów więcej, zero przysrywanek od firmowego żartownisia, dla którego zazwyczaj jestem workiem treningowym… Nawet szef się nie zorientował, że złożyłem mu projekt dwa dni po terminie.
Zacząłem nawet przemyśliwać nad zrobieniem trwałego tatuażu. Czy to nie byłoby genialne – czerwona kokardka wydziarana gdzieś pod łokciem? I mogą sobie na mnie rzucać klątwy do upojenia! Taki byłem zadowolony, że kupiłem Madzi kwiaty po drodze do domu – niech i ona ma dziś coś miłego dla siebie. A poza tym, wiadomo, szczęście egoistycznie niepodzielone z nikim, zazwyczaj trwa krótko. A najwyraźniej wciąż trwało, bo po przyłożeniu ucha do drzwi tym razem nie słyszałem płaczu małego. Może śpi?
Kochana Madzia moją ulubioną pizzę kupiła
Na wszelki wypadek wszedłem cichutko, otwierając drzwi własnym kluczem. Zsunąłem buty, na palcach zajrzałem do kuchni: nikogo. Obiadu raczej też nie było.
Spoko wodza, Aduś – uspokoiłem się w myślach. – Nie umrzesz, żywiąc się kanapkami przez cały dzień, na Syberii nawet tego nie mieli.
Zacząłem się skradać do sypialni, podejrzewając, że Magda zasnęła razem z młodym, gdy nagle drzwi do mieszkania się otworzyły.
– Cześć, skarbie – usłyszałem i zobaczyłem żonę z dzieckiem w jednej ręce i olbrzymią pizzą w drugiej. – Wyskoczyliśmy po twój ulubiony obiadek, fajnie?
Kto by pomyślał, że kawałek czerwonej plastikowej linki potrafi czynić takie cuda!
– Jak ci minął dzień?– zapytała, gdy już jedliśmy.
Nie chciałabyś tego wiedzieć – pomyślałem i odpowiedziałem, że super. Zmyśliłem naprędce jakąś naradę w firmie, zanęciłem niewyraźną obietnicą podwyżki rzuconą przez szefa… Przez chwilę sam zacząłem we wszystko wierzyć i poczułem się zrelaksowany i szczęśliwy.
– Ale kocie siki rano to mogłeś wytrzeć – stwierdziła Magda poważnym tonem.
– Nie było żadnych, musiała później zrobić – pogłaskałem czarną kotkę kręcącą się wokół krzesła. – Prawda, Pysiu?
– Aha – żona pokiwała głową i spojrzała na mnie dziwnie. – A wiesz, Adek, śniło mi się, że zarobiłeś dziś mandat.
Dotknąłem linkę przez sweter – wciąż tam była. Ale coś tu szło nie tak, jak trzeba.
– Sen – mara, Bóg – wiara – zaśmiałem się nieszczerze. – I ty się śmiejesz ze mnie, że jestem przesądny!
Wstałem, by uprzątnąć ze stołu, wstawiłem czajnik na gaz. Wziąłem Igora do pokoju i położyłem na macie, naciskając jego ulubioną biedronkę – mały uwielbia dźwięk, który wydaje. Leżeliśmy sobie szczęśliwi, potem synek zerwał się na czworaki i chwiejnie ruszył przed siebie.
– Tylko nie do kuchni – szepnąłem mu na różowe uszko i zawróciłem, ale błyskawicznie obrał poprzedni kierunek; zdjąłem sweter, bo już zdążyłem się spocić tą gonitwą.
– Nie mam ci za złe, że jesteś przesądny – Magda pojawiła się w drzwiach. – Wkurza mnie, że twoja matka wie więcej o tobie niż ja. Może trzeba się było z nią ożenić, co?
Cholera, a obiecywała, że to będzie nasza tajemnica!
– Nie chciałem cię martwić po prostu – powiedziałem.
– I dlatego wciskasz mi kit o podwyżce? Nie musisz mnie oszczędzać, w odróżnieniu od ciebie jestem dorosła.
– Mama miała nic nie mówić.
– Twoja mama i tajemnice, cha, cha! Nie mogła wytrzymać, żeby mi nie udowodnić, że jest lepiej poinformowana o wszystkim niż ja. „Dbaj o Adusia, bo miał zły dzień”– zaczęła przedrzeźniać. – Wystarczyło ją pociągnąć za język i wysypała się jak na spowiedzi. O sikach też” – dodała żona, mrużąc oczy.
A niech to wszystko szlag trafi, jak już robi tę swoją minę, to wiadomo, że mam przerąbane. Nie ma takiej czerwonej wstążeczki, która mnie uratuje od awantury, nawet lina okrętowa by nie pomogła. No, chyba że jeden koniec zawiązałbym sobie na szyi, a drugi wokół żyrandola…
Czytaj także:
„Byłem w szoku, gdy babcia stwierdziła, że spali pamiątki po dziadku. Szybko tego pożałowała…”
„Teściowa karmi moją córkę bzdurami i przesądami. Wpadłam w szał, gdy dowiedziałam się, że zawaliła szkołę przez zabobony!”
„Mąż twierdzi, że zaczął pić, bo ja zaprzedałam duszę diabłu. Może i zaprzedałam, w końcu zgodziłam się zostać jego żoną”