„Teściowa karmi moją córkę bzdurami i przesądami. Wpadłam w szał, gdy dowiedziałam się, że zawaliła szkołę przez zabobony!”

Teściowa grzebała mi w rzeczach i wyrzucała moje zakupy fot. Adobe Stock, JackF
„Już w pierwszych dniach wizyty teściowej okazało się, że wszystko robię nie tak, jak należy: z gośćmi witam się przez próg, nie liczę do dziesięciu, gdy czegoś zapomnę, ba, babcia przyuważyła mnie przez okno, że przechodzę pod drabiną. I jeszcze zasunęła tekst, że jako matka i żona powinnam być bardziej odpowiedzialna”.
/ 25.01.2023 09:15
Teściowa grzebała mi w rzeczach i wyrzucała moje zakupy fot. Adobe Stock, JackF

Gdy okazało się, że teściowa musi iść na operację, zaproponowałam, żeby wprost ze szpitala przywieźć ją do nas – przecież sama sobie w domu nie poradzi, skoro musi dużo leżeć! Nie byłyśmy sobie bliskie, ale nie z powodu wzajemnych animozji, lecz raczej całkowicie odmiennego stylu życia, ona to zdeklarowana domatorka, ja dużo pracuję… Dotąd widywałyśmy się w czasie świąt i rzadkich uroczystości rodzinnych. I lubiłyśmy się – jak to dwie kobiety, które sobie w drogę nie wchodzą. Teściowa, choć wypis miała w piątek, stanowczo zażądała, aby zabrać ją dopiero w sobotę.

Była przesądna czy co?

– Piątek to trzynasty, mamo – wyjaśniła mi od razu córka. – Babcia ma rację, po co ryzykować? Nam też pan przełożył na poniedziałek ten wielki sprawdzian z matmy.

W sumie początek weekendu nawet pasował mi bardziej; mąż wyjechał na szkolenie, a ja mogłam zabrać ze sobą Hanię do pomocy, więc machnęłam ręką… Jeśli myślałam, że w sobotę sprawy potoczą się gładko, byłam w błędzie. Najpierw, jeszcze u lekarza w gabinecie, teściowa poważnym tonem zwróciła mi uwagę, żebym nie stawiała torby na podłodze, bo to nieroztropne: wszystkie pieniądze mi uciekną! A potem, ledwo wysiadłyśmy z windy, wpadłyśmy na kominiarza przy portierni. Zaczęło się szukanie guzika i padła komenda:

– Haneczko, dziecko, rozejrzyj się, widzisz jakiegoś pana w okularach?

Teściowa siedziała na wózku z ręką na guziku przy spódnicy i z zaciśniętymi powiekami.

Nie ma, babciu, tylko dziewczyna – córka najwyraźniej postanowiła się przyłożyć do zadania.

– Co? Tylko tego by brakowało, całe szczęście by przepadło!

– Tam, tam jest facet, pod oknem! – dziecko złapało wózek i pobiegło z nim przez cały korytarz; mało teściowa z niego nie spadła.

Chyba faktycznie było warto odstawiać ten cyrk, bo szczęście w końcu się uśmiechnęło – udało nam się opuścić szpital. Byłam zmęczona i lekko przerażona wizją najbliższych dni, córka natomiast wydawała się szczerze zafascynowana i od razu po przestąpieniu progu domu, przyssała się do babci niczym pijawka. Skorzystałam z okazji i zadzwoniłam do męża, żeby się upewnić, iż za dwa dni wraca ze szkolenia. No bo w końcu ja tego gościa w okularach nie zdążyłam zobaczyć, więc może w ramach pecha zostanę sam na sam z krynicą przesądów…

W życiu nie wierzyłam w takie bzdury

Paweł jednak zagwarantował, że w poniedziałek się zjawi, przy okazji radząc mi, żebym nabrała trochę dystansu, bo przecież taki lekki fioł bywa nawet zabawny. Może i bywa, pod warunkiem że się go podziwia z daleka, bo z bliska, niestety, jest głównie irytujący. Tym bardziej że, jak się okazało, wszystko robię nie tak, jak należy: z gośćmi witam się przez próg, nie liczę do dziesięciu, gdy czegoś zapomnę, ba, babcia przyuważyła mnie przez okno, że przechodzę pod drabiną! 

– A mama nie miała czasem leżeć? – zapytałam kwaśno. – Poza tym, to było rusztowanie.

– Żadna różnica, Irminko – zbyła mnie machnięciem ręki.

I jeszcze zasunęła tekst, że jako matka i żona powinnam być bardziej odpowiedzialna! Hanka, która akurat zaliczała pierwsze sercowe niepowodzenia, słuchała babcinych mądrości jak nabożeństwa, chcąc odwrócić pecha, który ponoć prześladował ją podczas prób zdobycia serca niejakiego Karolka z szóstej klasy. Zastanawiała się nawet, czy ta zołza Małgośka, z którą zaczął ostatnio częściej rozmawiać, nie rzuciła na niego uroku. A może i na samą Hanię, skoro wybranek nie prosi nawet o pożyczenie cyrkla przed geometrią! Doszło do tego, że zaczęła szukać czerwonej wstążki, z której babcia poradziła jej zrobić bransoletkę odwracającą działanie „złego oka”.

– Z całym szacunkiem, córuś, wolałabym, żebyś wzięła się za matematykę, a nie za jakieś walki z klątwą – doprowadziłam ją do pionu. – Tata nie będzie zachwycony, gdy pokażesz mu na powitanie pałę z klasówki.

Hanka prychnęła i z męczeńską miną usiadła nad podręcznikiem. Teściowa czuła się coraz lepiej, więc zdecydowałam, że w poniedziałek pójdę jednak do pracy, choć wcześniej myślałam o wzięciu dnia urlopu. Jednak ledwo do biura zaczęli przychodzić pierwsi interesanci, zadzwoniła moja komórka.

Okazało się, że dzwoni Hania

– Co się dzieje? Coś z babcią nie tak? – wystraszyłam się.

– Nie, ze mną – odpowiedziało dziecko żałobnym tonem. – Mamo, nie idę dziś do szkoły…

I mówi, że na przystanku stała zakonnica, a to wiadomo! Pała z matmy pewna jak amen w pacierzu!

– Skąd dzwonisz? – zapytałam zimno, bo szlag mnie trafił natychmiast.

– Z przystanku, nie wsiadłam do autobusu. Powiem, że byłam chora i pan mi pozwoli pisać drugi raz!

Myślałam, że eksploduję ze złości.

– Do szkoły, ale już! – wypaliłam. – Mam dość tych bzdur!

Już ja sobie pogadam z Hanką po powrocie… Czerwone wstążki to jedno, a zawalanie szkoły dla przesądów, drugie! I co ona myślała, że napiszę jej usprawiedliwienie? Wróciłam do domu, a tu córka spłakana, bo żadnego zadania nie zrobiła, babcia patrzy na mnie z wyrzutem, a mąż, który już się wciągnął w temat, robi mi na osobności wyrzuty.

– Nie mogłaś jej darować? Każdy wie, że zakonnica to pech w szkole…

Rany Julek, czy moja rodzina cofnęła się do średniowiecza?! 

Czytaj także:
„Teściowa płaciła mi za to, żebym popierał ją w kłótniach z moją żoną. Zaczęła kontrolować całe nasze życie”
„Mam wyrzuty sumienia, że na starość muszę mieszkać u córki. Wolę gnić w domu starców, niż słuchać burczenia zięcia”
„Moja teściowa to baba z piekła rodem. Musieliśmy z nią mieszkać, ale ona za wszelką cenę chciała się mnie pozbyć”

Redakcja poleca

REKLAMA