Don Żułan – taką miał ksywkę mój towarzysz. Uchodził za największego podrywacza w firmie. Uwielbiał opowiadać o swoich podbojach. Dlatego nieco złośliwie nazwaliśmy go „Don Żułan” (a nie, jak należało, Don Juan) – bo bardziej żuje, niż konsumuje. Taki żarcik.
Siedzieliśmy przy barze w naszej ulubionej knajpce już godzinę i znowu gadaliśmy o kobietach. To znaczy, najpierw były samochody, a dopiero gdy wyczerpaliśmy temat motoryzacyjny, przeszliśmy do męskich podbojów. Don był w swoim żywiole.
– Pamiętaj, kolego, nogi są najważniejsze – snuł swą opowieść. – Co nie znaczy, że nie zwracam uwagi na… na ten… No, biust.
– „Baśka miała fajny biust…” – przerwałem mu tekstem znanej piosenki.
– Zośka coś, co lubię, a Ela całowała cudnie – dodał. – Chłopaku, ja się znam. Myślałeś, że mnie zagniesz? To jest moja sztandarowa piosenka. Więc biust, kolego – Don Żułan powrócił do głównego tematu – jest bardzo ważny i to nieprawda, że musi być duży jak u amerykańskich aktorek. Biust może być na przykład sportowy, taki niezbyt duży, ale miły w dotyku. Ja preferuję „sportowy plus”, nieco większy od sportowego i ślicznie ukształtowany. No dobra, czas już na nas. To znaczy na mnie…
Lubiłem naszego firmowego Don Żułana
Facet był koleżeński, jak trzeba było, to pomógł, nie sadził się i nie udawał. Był naturalny i miał tę fajną męską słabość do kobiet. Wyglądało na to, że ma również wyjątkową łatwość zawierania nowych znajomości. Tego mu zazdrościło wielu kolegów. Kiedyś, gdy tradycyjnie gawędziliśmy przy kawce, niespodziewanie zwierzył mi się:
– Wam wszystkim się wydaje, że ja bardzo łatwo zawieram znajomości… Otóż nic bardziej mylnego. To tylko pozory. W gruncie rzeczy jestem nieśmiały. Wiele mnie kosztuje, żeby zagadać do kobiety, zwłaszcza do takiej, która mi się podoba. Każdy się boi odrzucenia. Musisz mocno wysilić inteligencję, aby zaczepka nie była prostacka, bo inaczej dama nie zechce na nią zareagować. Z czasem człowiek przyzwyczaja się też do porażki. Zawsze można źle trafić.
– No, nie wiem… Ja, jak widzę idącą z przeciwka kobietę, to patrzę, czy jest ładna – powiedziałem. – I jeśli mi się podoba, to wtedy kombinuję czy zagaić, czy nie.
– W tym, co mówisz, nie ma finezji, nie ma miejsca ma przyjemność, na doznania estetyczne – Don wyraźnie się rozkręcał. – Kobieta, drogi Marianie, to jest zjawisko estetyczne. To jest samo piękno. Najpierw z daleka widzisz sylwetkę. Wiesz już wtedy, czy chcesz poznać więcej szczegółów. Im bliżej, tym dokładniej widzisz i oceniasz twarz, uczesanie, strój, no i oczywiście nogi, ale o tym już ci kiedyś mówiłem. Im bliżej, tym więcej widzisz i więcej wiesz. Spojrzysz jej w oczy i od razu możesz stwierdzić, czy jest kobietą zadowoloną, niedocenioną, czy może sponiewieraną przez życie i otoczenie. To wszystko widać w twarzy, w oczach, w sposobie poruszania się.
– Ty to jesteś koneser kobiet, Don Żułanie – powiedziałem, żegnając się z kolegą.
– To nawet ładnie brzmi: „koneser Don Żułan”. Chyba wydrukuję sobie taką wizytówkę – uśmiechnął się. – Ale wierz mi, nie wszystko jest tym, na co wygląda.
„Don Żułan ma swoją tajemnicę” – pomyślałem. Czyżby opinia podrywacza, kobieciarza, konesera to była maska? Taka zasłona dymna, w której facetowi do twarzy, bo dzięki niej może wydawać się interesujący. Jak jest prawda? Pożyjemy, zobaczymy.
Nie zamierzał się już żenić
Kilka tygodni później pojechaliśmy z Don Żułanem na targi do Poznania.
– Patrz, Marian, rozglądaj się, podziwiaj, wnioski wyciągaj – Don Żułan tonem znawcy wprowadzał mnie w targowe życie. – Tu wszystko jest na sprzedaż. Spójrz dla przykładu na tę damę – wskazał panią przy jednym ze stoisk. – Elegancka, profesjonalna, a w oczach co?
– Tęsknota – zaryzykowałem.
– No właśnie. Brawo! Zauważyłeś to, będą z ciebie ludzie, Marianku. Ona wyraźnie czeka na miłość. A może tylko na przygodę? To widać, gdy uważnie spojrzysz na jej zachowanie. Na mowę ciała…
Wieczorem w hotelowej kawiarni, gdy zasiedliśmy w fotelach, rozpoczął opowieść:
– Lubię cię, Marian, i mam dziś dobry humor, więc opowiem ci to i owo. Prawdę powiedziawszy, muszę się wygadać. Widzisz, ja miałem trzy żony… Jeśli ci się wydaje, że człowiek uczy się na błędach, to się mylisz. Ja trzy razy popełniałem ten sam błąd. Mam z tych związków dwoje dzieci. Kiedy przychodziły na świat, byłem bardzo szczęśliwy. Nie przypuszczałem, że przez moją nieokiełznaną słabość do dam skrzywdzę i dzieci, i ich matki. I to, Marianku, jest najgorsze, bo czasu cofnąć się nie da, a młodym dałem kiepski przykład. Mogę przypuszczać, że ich związki także będą kulawe. Powiem ci w tajemnicy, że to mnie boli najbardziej.
Po trzech rozwodach długo czekał na kolejną miłość. Przerwa trwała prawie 4 lata. Nie spieszył się, bo – jak to ujął – najważniejsze to dobrze wybrać. Zresztą samemu nie było mu wcale źle. Można powiedzieć, że cieszył się wolnością. Nie musiał się z nikim liczyć, niczego uzgadniać; po prostu robił, co chciał.
– Jak jesteś w związku, zwykłe wyjście do kina może okazać się problemem – ciągnął. – Ty chcesz iść na film sensacyjny, a ukochana kobieta koniecznie chce obejrzeć łzawą historyjkę o miłości i już konflikt gotowy. A potem, oczywiście, ty ustępujesz. Idziecie na ten durny film, a ona przez resztę wieczoru robi ci wyrzuty, bo „oni się tak pięknie kochali i dlaczego my nie możemy tak samo?”.
Don Żułan westchnął głęboko.
– Marianku, po takiej wycieczce masz ciche dni czasem nawet przez tydzień. Dama chodzi naburmuszona i wszystko ma za złe. Dlaczego? Bo zobaczyła jakąś bzdurną opowiastkę o miłości. Pamiętaj, kolego, jeśli chcesz mieć spokój w rodzinnym stadle, trzeba umiejętnie wybierać repertuar kinowy.
– No, ale w końcu wpadłeś w kolejny związek – podpowiedziałem Don Żułanowi.
Chyba się zaplątał w te nauki małżeńskie.
– Nie wpadłem, tylko świadomie wybrałem – poprawił mnie. – Po tych trzech rozwodach powiedziałem sobie: dość. Żadnych ślubów, żadnych wesel, żadnych małżeństw. Koniec z tymi durnotami.
– Małżeństwo to durnota? – uśmiechnąłem się na tak odważne stwierdzenie.
– Oczywiście! Ludzie po ślubie głupieją. Wydaje im się, że gdy podpiszą papier, to uzyskują tym samym prawo własności drugiej osoby. To przeświadczenie jest potem przyczyną wielu konfliktów. Partnerowi się wydaje, że ma prawo narzucać ci swoją wolę. I po pewnym czasie materiał do rozwodu gotowy. Nie ma ślubu, nie ma rozwodu!
Mój kolega wtedy jeszcze jedno sobie obiecał, chyba najważniejsze:
– Żadnych zdrad, skoków w bok. Nikt się nie liczy, tylko Ona. Po tylu latach człowiek zaczyna wreszcie rozumieć, co jest ważne. Przestajesz zwracać uwagę na wygląd, co nie znaczy, że całkowicie zaniżasz kryteria. Nie! Tyle że nieco łagodniej je traktujesz.
Kazała mu się wyprowadzić
Zawsze podobały mu się kobiety.
– Nie dziewczyny, tylko kobiety dojrzałe. Kumasz różnicę? Widzę, że nie bardzo. Dojrzała kobieta to zjawisko z klasą. Ona wie, jak się nosić, jak się zachować, zna swoją wartość. Potrafi dojrzeć w tobie mężczyznę. I, co ważne, nie chodzi na dyskoteki!
– Co ci przeszkadzają dyskoteki? – spytałem tym razem naprawdę zdumiony.
– Nie lubię hałasu, tłoku i duchoty, kolejność obojętna! I rozchichotanych trzpiotek! – prychnął Don Żułan, po czym wrócił do opowieści: – Gdy się poznaliśmy, było jak w liceum… Pamiętasz? Dziewczyna ci się podoba, ale boisz się zagaić, bo co, jak głupio wypadniesz, jak cię wyśmieje? Bo może jest zajęta i cię nie zechce? Ot, boisz się odrzucenia. Z nami było tak samo. Każde się bało. Śmieszne i piękne jednocześnie.
– No, ale w końcu żeście się odważyli i żyli długo i szczęśliwie – powiedziałem.
– Wtedy nie byłoby tej rozmowy. Nie zwierzałbym ci się jak sztubak. Byliśmy bardzo ostrożni. Każde po przejściach, po niezbyt udanych małżeństwach. Bardzo ostrożnie wkraczaliśmy na teren przeciwnika, aby czegoś nie zrobić i za dużo nie powiedzieć, bo głupio się będzie wycofać. Bardzo miło wspominam tamten czas. Najśmieszniejsze jest to, że ona była zaprzeczeniem moich kobiecych poszukiwań, poza dojrzałością oczywiście. Zawsze podobały mi się szczupłe, rzec można – strzeliste blondynki, a zakochałem się w niedużej brunetce z malutką nadwagą. Ale biust miała fajny. Piękny!
– Jak Baśka! – wtrąciłem
– Pewnie jak Baśka, nie znam – mruknął zagłębiony po uszy we wspomnieniach.
– To był wspaniały związek. Byliśmy parą, po której od razu widać, że jest w sobie zakochana. Znajomi nam zazdrościli. Słowo! Ci z wieloletnim stażem – świeżości i radości. Ci po rozwodach – miłości. Chętnie do nas przychodzili, żeby łyknąć trochę ciepłej, domowej atmosfery, a i my chętnie bywaliśmy. Trudno uwierzyć ale to była prawdziwa sielanka. Żadnych konfliktów, tylko zgoda i zrozumienie…
– To ile to trwało? – spytałem.
– Sześć lat – oznajmił Don Żułan. – Kupiliśmy starą wiejską chałupę, 160 km od Warszawy. To miał być nasz azyl na starość. Dom został szybko wyremontowany. Wprowadziliśmy tam cywilizację, czyli dwie łazienki, telefon, internet, i mieszkaliśmy przez całe lato. Na zimę zjeżdżaliśmy do Warszawy. Oboje pracowaliśmy na własny rachunek, dom był naszym biurem. Piękne czasy… Goście pchali się drzwiami i oknami, a my ich chętnie przyjmowaliśmy. Żyć nie umierać.
– To dlaczego wszystko zdechło? – przerwałem. – Bo, jak się domyślam, zdechło? Wybacz, ale musiałem zapytać.
– Cóż, prawdę powiedziawszy, nie wiem. Ja dotrzymałem słowa. Byłem z nią na dobre i na złe. We wszystkich trudnych momentach jej życia. Zawsze gdy widziałem, że źle się dzieje, pytałem, jak mogę pomóc. Moja ukochana miała raczej słabą konstrukcję psychiczną. Często wpadała w dołki, ale z niech wychodziła. Mniej więcej na dwa lata przed rozstaniem zauważyłem, że dzieje się coś złego.
– Co się stało?
– Byłem przyjacielem, a nagle zacząłem być wrogiem. Czułem, że ma do mnie pretensje, ale nie wiedziałem dlaczego. Gdy pytałem, podawała powody, których nie można było traktować poważnie. Jak ci ktoś po 8 latach mówi, że chrapiesz i ma tego dosyć, to co o tym myśleć? Albo że powtarzasz te same żarty, albo że rano jesteś skrzywiony i narzekasz… Ja pracowałem w nocy, późno kładłem się spać, a rano miałem długi rozbieg. Zanim się na dobre obudziłem, mijało sporo czasu. Ale zawsze tak było. Zrozumiałem, że prawdziwe powody są inne, jednak nigdy nie dowiedziałem się jakie.
Jak twierdził Don Żułan, najgorsze było to, że coraz rzadziej rozmawiali, a coraz częściej warczeli na siebie.
– Każdy inny facet rzuciłby to wszystko, zabrał swoje zabawki i po bólu. Ja tak nie chciałem! Chciałem przetrzymać, ja wciąż ją kochałem. To zresztą nie był pierwszy kryzys. Mieliśmy już za sobą trudne chwile, a jednak nasz związek przetrwał. Byłem przekonany, że i tym razem się uda. Wystarczy trochę cierpliwości, spokoju i będzie jak dawniej. Aby nie stwarzać konfliktowych sytuacji, wróciłem do swego mieszkania. Spotykaliśmy się tylko w weekendy. W tygodniu kontakt był wyłącznie telefoniczny.
Gdy zaczął się sezon letni, jak zwykle wyjechali na wieś. Atmosfera była zimna, ale Don Żułan nie zwracał na to uwagi. Sprawy zawodowe sprawiły, że często musiał być w Warszawie. To pozwalało mu unikać większych konfliktów.
– Już od maja zaczęli bywać goście – mówił dalej. – Pojawiła się też pewna dziewczyna. Jak się później okazało, o odmiennej orientacji. Nie mogłem zrozumieć, co się dzieje, ale dzielnie obserwowałem zaloty naszego gościa do mojej pani. Sprawa była o tyle dziwna, że ona nigdy nie wykazywała skłonności do kobiet. Ba, nawet wtedy się wyparła. Stwierdziła, że absolutnie nie jest zainteresowana Krysią!
Atmosfera w domu była nie do zniesienia. Oboje czuli, że muszą się rozstać. Separacja wydawała się jedynym wyjściem.
– Odpoczniemy od siebie, a po przerwie zaczniemy wszystko od nowa. Ucieszyłem się nawet, gdy to ustaliliśmy. Nareszcie jakaś rozsądna propozycja. Czekałem, aż goście wyjadą i będzie w domu spokojniej, wtedy porozmawiamy. Wyjaśnimy sobie sporne sprawy, żeby łatwiej było naprawić nasze relacje. Tymczasem po wyjeździe gości ukochana poinformowała mnie krótko, że jutro wyjeżdżam. Bez słowa wyjaśnienia! Zdenerwowałem się: jak to jutro? Przecież mieliśmy pogadać. A ona na to, że po prostu jutro i już! I żebym ją uprzedził, kiedy zabiorę swoje meble i rzeczy…
To był cios, którego się nie spodziewał.
– Jechałem do Warszawy jak nieprzytomny. Bardzo mi się chciało płakać, rozpaczać, wyrzucić z siebie cały żal, smutek, ale nie umiałem. Próbowałem namówić ukochaną do zmiany decyzji. Nie chciała nawet gadać.
Od tamtej pory nigdy jej nie widział.
– Raz tylko rozmawialiśmy, gdy musiałem zabrać swoje meble. I powiem ci szczerze… Ja wciąż kocham tę kobietę, ale chyba nie chcę jej widzieć. No dobra, koniec na dzisiaj, Marianku.
Czytaj także:
„Po wypadku przez 3 miesiące leżałam w śpiączce. W tym czasie mój ukochany oświadczył się innej”
„Nie widziałam siostry od ponad 10 lat, bo jej mężem jest miłość mojego życia. Nie mogę im tego wybaczyć”
„Moja przyjaciółka ma słabość do facetów z kasą. Nie rozumie, że dziany biznesmen nie weźmie sobie za żonę kelnerki”