„Jestem kochanką żonatego faceta i mi to nie przeszkadza. Nasz układ jest jasny, a ja nie robię sobie nadziei”

Kobieta będąca czyjąś kochanką fot. Adobe Stock
Czy można mówić o uczciwości w związku, który od początku oparty jest na oszustwie? Czy będąc tą trzecią, można liczyć na coś więcej niż kłamstwa?
/ 12.03.2021 10:33
Kobieta będąca czyjąś kochanką fot. Adobe Stock

Kiedy przyjedziesz? – zapytałam tęsknie, bo jak zwykle czas między jednym a drugim spotkaniem ciągnął mi się niemiłosiernie. Jędrzej westchnął ciężko, a ja wiedziałam, co to oznacza. Nie miałam co liczyć w najbliższym czasie na jego obecność. Jesienią ciągle coś miał w planach – jak nie początek roku szkolnego dzieciaków, to wyjazd na groby, a to znów swoje urodziny. Ja także chciałam być częścią jego życia i choć raz spędzić z nim urodziny, a nie dawać spóźniony prezent. Jednak prawda była taka, że nie miałam do tego prawa, bo byłam „tą trzecią”. Wiedziałam, że żona, dzieci i ich dom zawsze będą na pierwszym miejscu i, co najgorsze, od lat się na to godziłam.

Była między nami chemia

Kiedy poznałam Jędrzeja, momentalnie między nami zaiskrzyło. To był jakiś bankiet naszej firmy, a on był gościem reprezentującym stronę klienta. Nigdy dotąd nie flirtowałam z nikim w pracy, ale tego wieczoru nie potrafiłam się powstrzymać. Feromony między nami szalały jak cząstki w wielkim zderzaczu hadronów. Maślane przeciągłe spojrzenia, komplementy, przypadkowe dotknięcia.

Kiedy przyjęcie dobiegało końca, Jędrzej zaproponował, że odprowadzi mnie do domu. Koleżanka posłała mi porozumiewawcze spojrzenie. Widziała, że coś się święci, a z uwagi na to, że od lat nie potrafiłam ułożyć sobie z nikim życia, miała nadzieję, że wreszcie mi się poszczęści. Jędrzej całą drogę opowiadał o pracy, ale język ciała mówił zupełnie co innego. Szedł blisko mnie, wciąż niby przypadkiem dotykał moich pleców i włosów. Gdy dotarliśmy pod kamienicę, w której mieszkałam, nie chciałam, by odszedł. Liczyłam na coś więcej.
– Może wejdziesz na herbatę? – zaproponowałam, a on się zawahał. Zrobiło mi się głupio. Może zabrzmiało to zbyt bezpośrednio, ale nie chciałam się z nim rozstawać.
– Nie naciskam. To tylko propozycja – powiedziałam, a on uśmiechnął się i wszedł.

Zaparzyłam nam po filiżance herbaty, ale jej nie wypiliśmy. Od słowa do słowa, siadaliśmy coraz bliżej, w końcu przenieśliśmy się na kanapę, a później potoczyło się już szybko. Było mi aż wstyd, że tak szybko. Miałam wyrzuty sumienia już w trakcie. Nie dlatego, że łączyły nas sprawy zawodowe, ale dlatego że naprawdę mi się podobał, a bałam się, że wszystko, co łatwo przyszło, łatwo pójdzie.
– Magda… nie wiem, jak to powiedzieć – mruknął, kiedy wtulałam się w jego tors.
– Najlepiej wprost. Chcesz się ulotnić i udawać, że nic się nie stało?
– Nie… skąd. Chodzi o to, że bardzo mi się podobasz, ale… muszę ci wyznać, że formalnie jestem jeszcze żonaty. Nie wiem, czy to dobry moment.
– Co to znaczy formalnie żonaty?! – odparłam oburzona i natychmiast się odsunęłam. Przecież nie miał obrączki! Jako kobieta po czterdziestce zwracam już na takie rzeczy uwagę.
– Spokojnie. To znaczy tylko tyle, że nie mamy jeszcze orzeczonego rozwodu. Ale między nami koniec. Oboje to wiemy – zapewnił, a ja mu oczywiście uwierzyłam.

Nie widziałam sygnałów ostrzegawczych

Bo byłam naiwna i zauroczona. Dlatego właśnie bardzo chciałam w to wierzyć. Uważałam, że za tydzień, góra dwa, dostanie formalne oświadczenie o rozwodzie i cieszyłam się bardzo, że spotkałam go w momencie, gdy miał serce otwarte na nowe znajomości. Początkowo nasz związek rozwijał się w szalonym tempie. Jędrzej bywał u mnie codziennie. Co tydzień przynosił mi kwiaty, by uczcić kolejny maleńki jubileusz naszego poznania. Moglibyśmy nie wychodzić z łóżka.

Im dłużej jednak trwała ta znajomość, tym mniej mówił o rozwodzie i o naszej wspólnej przyszłości. – Wprowadź się do mnie. Mam duże mieszkanie. Nie ma sensu z tym zwlekać.
– Nie mogę. Dzieciom byłoby ciężko. Chcę odejść, kiedy już będą wiedziały, że jesteśmy rozwiedzeni.
– To dlaczego tyle to trwa?!
– Nie narzekaj. Przecież jestem u ciebie niemal codziennie.

Miałam wyrzuty sumienia, kiedy mówił o dzieciach. Wcześniej wydawało mi się, że one, podobnie jak dorośli, zdają sobie sprawę, że rozwód to formalność. Z czasem jednak zaczęłam rozumieć, że przed dziećmi stwarzają pozory szczęśliwej rodziny.
– Jedziecie razem do wesołego miasteczka?! Jędrzej! Nie rozumiem! Mówiłeś, że twoje małżeństwo to czysta fikcja, a teraz jedziesz na rodzinną wycieczkę?
– Przecież nie jedziemy z Pauliną na weekend w SPA, tylko zawozimy dzieci na karuzele. Nie widzisz różnicy?

Szczerze? Nie widziałam. Zaczynałam się bać, że ta gra pozorów ich coraz bardziej integruje jako rodzinę i zbliża jako parę. Udając szczęście, stawali się szczęśliwi. Wiedziałam o tym! Wakacje były dla mnie prawdziwą traumą. W roku szkolnym dzieci chodziły do szkoły muzycznej i na sport, więc niemal nie było ich w domu. To pozwalało Jędrzejowi spędzać dużo czasu u mnie. Jednak w wakacje był im potrzebny jak nigdy.

Przestaliśmy gdziekolwiek razem wychodzić, bo wszędzie bał się, że spotka jakichś znajomych. Po roku tej fikcji postanowiłam z tym skończyć.
– To nie ma sensu, Jędrzej. Ja dłużej tego nie wytrzymam. Wiem, że nigdy nie będziemy naprawdę razem. Jeśli nie traktujesz naszego związku poważnie, to koniec.
Jędrzej był zdruzgotany, ale nie odpowiadał w żaden konkretny sposób na moje naciski, żeby złożył jakąś deklarację. Prosił, bym to przemyślała, ale ja nie chciałam być dłużej manipulowana. Wykasowałam jego numer i ucięłam wszelkie kontakty. Uważałam, że to jedyny sposób na zakończenie tej toksycznej relacji.

Prosty układ

Kilka kolejnych miesięcy było bardzo trudnych. Nie chciałam myśleć o kochanku, ale wciąż wspominałam wspólne chwile. Wiedziałam jednak, że nasz związek oparty był na oszustwie i nie zamierzałam do tego wracać. Myślę, że to miałoby szansę się udać, gdyby nie złośliwość losu, który sprawił, że po tych kilku miesiącach spotkaliśmy się znów na firmowym bankiecie.
– Czy to nie Jędrzej? – zapytała Teresa, wskazując na mężczyznę stojącego tyłem do nas w eleganckim garniturze. Ja sama ledwie go poznałam. Miał dłuższe włosy, zeszczuplał i gdy się odwrócił, nie potrafiłam oderwać od niego wzroku.
– Witaj, Magda – powiedział, a ja znów byłam gotowa, żeby wskoczyć na główkę w tę niebezpieczną toń.
– Jędrzej… nie wiedziałam, że cię tu spotkam. Co słychać? – zapytałam i spojrzałam na jego dłoń. Tym razem miał na sobie obrączkę.
– Chyba nic się nie zmieniło?
– Nie. I teraz wiem już na pewno, że się nie zmieni. Moja żona postawiła mi ultimatum. Albo zostaję z nią, albo wyjedzie za granicę z dziećmi.
– Szantażuje cię?
– Raczej jasno stawia sprawę. Może tak jest uczciwiej. Ja także mam już dość gierek i oszustw. Jestem dorosły. Oboje jesteśmy, Magda. Teraz wiem na pewno, że cię kocham i chcę się z tobą spotykać na jasnych warunkach. Nie odejdę od żony i dzieci, ale jeśli nie boisz się wejść dwa razy do tej samej rzeki… chcę być twoim kochankiem.

Słuchałam go oszołomiona. Nie mogłam uwierzyć w to, co mówi, brzmiało to jednocześnie bezczelnie i uczciwie. Najgorsze było to, że ja także go kochałam i nie byłam w stanie powiedzieć „nie” wspólnym popołudniom, sporadycznym wyjazdom tylko we dwoje, romantycznym kolacjom i naszej intymności, która była nieporównywalna z niczym, czego kiedykolwiek dotąd doświadczyłam.

Mogłam mieć go jako kochanka albo wcale. Tak jak on mógł mieć dzieci w pakiecie z udawanym małżeństwem albo wcale. Sprawa była jasna. Miałam już dość samotnych wieczorów. Nie było alternatywy, a na umawianie się na randki przez internet nie miałam ochoty. Tym bardziej, że wiedziałam, że z nikim nie będę tak szczęśliwa. I cóż… poszłam na to!

Przez kolejne miesiące czułam się, jakbym dostała skrzydeł. Byłam zakochana i szczęśliwa. Wiedziałam, że nie mam go dla siebie na pełen etat, ale słysząc, jak moje koleżanki wciąż narzekają na swoich mężów, nie byłam pewna, czy tym układem nie wygrałam losu na loterii. Najważniejsze, że Jędrzej nic przede mną nie ukrywał. Skończyły się domysły, podejrzenia i zazdrość.

Mijały miesiące, a właściwie lata – bo wszystko zaczęło się cztery lata temu – i znów coś zaczęło się sypać. Kochałam go, ale ciągłe historie o problemach w szkole Mai, bójkach Szymona i tym, że Paulina stosuje złe metody wychowawcze, zaczynały coraz bardziej przenikać do naszego świata. Wiedziałam, że jego prawdziwe życie jest tam i coraz częściej żałował czasu, którego nie spędził z dzieciakami. One dorastały i potrzebowały ojca. Tymczasem on zabierał im go po to, by dawać go kochance. Czułam, że na tym układzie cierpi zbyt wiele osób.

I właśnie wtedy zostałam wezwana na rozmowę do szefa.
– Pani Magdo. Mam dla pani propozycję, że tak to ujmę, nie do odrzucenia. Potrzebujemy przedstawiciela naszej firmy w Amsterdamie. Typuję panią. Co pani na to? – zapytał. Wiedziałam, że jednym z głównych kryteriów doboru był fakt, że jako jedyna z firmy byłam samotna. Ta propozycja przyszła w doskonałym dla mnie momencie. W chwili, kiedy wiedziałam już, że potrzebuję zmiany.
– Jędrzej…. Chcę ci coś powiedzieć.
– Tak? – zapytał, wycierając kieliszki po winie, które wypiliśmy do kolacji.
– Musimy się rozstać. Ustaliliśmy kiedyś, że zakończymy to, kiedy poczujemy, że nadszedł czas na kolejny krok w naszym życiu. Dostałam propozycję wyjazdu do pracy za granicę i ją przyjęłam. Jędrzej zastygł na chwilę w bezruchu, a po chwili spojrzał na mnie.
– Wiedziałem, że to kiedyś nastąpi… będę za tobą bardzo tęsknił.

Podeszłam i go przytuliłam pewna tego, że nasze ścieżki rozchodzą się już na zawsze. Czas, który był nam dany, należy już do przeszłości. Jędrzej wrócił do rodziny, a ja wyjechałam do Holandii i mam nadzieję, że uda mi się ułożyć życie na nowo. Tym razem już w prawdziwym, dwuosobowym związku.

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Moja przyjaciółka zakochała się w psychopacie
Nie wiem, czy dam radę być samotną matką
Wujek chciał oddać babcię do domu starców

Redakcja poleca

REKLAMA