„Jestem dentystą, ale sam potwornie boję się chodzić do dentysty. Ten, nie dość, że mnie gnębił, to jeszcze obrażał!”

Jestem dentystą, a sam boję się dentystów fot. Adobe Stock, luckybusiness
„– Zaniedbane te ząbki... Zaraz wszystkie będą do wymiany. A to będzie oznaczać katastrofę. Żonka sobie pójdzie do innego. Żadna atrakcyjna kobieta nie zostanie ze szczerbatym. Nie będzie budzić się z widokiem sztucznej szczęki w szklance na stoliku. Choćby i po stronie męża. Wiem, co mówię”.
/ 27.12.2022 19:15
Jestem dentystą, a sam boję się dentystów fot. Adobe Stock, luckybusiness

Wszystko przez orzeszki. Zawsze uważam i gryzę je bardzo ostrożnie, ale stało się – ząb poszedł, górna lewa czwórka. Cholera, czeka mnie wizyta… Ale pomyślę o tym jutro. A może w przyszłym tygodniu? Byle nie dziś, sama myśl powoduje, że krople zimnego potu roszą mi czoło. Nie wiem, czy jest coś, co równie mnie przeraża, może jedynie perspektywa śmierci. Kiedyś trzeba będzie umrzeć, jasne, ale na długo przedtem należy usiąść na dentystycznym fotelu i pozwolić, by ktoś bezwstydnie grzebał nam w zębach. Zadawał bezbrzeżny ból, ale i upokarzał. Bo czy to wypada, by dorosły facet siedział przewiązany pod brodą jakimś śliniakiem? Z sączkiem w buzi? I nie mógł wypowiedzieć się na żaden temat? I nie mógł poderwać się pod byle pretekstem? Bo dentysta ciałem napiera, zaczął już swoje szatańskie dzieło i nie odpuści, póki nie dowierci się do samej istoty najwyższego cierpienia.

Koszmar. Wreszcie dzwonię i się umawiam

„Trzeba kilka dni poczekać? Ach, nie ma najmniejszego problemu”.

To głupie, lepiej by skrócić męczarnie i zrobić to już, zaraz, ale z drugiej strony – co za ulga. Jeszcze nie teraz. Egzekucja chwilowo odroczona. Niestety czas szybko leci. Nocą poprzedzającą wizytę nie mogę spać. Rano wstaję rozdygotany, czuję się rozbity, chory. Usiłuję się pocieszyć, że za kilka godzin będzie po wszystkim. Nie pomaga. Nie pociesza.

– I co my tu widzimy? Przede wszystkim, że zęby kiepsko umyte.

– Uu hu hu – próbuję cokolwiek wymamrotać.

Nie mogłem szorować, bo jednak bolało trochę. Z każdym dniem coraz bardziej. Chyba mógłby zrozumieć, nie zawstydzać mnie przy tej swojej nowej pomocnicy. Nawet niezła laska, od razu zauważyłem.

Zaniedbane te ząbki – puka w kość, metaliczny dźwięk roztrzaskuje mi mózg, który zaraz rozbryźnie się na śnieżnobiałe ściany i sufit. – Jeśli będziemy tak rzadko się widywać, w krótkim czasie poleci połowa góry.

– Hu hu ho a hu – cholerny sączek! Przewracam oczami.

Niech nie przesadza, konował jeden. W końcu nie jest aż tak źle.

– A to będzie oznaczać katastrofę. Żonka sobie pójdzie do innego. Żadna atrakcyjna kobieta nie zostanie ze szczerbatym. Nie będzie budzić się z widokiem sztucznej szczęki w szklance na stoliku. Choćby i po stronie męża. Wiem, co mówię.

Kiwam potulnie głową. Poddaję się i nawet nie zaczynam artykułować słów, wszystko mi jedno. Za chwilę zacznie się rozwiercanie pękniętego zęba.

Mam wrażenie, że zemdleję

W głowie mi huczy. Z radia płynie rockowa muzyka, która w porównaniu z dźwiękiem wiertła wydaje się śpiewem anielskim. Chciałbym się w niej rozpłynąć, po prostu fizycznie przestać istnieć.

Jeszcze troszkę, zaraz kończę.

Może dla niego to jest zaraz. Dla mnie – przeciągająca się w nieskończoność wieczność.

Strasznie boli. Trzeba było wziąć znieczulenie, ale ten strach przed zastrzykiem…

– No, i już po bólu. Prawda, jak szybko?

Tak chętnie bym mu nabluzgał. Ledwo żyję. Upiorne wiertło ucichło, przecież to jednak nie koniec męczarni. Niby przestało boleć, tylko że moje szczęki nie mogą już dłużej znieść szerokiego rozwarcia. Za moment wywichną się z zawiasów. I już nigdy, przenigdy nie zamknę ust. Nie włożę w nie jedzenia, nie wleję kieliszka wódki. Nie wypowiem słowa.

– A teraz wypłucz. Dzielny chwat z ciebie!

Próba przymknięcia buzi o dziwo kończy się pomyślnie. Oddycham z ulgą. Płuczę. Już po wszystkim. Ze szczęścia mam ochotę go pocałować. Albo lepiej pomocnicę.

– Dzięki.

– Nie ma za co, stary. Ale przysługa za przysługę. Coś mi się tam dzieje w dolnej siódemce. Jak tam u ciebie z terminami?

Uśmiecham się jadowicie.

– Jestem zaharowany, wiesz, kupa pacjentów. Ale dla ciebie, starego kumpla… Dla ciebie znajdę czas nawet jutro.

– Ach, jutro? Nie, nie ma pośpiechu. W przyszły tydzień może… Tak, w przyszłym tygodniu zadzwonię do ciebie.

– Jak chcesz, stary, jak chcesz.

Porozumiewawczo mrugam okiem w stronę pięknej pomocnicy. 

Czytaj także:
„Wiedziałam, że szef jest humorzasty, ale teraz przeciągał strunę. Chciałam mu pomóc, ale takiej odpowiedzi się nie spodziewałam”
„Wdałam się w romans z szefem wszystkich szefów. Czuję się jak Kopciuszek, który wreszcie spotkał swojego księcia”
„Szef dyskryminował mnie w pracy, bo jestem kobietą. Zaciągnęłam drania do łóżka, żeby dopiąć swego i dostać awans”

Redakcja poleca

REKLAMA