„Jestem 34-letnim nauczycielem, który związał się z 18-letnią uczennicą. Mieszkamy w Anglii, bo w Polsce nie daliby nam żyć”

nauczyciel i uczennica fot. Adobe Stock, insta_photos
„Odwróciła się i spojrzała na mnie. Miała najpiękniejsze oczy z najdłuższymi rzęsami, jakie widziałem w życiu. Jej błyszczące, ciemnobrązowe włosy sięgały niemal do pasa i okalały jej twarz o delikatnych, wręcz słodkich rysach niczym lśniąca, drogocenna tkanina. A potem się uśmiechnęła i podeszła, żeby podać mi rękę na przywitanie. A ja umarłem”.
/ 28.08.2022 12:30
nauczyciel i uczennica fot. Adobe Stock, insta_photos

Wyjazd na wymianę miał być dopiero w maju, ale już na pierwszym wrześniowym zebraniu rodzice zaczęli przerzucać się pomysłami. W końcu stanęło na tym, że klasa z rozszerzonym angielskim pojedzie do Leeds, miasta w Anglii, a opiekunami wycieczki będziemy ja i pani od biologii.

– Nie współpracowaliśmy z tamtą szkołą, ale jestem pewien, że wymiana uczniowska będzie cennym doświadczeniem zarówno dla naszych uczniów, jak i dla Anglików – powiedziałem do rodziców. – W poniedziałek skarbnik zacznie zbierać zaliczki na bilety.

Już z domu napisałem maila do dyrektorki szkoły w Anglii. Korespondowaliśmy swego czasu w innych sprawach i sama zaprosiła moją klasę na wymianę. Chciałem ustalić z nią dokładne terminy, zarówno naszego przyjazdu, jak i rewizyty uczniów brytyjskich. Pani dyrektor odpisała mi bardzo szybko:

„Drogi Michale, sprawą międzynarodowych wymian uczniowskich zajmuje się teraz pani Lakshmi D… – tu padło bardzo długie i skomplikowane nazwisko, niemożliwe do zapamiętania przez Polaka. – Napisz, proszę, do niej, w celu ustalenia szczegółów”.

Kiedy zobaczyłem imię Lakshmi, mimowolnie się uśmiechnąłem. Kiedyś, jeszcze podczas studiów anglistycznych, podróżowałem przez dwa miesiące po Indiach i poznałem niejedną dziewczynę o tym imieniu, nadawanym dziewczynkom na cześć hinduskiej bogini. Prawda była taka, że niemal każda Lakshmi, a także Akshara, Indali czy Paryat zachwycała mnie jako mężczyznę. W Hinduskach fascynowała mnie nie tylko egzotyczna uroda, ale też ciepło, empatia i uprzejmość, z jakimi odnosiły się do wszystkich stworzeń.

Była przeznaczona dla innego

Podczas tamtego pobytu zakochałem się w pewnej dziewczynie, ale związek z nią okazał się niemożliwy ze względu na to, że byłem „obcy”. Jej ojciec i bracia bardzo konkretnie i z naciskiem wytłumaczyli mi, dlaczego powinienem zostawić Sahirę w spokoju, wyjechać bez pożegnania i nigdy więcej się z nią nie kontaktować. Moja ukochana była przeznaczona dla innego – rodzina wybrała dla niej zamożnego, starszego właściciela sklepu. Jedynym wyjściem była ucieczka, ale dziewczyna nawet nie miała paszportu, była całkowicie uzależniona od swojej rodziny.

Wróciłem wtedy do Polski ze złamanym sercem. To nie były czasy internetu, Sahira mieszkała w niewielkiej miejscowości, nie miałem jak jej potem odszukać. Nigdy więcej jej nie widziałem ani o niej nie słyszałem. Po tamtej przygodzie została mi tylko blizna na sercu i sentyment do kobiet o ciemnych, sarnich oczach oraz kruczoczarnych włosach. Taki właśnie miałem „swój” typ urody.

Ironią losu lgnęły do mnie niemal same blondynki, z których jedną poślubiłem, a potem się z nią rozwiodłem, choć nie miało to akurat nic wspólnego z jej typem urody. Generalnie nie miałem po rozwodzie szczęścia w miłości. Całym moim życiem była praca w szkole i bratowa często żartowała, że zaczynam zachowywać się jak typowy kawaler.

Szybko okazało się, że pani Lakshmi liczy sobie prawie sześćdziesiąt lat, więc moja cicha nadzieja na kolejną romantyczną znajomość z piękną Hinduską okazała się płonna.

Kiedy nadeszła pora przyjęcia do polskich domów uczniów angielskich, pojawił się niespodziewany problem. Jedna z naszych uczennic wraz z całą rodziną dosłownie w ciągu tygodnia przeprowadziła się do innego miasta. To oznaczało, że jej koleżanka z wymiany, u której ona rok temu mieszkała w Leeds, musi zatrzymać się u rodziny innej uczennicy.

– Kto z państwa może przyjąć dwie dziewczynki? – zapytałem rodziców na kolejnym zebraniu, kilka dni przed przylotem młodych Brytyjczyków.

W odpowiedzi wszyscy nagle zainteresowali się własnymi paznokciami albo wyżłobieniami na blatach ławek, przy których siedzieli.

– Naprawdę nikt?

Zrobiło mi się gorąco.

– Proszę państwa, musimy pilnie znaleźć rodzinę goszczącą dla… – zerknąłem na kartkę z listą nazwisk – …Jane. Ona powinna mieszkać u kogoś z naszej klasy, żeby przyjeżdżać rano do szkoły i brać udział we wszystkich lekcjach i zajęciach. Zapytałbym koleżankę od biologii, ale ona już gości dwie nauczycielki. Czy mogę liczyć na państwa pomoc?

Nie mogłem.

Zrobiła na mnie ogromne wrażenie

Z dwudziestoczteroosobowej klasy nie zgłosił się nikt, kto chciałby podjąć dodatkowego gościa. Wyglądało na to, że osiemnastoletnia Jane nie będzie miała gdzie się zatrzymać, jeśli błyskawicznie czegoś nie wymyślę.

Poszedłem z tym problemem do dyrektorki.

– Cóż, nie bardzo wiem, jak mogłabym pomóc – odpowiedziała. – Jeśli nie znajdzie pan rodziny dla tej dziewczynki, będziemy w kłopocie. Do Anglii pojechało dwudziestu czterech naszych uczniów i, zgodnie z umową, tyle samo musimy przyjąć. Proszę popytać w innych klasach.

W innych klasach też nic nie wskórałem, głównie dlatego, że tylko moja miała profil językowy. Nikt spoza trzeciej A nie kwapił się do goszczenia młodej Angielki przez dwa tygodnie.

O problemie opowiedziałem mojemu bratu, którego córka chodziła do gimnazjum.

– Słuchaj, a ta Jane nie może zamieszkać u nas? Może dzielić pokój z Basią – zaproponował Jarek. – Wiesz, my nie za bardzo gadamy po angielsku, ale Basia sobie radzi. Zresztą i tak będziesz musiał codziennie ją zawozić do szkoły i potem odwozić, więc w razie czego wszystko przetłumaczysz, nie?

W ten sposób Jane S. została przypisana do rodziny mojego brata. Oczywiście nie była to idealna sytuacja, ale nie mieliśmy wyjścia.

Doskonale pamiętam tamten dzień, kiedy nasi goście przylecieli do Warszawy i z całą klasą witaliśmy ich na lotnisku. Przywitałem się z panią Lakshmi i od razu zapytałem o Jane, której nijak nie mogłem dostrzec w grupie piszczących i witających się radośnie nastolatków.

– Kiedy się dowiedziała, że nie będzie mieszkać u Marty, zrezygnowała z wyjazdu. Zawieranie nowych znajomości bardzo ją stresuje – poinformowała mnie nauczycielka. – Mieliśmy już jednak wykupione bilety i nie chcieliśmy robić zamieszania, więc zamiast niej przyjechała Anne. To tamta dziewczyna. Anne! – zawołała.

I wtedy to się stało. Dziewczyna odwróciła się i spojrzała prosto na mnie. Miała najpiękniejsze oczy z najdłuższymi rzęsami, jakie widziałem w życiu. Jej błyszczące, ciemnobrązowe włosy sięgały niemal do pasa i okalały jej twarz o delikatnych, wręcz słodkich rysach niczym lśniąca, drogocenna tkanina. A potem się uśmiechnęła i podeszła lekkim, nieco kocim krokiem, żeby podać mi rękę na przywitanie. A ja umarłem.

Nawet nie pamiętam, co działo się później, jak rozlokowałem dzieciaki po rodzinach, co mówiłem do Lakshmi ani jak zaplanowałem kolejny dzień. Działałem jak automat, przez cały czas próbując nie gapić się na Anne, która właśnie poznawała polskich kolegów i koleżanki. Kiedy powiedziałem jej, że zatrzyma się u rodziny mojego brata, nie okazała zdziwienia i wsiadła do mojego auta.

Po drodze to ona głównie mówiła. Opowiadała, jak wskoczyła na listę dosłownie w ostatniej chwili, jak jest podekscytowana, że zobaczy Polskę, i że uwielbia podróżować.

– W tym roku skończyłam osiemnaście lat – mówiła piękną angielszczyzną bez śladu hinduskiego akcentu. – Od wielu lat wiem, że zostałam adoptowana, a moi rodzice obiecali, że kiedy będę pełnoletnia, będę mogła pojechać do Indii, żeby poszukać mojej biologicznej rodziny.

Stąd więc to imię: Anne. Takie nadało jej brytyjskie małżeństwo, które chciało, żeby ich adoptowane dziecko lepiej czuło się wśród rówieśników. Indyjska matka nadała jej imię Harita.

– To oznacza zieleń – uśmiechnęła się, a ja jedynie kiwnąłem głupio głową.

Byłem oszołomiony i przerażony, bo w obecności tej dziewczyny nie byłem w stanie wydusić z siebie nawet jednego logicznego zdania.

Jest młodsza o 16 lat...

Anne została u mojego brata i jego żony. To właśnie Beata, jak to kobieta, pierwsza zauważyła, co się ze mną dzieje. Złapała mnie w kuchni i zaczęła wypytywać:

– Michał, co ty wyprawiasz? Gapisz się na tę dziewczynę jak cielę w malowane wrota! Przecież ona jest od ciebie o szesnaście lat młodsza! Jest w wieku twoich uczennic! Weź się w garść, człowieku, bo się prosisz o kłopoty!

Miała rację. Zachowywałem się niedorzecznie. Jak facet lat trzydzieści cztery może zakochać się w osiemnastolatce?! Najwyraźniej jednak może – inaczej nie dało się nazwać mojego stanu.

Zgodnie z umową, codziennie rano przyjeżdżałem po Anne, potem mieliśmy zajęcia w szkole albo wycieczki, po południu odwoziłem ją z powrotem do brata. Podczas trzydniowej wycieczki do Krakowa omal nie oszalałem, kiedy musiałem przychodzić uciszać dziewczyny chichoczące w nocy w pokojach hotelowych. Zobaczyłem Anne w koszulce na ramiączkach i legginsach, które włożyła do spania. Wyglądała tak seksownie i niewinnie zarazem, że jej widok powodował niemal fizyczny ból.

Najgorsze jednak było to, że dziewczyna chyba zaczęła się czegoś domyślać. Przyglądała mi się czasem z dziwną uważnością, niespodziewanie podnosiła wzrok znad książki, a kiedy napotykała mój, uśmiechała się lekko. Zauważyłem też, że jakimś przypadkiem Anne bardzo często znajdowała się blisko mnie: stała koło mnie w kolejce do muzeum, siadała obok w trakcie obiadu, czasami nawet była tak blisko, że czułem ciepło jej ciała albo muśnięcie rękawa bluzki czy spódnicy.

Jedyną osobą, której mogłem o tym powiedzieć była Beata, moja bratowa.

– Michał, ja cię nie oceniam – zapewniła po namyśle. – Tak naprawdę to ona jest dorosła, więc nie ma tu mowy o żadnych nadużyciach. Szesnaście lat różnicy to znowu nie tak dużo, o ile wiem, wasza mama była młodsza od waszego taty o osiemnaście lat.

To były inne czasy – mruknąłem, choć bez przekonania. – A poza tym Anne jest uczennicą ze szkoły, w której znają mnie jako polskiego nauczyciela… – dodałem z rezygnacją. – Niby jak miałoby to wyglądać? To uczucie nie ma racji bytu!

Beata próbowała mnie wspierać, mówiła, że poczuję się lepiej, kiedy Anglicy wyjadą. Nie miała racji.

Chcę wierzyć, że będziemy szczęśliwi

Po wyjeździe młodzieży nie mogłem sobie znaleźć miejsca. Ciągle oglądałem wspólne zdjęcia, szukając na nich Anne. Kiedy odwiedzałem brata, mimowolnie wypatrywałem w jego domu śladów bytności dziewczyny. A gdy moja bratanica Julka dała mi parę sandałów, które niechcący zostawiła u niej pod łóżkiem Anne, nie wytrzymałem.

– I co mam niby z nimi zrobić? – niemal krzyknąłem na dziewczynkę, patrząc na kolorowe buty, które tyle razy śledziłem spod półprzymkniętych powiek, by wiedzieć, gdzie przemieszcza się Anne.

– No, nie wiem… – stropiła się Julka. – Myślałam, że wujek może je jej odesłać czy coś?

Nawrzeszczałem na samego siebie w duchu i wziąłem te nieszczęsne sandały. Napisałem do Anne jeszcze w samochodzie. Niby tylko o butach, ale prawda była taka, że przeżywałem to, jakbym się jej oświadczał. Odpisała od razu. Trochę żartowała ze swojego roztargnienia, potem gładko przeszła do tego, co u niej. Zadała jakieś pytania i nim dotarłem do domu, wymieniliśmy kilkanaście postów.

Cztery dni później nie wytrzymałem i po kilku kieliszkach wina napisałem do niej, że nie mogę przestać o niej myśleć. Odpisała, że ona także. Zaczęliśmy do siebie pisać maile, potem dzwoniliśmy. Rozmawialiśmy na videoczacie, często wieczorami, kiedy Anne siadała na łóżku w tych swoich legginsach i koszulce na ramiączkach. Wyznawaliśmy sobie miłość i tęsknotę, ale jednocześnie staraliśmy się być realistami. Doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że nasz związek nie będzie łatwy do zaakceptowania przez otoczenie.

Kiedy pojechałem do niej pierwszy raz, powiedziała rodzicom, że jedzie na weekend do koleżanki, podczas gdy spędziła go ze mną w hotelu przy lotnisku. Anne zdała odpowiednik angielskiej matury i musiała zdecydować, na jaką uczelnię idzie. Przez moment myślała o programie Erasmus, chciała w jego ramach studiować przez rok w Polsce. Sprzeciwiłem się. Związek trzydziestopięcioletniego nauczyciela liceum z dziewiętnastoletnią Angielką hinduskiego pochodzenia nie byłby tu dobrze widziany. Bałem się, że Anne może się spotkać z dyskryminacją i nieprzyjemnościami.

Dlatego od nowego roku akademickiego oboje przeprowadzamy się do Lyonu. To we Francji. Anne będzie tam studiować, ja już dostałem posadę anglisty w lokalnej szkole.

Mówiąc szczerze, jestem tyleż podekscytowany, co przerażony rozpoczęciem nowego życia. Porzucam swój kraj, pracę, mieszkanie i rodzinę, by zamieszkać z dużo młodszą kobietą pochodzącą z innej kultury. Z całej siły chcę wierzyć, że będziemy szczęśliwi i wszystko nam się ułoży, chociaż czasem dopada mnie paniczny lęk, czy wszystko się uda i czy mimowolnie nie skrzywdzę Anne. Ale wiem jedno: ona jest najpiękniejszym darem, jaki podarowało mi życie, a ja zrobię wszystko, by o ten dar dbać najlepiej, jak potrafię!

Czytaj także:
„Dziecięca zabawa o mały włos nie skończyła się w szpitalu. Już chyba wolę, gdy syn siedzi z nosem w laptopie”
„Kochałem Ninę, ale ona potraktowała mnie jak zabawkę. Na szczęście mam nasze wspólne zdjęcia, na pewno zaciekawią jej męża”
„Córka wpadła w rozpacz po tym, jak jej chłopak okazał się draniem. Myślałam, że jej przejdzie, ale sprawa była poważna”

Redakcja poleca

REKLAMA