– Mamuś, nie uwierzysz! – zawołała Marysia od progu. Wróciła ze szkoły w wyjątkowo dobrym nastroju. Z entuzjazmem zasiadła do obiadu i od razu zaczęła opowiadać, co się stało. Radek, chłopak, który jej się bardzo podobał, zaprosił ją do kina. Była bardzo podekscytowana.
– W co się ubierzesz? – podpytywałam i pomagałam jej wybrać strój; kiedy wychodziła, zakręciła mi się łezka w oku.
– Co masz taką minę? – zaśmiał się na ten widok mąż. – Córeczka ci wylatuje z domu?
– Jakbyś czytał mi w myślach! – odparłam.
Marysia wróciła przed dwudziestą trzecią cała w skowronkach.
– Radek jest cudowny! – oświadczyła.
Nie dałam jej pójść spać bez relacji z randki. Chciałam wiedzieć, czy był szarmancki, czy powiedział, że ładnie wygląda, czy płacił za bilet, czy odprowadził ją do domu…
– Oj, mamo. Teraz to nie jest tak jak za twoich czasów. Umówiliśmy się, że płacimy po połowie. A do domu wróciłam autobusem.
Szczerze mówiąc, byłam nieco zawiedziona. Wydawało mi się, że czasy te czy inne, ale jeśli chłopak się stara, powinien zatroszczyć się o takie rzeczy. Nie chciałam jednak krytykować, bo widziałam, jak zauroczona i szczęśliwa jest moja córeczka. Każdego dnia wracała bardziej zakochana. Wciąż tylko pisała z Radkiem na telefonie i uśmiechała się do ekranu. Mimo to wydawało mi się, że widywali się dość rzadko.
Dziwne, ale czułam, że coś tu nie gra. Przecież Marysia zwykle opowiadała chętnie o każdym szczególe. A teraz była coraz bardziej skryta. Im więcej próbowałam dopytywać, tym bardziej się zamykała w sobie. Zbliżała się studniówka i Marysia zaczęła zastanawiać się nad wyborem sukienki. Oczywiście z radością zabrałam ją na zakupy, licząc na to, że przy okazji dowiem się czegoś więcej.
Dziwna to była znajomość...
– Idziesz z Radkiem? – zapytałam.
– Myślę, że tak… – odparła pod nosem.
– To znaczy tak czy nie? Przecież to już niedługo. Jesteście parą, tak?
– Tak… Ale… Chodzi o to, że Radek nie chce iść na studniówkę. Uważa, że to głupota.
– Studniówka?! Przecież to najważniejszy bal w życiu! Jak może tak mówić?
– No, sama nie wiem. Liczę na to, że zmieni zdanie – przyznała Marysia.
Nic z tego nie rozumiałam. Z każdym tygodniem ten cały Radek wydawał mi się coraz większym ekscentrykiem. Nie chciało mi się wierzyć, że będzie z tego coś dobrego.
Mimo to Marysia nie dawała powiedzieć o nim złego słowa. Uważała Radka za ósmy cud świata i wciąż wyglądała na najszczęśliwszą dziewczynę pod słońcem. Uznałam, że może za bardzo się go czepiam, bo to w końcu moja kochana jedynaczka i chciałabym dla niej księcia z bajki. Im bliżej było studniówki, tym mniej zapowiadało się na to, żeby Radek ją zaprosił. W końcu Marysia postanowiła, że nie idzie, mimo że jej sukienka wisiała w szafie.
– Pójdź z jakimś kolegą, skoro Radek ma w poważaniu tak ważny bal – namawiałam ją.
– Nie chcę iść z nikim innym. Kocham tylko jego. Zostanę w domu – powiedziała.
Wiedziałam, że bardzo ją zabolało zachowanie chłopaka. Nie rozumiałam Radka i szczerze mówiąc, ją także już nie do końca. Następnego dnia po studniówce do Marysi przyszła jej przyjaciółka, Emilka, żeby opowiedzieć, jak było. Była podekscytowana i pełna wrażeń.
– A masz jakieś zdjęcia? – podpytywała Marysia. – Jak dziewczyny były ubrane?
– Są na stronie internetowej, pokażę ci! – oświadczyła Emilka i na komputerze otworzyła stronę ze studniówkami z naszego miasta.
Zaprosiły do oglądania również i mnie. Okazało się, że tamtej soboty odbywała się nie tylko studniówka ich liceum, ale także dwie inne. Marysia przejrzała zdjęcia swojego liceum, wymieniając z Emilką ploteczki i komentując stroje koleżanek. Kiedy zdjęcia z ich imprezy się skończyły, otworzył się katalog zdjęć z kolejnej imprezy. Marysia zamilkła, bo na jednym z nich dostrzegła znajomą twarz.
– To drugie liceum? Czy mi się wydaje, czy ja tu widzę Radka? – zawołała na widok grupowej fotki wystrojonych ludzi.
– To chyba rzeczywiście on, rany… – powiedziała Emilka speszona.
Pierwsza miłość, pierwsze rozczarowanie...
Przysunęłam się bliżej i zauważyłam, że chłopak, o którym mówią dziewczyny, jest wtulony w piękną blondynkę.
– Był na studniówce z inną! Dlatego mnie nie zaprosił! – wykrzyknęła Marysia.
Widziałam, jak pobladła i po chwili zaczęła płakać. Było mi jej bardzo żal. Nie chciałam nic mówić, ale od jakiegoś czasu zachowanie Radka wydawało mi się podejrzane. Nie przypuszczałam jednak, że ktokolwiek mógłby być tak cyniczny i bezczelny, żeby zniszczyć komuś studniówkę tylko po to, żeby mieć alibi. W dodatku mógł się domyślić, że wszystko wyjdzie na jaw, i skrzywdzi Marysię. Byłam na niego wściekła, mimo że nigdy osobiście go nie poznałam.
Miałam nadzieję, że Marysia jakoś przeboleje tę sytuację. Owszem, pierwsza miłość jest wyjątkowo emocjonalna, ale przecież na niej nie kończy się świat. Większość z nas miała kiedyś złamane serce i jakoś przeżyła. Jednak Marysia była naprawdę załamana. Zamknęła się w swoim pokoju i nie wychodziła całymi dniami. Twierdziła, że się uczy, ale wieczorami światło szybko gasło, a ja słyszałam, jak płacze. Nie mogłam tego słuchać.
– Kochanie, rozmawiałaś z Radkiem? Powinnaś to zrobić i raz na zawsze zakończyć tę sprawę. Nieodbieranie telefonów nie jest żadnym rozwiązaniem – próbowałam ją przekonać, ale ona była w coraz większym dołku.
Pewnego razu zadzwonił do drzwi chłopak, w którym od razu rozpoznałam niewiernego byłego.
– A ty czego tu szukasz? – zapytałam oschle.
– Muszę pogadać z pani córką. Domyślam się, że nie jestem mile widziany, ale muszę.
Byłam pewna, że przyszedł przeprosić, więc poszłam zapytać Marysię, czy chce się z nim zobaczyć. Leżała na łóżku przykryta kocem i płakała, ale na sam dźwięk jego imienia natychmiast się ożywiła… Ledwie zdążyłam zrobić sobie herbatę, kiedy usłyszałam zatrzaskujące się drzwi. Radek wyszedł.
– Powiedział, że go osaczałam! Rozumiesz to?! Osaczałam! Przecież nigdy nie naciskałam ani na spotkania, ani nawet na to, żeby tu przyszedł się przedstawić. Jak on śmie? – płakała.
Od tej pory każdego dnia próbowałam wyciągnąć ją z pokoju, niestety, bezskutecznie. Co gorsza przestała chodzić do szkoły, bo twierdziła, że nie ma siły nawet ruszyć palcem, a co dopiero głową. Leżała w łóżku, całe dnie spędzała w piżamie. Nie brała nawet prysznica. Pukałam do niej, wchodziłam, pocieszałam, próbowałam dotrzeć w jakikolwiek sposób, ale nie miałam już z nią ani strzępka tej nici porozumienia, która kiedyś nas łączyła. Gotowałam dla niej obiady, przygotowywałam kolacje, a ona nie jadła nic poza płatkami z mlekiem.
Próbowałam pocieszyć córkę
– Marysiu, błagam cię. Nie możesz tak! – próbowałam przemówić jej do rozumu, ale nawet groźba zbliżającej się matury nie była wystarczająco silnym argumentem.
Obawiałam się najgorszego – że w końcu targnie się na własne życie. Wiedziałam, że to depresja i że jeśli nie przyjmie pomocy, sama z tego się nie wygrzebie. Ja nie byłam w stanie samodzielnie jej pomóc. Byłam wściekła na Radka i nawet na nią, że dała sobie tak bardzo zrujnować życie. Przez tego bezdusznego idiotę nie zdała matury, bo do niej nie podeszła, tym samym przekreśliła swoje marzenia o studiach. W końcu zadzwoniłam na linię wsparcia, żeby dowiedzieć się, jak postępować z córką.
– Proszę pani, nie mogę postawić diagnozy bez rozmowy z pacjentem, ale wygląda to na objawy depresji. Pani córka musi iść na terapię – oświadczyła kobieta po drugiej stronie, a ja przyznałam jej rację; nie mogłam dopuścić do tego, by choroba odebrała mi dziecko.
Bardzo usilnie namawiałam córkę, by poszła ze mną na terapię. Po długich godzinach naciskania w końcu zgodziła się, ale pod warunkiem, że będzie to kobieta, bo jak powtarzała, z mężczyznami nie chce mieć nic wspólnego.
Szczerze mówiąc, wcześniej wydawało mi się, że terapie psychoterapeutyczne nic nie dają, i traktowałam je niemal jak horoskopy – rozrywkę dla duszy niemającą wiele wspólnego z życiem. Tymczasem okazało się, że było wręcz przeciwnie. Terapia początkowo była trudna i obawiałam się, że w niczym nie pomoże, ale z czasem zaczęła przynosić niesamowicie dobre skutki. Można powiedzieć, że odzyskałam moją córkę. Z każdej sesji przychodziła bardziej otwarta i spokojniejsza. Krok po kroku wracała do tego, co było, zanim poznała Radka.
Rok po tych wydarzeniach podeszła do matury i zdała ją doskonale. Dzisiaj kończy już studia i ma narzeczonego! Odważyła się ponownie zaufać mężczyźnie i dopuściła go do swojego serca, mimo że wcześniej wydawało się to niemożliwe. Jestem szczęśliwa i wdzięczna pani psycholog, że dała radę jej pomóc.
Czytaj także:
„Kuba mi się podobał, ale na randce zrobił z siebie idiotę. Nie wiedziałam, czy to przez stres, czy wypił coś na odwagę”
„Od lat żyłam pod dyktando zaborczej matki. Kiedy próbowała mnie zeswatać z niezaradnym życiowo synem sąsiadki, powiedziałam dość"
„W dzieciństwie, ja i siostra miałyśmy wypadek. Matka nigdy nie darowała sobie, że błagała o życie tylko jednego dziecka"