„Jeśli zeznam w sądzie prawdę, mąż będzie podejrzany straszliwą zbrodnię. Niby go kocham, ale nie mogę kryć oszusta”

Mój mąż jest podejrzany o zabójstwo mojego ojca fot. Adobe Stock, leszekglasner
„- Nie rób tego, Lenka. Jesteś miłością mojego życia. Dla ciebie zrobiłbym wszystko, ale nie skończę z tym. To jest moje życie. Rozumiesz? Ty masz mi je opromieniać miłością i czułością. Chcę mieć dziecko. Dużo dzieci. Ty je wychowasz, a ja stworzę im wspaniałą przyszłość… - wyznał mi. Nie słuchałam, nie chciałam tej rodziny ani jego dzieci”.
/ 30.10.2022 17:15
Mój mąż jest podejrzany o zabójstwo mojego ojca fot. Adobe Stock, leszekglasner

Wszystko zaczęło się – a właściwie skończyło – kiedy postanowiłam wyburzyć stary dom dziadków. Stał nieużywany od siedmiu lat, od śmierci babci. To była drewniana chałupa z małymi okienkami i nieszczelnym dachem. Nawet fundamenty już przeżarł czas i, jak stwierdził fachowiec, nie do końca wysezonowane drewno. Żeby coś na tym miejscu zbudować, trzeba było chatę, jak to określił: „wyrwać z korzeniami”.

Chciałam to zrobić wcześniej, ale mąż się nie zgadzał

Twierdził, że kiedyś się tym zajmie, ale teraz nie ma czasu. Nigdy na nic nie miał czasu, z wyjątkiem własnych spraw, więc wiedziałam, że to oznacza na święte nigdy. Dom stojący we wsi trzydzieści kilometrów od mojego miasta należał tylko do mnie, więc nie musiałam nikogo pytać o zdanie, ale… powiedzmy, że wcześniej nie byłam wystarczająco zmotywowana, by pominąć zdanie męża i zrobić, co postanowiłam.

Kiedy więc Roman wyjechał na trzy tygodnie, ja zamówiłam ekipę burzącą, która szybko uporała się z rozbiórką starej, zmurszałej chaty. Drugiego dnia, gdy usuwano betonową podłogę piwnicy, natrafiono na ludzki szkielet. Kiedy pan Miecio, szef ekipy, zadzwonił do mnie z tą hiobową wieścią, aż usiadłam z wrażenia. Od razu wiedziałam, do kogo ten szkielet należy…

Zdarzyło się to jedenaście lat wcześniej. Moja babcia Jola miała udar. Mieszkała po śmierci dziadka sama, ale codziennie odwiedzały się z sąsiadką. Tamta wpadła na pogaduszki i zastała babcię na podłodze. Wezwała karetkę. Następnego dnia pojechałam z tatą do szpitala odwiedzić babcię. Była przytomna, ale wciąż rozkojarzona. Okazało się, że nie miała żadnych swoich rzeczy. No więc tata postanowił pojechać do jej domu i przywieźć bieliznę na zmianę, kosmetyki. Odjechał spod szpitala i… nikt go już więcej nie widział. Ani jego samochodu. Rozpłynął się w powietrzu.

Szukałam go przez kilka lat przy pomocy różnych fundacji, prywatnych detektywów. Niestety, bez skutku. Babcia po udarze nie wróciła już do pełnego zdrowia, nie mogła mieszkać sama, więc wzięłam ją do siebie. Była moją jedyną rodziną, bo kiedy zaginął tata, zostałam całkiem sama. Moja sytuacja materialna nie była jednak zła. Tata od lat prowadził dobrze prosperującą firmę razem ze swoim wspólnikiem, panem Henrykiem, kolegą jeszcze z wojska. A ja od roku umawiałam się z jego synem, Romkiem. Pan Henryk uznał mnie za następczynię ojca, chociaż, oczywiście, nie miałam nic do gadania w firmie, bo się na tym nie znałam. Ale swoją część zysków dostawałam, i było to uczciwe rozliczenie.

Właśnie kończyłam studia

Mając zapewniony byt, mogłam zająć się czymkolwiek chciałam. Pięć miesięcy po zaginięciu taty Romek mi się oświadczył. Powiedział, że mnie kocha, ja kocham jego, to po co czekać. Wtórował mu pan Henryk, dodając, że czas jakoś uregulować sprawy finansowe firmy. Nie byłam w najlepszej kondycji psychicznej, wciąż byłam roztrzęsiona tajemniczym zniknięciem ojca, chorą babcią w domu, która wymagała coraz większej opieki. Czułam się przytłoczona. Oświadczyny Romka były więc balsamem na moją duszę. Znakiem, że nie wszystko w tym świecie jest rozchybotanym statkiem na burzliwym oceanie. Wyszłam za niego, ale na moją prośbę wzięliśmy tylko ślub. Powiedziałam mu, że z weselem poczekam na tatę. Romek okazał zrozumienie.

Kiedy patrzyłam, jak technicy policyjni oznaczają kości i resztki ubrania, robią zdjęcia miejsca zbrodni, pomyślałam, że wesela jednak nie będzie… Zrobiło mi się trochę słabo, więc usiadłam na drewnianej ławce. Łzy napłynęły mi do oczu. Wbrew wszystkiemu miałam nadzieję, że tata żyje. Że może stracił pamięć i błąka się gdzieś po świecie, a pewnego dnia coś mu się w tym jego mózgu włączy i wszystko sobie przypomni. Przyjedzie i uratuje mnie. A potrzebowałam ratunku.

Czułam się jak mucha trzepocząca się w lepkiej pajęczynie, próbująca uciec przed wielkim czarnym pająkiem, który siedzi tuż obok i patrzy na nią żarłocznym wzrokiem. Kiedy wychodziłam za Romana, miałam nadzieję, że sympatia i pożądanie wkrótce zmienią się w miłość. I prawie tak się stało. Ale kilka miesięcy po ślubie byłam świadkiem pewnej rozmowy, która wzbudziła we mnie wątpliwości, czy Roman jest wobec mnie szczery.

Półtora roku później już wiedziałam, że mąż zamieszany jest w jakieś brudne interesy z niebezpiecznymi ludźmi. Roman zabrał mnie do Krakowa na wielkie przyjęcie u jednego ze swoich znajomych. Szybko się zorientowałam, że jestem jedną z nielicznych żon na tym przyjęciu. Większość towarzyszących mężczyznom kobiet to były kochanki czy wręcz wynajęte panie… Na tym przyjęciu zyskałam pewność.

Roman kręcił się wśród gangsterów

A może i sam był gangsterem? Nie mogłam przejść nad tym do porządku dziennego. Zastanawiałam się, co on tak naprawdę robi. Kim jest w tej całej hierarchii? Inteligentny, przystojny, z klasą. Z czarującym uśmiechem. Na co dzień miły i czuły. A jednak zdolny do lodowatych spojrzeń i uśmiechu, który nasuwał na myśl podstępną i okrutną barrakudę.

Ten uśmiech ujrzałam wtedy na twarzy Romana, kiedy mówił coś do drugiego mężczyzny, a jemu drżała ręka, w której trzymał szklankę z drinkiem. Stałam kilka metrów dalej, w gronie kobiet, i widząc wyraz twarzy męża, sama poczułam dreszcz strachu. Wtedy on spojrzał na mnie. Długo, posępnie. Odwróciłam wzrok. Później, już w pokoju hotelowym, kiedy chciał kochać się ze mną, a ja zesztywniałam, powiedział:

– Nie rób tego, Lenka. Jesteś miłością mojego życia. Dla ciebie zrobiłbym wszystko, ale nie skończę z tym. To jest moje życie. Rozumiesz? Ty masz mi je opromieniać miłością i czułością. Chcę mieć dziecko. Dużo dzieci. Ty je wychowasz, a ja stworzę im wspaniałą przyszłość. Po jasnej stronie świata. Tę ciemną zostaw mnie. Nigdy więcej nie będę cię tam zapraszać. Nie chciałem i teraz, ale nie miałem wyboru. I nie pytaj, o co chodzi. Obiecuję, że już więcej nie spotkasz tych ludzi.

To był pierwszy raz, kiedy kochałam się z nim, nie chcąc tego. I tak już pozostało. Namiętność odeszła i nigdy nie wróciła. Mimo starań, nie mogłam też zajść w ciążę, choć, jak twierdzili lekarze, fizycznie nie było przeciwskazań. Gdy zmarła babcia, zrozpaczona i samotna zbuntowałam się. Skądś pojawiła się odwaga, by powiedzieć mężowi, że odchodzę. Stałam przed nim, drżąc ze strachu, ale z uniesioną głową. On skinął, potem wyjął komórkę i zadzwonił do swojego ojca. Powiedział:

– Ona chce odejść. Powiedz jej, dlaczego to niemożliwe.

I podał mi telefon. A mój teść smutnym głosem wyjaśnił, że jeśli odejdę, oboje stracimy firmę.

Wszystko przejdzie na Romana

– A poza tym, dziecko drogie – powiedział cicho teść – on znajdzie cię wszędzie. Przecież wiesz.

Wiedziałam. Poczułam, jak oblepia mnie zimna pajęcza sieć, a siedzący obok pająk patrzy na mnie ciemnymi oczami męża. Ale była jeszcze jedna iskierka nadziei. Mój ojciec, który jest gdzieś tam, w świecie. On nigdy nie dawał się szantażom i naciskom. Pamiętałam, że Roman uginał się pod wolą mojego ojca…

„Tata mnie obroni”! – ta myśl pomagała mi przetrwać kolejne lata.

Może i była ułudą, wmawianiem sobie, że jest jakaś nadzieja. Ale dawała mi siłę, by przetrwać. A teraz to się skończyło. Siły mnie opuszczały. Policjanci kręcili się po resztkach chaty, oznaczając znalezione ślady, cykając zdjęcia. W pewnej chwili zrobił się jakiś ruch w miejscu wykopu. Po chwili podszedł do mnie młody policjant i poprosił, bym podeszła do miejsca zbrodni. Gdy stanęłam obok prokuratora, odezwał się:

Coś znaleźliśmy. Czy mogłaby pani stwierdzić, że jest to własność pani ojca?

Policyjny fotograf podłączył aparat do laptopa i na ekranie ujrzałam zdjęcie. Wśród kości leżała spinka do krawata. Złota, z rubinowym oczkiem. Pamiętałam ją. Sama ją kupiłam na prezent urodzinowy kilka miesięcy przed zniknięciem taty.

– Nie należała do taty – powiedziałam cicho, czując, jak serce przyspiesza rytm. – Tylko do mojego męża. Nosił ją zawsze, od kiedy dostał ją ode mnie. Dawno temu powiedział, że zgubił.

Prokurator popatrzył na mnie z dużym zdziwieniem.

– Zezna to pani w sądzie?

Patrzyłam na zdjęcie spinki i poczułam, jak na moją twarz wychodzi uśmiech.

– Oczywiście.

– Ale zdaje sobie pani sprawę, że to oznacza, że mąż będzie podejrzany o zabójstwo pani ojca? Jaki miałby motyw?

I wtedy przypomniałam sobie coś, co powiedział pewnego dnia tata, kiedy oznajmiłam, że chyba jestem w Romanie zakochana: „Jesteś pewna, kruszynko? Choć to syn mojego przyjaciela, to myślę, że zasługujesz na kogoś lepszego. Zresztą, muszę się mu bliżej przyjrzeć. Doszły do mnie niepokojące informacje”. Szybko zapomniałam o słowach taty, bo Roman był miły, szarmancki i bardzo mnie podniecał.

A 2 miesiące później tata zaginął

– Mój tata jakoś się dowiedział, kim naprawdę jest Roman – powiedziałam cicho. – I zapewne kazał mu zostawić mnie w spokoju. A na to ten bandzior nie mógł się zgodzić. Bo przecież jestem miłością jego życia – zadrwiłam.

Tak więc w końcu moja nadzieja ziściła się – tata mnie uratował. Szkoda tylko, że nie mogę mu za to podziękować. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA