„Jeśli myślałem, że zerwę z laską przez sms-a i będę miał spokój, to byłem w błędzie. Ona nie zamierzała pozwolić mi odejść”

chlopak, który zerwał z dziewczyną fot. Adobe Stock, carballo
„Kiedy się u niej zjawiłem, otworzyła mi ubrana w dżinsy i sweter. I bez makijażu, co było do niej niepodobne. Uf, a więc nie będzie mnie chciała uwieść… Co bardziej zaskakujące, nie sprawiała wrażenia nieszczęśliwej. Była uśmiechnięta i na luzie”.
/ 30.12.2022 08:30
chlopak, który zerwał z dziewczyną fot. Adobe Stock, carballo

Zerwałem z Lizką w nieelegancki sposób. Do tego zachowałem się jak tchórz. Zamiast pogadać, wysłałem jej SMS-a. Napisałem, że między nami od dawna się psuje i lepiej się rozstać, niż się ze sobą męczyć. Dlaczego nie powiedziałem jej tego prosto w oczy? Bo Eliza to histeryczka? Tak, chyba o to chodziło. Nie chciałem słuchać jej krzyków, szlochów, patrzeć na łzy.

Chwilę po tym, jak wysłałem eska, mój telefon zaczął dzwonić. Wyciszyłem dźwięk. Tego dnia Eliza dzwoniła do mnie dwadzieścia osiem razy. Pomyślałem, że chyba będę musiał zmienić numer, ale wtedy mnie zaskoczyła i przez następne pięć dni w ogóle nie dzwoniła. Szóstego przysłała mi wiadomość:

„Cześć. Piszę SMS-a, bo jak zadzwonię, to pewnie nie odbierzesz. Jest u ciebie trochę moich rzeczy. Mam wyrzucić czy chcesz je zabrać? I co robimy z wyjazdem do Pragi? Da się wycofać rezerwację? Odezwij się, nie bądź dupkiem”.

Wahałem się, ale zadzwoniłem.

– Halo?

– To ja. Kiedy mam wpaść?

– Sobota. O ósmej. Pasuje?

– Będę – obiecałem. Chciałem coś dodać, że mi przykro i ją przepraszam, ale nie dała mi szansy. Rozłączyła się.

Łakomstwo wygrało ze zdrowym rozsądkiem

Nie miałem ochoty na to spotkanie, bo nie wiedziałem, czego się spodziewać. Zrobi się na bóstwo i będzie słodka i lepka jak miód? Czy będzie próbowała zmienić moją decyzję, wyglądając jak uosobienie rozpaczy? Sam nie wiedziałem, która opcja gorsza.

A ona znów totalnie mnie zaskoczyła. Kiedy się u niej zjawiłem, otworzyła mi ubrana w dżinsy i sweter. I bez makijażu, co było do niej niepodobne. Uf, a więc nie będzie mnie chciała uwieść… Co bardziej zaskakujące, nie sprawiała wrażenia nieszczęśliwej. Była uśmiechnięta i na luzie.

– Cześć, wejdź.

– Cześć. Bardzo cię przepraszam, że tak niefajnie wyszło… Powinienem był to inaczej załatwić, sorry – zacząłem się tłumaczyć, ściągając buty.

– Daj spokój – Lizka lekceważąco machnęła ręką. – Nie ma fajnych rozstań. Zresztą wiem, czemu zerwałeś SMS-em. Bałeś się, że zrobię aferę?

Kiwnąłem głową.

Niepotrzebnie. Wejdź, nie stój w progu jak akwizytor.

Wszedłem. Eliza wręczyła mi reklamówkę z moimi rzeczami.

– Zrobiłam zupę. Zjedzmy, napijmy się wina i pogadajmy. Jak ludzie.

Już chciałem się wykręcić brakiem czasu, ale doleciał mnie szałowy zapach. Jedno musiałem Elizie przyznać: świetnie gotowała. Moje łakomstwo uciszyło głos rozsądku, który podszeptywał, że pożegnalna kolacja z byłą to nie jest dobry pomysł…

Usiedliśmy przy stole, wznieśliśmy toast czerwonym winem.

– Za rozstanie w odpowiedni sposób – powiedziała Eliza.

Mówiła o naszych wspólnych planach, które trzeba odwołać, ale niezbyt uważnie słuchałem, bo delektowałem się niebiańskim smakiem zupy. Zjadłem jeden talerz, wziąłem dokładkę.

– Cieszę się, że ci smakuje.

– Jest przepyszna!

– Muszę być naprawdę zdolną kucharką, skoro udało mi się tak dobrze przyrządzić sromotniki.

W pierwszej chwili się przestraszyłem, ale potem uznałem, że to głupi żart. Lizka chce mi napędzić strachu za karę. Zaśmiałem się nerwowo:

– Bardzo śmieszne.

Uśmiechnęła się zimno.

Zaraz przestanie ci być wesoło.

Spadła maska wyluzowanej dziewczyny, która świetnie radzi sobie z porzuceniem. Przede mną siedziała żądna zemsty harpia. Zakrztusiłem się i nie mogłem złapać tchu.

Poczułem skurcz w żołądku i straciłem przytomność

Eliza poklepała mnie po plecach i troskliwym tonem doradziła.

– Nie panikuj, Marcinku, tak bardzo. Śmierć przez zatrucie grzybami jest dużo fajniejsza niż przez uduszenie się. Nie psuj mi zabawy, proszę.

Udało mi się złapać oddech.

– W tej zupie nie było grzybów!

– A to co? – podsunęła mi pod nos łyżkę, w której pływał kawałeczek kapelusza. Pytanie brzmiało: jaki to grzyb? Chciałem wierzyć, że jadalny.

– Ale ty też jadłaś tę cholerną zupę!

– Jesteś pewien? Spójrz na mój talerz, pełen po brzegi. Ja tylko piłam wino i pogryzałam chleb. Zauważyłbyś, gdybyś raczył na mnie patrzeć, kiedy do ciebie mówiłam. Ale ty byłeś za bardzo zajęty opychaniem się.

W jej głosie dźwięczała pogarda. I chyba na nią zasłużyłem. Nie popisałem się wrażliwością ani taktem, przychodząc do Elizy i poświęcając więcej uwagi jedzeniu niż jej.

– Nie… nie posunęłabyś się do tego. Nie jesteś aż tak walnięta! – wściekłem się. Ale tak naprawdę byłem bardziej przestraszony niż wkurzony, bo zaczynałem wierzyć, że to zrobiła.

– Należy ci się. Potraktowałeś mnie jak rzecz. Użyłeś, a jak ci się znudziłam, to wyrzuciłeś. Jak śmiecia.

Chciałem zaprzeczyć i ugryzłem się w język. Lepiej nie denerwować wariatów. Poza tym miała trochę racji.

– Wiesz, jakie są objawy zatrucia sromotnikami? Ból brzucha. Nie taki zwyczajny. To ból, jakiego nie jesteś w stanie sobie wyobrazić. Niebawem go doświadczysz. Będziesz się skręcał, będziesz pełzał po podłodze jak robak. Potem zaczną się wymioty i biegunka. A wiesz, co jest najlepsze? Nawet jeśli zdążysz dojechać do szpitala na płukanie żołądka, to już jest za późno. Twoja wątroba będzie nieodwracalnie uszkodzona.

Gdy to mówiła, złapał mnie ostry skurcz żołądka. Zgiąłem się wpół, z moich ust wydarł się jęk.

– Zadowolona? – wyszeptałem.

W odpowiedzi Eliza wybuchnęła śmiechem.

– Ty głupi tchórzu! Objawy zatrucia muchomorem występują po ośmiu, dziesięciu godzinach od zjedzenia grzyba. Jesteś żałosny.

– To znaczy, że nic mi nie dodałaś do zupy? – upewniłem się i poczułem niewysłowioną ulgę.

– Nie. To znaczy, że nie dodałam sromotników – zaprzeczyła.

Lęk wrócił.

– A… co?

Zakręciło mi się w głowie. To ze strachu, to tylko moja wyobraźnia, ona znowu mnie wkręca, wmawiałam sobie, zanim… straciłem przytomność.

Wiem, że to wszystko moja wina

Kiedy się ocknąłem, Elizy nie było w pokoju. Czułem się jak na kacu gigancie. Miałem wyschnięte gardło, łupało mnie w skroniach. Co gorsza, byłem przywiązany do krzesła! Przemknęło mi przez głowę, że właśnie spełniło się moje marzenie z dzieciństwa, kiedy to chciałem zostać bohaterem filmu grozy. Jednak w moich chłopięcych wyobrażeniach zawsze udawało mi się pokonać wampiry, zombie i inne potwory, a w realnym życiu dałem się zwyciężyć bez walki. I to komu? Walniętej pannie, która sięgała mi do ramienia i ważyła dwa razy mniej niż ja! Sam nie wiedziałem, czy jestem bardziej wściekły, upokorzony, czy przerażony. Co ona zamierza zrobić?

Niepewność i snute domysły, coraz potworniejsze, sprawiały, że sam byłem na granicy szaleństwa. Nie mogąc dłużej wytrzymać, zacząłem się drzeć:

– Lizaaaa! Gdzie jesteś? Chodź tu i mnie rozwiąż! Słyszysz? Lizkaaaa!

– Nie waż się mi rozkazywać – wycedziła Eliza, stając w drzwiach. W ręku trzymała nóż kuchenny. Taki zwykły do krojenia chleba. Wiedziałem, że jest wygodny i piekielnie ostry.

Nie rób nic głupiego! – krzyknąłem błagalnie. – Jeżeli mnie teraz wypuścisz, nikomu o niczym nie powiem, przysięgam!

Nie słuchała. Zbliżała się, na jej wargach błąkał się szalony uśmiech.

– Zamkną cię! Nie marnuj sobie życia przez kogoś takiego jak ja! – chwyciłem się tego argumentu rozpaczliwie, jak tonący brzytwy.

Zatrzymała się przede mną, uniosła nóż wysoko, biorąc zamach… Zacisnąłem powieki, czekając na nieuchronne dźgnięcie. Usłyszałem świst metalu przecinającego powietrze

i… Nic! Nic nie poczułem! Otworzyłem oczy. Przede mną stała Eliza, a po jej policzkach spływały łzy. Ręce jej drżały, oddychała ciężko, nerwowo. Całkiem się rozsypała.

– Patrz! Patrz… – szlochała – To… to… wszystko przez ciebie! Patrz, do… do czego mnie doprowadziłeś!

Opadł ze mnie cały strach. Zastąpiły go współczucie i skrucha. Zacząłem przepraszać i naprawdę szczerze pocieszać Elizę. Na szczęście udało mi się ją namówić, żeby odłożyła nóż. Musiałem ją okłamać, że znowu będziemy razem, ale w tamtej chwili kłamstwo było usprawiedliwione. Zrobiłem to, żeby jakość wyjść z tej porąbanej sytuacji.

Wszystko dobrze się skończyło. A raczej chciałem powiedzieć, że nie skończyło się tragicznie. Zostałem uwolniony, Eliza długo jeszcze płakała, a ja ją pocieszałem. 

Wiem, że to wszystko przeze mnie, ale i tak czuję się winny. Nie widziałem, że jest tak słaba psychicznie, nie chciałem widzieć, po prostu uciekłem od problemu, gdy jej zachowanie przeszkadzało mi za bardzo. A przecież ją kochałem. Chyba. A jeśli nie? Jeśli nie umiem kochać nikogo poza sobą? Czy powinienem zacząć się bać?

Czytaj także:
„Jak naiwna trzpiotka za gwiazdkę z nieba, dałam się owinąć wokół palca. Nie pozostałam dłużna, zemsta była słodka”
„Mąż porzucił mnie jak stare kapcie i odszedł do kochanki, a teraz się kaja. Już ja mu pokażę, gdzie mnie może pocałować”
„Ukochany porzucił mnie, choć błagałam na kolanach, by został. Płaszczyłam się przed nim nawet na... cmentarzu"

Redakcja poleca

REKLAMA