„Jak naiwna trzpiotka za gwiazdkę z nieba, dałam się owinąć wokół palca. Nie pozostałam dłużna, zemsta była słodka”

Oszukana kobieta fot. Adobe Stock, pucko_ns
„Zakochanie się w Kajtku przypominało mi zamawianie kolejnych drinków, kiedy człowiek wie, że jest już kompletnie wstawiony i powinien iść do domu, ale nie idzie. Bo to wciąga, jest przyjemne, oszałamiające, kolorowe, choć wiesz, że nazajutrz obudzisz się z gigantycznym kacem”.
/ 15.09.2022 17:15
Oszukana kobieta fot. Adobe Stock, pucko_ns

Upalny letni dzień. Włożyłam króciutki top odsłaniający pępek w płaskim brzuchu, do tego zwiewne alladynki podkreślające krągłe biodra i już mogłam rozkoszować się aurą i wrażeniem, jakie robiłam.

Szłam przez miasto i łowiłam zachwycone męskie spojrzenia, ciesząc się młodością i urodą. Przystanęłam, żeby przejrzeć się w sklepowej witrynie i pozachwycać się sobą. A czemu nie? Kobiety wciąż widzą w sobie wady i nie doceniają zalet. Ja nie zamierzałam. Czułam się jak „tap model” i już. Aż mi się wyrwało na głos:

– Czuję się taka sexy!

– No bo jesteś sexy! – usłyszałam za sobą rozbawiony głos.

Błyskawicznie się obróciłam. Trochę zawstydzona, trochę zaciekawiona. Za mną stał chłopak z czerwonym irokezem. Cudacznie ubrany i obwieszony kolczykami jak choinka. Miał miły uśmiech, a w oczach ochotę na podryw.

Do dzieła, chłopie!

Poczułam z nim taką chemię, że dałam się porwać na wino w plenerze, które nie wiadomo jak i kiedy zmieniło się w wódkę pitą u mnie. Na deser był... seks. Trafił mnie piorun sycylijski i przepadłam z kretesem.

Po wszystkim odprowadziłam go na pociąg. Nie mieszkał w moim mieście, był u nas tylko przejazdem. Na peronie odstawiliśmy na pożegnanie długaśny pocałunek w stylu hollywoodzkim i szczerze mówiąc, myślałam, że na tym ta piorunująca przygoda się skończy. Nic z tego.

Kajtek nie rozwiał się jak dym z papierosa. Pisał esemesy, dzwonił, a po tygodniu przyjechał znowu i to z prezentem – prześlicznym niebieskim kolczykiem, który miał uczynić mój brzuch jeszcze bardziej sexy.

Kiedy zobaczyłam igłę, którą zamierzał mnie przekłuć, zażądałam piwa. Wypiliśmy po cztery. Chyba mi odbiło, że dałam mu się do siebie zbliżyć z ostrym narzędziem po takiej dawce! No ale faceci mają z reguły mocne głowy, a pępek znajduje się stosunkowo daleko od jakiejś ważnej tętnicy, więc nie ryzykowałam życiem.

No chyba że wda się zakażenie. Ale ta przykra ewentualność przyszła mi do głowy dopiero później. Położyłam się na podłodze, podciągnęłam bluzkę i mocno zacisnęłam zęby. Kiedy tylko poczułam na skórze zimny dotyk metalu, na wszelki wypadek zapiszczałam.

– Weź się uspokój, bo będę musiał włączyć muzę na full, żeby cię zagłuszyć – usłyszałam w odpowiedzi.

Nie miało mnie boleć! Nie aż tak!

Cała operacja trwała z dziesięć minut, a ja w tym czasie kwiczałam jak zarzynane prosię.
W tle leciał kawałek Lady Pank „Jak igła”. Na żaden inny nie chciałam się zgodzić. Tekst wyjątkowo pasował do tego, co działo się w moim pokoju.

„Jak igła, jesteś we mnie na wylot tak jak igła. Jak noc, która nigdy nie wystygła. Jesteś we mnie na wylot tak jak igła, trafiasz prosto w cel” .

Po zakończeniu krwawego rytuału Kajtek został oficjalnie moim chłopakiem. Regularnie mnie odwiedzał, zapewniał, że jestem jego wymarzonym szczęściem i kobietą życia. Spędzaliśmy ze sobą radosne, beztroskie, wypełnione pocałunkami i wygłupami chwile. Nie rozmawialiśmy o poważnych sprawach, nie zwierzaliśmy się sobie – woleliśmy wspólnie się śmiać.

Pewnego razu zagraliśmy w rozbieranego pokera. Ale umówiliśmy się, że wychodząc na papierosa na podwórko, nie możemy zakładać „przegranych” ciuchów. Nago też nie zamierzaliśmy biegać, więc kiedy dopadł nas głód nikotyny, ja włożyłam na siebie jego portki, a on moją szafirową spódnicę w kwiatki. Szał, nogi miał dużo lepsze ode mnie!

Przyjeżdżał tylko na weekendy. Pasował mi taki układ. W dni powszednie byłam grzeczną, poukładaną studentką, a w weekendy zamieniałam się w Lady Imprę. Zupełnie jak w tej piosence: „A mnie nie chce się iść do domu, a mnie nie chce się wcześnie spać, ja haruję pięć dni w tygodniu, mam ochotę czadu dać!”. Też Lady Pank. To mój ulubiony zespół, ich piosenki są ścieżką dźwiękową mojego życia. A Kajtek był moim ulubionym chłopakiem.

Nasza znajomość opierała się na szalonym i radosnym zauroczeniu. Właściwie nie mieliśmy ze sobą o czym rozmawiać, nadawaliśmy na zupełnie innych falach, ale wcale nam to nie przeszkadzało.

Bawiliśmy się, nie myśląc o jutrze

Moje koleżanki przestrzegały, że Kajtek to typ podrywacza w stylu „łatwo przyszło, łatwo poszło”, ale ja tylko wzruszałam ramionami. Nie byłam totalną idiotką. Kajtuś szastał słowem „kocham” tak łatwo i często, że nie mogło dla niego za wiele znaczyć. Doskonale zdawałam sobie z tego sprawę.

Cały czas powtarzałam: to nie jest chłopak na stałe, to tylko przygoda, nie angażuj się, bo będziesz płakać. Kiedy już przyszło obudzić się z kolorowego i upojnego snu, nie potrafiłam się z tym pogodzić. Nie miało boleć! Nie aż tak!

Zakochanie się w Kajtku przypominało mi zamawianie kolejnych drinków, kiedy człowiek wie, że jest już kompletnie wstawiony i powinien iść do domu, ale nie idzie. Bo to wciąga, jest przyjemne, oszałamiające, kolorowe, choć wiesz, że nazajutrz obudzisz się z gigantycznym kacem.

Niestety, nigdy nie potrafiłam zrezygnować ze szczęścia, nawet z jego okruchów. Jak wyglądało zerwanie? Zostawił mnie dla innej i nawet nie pofatygował się, żeby mnie o tym poinformować. Po prostu pewnego dnia przestał się do mnie odzywać. A potem zobaczyłam ich zdjęcia na fejsie.

Przepłakałam kilka tygodni. Potem smutek minął. Ale uraza została. Pół roku później Kajtek przysłał mi esemesa: „Hej, jutro będę w Krakowie, umówimy na piwo?”. Imponująca bezczelność. Wstyd na poziomie ujemnym. Jak można zerwać z dziewczyną bez słowa, a potem jak gdyby nigdy nic zaproponować jej spotkanie? Ten typek zdecydowanie przeceniał swój urok albo nie doceniał mojej wściekłości. Mojej głęboko urażonej kobiecej dumy, o której posiadanie nawet się nie podejrzewałam.

Kajtuś mógł to rozegrać inaczej, nie jak skończony tchórz i ostatni baran. Pewnie bał się scen, łez, błagań, pewnie już to przerabiał, ale taka jest cena i on powinien ją zapłacić. Dokładnie takie są reguły. Chciał odejść? Niech dałby mi szansę na łzy, krzyki, prośby, na trzaśnięcie go w gębę, na pytania „dlaczego mi to robisz” itd. Ale nie dał, on po prostu wolał rozpłynąć się w powietrzu. A teraz znów się pojawił. Drań. Bezczelny, bezwstydny palant!

Sługa zrobił swoje, sługa może odejść

Los podarował mi możliwość odegrania się i nie zamierzałam jej zmarnować. Postanowiłam spotkać się z Kajtkiem i zmrozić go swoją obojętnością oraz pogardą. Było to mocno ryzykowne pociągnięcie, bo coś mi tam jeszcze pikało w sercu na myśl o nim, ale bez ryzyka nie ma zabawy i tego się trzymajmy.

Stałam pod naszą ulubioną knajpką, nerwowo przestępując z nogi na nogę. Z daleka ujrzałam znajomą sylwetkę. Spóźnił się tylko dziesięć minut, jak na niego całkiem nieźle. Podszedł, pocałował mnie w policzek. Weszliśmy do środka, zajęliśmy to samo co zwykle zaciszne miejsce w rogu sali. Zapach papierosowego dymu, ledwie słyszalny szum muzyki, piwo na stole. A naprzeciwko te same co kiedyś niebieskie oczy. Te same i nie te same.

Patrzyłam na miłą, ładną buźkę i nie widziałam nic poza urodą. Zrozumiałam, że jestem wolna. No prawie. A nuż coś się obudzi, gdy mnie dotknie? Musiałam się upewnić, a przy okazji wymierzyć karę.

Dałam się przeprosić, dałam się uwieść, udawałam, że wierzę w jego chęć powrotu do mnie. Wylądowaliśmy w łóżku. Na szczęście seks był taki sobie. Nie twierdzę, że musiałam się zmuszać czy hamować obrzydzenie. Nie upieram się, że namiętność bez miłości jest niemożliwa, ale szału nie ma, gdy gardzisz kimś, kto cię pieści, nawet jeśli technicznie robi to bez zarzutu.

Przynajmniej tak zadziałało w moim przypadku. Czemu sobie nie odpuściłam? Bo to było jak odtrutka. Jak gorzki lek po ciężkiej chorobie. Ostatni, subiektywnie kiepski raz zatrze w mojej pamięci wszystkie wcześniejsze boskie razy. Kajtek przytulił się do mnie z zamiarem zapadnięcia w błogi sen. A figę!

– Na ciebie już czas, słońce.

– Oj, nie żartuj… – wymruczał.

– Nie żartuję, sługa zrobił swoje, sługa może odejść.

– Kochanie, nie rozumiem – próbował ugłaskać mnie miną bezradnego chłopca, ale to już nie działało.

– Czego nie rozumiesz? Żegnam.

–  Jest środek nocy. Gdzie mam iść?

– A to już nie mój problem. Pozwiedzaj miasto – poradziłam. – Nocą wygląda jeszcze piękniej.

Zemstę wymyśliły zranione kobiety

Ponieważ wcale nie kwapił się z opuszczeniem mojego łóżka i mieszkania, musiałam zadziałać ostro. Zebrałam wszystkie jego ciuchy i zwyczajnie wyrzuciłam je przez okno. Łącznie z bokserkami.

– A teraz bądź tak miły i dołącz do swoich ubrań. Inaczej rozedrę się na całe gardło i zlecą się sąsiedzi.

W głosie miałam więcej zimna niż jest go w ciekłym azocie, więc w końcu zrozumiał. Z ogromną satysfakcją patrzyłam przez okno, jak gania goły po podwórku, zbierając swoje rzeczy. Cyknęłam mu fotkę na pamiątkę. Ale najlepsze było potem. Ktoś wyleciał z kamienicy w pidżamie i krzyczał, że zaraz wezwie policję. Kajtek spanikował i uciekał w popłochu, nagi, trzymając ubrania w garści. Rano znalazłam na trawniku jego but,  czyli wracał do domu w samej skarpetce. Dobrze mu tak!

I tak się skończyła moja głupia miłość, moje porażenie piorunem sycylijskim. Może nieelegancko, ale sprawiedliwość w końcu zatryumfowała, a ja przeżyłam swoje pięć minut chwały. Facetom się wydaje, że gdy nas rzucą, potrafimy tylko płakać i rozpaczać, ale się mylą. Zemstę wymyśliły zranione w swojej dumie kobiety.

Czytaj także:
„Moja rodzina adopcyjna zwróciła mnie jak niechcianego psa, bo miałam zły wpływ na ich biologiczne dziecko. Jak oni mogli?!”
„Mąż odszedł do kochanki, a potem szarpał się ze mną o kasę. Był gotów okraść własne dzieci, byle wyszło na jego”
„Siostrę rodzice wychwalają pod niebiosa, a mnie ciągle krytykują. Widać chcą mieć niegrzeczną córkę, więc będą ją mieli”

Redakcja poleca

REKLAMA