„Nie wiedziała, że jej ukochany to tak naprawdę jej przyrodni brat. Ojciec od lat zdradzał jej mamę i miał drugą rodzinę”

Jej chłopak okazał się być jej przyrodnim bratem fot. Adobe Stock, jandruk
„– I potwierdziłem. Pani ojciec rzeczywiście przebywa nie na delegacji w Krakowie, tylko w innej dzielnicy naszego pięknego miasta. Wszystko świadczy o tym, że ma tam drugą rodzinę. Wprawdzie nie miałem okazji widzieć jego partnerki, ale syna już tak”.
/ 23.03.2022 06:20
Jej chłopak okazał się być jej przyrodnim bratem fot. Adobe Stock, jandruk

Zrobiłem wreszcie to zdjęcie i odetchnąłem. W zasadzie sprawa była zakończona, i to w ciągu dwóch dni. Jedyne, co stanowiło w niej jakiekolwiek wyzwanie, to właśnie pstryknięcie fotki. Odprowadziłem wzrokiem dwie sylwetki, a kiedy zniknęły za rogiem, uruchomiłem silnik. Mogłem poprosić na rozmowę klientkę.

– Czegoś tu nie rozumiem – powiedziałem szczerze, kiedy młoda kobieta usiadła przede mną. – Podała mi pani wszystko na tacy. Adres, personalia, wszelkie okoliczności. Przecież wiedziała pani o wszystkim.

– Po prostu chciałam, żeby pan to potwierdził – odparła.

Właściwie określanie jej mianem młodej kobiety stanowiło pewne nadużycie. To była jeszcze dziewczyna. Uczciwie na wstępie uprzedziła, że nie ma za wiele pieniędzy, ale też sprawa nie była skomplikowana.

– I potwierdziłem. Pani ojciec rzeczywiście przebywa nie na delegacji w Krakowie, tylko w innej dzielnicy naszego pięknego miasta. Wszystko świadczy o tym, że ma tam drugą rodzinę. Wprawdzie nie miałem okazji widzieć jego partnerki, ale syna już tak. Zakładając…

– Właśnie – wpadła mi w słowo. – Syna. Bo to jest jego syn, prawda?

– Miałem właśnie powiedzieć: „zakładając, że to jest istotnie jego syn”.

Pokiwała głową.

Coś mi tu nie pasowało

Informacje, które dla niej zdobyłem, tak naprawdę nie wymagały potwierdzenia, a gdyby sama posiedziała w samochodzie przed blokiem, mogłaby bez trudu cyknąć fotkę.

– A właśnie! Zdjęcie! – wyjąłem z drukarki odbitkę i podałem klientce.

Spojrzała na nie, a z oczu popłynęły jej łzy.

– Pani Ewelino – odezwałem się po chwili, podsuwając jej pudełko z chusteczkami. – Proszę powiedzieć, o co tak naprawdę chodzi?

Spojrzała na mnie mokrymi oczami, pociągnęła nosem.

– Bardzo bym chciała się dowiedzieć, czy to jest naprawdę syn mojego ojca – oświadczyła. – Problem jest tylko taki, że nie wiem, czy mnie stać na dalsze pana usługi.

– A nie może pani po prostu go zapytać? – zdziwiłem się. – Myślałem, że po potwierdzeniu informacji o podwójnym życiu zechce pani porozmawiać z ojcem.

– Jeszcze nie. Bo co? Usłyszę od niego jakieś kłamstwa! – przestała płakać. – Przecież od lat oszukuje mnie i mamę. A ja chcę wiedzieć, od kiedy tak żyje. Bo jeśli ten chłopak… ten mężczyzna jest jego synem, to znaczy, że od zawsze, prawda?

– To jest poważny argument – zgodziłem się. – Chociaż tak naprawdę, czy nie wszystko jedno? Sama pani mówiła, że odkąd pani pamięta ojciec wyjeżdżał często na delegacje, że zostawał bardzo długo w pracy. A to znaczy, że sprawa ciągnie się od lat. Naprawdę to dla pani taka różnica?

– Naprawdę. Jeśli to jest syn mojego ojca, chcę wiedzieć. Czy to aż takie dziwne?

– Dziwne nie – westchnąłem.

– No to co, może pan to zrobić? – powtórzyła pytanie.

– Najpewniejsze są badania genetyczne, trzeba tylko pozyskać odpowiedni, wartościowy materiał dla laboratorium. O ile nie przedstawia to większych trudności, jeśli chodzi o pani ojca, o tyle wymaga wysiłku w przypadku młodzieńca.

Dziewczyna zamyśliła się.

– To pewnie będzie kosztowało… – powiedziała. – Ale dobrze, w razie czego, przyjmuje pan honoraria w ratach?

– Dogadamy się – odparłem. – Zresztą, to nie będą jakieś koszmarnie wielkie pieniądze. Mam zaprzyjaźnione laboratorium, w którym można liczyć na jakąś zniżkę. Powinno się to zamknąć w kwocie kilkuset złotych, plus moje honorarium. Dostarczy mi pani szczoteczkę do zębów taty? To nie powinno wzbudzić podejrzeń, zawsze może pani powiedzieć, że dostał nową, bo tamta upadła na pobrudzoną podłogę, wylądowała w ubikacji albo coś w tym stylu… Możliwości jest sporo. Wprawdzie badanie wymazu ze śluzówki policzka jest tańsze, ale trudno, żeby skłoniła pani ojca do poddania się procedurze. A ja postaram się jakoś zdobyć materiał od tego młodego mężczyzny… Muszę tylko ustalić, gdzie dam radę się do niego zbliżyć. To może trochę czasu zająć, bo zanim poznam jego obyczaje…

– On często chodzi do takiego klubu w centrum, nazywa się „Niezapominajka”.

Zmarszczyłem brwi, spojrzałem na nią uważnie.

– A zatem śledziła go już pani?

Wzruszyła tylko ramionami.

Cóż, dla mnie to nawet lepiej

Dla niej też, bo nie musiała dodatkowo płacić za kolejne kilka dni mojej pracy. Są chwile, kiedy praca detektywa przypomina zgoła inne zajęcie. Na przykład śmieciarza, czy jak się obecnie elegancko nazywa ten fach – asenizatora. Przeleciało mi to przez głowę, kiedy grzebałem w śmietniczce stojącej przy barze lokalu.

„Niezpominajka” okazała się całkiem miłą knajpką, w której przebywali głównie młodzi ludzie. Takich dinozaurów jak ja, w ogóle chyba tutaj nie było. Barman spojrzał na mnie zdziwiony, ale nic nie powiedział. Obiekt przebywał właśnie w tym miejscu, sączył piwo, oparty o kontuar. Rzeczywiście musiał być stałym gościem, bo obsługa najwyraźniej go znała, przerzucał się żartobliwymi uwagami z kelnerkami i chłopakiem za barem, chociaż wyglądał na zamyślonego. Zamówiłem drinka, usiadłem o dwa stołki od obserwowanego i czekałem na okazję.

Kupienie od barmana kufla po piwie odpadało, skoro był znajomym młodego mężczyzny. Poza tym, materiał pozostawiony na szkle, zmieszany z alkoholem to żadna rewelacja. Tylko na filmach kryminalnych można sobie go badać we wspaniałych laboratoriach. Musiałem czekać. Gdyby tak wytarł usta serwetką, tylko dość mocno… Nic z tego.

Ale wreszcie doczekałem się

Wyjął z kieszeni jednorazową chusteczkę, wydmuchał nos, a potem zgniótł ją i zręcznym ruchem wrzucił do kosza na śmieci. Odczekałem parę minut, a potem sam podszedłem do śmietniczki, sięgnąłem do kieszeni i wyrzuciłem papier. Niestety, taki ze mnie lebiega, że w ślad za nim wyleciał portfel. Zakląłem cicho i sięgnąłem w głąb. Czułem na sobie rozbawiony wzrok barmana i chłopaka. Wyjmując portfel, ukryłem chusteczkę między nim a dłonią.

Uśmiechnąłem się do obserwujących mnie młodziaków.

– Drewniane ręce – rzuciłem i mrugnąłem porozumiewawczo.

– Dobrze, że to nie nad kibelkiem – zaśmiał się barman.

– Też tak myślę. Ale i tak pójdę umyć ręce.

Musiałem schować chusteczkę do foliowej torebki, a poza tym naprawdę powinienem wyszorować dłonie. Dziesięć dni później patrzyłem, jak Ewelina czyta wyniki badań. Widziałem, że niewiele rozumie z tabelek i wykresów, więc powiedziałem:

– Krótko mówiąc, analiza materiału genetycznego wykazała bliskie pokrewieństwo między badanymi.

– Jak bliskie? – spytała drżącym głosem.

Widziałem, że ma jeszcze nadzieję, iż to dalsze więzy krwi. Zastanowiłem się dlaczego? Przecież to by było bez sensu, gdyby chłopak okazał się jej kuzynem. O co w tym wszystkim chodziło?

– Ten młodzieniec jest synem pani ojca…

Jej reakcja zaskoczyła mnie

Spodziewałem się łez, złości... Może rezygnacji… Tymczasem dziewczyna po prostu zamknęła oczy, a potem osunęła się z krzesła na podłogę. Rzuciłem się ją cucić, modląc się w duchu, aby to było omdlenie, a nie jakiś atak serca. Na szczęście oddychała, serce jej biło, a po kilkunastu sekundach otworzyła oczy.

– Powie mi pani, o co chodzi? – spytałem. – Ale całą prawdę? Bo chyba jeszcze czegoś nie wiem, a na pewno nie rozumiem…

– Zaraz – wymamrotała.

Pomogłem jej podnieść się z podłogi, posadziłem z powrotem, ale nie wróciłem za biurko, tylko wziąłem zapasowe krzesło i usiadłem tak, żeby w razie czego móc ją chwycić, zanim znów fiknie kozła.

– Słucham, pani Ewelino. Tylko tym razem naprawdę wszystko i szczerze, dobrze?

Skinęła głową. Czekałem na wyjaśnienia, ale ona zamiast mówić, wyjęła z torebki telefon. Drżącymi palcami zaczęła stukać po wyświetlaczu, a ja czekałem cierpliwie. Coś wisiało w powietrzu, w dodatku coś takiego, że nie wiedziałem, czy powinienem wykazywać zbyt daleko idącą ciekawość. Jednak stało się, nie mogłem teraz się wycofać, trzeba rzecz doprowadzić do końca.

Kiedy wreszcie Ewelina pokazała mi zdjęcie w telefonie, zdębiałem i na chwilę straciłem zdolność mówienia. To było zdjęcie. Konkretnie dwuosobowe selfie zakochanych. A drugą osobą był… ten chłopak! Milczeliśmy oboje przez dłuższy czas, nim zdecydowałem się zapytać.

– Poznaliście się w tej „Niezapominajce”, prawda?

– Tak, to młodzieżowy lokal, ostatnio modny.

– Jesteście parą? – z trudem przeszło mi to przez gardło.

Dziewczyna przełknęła ślinę, skinęła głową.

– Jesteśmy – wymamrotała. – Ale nie spotykam się z Maćkiem od chwili, kiedy nabrałam podejrzeń… Pewnego dnia zobaczyłam, że ma w portfelu zdjęcie ojca… Mojego ojca. Zaczęłam obserwować tatę, upewniłam się, a potem przyszłam do pana. Maciek myśli, że jestem na praktykach w Lublinie. Rozmawiamy codziennie, nawet pan nie ma pojęcia, ile mnie to kosztuje.

To była prawda – nie miałem pojęcia. Przymknąłem oczy, żeby zebrać myśli. Nawet ja, stary wyjadacz, byłem zaskoczony takim zwrotem akcji.

– Jak rozumiem – powiedziałem ostrożnie – nie ograniczyliście się tylko do delikatnych pocałunków, pieszczot i wspólnych zdjęć?

Spuściła głowę. Nie musiała nic mówić. Koszmar. A dla niej koszmar doprawdy niewyobrażalny.

– Już pan rozumie, dlaczego tak bardzo chciałam się dowiedzieć, czy to mój brat? – szepnęła Ewelina.

– Pewnie, że rozumiem. Nieczęsto to mówię klientom, ale wolałbym chyba nie poznać prawdy… Co chce pani z tym zrobić? Bo nie wyobrażam sobie, że po prostu porzuci pani tego Maćka i zapomni o wszystkim.

– O nie! – podniosła głowę, w jej oczach widać było determinację. – To bydlę, które nazywałam ojcem, musi za to zapłacić! Ma go zaboleć! Pomoże mi pan?

Matka Eweliny siedziała z zaciśniętymi ustami

Wyglądała na wstrząśniętą, ale trzymała się nadzwyczaj dzielnie.

– Podejrzewałam, że może mieć jakieś kochanki – powiedziała. – Prawdę mówiąc, zdradził mnie już tydzień po ślubie i to z moją kuzynką. Powinnam odejść, a nie wierzyć w jego zapewnienia, że to tylko pojedynczy incydent, ale byłam młoda i głupia… I wstydziłam się, że ktoś mógłby się dowiedzieć.

– Ale o jego drugiej rodzinie nic pani nie wiedziała?

– Nic. Kłamać zawsze umiał. Tak jak panu mówiłam, podejrzewałam go o kochanki, tylko nie o takie podwójne życie. Ale tamta pewnie wiedziała, prawda?

Tak, to była prawda. Poszedłem porozmawiać z nieślubną partnerką tego faceta. Trafiłem na nieprzyjemną, paskudną w obejściu, choć fizycznie całkiem atrakcyjną… babę. Tak, babę, bo mianem kobiety wahałbym się określić tę wulgarną osobę.

„A co pan sobie myśli? Zrobił mi dzieciaka, to powinien na niego płacić, a o mnie dbać i chociaż czasem zachowywać się jak mąż!”.

Nie przeszkadzała jej taka sytuacja

W każdym razie nie na tyle, żeby chciała coś zmieniać. Ojciec jej syna dobrze zarabiał, o nic innego jej nie chodziło.

– Musicie teraz panie zdecydować… – zwróciłem się do matki Eweliny i córki.

Jednak nie skończyłem, bo w tym momencie przerwało mi szczęknięcie zamka w drzwiach wejściowych. Pojawił się pan domu. A może raczej „pan dwóch domów”? Ewidentnie przyszedł wcześniej niż zwykle, pewnie zadzwoniła do niego ta druga partnerka.

– Co tu się dzieje? Kim pan jest? – udał zaskoczenie.

Nie otrzymał odpowiedzi, więc postanowił przejść do ataku.

– Proszę się wynosić! Natychmiast! Ty hieno!

– Zamknij się lepiej – warknęła jego żona. – Bydlę jesteś, więc milcz!

Wytrzeszczył na nią oczy, a ja podsunąłem mu pod nos zdjęcie, które zrobiłem przed kamienicą.

– No to co? – bronił się. – O czym to ma niby świadczyć?

Wtedy milcząca do tej pory córka rzuciła mu w twarz wyniki badań genetycznych.

– To przecież twój syn, świnio! – wysyczała.

– Jak śmiesz… – zaczął, ale zamilkł, kiedy pokazałem mu zdjęcie dwojga młodych.

Przez chwilę do niego docierało znaczenie tego, co widzi. A potem zbladł, chwycił się za głowę i usiadł na brzegu kanapy.

– Boże… Przecież oni nie mieli prawa się spotkać… – wymamrotał.

– A jednak się spotkali – powiedziałem. – To wprawdzie duże miasto, a jednak okazało się niewystarczająco wielkie… Albo to wyjątkowy pech, albo przeznaczenie.

– Czy oni…

Spojrzał na mnie, a potem przeniósł wzrok na córkę.

– Czy wy…

Klientka bez słowa skinęła głową

Wyglądała, jakby chwytały ją mdłości i miała za chwilę zwymiotować. Wcale bym się nie zdziwił. Matka Eweliny również pobladła, lecz znosiła całą tę sytuację wyjątkowo dzielnie. W sumie, dla niej to był znacznie większy szok niż dla męża, bo on dowiedział się „tylko” o kazirodczym związku własnych dzieci, a ją trafiło o wiele więcej informacji ciężkiego kalibru na raz. Może właśnie to stępiło jej reakcję?

– To wszystko twoja wina! – wrzasnął mężczyzna, celując we mnie palcem. – Gdyby nie ty… gdyby nie ty… – dyszał ciężko, nie wiedząc, co dalej powiedzieć.

Napotykam w pracy różne reakcje, ludzie bardzo często oskarżają mnie o to, że ich niegodziwości wychodzą na jaw. I często mają rację, bo to moje działanie ujawnia ich grzeszki. Lecz przecież nie tym razem. Otworzyłem już usta, żeby odpowiedzieć, ale ubiegła mnie Ewelina.

– Gdyby nie pan Marek?! – wrzasnęła. – Co ty sobie wyobrażasz?! Zniszczyłeś życie mnie i Maćkowi! Zachciało ci się dwóch rodzin, a teraz śmiesz zrzucać na kogoś winę, że wpadłeś?! Co z ciebie za człowiek?!

– Nie rozumiesz – powiedział mężczyzna cicho, nagle potulny jak baranek. – To nie tak… Dorotę poznałem, zanim jeszcze związałem się z twoją mamą… – spojrzał na żonę błagalnie, ale ta odwróciła wzrok.

Ciągnął więc dalej, z oczami wbitymi w dywan.

– Zaszła w ciążę, ale ja nie chciałem się z nią żenić. To nie była kobieta moich marzeń… Ustaliliśmy, że będę ją utrzymywał i łożył na dziecko. A Maciek myślał po prostu, że jesteśmy po rozwodzie i odwiedzam go zgodnie z orzeczeniem sądu… Dlatego czasem tam nocowałem, żeby tak to wyglądało.

– Ale ty jesteś obrzydliwy! – zawołała Ewelina. – Zamierzałeś nam kiedyś o tym powiedzieć?!

Jej matka milczała. Uznałem to za dość dziwne, ale nie wtrącałem się w to, jak załatwiane są w tym domu rodzinne nieporozumienia.

– Nie myślałem, że się kiedykolwiek spotkacie… – mężczyzna znów ukrył twarz w dłoniach. – A już na pewno, że się w sobie zakochacie… Co za nieszczęście! Co za pech!

– Brzydzę się tobą! – wysyczała Ewelina. – Ty nie masz nawet wyrzutów sumienia, że oszukiwałeś nas tyle lat! Tobie chodzi tylko o to, że się wydało i że ja z Maćkiem… – nie dokończyła, z oczu popłynęły jej łzy.

– To naprawdę straszne… – szepnął mężczyzna. – Przepraszam, córeczko. Gdybym mógł przewidzieć…

– Stało się! – powiedziała przez łzy dziewczyna. – Stało się, kochałam się z własnym bratem i muszę teraz z tym żyć! Wiesz, jak się czuję? Jaka zbrukana i brudna? Będę mu to musiała w dodatku powiedzieć… Mam ochotę się zabić, ty bydlaku!

– Córeczko…

– Już nie jesteś moim ojcem, rozumiesz?! Wynoś się! Zniszczyłeś mi życie, już nigdy nie spojrzę na żadnego faceta.

Słuchałem tego, co mówią sobie córka z ojcem, ale patrzyłem na starszą z kobiet. Miała doprawdy dziwną minę. Jeśli dobrze odczytywałem mimikę, a nigdy z tym nie miałem problemów, mieszało się na jej twarzy oburzenie, poczucie winy i coś jakby obawa. Kilka razy otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale rezygnowała.

– Spakuj manatki i wynoś się! Jak mam to teraz powiedzieć Maćkowi? Ja… ja go naprawdę pokochałam…

– A może pani chce coś dodać? – nie wytrzymałem w końcu.

Kobieta spojrzała na mnie, myślałem, że zaprzeczy, bo potrząsnęła głową, ale pomyliłem się.

– Uspokój się, Ewelinko – powiedziała spokojnie, choć głos jej lekko drżał. – Twój ojciec okazał się zwykłą świnią, to prawda. Nigdy nie powinnaś poznać jego syna, to też prawda. Ale co do jednego możesz być spokojna. Nie kochałaś się z własnym bratem. W ogóle nie jesteście rodzeństwem.

Mąż wytrzeszczył na nią oczy, córka zaniemówiła.

– Widzisz, dziecko, ten tutaj wcale nie jest twoim ojcem – wskazała na osłupiałego pana domu. – Kiedy tydzień po ślubie mnie zdradził, a niedługo później znów zrobił skok w bok, postanowiłam się zemścić. Spotkałam się kilka razy z pewnym mężczyzną. Nawet nie znam jego nazwiska, bo to była przelotna i przygodna znajomość. I to tamten jest twoim biologicznym ojcem.

Zapadła cisza. Blada jak kreda twarz Eweliny nabierała z powrotem barw.

– Jesteś tego pewna, mamo?

– Na sto procent. Ale zawsze możemy zrobić badania genetyczne, żebyś nie miała wątpliwości. Potwierdzą, że nie jesteś krewną tego bydlęcia.

Nie wiem, czy Ewelina i Maciek spotykali się jeszcze później.

Wolę nawet nie wiedzieć

Nie chciałbym się znaleźć na ich miejscu, nawet gdybym się dowiedział, że koniec końców nie doszło do kazirodczego związku. Ale jeśli naprawdę się mocno pokochali, to kto wie, co postanowili?

Rodzice zgotowali im piekło i obarczyli bagażem, którego nie życzyłbym najgorszemu wrogowi...

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA