„Jej mąż odziedziczył fortunę. Z rodziną nie podzielił się niczym, wszystko wydał na imprezy, panienki i modne auta”

Jej mąż wydał cały spadek na imprezy i kobiety fot. Adobe Stock, fizkes
„Odbiło mu, gdy otrzymał spadek. Zamiast pomyśleć o rodzinie, czy w coś zainwestować, zaczął imprezować i wyrzucać fortunę na prawo i lewo. Gdy Justyna dała mu ultimatum, zabrał swoje rzeczy i po prostu wyniósł się z domu, porzucając ją i synka”.
/ 13.05.2022 11:48
Jej mąż wydał cały spadek na imprezy i kobiety fot. Adobe Stock, fizkes

A jeśli mnie odtrąci? Obiecałem, że uszanuję jej decyzję, ale, szczerze mówiąc, nie wiem, czy potrafię...

Justyna od razu wpadła mi w oko. Tańczyła tak, że zapierało dech w piersiach, a krew szybciej krążyła w żyłach.

– Śliczna jest – powiedziałem do kumpla, z którym wybrałem się do klubu na piwo.

– Ta ruda? – upewnił się.

Skinąłem głową.

– Nie wyrwiesz – zaśmiał się. – Lepiej daj sobie spokój. To sąsiadka moich rodziców, laska po przejściach. Po rozwodzie, ma synka w przedszkolu, prowadzi swoją firmę. Niejeden do niej startował.

– I co? – spytałem zaciekawiony.

– No i nico. Każdego spuszcza na drzewo.

– I bardzo dobrze. Lubię kobiety z zasadami, poza tym ja to nie każdy – mruknąłem butnie.

Dokończyłem piwo, wstałem i swobodnym krokiem ruszyłem w kierunku rudowłosej piękności.

– Zatańczymy? – spytałem.

Akurat skończyła się muzyka.

Rudowłosa obrzuciła mnie obojętnym spojrzeniem

– Nie – odparła po prostu i wyminęła mnie, opuszczając parkiet.

Odprowadziłem ją wzrokiem. Patrzyłem, jak chwilę później żegna się z koleżankami i opuszcza klub. Twardy orzech. Podszedłem do baru, kupiłem dwa piwa i wróciłem do kumpla. Powitał mnie śmiechem i krzepiąco poklepał po ramieniu.

– Kosz? Cóż, bywa. Nawet tobie mogło się zdarzyć coś takiego. Mówi się trudno i żyje się dalej. Lepiej daj sobie spokój.

„Jeszcze zobaczymy”, pomyślałem.

Wcale nie zamierzałem się poddać. Rudowłosa utkwiła mi w pamięci, weszła na ambicję. Jej odmowa zamiast mnie przystopować, podziałała jak ostroga. Zdobyłem o niej kilka informacji, między innym, gdzie mieszka, i postanowiłem działać. Ta dziewczyna to wyjątkowo twardy orzech do zgryzienia Pierwsze próby spełzły na niczym. Rudowłosa Justyna była nieugięta. Wszelkie propozycje – czy to spaceru, wypadu do kina, czy spotkania w pubie – zbywała krótkim: nie.

Nawet gdy podjechałem pod jej firmę swoim nowym autem, które odebrałem z salonu kilka dni wcześniej, nie zrobiłem na niej wrażenia. Chyba wręcz przeciwnie.

– Myślisz, że auta nie widziałam? – prychnęła kpiąco i ruszyła w stronę przystanku autobusowego.

Poszedłem za nią.

– Pewnie widziałaś, ale takiego faceta jak ja jeszcze nie miałaś okazji spotkać – posłałem jej bezczelny uśmiech.

– Tak upartego jeszcze nie – zgodziła się i... zatrzymała.

– To może wreszcie dasz się namówić na kawę?

Widziałem, że się waha.

– Dzisiaj naprawdę nie mogę. Innym razem – rzuciła.

Może zdawkowo, może na odczepnego, ale ja się tego złapałem jak szansy.

– Trzymam cię za słowo. Pamiętaj, jesteśmy umówieni na… innym razem.

Uśmiechnęła się delikatnie, nieśmiało, jakby na próbę, a ja poczułem w sercu dziwne ciepło. I już wiedziałem, że przepadłem. By znowu zobaczyć ten uśmiech, byłem gotowy stanąć na głowie. Kiedy wreszcie znalazła dla mnie czas, byłem najszczęśliwszym mężczyzną pod słońcem. A kiedy zgodziła się na kolejne spotkanie, byłem w siódmym niebie. Kumpel nie mógł wyjść z podziwu, gdy się o tym dowiedział.

– Niezły z ciebie zawodnik. Tylko… no wiesz, stary, ona ma dziecko. To nie jest dziewczyna do imprezowania. Skoro się zgodziła, kiedy innym tak wytrwale odmawiała, widać cię polubiła. Naprawdę chcesz się w to pakować?

Wzruszyłem ramionami. Obaj nie byliśmy święci, więc nie chciałem mu mówić, jak bardzo się zaangażowałem, jak bardzo mnie zaintrygowała. I tak by mi nie uwierzył.

– Zobaczymy, co będzie dalej – odparłem nonszalancko. – Może na paru randkach się skończy.

Nie doceniłem mojego kumpla: był bardziej porządny, niż się spodziewałem. Spojrzał na mnie jak na palanta, niemal wrogo.

– Skoro tak myślisz, to w ogóle nie zaczynaj. Daj dziewczynie spokój. I tak ma pod górkę. Nie potrzebuje, byś ją w sobie rozkochał, a potem rzucił.

Spoważniałem. Skoro zachowuje się jak starszy brat, przestanę udawać, że to zwykły podryw.

– Obiecuję ci, że w tym związku, jeśli do niego dojdzie, to ja będę stroną, której bardziej zależy, która bardziej się stara. Okej? Dajesz mi swoje błogosławieństwo?

Patrzył mi przez chwilę w oczy, jakby sprawdzał szczerość moich intencji, a potem kiwnął głową. Widać mi uwierzył. Może tę samą szczerość dostrzegła we mnie Justyna, bo ku mojej radości zgodziła się na trzecią randkę, i następną, i jeszcze jedną…

Im lepiej ją poznawałem, tym mocniej się zakochiwałem

Coraz więcej się o niej dowiadywałem, o jej synku, pracy, a ona poznawała mnie. Starałem się niczego nie ukrywać, chociaż... jedno przed nią zataiłem. Nie przyznałem się, że firma informatyczna, w której pracuję, jest moja. Wystarczyło, że nadal krzywo patrzyła na mój nowy samochód, powód mojej męskiej dumy. Była cudowna, mądra, dzielna, piękna, tylko nieco zbyt ostrożna i nieufna.

– Pieniądze nie są w życiu najważniejsze – powiedziała.

– Przyznasz jednak, że wiele ułatwiają w życiu.

– Owszem – zgodziła się. – Nie powinny jednak być celem samym w sobie. I mogą... – zawahała się. – Mogą wiele zepsuć. Moje małżeństwo zniszczyły.

Wtedy pierwszy raz wspomniała swojego męża

Wcześniej nie chciałem jej naciskać, wypytywać o niewesołą przeszłości. Okazało się, że jej byłemu, gdy otrzymał w spadku pieniądze, dosłownie odbiło.

Zamiast pomyśleć o rodzinie, czy w coś zainwestować, zaczął imprezować, umawiać się, flirtować na prawo i lewo. Wydawał ogromne pieniądze na modne auta, garnitury i narkotyki.

Gdy Justyna dała mu ultimatum, zabrał swoje rzeczy i po prostu wyniósł się z domu, porzucając ją i synka. Została na lodzie. Musiała znaleźć sposób na życie i utrzymanie. Przy pomocy rodziców, którzy pożyczyli jej pieniądze, założyła firmę, zajmującą się szyciem zabawek dla dzieci. Początkowo było ciężko, ale po kilku latach zdobyła spore grono odbiorców, oddała dług i aktualnie zatrudniała dwie pracownice. Podziwiałem ją – za inicjatywę, pomysłowość, odwagę w mierzeniu się z problemami, a nawet za przyjęcie pomocy od rodziców, bo głupia duma ma niewiele wspólnego z praktycznym myśleniem. I podobało mi się... jak na mnie patrzyła, kiedy myślała, że tego nie widzę.

Uznałem, że najwyższy czas na kolejny krok, i zaprosiłem ją wraz z synkiem na weekend w górach.

– Raczej nie – odparła i uciekła spojrzeniem.

Jakby się bała, że za dużo wyczytam z jej wzroku.

– Rozumiem – odparłem prędko. – Nie chcesz mnie jeszcze pokazywać małemu, bo za krótko się znamy.

– Właśnie – przytaknęła.

W porządku. Byłem gotów czekać tyle, ile będzie potrzeba. Byle jej nie spłoszyć, nie zniechęcić. Gdy się doczekałem i pozwoliła mi poznać Kamilka, starałem się wypaść jak najlepiej. Wiedziałem, że zdobyła się na wielki gest zaufania i za nic nie chciałem tego zepsuć. Na szczęście małemu spodobał się zdalnie sterowany samochód. Bawiąc się z nim, odnosiłem wrażenie, jakbyśmy już byli rodziną. Mały się śmiał i gadał jak najęty, Justyna patrzyła na nas błyszczącymi oczami, a ja byłem szczęśliwy jak nigdy dotąd. Od tej pory coraz częściej spotykaliśmy się we trójkę.

– Chciałbym, żeby tak już zostało – wyznałem kiedyś, gdy Kamil zasnął, a my siedzieliśmy na kanapie, przytuleni do siebie.

Zesztywniała.

– Co masz na myśli?

– Moglibyśmy się pobrać. Co ty na to?

Nie oczekiwałem wiwatów, ale nie spodziewałem się aż takiego chłodu. Justyna odsunęła się ode mnie.

– Myślę, że powinieneś już iść do domu – usłyszałem.

– Ale...

Podniosła się z kanapy.

– Już późno. Rano muszę wcześnie wstać – mówiła tak spokojnie, że aż beznamiętnie, ale znowu nie patrzyła mi w oczy.

„Nie naciskaj, przypomniałem sam sobie, bo przegrasz”.

– Rozumiem – pocałowałem ją na pożegnanie w czoło i wyszedłem.

Nie ukrywam jednak, że czułem rozczarowanie. Czemu była taka uparta? Miałem wrażenie, że robię krok w przód i pół kroku w tył. Kochałem ją, uwielbiałem jej synka, chciałem się zestarzeć u jej boku, mieć z nią dzieci i wnuki, ale ona najwidoczniej wciąż nie widziała we mnie odpowiedniego kandydata.

Skąd te ciągłe wątpliwości?

Nie kochała mnie? Nie dość, by pakować się w małżeństwo? A może czekała na kogoś lepszego? Ale kto według niej byłby lepszy? Bo na pewno nie ktoś bogatszy. Tego jednego byłem pewien: nie chodziło o pieniądze. Więc o co? Testowała mnie czy co?

Przez kilka kolejnych dni Justyna uparcie odmawiała spotkania. Od rozmów też się wykręcała. W końcu uznałem, że moja taktyka nastawiona na czekanie i nienaciskanie może się skończyć klęską. Jeśli będzie mnie unikała w nieskończoność, to tak, jakbyśmy zerwali. Przegapienie okazji na szczere wyznanie może być takim samym błędem jak wyznanie nie w porę. Czułem, że teraz jest właściwy czas, że teraz muszę podjąć ryzyko i zacząć działać. Postanowiłem wpaść do niej wieczorem, zjawiając się bez zapowiedzi. Gdy podjechałem pod blok, serce biło mi jak szalone. Otworzyła mi po pierwszym dzwonku, jakby na mnie czekała, ale jej mina wyrażała zaskoczenie.

– Co tu robisz?

Odsunąłem ją i wszedłem do środka. Zamknąłem za sobą drzwi.

– Musimy poważnie porozmawiać.

Westchnęła, ale pokiwała głową. Czyli porę wybrałem właściwą. Usiedliśmy naprzeciw siebie przy stole w kuchni i... powiedziałem, co do niej czuję, powiedziałem o swoich planach i marzeniach, o tym, że chcę się z nią ożenić, że pragnę zaadoptować Kamila i że chcę mieć z nią więcej dzieci, że o finanse nie musi się martwić, bo mnie stać na dużą rodzinę. Opowiedziałem jej o swojej firmie i o tym, że jestem dobrze sytuowany. Po jej minie widziałem, że jest nie tyle zdumiona, co przestraszona.

– Jeśli myślisz o mnie tak poważnie jak ja o tobie, właściwie nie masz wyjścia i musisz się zgodzić. Nie sądzę, by trafiła ci się lepsza oferta – zażartowałem, żeby rozładować napięcie.

Milczała. Za długo.

– Czemu nic...

– A jeśli nam nie wyjdzie?! – nie krzyczała, ale jej napięty ton głosu świadczył o zdenerwowaniu i wewnętrznej walce. – Jeśli coś się nie uda, wtedy najbardziej ucierpi Kamil. Ja też będę nieszczęśliwa, bo cię kocham. Broniłam się i przegrałam. Bardzo cię kocham, ale jakby co, jestem dorosła, jakoś pozbieram się do kupy. Kamil to jeszcze dziecko, wpatrzone w ciebie jak w obraz, nie mogę ryzykować, że kolejny raz ważny dla niego mężczyzna zniknie z jego życia. Kocham cię, ale Kamil zawsze będzie dla mnie najważniejszy. Przepraszam.

Aha, czyli to nie był upór, wątpliwości czy czekanie na kogoś lepszego, tylko strach przed porzuceniem. I nie tyle o siebie się bała, co o swojego syna… No i jak miałem jej nie kochać? Przytuliłem ją. Chyba właśnie mi odmówiła, ale to nie miało znaczenia. Powiedziała to! I to trzy razy. Trzy razy powiedziała: „kocham cię”. A skoro tak, to się nie poddam, choćby nie wiem co, będę walczył.

– Kiedyś kumpel mi powiedział, że jak nie zamierzam traktować cię poważnie, to mam ci nie zwracać głowy i nie mieszać w uczuciach, bo matkom się tego nie robi...

W jej oczach lśniły łzy.

– Wiesz, co mu odpowiedziałem? Że naszym związku to ja będę się bardziej starał, to mnie będzie bardziej zależało. Nigdy cię nie skrzywdzę.

Pokręciła głową.

– Teraz tak mówisz, ale nie wiesz, co będzie jutro, za miesiąc, za rok. Nie możesz mi dać gwarancji...

– Bo taka gwarancja nie istnieje! Jutro mogę zginąć w wypadku. Za rok możesz poznać innego mężczyznę, zakochać się i to ja zostanę na lodzie. Ale jeśli z obawy przed porażką zrezygnujemy, będziemy żałować. Boisz się, że w razie naszego rozstania Kamil ucierpi. Więc mnie odpychasz, bo chcesz go chronić, ale… czy efekt nie będzie taki sam? Tak czy siak, zniknę z jego życia.

– Wiem, ale teraz jeszcze tak bardzo się nie przywiązał, mniej go zaboli…

Patrzyła na mnie bezradnie.

– Ale myśląc w ten sposób, skazujesz samą siebie na samotność, a Kamila na dorastanie bez ojca. Dlatego przemyśl to, proszę.

– Daj mi trochę czasu – szepnęła. – Dobrze. Ile tylko zechcesz. Ale mnie nie unikaj, nie wykręcaj się od spotkań. Jeśli to mają być nasze ostatnie chwile, spędzajmy je razem.

Pokiwała głowę, znowu postępując nielogicznie. Może powinienem zostawić ją samą, by tęskniła, by odczuła mój brak, i dzięki temu szybciej podjęła właściwą decyzję, ale nie byłem w stanie. Gdybym na dokładkę nie mógł jej w tym czasie widywać, dotykać, w końcu zacząłbym żebrać... Czekanie na decyzję Justyny było najtrudniejszym emocjonalnie doświadczeniem w moim życiu. Ponad tydzień niepewności, lęku, że jednak postąpi asekuracyjnie i z nas zrezygnuje; udawanie, że jestem spokojny, choć miałem ochotę błagać ją o szansę za każdym razem, gdy dostrzegałem w jej oczach zmaganie pragnienia z ostrożnością…

Wreszcie się zlitowała i zakończyła naszą udrękę.

– Może spróbujmy na początek razem zamieszkać – zaproponowała.

Serce niemal mi stanęło, a potem ruszyło z kopyta ku przyszłości. Wspólnej! Już ja dopilnuję, byśmy byli razem długo, do końca świata...

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA