Nigdy nie miałam złudzeń. Od początku wiedziałam, że rodzice mojego chłopaka mnie nie akceptują. Nie byłam dość dobra dla ich syna, który miał odziedziczyć sieć sklepów obuwniczych przynoszących z roku na rok coraz większe zyski. Mnie nie było nawet stać na kupienie tam sobie najtańszych pantofli!
Ale, jak wiadomo, Amor lubi być przewrotny, i tak oto któregoś pięknego dnia książę zwrócił uwagę na kopciuszka pracującego za barem w jednym z modnych klubów…
Znam stałych klientów i lubię sobie z nimi czasami porozmawiać, chociaż zwykle nie ma na to zbyt dużo czasu. Szczególnie w weekendy, kiedy trzeba się uwijać jak w ukropie. Zauważyłam jednak, że ten przystojny chłopak lubi przychodzić w poniedziałkowe poranki, kiedy klientów było jak na lekarstwo.
Siadał przy barze i zagadywał mnie na różne tematy. Był zdziwiony, że studiuję, i to na trudnym kierunku, co mnie lekko zdenerwowało, bo przecież nie każdy ma bogatych rodziców.
– Niektórzy z nas muszą utrzymywać się sami – posłałam mu kwaśny uśmieszek. – Co nie znaczy, że rezygnujemy z wykształcenia. Skinął głową.
Następnego dnia przyniósł mi piękny bukiet róż. Na przeprosiny
Wtedy odważyłam się go spytać, kiedy wreszcie zaprosi mnie do kina. Zrobił to od razu.
Oczywiście domyślałam się, że musi być zamożny – po jego ciuchach i po tym, ile potrafił co wieczór wydać na drinki, fundując kolejki wszystkim swoim znajomym. Ale do naszego klubu przychodzili o wiele bogatsi klienci i wielu z nich ślinka ciekła na mój widok.
Gdybym była łasa na jego pieniądze, jak mi zarzuciła rodzina Kamila, tobym poderwała któregoś z tych dzianych facetów, zamiast czekać na spadek po teściach. A ja nie zrobiłam tego, bo naprawdę pokochałam Kamila. Kiedy już bowiem zrzucał tę swoją maskę bogatego chłopca, okazywało się, że jest czuły i uroczy.
Dzięki niemu zaznałam szczęścia
Nikt do tej pory nie troszczył się o mnie tak jak on. Potrafił nawet sprawdzać dziecięcym termometrem temperaturę wody do kąpieli, żebym się przypadkiem nie poparzyła! Był taki czuły, troskliwy i dobry…
Początkowo jego rodzice nie wiedzieli o moim istnieniu, mimo że dość szybko wprowadziłam się do mieszkania Kamila.
Nie wiem, dlaczego nic im nie mówił. Nie sądzę, żeby się mnie wstydził. Raczej nie chciał się opowiadać starym i tłumaczyć z tego, co robi. Nie na darmo wyjechał przecież na studia aż do Krakowa, choć spokojnie mógł uczyć się w Warszawie, nadal mieszkając wygodnie w rodzinnym domu. Ale on miał już dosyć życia pod ich kontrolą.
Bomba jednak wybuchła, kiedy okazało się, że jestem w ciąży! To była moja wina. Zapomniałam na nasz kilkudniowy wyjazd tabletek i zamiast Kamilowi się do tego przyznać, „poszłam na całość”.
Czy liczyłam się z konsekwencjami? Prawdę mówiąc, miałam nadzieję, że nic się nie stanie – chemia mojego organizmu przecież była zaburzona przez tabletki antykoncepcyjne; nie sądziłam, że tak szybko dojdzie on do siebie i wyprodukuje jajeczko.
Ale stało się. Kiedy nie dostałam w terminie miesiączki, poczułam prawdziwy niepokój. Wiedziałam bowiem doskonale, co mam na sumieniu. Test ciążowy potwierdził moje najgorsze obawy.
Kiedy Kamil wrócił do domu, zastał mnie siedzącą na kanapie z testem w ręce. Byłam załamana i nie potrafiłam tego ukryć.
– To moja wina, powinienem był jednak używać prezerwatyw. Wiadomo, że co dwa zabezpieczenia to nie jedno – Kamil, nieświadom tego, że po prostu nie brałam tabletek, wziął od razu szlachetnie całą winę na siebie.
Nie wyprowadziłam go z błędu. Bałam się, że mnie porzuci
Co ja bym wtedy zrobiła? Jak wychowam dziecko, za co? Aborcji absolutnie nie brałam pod uwagę. Nie umiałabym jej zrobić. Zostałam tak wychowana, że dla mnie byłoby to jak morderstwo.
Na szczęście Kamil bardzo się ucieszył z dziecka i od razu wziął sprawy w swoje ręce.
– W najbliższy weekend jedziemy do Warszawy. Muszę cię przedstawić rodzicom! – stwierdził, radosny i wzruszony.
Nie wiedziałam o nich zbyt wiele. Prawdę mówiąc, nie wiedziałam nic. Dlatego miałam nadzieję, że okażą się miłymi ludźmi i ucieszą się z wnuka.
Niestety, natrafiłam na mur obojętności, która zmieniła się w jawną wściekłość, gdy tylko okazało się, że jestem z ich jedynakiem w ciąży. Miny matki i ojca Kamila wyrażały jedną myśl: „Synu, chyba nie zamierzasz poślubić tej kobiety?!”.
Wobec mnie zachowali się chłodno, ale poprawnie. Czułam jednak, że wszystko w nich buzuje i chętnie wyrzuciliby mnie za drzwi, a nie przyjmowali przy swoim stole ze srebrną zastawą.
Nagle, z dnia na dzień, zmienili front
Docierały do mnie strzępki ich rozmów z Kamilem, które prowadzili za moimi plecami.
– Są przecież sposoby na niechcianą ciążę! – dowodziła szeptem matka, ale Kamil się zaciął.
Powtarzał, że pragnie tego dziecka tak samo jak ja. Wróciliśmy do Krakowa w niezbyt dobrych humorach, czując, że nieprzyjazne pożegnanie z rodzicami to tylko cisza przed burzą. Byłam pewna, że zechcą przymusić syna do zmiany decyzji, używając najskuteczniejszej broni, jaką mają – pieniędzy.
„Jak on to zniesie?” – martwiłam się. Bo wiedziałam, że ja sobie w sumie poradzę.
Będąc w błogosławionym stanie nie miałam szans znowu zostać barmanką, lecz mogłam udzielać korepetycji. A poza tym zostało mi już tylko półtora roku studiów, a w perspektywie miałam szanse na niezłą pracę.
„Ci ludzie nie będą mną pomiatać! Jestem wartościowym człowiekiem – myślałam.
Ale co do Kamila, to obawiałam się, że mogą go złamać. Nic takiego się nie stało. Po tygodniu złowieszczego milczenia rodzice Kamila zmienili front!
Mój ukochany, cały rozpromieniony, poinformował mnie, że zgodzili się na ślub.
– Mama powiedziała, że trzeba wszystko zorganizować jak najszybciej, dopóki nie masz jeszcze za bardzo widocznego brzuszka. I obiecała, że ona się tym wszystkim zajmie!
Obawiałam się ślubu w stylu królewskim, ale uznałam, że to niska cena za szczęście z Kamilem. Moja przyszła teściowa faktycznie była w swoim żywiole. Przysłała nam oferty dworku pod Warszawą, w którym miało odbyć się wesele, ślubnych dekoracji, a nawet zasugerowała mi odpowiednią sukienkę i dobrany do niej bukiet. Przeraziła mnie cena tej kreacji. Prawdę mówiąc, moich rodziców za nic nie było na nią stać. Nawet wypożyczenie tej sukni było kosztowne.
– Nie martw się, głuptasku, moi rodzice pokryją wszelkie koszty – śmiał się Kamil. – Jeśli to cię krępuje, to oddamy te pieniądze, jak zaczniemy zarabiać. Jakbyś wzięła pożyczkę z banku.
Do tej strasznej nocy czułam się dobrze…
Wkrótce pojechaliśmy do moich przyszłych teściów zobaczyć na własne oczy te wszystkie wspaniałości, które szykowali. Przymierzyłam także suknię – wyglądałam w niej wprost magicznie!
„Kopciuszek przemieniony w królewnę – przebiegło mi przez głowę. – Kto by pomyślał, że dobrą wróżką okaże się teściowa?”.
Przez cały wieczór wybieraliśmy dekoracje, menu. Mama Kamila wydała mi się zupełnie innym człowiekiem niż trzy tygodnie wcześniej. Była bardzo serdeczna i miła. Wreszcie wiedziałam, po kim Kamil odziedziczył ten swój urokliwy uśmiech.
Nawet nie zauważyłam, kiedy „kupiła mnie” bez reszty. Drobnymi gestami, a to nieznacznym przytuleniem, a to pogłaskaniem wierzchu mojej dłoni, gdy wybierałam obrączki…
„Będzie dobrze” – pomyślałam po raz pierwszy z nadzieją o przyszłości, kładąc się wieczorem do łóżka.
Jednak nie dane mi było spokojne się wyspać. Obudziłam się w środku nocy z koszmarnym bólem brzucha. Czułam także, że zbiera mi się na wymioty. Po cichutku powlokłam się do łazienki. Kamila obudziły odgłosy dochodzące z toalety. Zastał mnie z głową nad sedesem, spoconą z wysiłku i wymęczoną.
– To normalne objawy ciąży, kochanie – pocieszał mnie ukochany, ocierając mi pot z czoła zwilżonym ręcznikiem, ale ja czułam, że to, co się ze mną dzieje, wcale nie jest normalne!
To nie był zwyczajny ból brzucha, to były… skurcze macicy!
Godzinę później dostałam krwotoku. Nawet nie pamiętam karetki, która na sygnale zabrała mnie do szpitala. Kiedy się ocknęłam, było już po wszystkim. Nie miałam dziecka.
Wpadłam w straszliwą depresję, leżałam jak oniemiała, nie wierząc w to, co się stało. Dlaczego? Przecież mój ginekolog powtarzał mi, że ciąża przebiega prawidłowo i jest niezagrożona!
W szpitalu nie doczekałam się żadnego współczucia. Byłam przekonana, że to zwyczajna ludzka znieczulica, ale… Kiedy tak płakałam, jedna z pielęgniarek rzuciła:
– No i czego tak beczy, kiedy sama tego chciała?
Spojrzałam na nią jak na wariatkę, a ona tylko wzięła się pod boki i wyrzuciła z siebie:
– A co? Myślałaś, że nie odkryjemy, że wzięłaś tabletkę poronną? Wszystko wyszło z badania krwi.
Zmartwiałam. Słyszałam o tej francuskiej pigułce poronnej. Jest w Polsce zabroniona, bo została uznana za niebezpieczną dla zdrowia kobiety… Zanim zdołałam zaprzeczyć, zemdlałam.
Kiedy odzyskałam przytomność, chciałam porozmawiać z tamtą pielęgniarką, lecz okazało się, że nigdzie jej nie ma!
Znalazł się między młotem a kowadłem
– Taka osoba u nas nie pracuje – siostra oddziałowa wzruszyła tylko ramionami. A lekarz powiedział mi, że moje poronienie było naturalne.
– To się zdarza w tak wczesnej fazie ciąży – stwierdził.
A ja już wiedziałam swoje. To teściowie wszystko ukartowali! Udając zmianę nastawienia, zwabili mnie podstępnie do swojego domu i podali pigułkę tak, że nawet się nie zorientowałam. Pewnie ukryli ją w jedzeniu.
A potem, kiedy już poroniłam, kazali przewieźć mnie do prywatnego szpitala, w którego zarządzie jest ich przyjaciel. I wszystko by się udało, gdyby nie ta nazbyt szczera pielęgniarka, która pewnie za powiedzenie mi prawdy zapłaciła utratą pracy!
Kamil jednak nie uwierzył w moją wersję. Najpierw brał moje wywody za skutek depresji po stracie dziecka. Upierałam się, że jego rodzice je zabili. Dowodziłam, że na przykład mama wcale nie zrobiła rezerwacji dworku pod Warszawą, tak jak nam wmawiała. Ona doskonale wiedziała, że ślubu nie będzie!
– Przestań oczerniać moich rodziców! – zdenerwował się wreszcie Kamil. – Przyjęli cię z otwartymi ramionami jako przyszłą synową i matkę wnuka. To nie ich wina, że twój organizm nie chciał tej ciąży!
A więc całą winę za poronienie wolał zrzucić na mnie…
Od tamtej pory wszystko zaczęło się między nami psuć. Nie umiałam mu wybaczyć, że zajął takie stanowisko, a on uważał mnie za wariatkę. Rozstaliśmy się trzy miesiące po poronieniu.
I tak rodzice Kamila osiągnęli swój cel. Pozbyli się niechcianego kopciuszka z domu. Dobra wróżka okazała się tak naprawdę przebiegłą złą macochą i nie cofnęła się nawet przed zlikwidowaniem wnuka pochodzącego z niewłaściwego łona…
Czytaj także:
„Czy w moim wieku powinnam w ogóle myśleć o miłości? Nie czuję się już kobieco”
„Mój mąż żyje z inną kobietą. Ale to jemu ślubowałam wierność i nic mnie nie zwalnia z tej przysięgi”
„Bilans był przerażający. Skrzywdziłem 3 kobiety - żonę, córkę i kochankę. Nigdy też nie widziałem mojego wnuka”