Ostatni raz dostałam kwiaty, odchodząc na emeryturę. Sądziłam, że kolejne dostanę już tylko na własnym pogrzebie…
Koperta była biała, bez nazwiska adresata; pewnie nadawca wrzucił ją bezpośrednio do mojej skrzynki. W środku znalazłam pocztówkę ze zdjęciem kociaka wylegującego się na czerwonej poduszce w kształcie serca. Po drugiej stronie ktoś napisał: „Nie mogę przestać o Tobie myśleć”. Przemknęło mi przez głowę, że to jakaś reklama, tylko czego? Schroniska dla zwierząt? Sklepu z pościelą? – E, to chyba pomyłka – odłożyłam kartkę na skrzynkę i ruszyłam w stronę windy.
Od tygodnia wreszcie byłam u siebie! Wcześniej prawie cztery miesiące spędziłam w Opolu u córki. Dochodziłam do siebie po skomplikowanym złamaniu i wymagałam opieki, a ponieważ Ola nie mogła przeprowadzić się do mnie, ja musiałam zamieszkać u niej. Nie powiem, córka bardzo o mnie dbała, lecz w moim wieku człowiek ma swoje przyzwyczajenia i nie czuje się dobrze, kiedy musi je zmieniać.
Teraz znów mogłam żyć tak, jak chciałam. Chodzić na spacery do ulubionego parku, na koncerty do klubu seniora, do cukierni Landrynka, gdzie w każdy piątek Jan organizował turnieje gry w kości. Jan… W Opolu często o nim myślałam. Choć zbliżał się do osiemdziesiątki, wciąż miał w sobie ogień, który rozpalał kobiety. No dobra, może nie rozpalał, ale podgrzewał.
Wysoki (jak na swój wiek), obdarzony wciąż gęstą, siwą czupryną, z wyrazistym spojrzeniem błękitnych oczu i szelmowskim uśmiechem… Nagle obudziło się we mnie pragnienie, by choć przez chwilę znów poczuć się kobietą. Szybko o tym zapomniałam, ale widać ten, kto pisze dla nas życiowe scenariusze, nie zapomniał, i postanowił obsadzić mnie w roli Julii. Tym razem Romeo przysłał mi kwiaty. Konkretnie jeden, za to wymowny – czerwoną różę.
Czekała na mnie na wycieraczce
Któregoś dnia wracałam do domu z turnieju gry w kości (miałam pokera z szóstek!). Z wrażenia tak mi skoczyło ciśnienie, że musiałam łyknąć proszki. Ostatni raz dostałam kwiaty, kiedy odchodziłam na emeryturę. I byłam pewna, że więcej nie dostanę – chyba że na własnym pogrzebie, w wieńcu… Miałam nadzieję, że tym dowodem sympatii obdarzył mnie Jan.
Marzenia marzeniami, ale czy z tego może się wykluć coś poważniejszego? Po siedemdziesiątce serce, nawet jeśli jest zdolne do kochania, musi oszczędzać energię, by starczyło jej na to, co najważniejsze – na tłoczenie krwi. Mój emerytowany Romeo jednak nie odpuścił i wkrótce podrzucił mi do skrzynki liścik. Tylko trzy słowa: „Nie odtrącaj mnie!”. Muszę przyznać, że wytrąciło mnie to z równowagi. Co takiego zrobiłam?
Czy chodziło o to, że na ostatnim turnieju byłam w drużynie z Wackiem? Stanęłam przed lustrem i uważnie się sobie przyjrzałam. Chwyciłam dłonią nadmiar skóry na szyi i pociągnęłam w dół. Zmrużyłam oczy ukryte w zbyt ciężkich powiekach.
Wydęłam usta otoczone gęstą siateczką zmarszczek. Cóż, nie wyglądałam jak kobieta, przypominałam prawie puste opakowanie po mące, które stoi w kuchennej szafce tylko dlatego, że szkoda je wyrzucić, bo na dnie są jeszcze jakieś resztki.
Zbyt mało, aby upiec z niego ciasto, ale… Zbyt mało? Nie, dobrej gospodyni nie potrzeba wiele – przypomniały mi się słowa babci, która z marchewki i kawałka cebuli potrafiła ugotować obiad. Niewiele myśląc, narzuciłam płaszcz i wybiegłam z mieszkania. Jan był wyraźnie zaskoczony moją wizytą. Przyjął mnie jednak jak na dżentelmena przystało – w pośpiechu ogarnął bałagan na stole i zaproponował herbatę.
– Muszę przyznać, że jestem zaskoczona twoją fantazją… – zaczęłam.
– Hm? – brzmiało to bardziej jak pytanie niż stwierdzenie.
– Nie odtrącam cię – zapewniłam go. Jan sprawiał wrażenie zaskoczonego, ale spodziewałam się tego. – Wacka traktuję jak kolegę.
– Wacka? – powtórzył, zdejmując z nosa zaparowane okulary. Wykorzystałam moment, że mnie nie widzi, i rzuciłam wszystko na jedną szalę:
– Jan, nie wiem, co z tego wyniknie, ale moja odpowiedź brzmi: tak! No i jesteśmy razem. Na przekór wszystkim, a zwłaszcza mojej córce, która uważa, że na stare lata zwariowałam. Nie zwariowałam. Po prostu przypomniałam sobie, jak to jest być kobietą. Cudowne uczucie.
Ta historia miała swój epilog
Jak dotąd nikomu go nie zdradziłam. Ze wstydu. Któregoś dnia usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam (nie mieszkam z Janem, po prostu ze sobą chodzimy, jakby powiedziała moja wnuczka) i zobaczyłam młodzieńca z bukietem tulipanów w dłoni.
– Szukam Julii – wykrztusił.
– Julii? Mieszka piętro niżej… Od słowa do słowa, okazało się, że Romeo, a raczej Konrad, spotykał się z Julią w moim mieszkaniu, które ona „wynajmowała”. Porzuciła go kilka tygodni wcześniej, ale chłopak nie odpuszczał. Stąd te liściki i kwiaty… Cóż, Julia to córka sąsiadki, której zostawiłam klucze, prosząc, aby podlewała moje kwiaty.
Czytaj także:
Zaszłam w ciążę z młodym kochankiem. Nie powiem mężowi
Dopiero po śmierci żony pogodziłem się z jedynym synem
Kiedy spalił się nam dom, dowiedzieliśmy się na kogo możemy liczyć