„Jedna z moich podwładnych kradła w pracy. Pod fartuchem kuchennym wynosiła pomidory, mąkę i płyn do mycia naczyń”

szefowa kuchni fot. Getty Images, Maskot
„Nie mogłam się uspokoić po dyskusji z moim przełożonym. Następnie podczas wykonywania obowiązków zawodowych bacznie obserwowałam każdą z moich koleżanek i kolegów z pracy. Niestety, nie zdołałam rozszyfrować ani domyślić się, kto mógłby zabierać jedzenie z kuchni”.
/ 14.01.2024 15:15
szefowa kuchni fot. Getty Images, Maskot

Kradzież zawsze pozostaje kradzieżą, niezależnie od jej skali czy motywacji. W moich współpracownikach najbardziej doceniałam uczciwość i solidność. Widziałam na własne oczy, jak wiele oszustw dokonywano w kuchni i obiecałam sobie, że pod moją kontrolą takie sytuacje nie mają prawa wystąpić.

Z drugiej strony, nie potrafiłam przejść obojętnie obok tej wykończonej kobiety. Przez całe moje życie nie musiałam stawić czoła takim problemom i byłam w niemałym zakłopotaniu.

To była moja pasja

Od zawsze miałam zamiłowanie do gotowania. Przygotowywanie różnorodnych dań, inspirowanych doświadczeniem innych, a także tworzenie moich autorskich, niepowtarzalnych przepisów, było czymś, co uwielbiałam robić. Wybór kierunku zawodowego w sektorze gastronomicznym był zatem naturalnym krokiem, kiedy myślałam o mojej przyszłości zawodowej.

Moja kariera rozpoczęła się od pracy w różnych restauracjach, aż w końcu awansowałam na stanowisko szefa kuchni. To dało mi poczucie spełnienia. Był to moment, w którym osiągnęłam to, co chciałam, ale wiązało się to także z dużą odpowiedzialnością – nie tylko za jakość serwowanych gościom potraw, ale również za atmosferę panującą wśród kucharzy i innych pracowników kuchni pod moim nadzorem.

Miałam przekonanie, że potrafię zbudować dobrze funkcjonujący zespół, co znacznie ułatwiało późniejszą współpracę. Byłam w stanie w pełni odczytać intencje innej osoby, co pozwalało mi eliminować z kuchni osoby leniwe i wprowadzające zamieszanie, a doceniać tych, którzy byli pracowici, umieli słuchać i współpracować w zespole. Nie można jednak być na wszystko przygotowanym. Po wielu latach doświadczenia, znalazłam się w obliczu sytuacji, która prawie mnie przerosła. Spowodowała u mnie całkowite zaskoczenie i poważny dylemat.

– Szefowo, mamy napływ zleceń, ale brakuje nam niezbędnych produktów – oznajmiła mi jedna z moich pracownic.

Podniosłam zaskoczona brwi.

– Przecież wczoraj była spora dostawa, a dziś ma przyjechać kolejna.

– Nie mamy papryki, marchewka także się kończy... – zaczęła wymieniać. – Czy na pewno złożyła pani właściwe zamówienie?

– Oczywiście, że tak. Moja pamięć jeszcze mnie nie zawodzi – odparłam, ocierając dłonie o fartuch. – Zajmę się tym, ty wracaj do swoich obowiązków.

Słowa dziewczyny nie brzmiały dla mnie zbyt poważnie. Byłam pewna, że zamówiłam odpowiednią ilość produktów, jak zwykle.

– Chyba coś jej się pomyliło – powiedziałam do siebie, jednocześnie notując w notatniku, że jutro rano powinnam sprawdzić stan zapasów. Dla pewności.

Nie zaobserwowałam jakichkolwiek niedociągnięć, co sprawiło, że proces pracy przebiegał bez żadnych trudności. Brak było uwag ze strony pracowników. Doszłam do wniosku, że nie ma żadnych problemów.

Niczego nie zauważyłam

Pewnego dnia, kiedy sala była zapełniona do granic możliwości, a my wszyscy nieustannie biegaliśmy po kuchni, od zaplecza dobiegł dźwięk skrzypiących drzwi obrotowych. Prezencja szefa w szarym garniturze kontrastowała z tłem kuchni. Właściciel lokalu rzadko pojawiał się w tym miejscu. Znacznie częściej można było spotkać menadżera. Szybko oczyściłam dłonie w szmatce i podeszłam do szefa.

– Przydałaby się rozmowa na zewnątrz.

Mężczyzna rzucił na kuchnię surowe spojrzenie, a następnie otworzył drzwi, umożliwiając mi przejście na przód. To było na tyle nietypowe, że pod moim uniformem biło mocno serce, gdy weszliśmy na niewielki dziedziniec za budynkiem. Szef wyjął srebrną papierośnicę i zaoferował mi papierosa. Odrzuciłam ofertę.

– Dowiedziałem się, że z kuchni znikają produkty – rozpoczął, a ja poczułam, że twarz mi się czerwieni.

Czy dotarły do niego plotki? Czyżby ktoś go poinformował? Odczułam zdradę i gniew jednocześnie, ale kontrolowałam swoje emocje.

– To był przypadek i w zasadzie nic nie zniknęło...

– Naprawdę? – przerwał mi dyrektor. – Podobno to nie jest pierwszy przypadek.

Patrzyłam na czubki swoich butów i zamilkłam, niepewna co mam powiedzieć, jak się postawić. Objaśniać czy zaprzeczyć?

– Przyjmuję do wiadomości, że nie jest łatwo dostrzec, gdy znikają dwa kilogramy mąki czy pięć kilogramów ziemniaków, ale od teraz proszę kontrolować pracowników – skierował na mnie spojrzenie i odrzucił niedopałek papierosa, następnie eleganckim obuwiem zatopił go w glebie.

– Naturalnie, wezmę się za to – potwierdziłam z entuzjazmem. – Nie przypuszczałam, że ktoś z zespołu...

– Dziś nie można zaufać nikomu – podsumował szef, po czym odwrócił się i wszedł do budynku, z którego wydobywał się aromat pieczonego mięsa.

Ktoś musiał skorzystać z dostępnej okazji, aby mnie oczernić. Gdy zniknął za drzwiami, z ulgą wypuściłam powietrze. Buzowało się we mnie od emocji, niczym w kotle. Niewiara, irytacja, rozczarowanie, smutek, strach… Zarzucałam sobie, że nie dostrzegłam, co się dzieje. Powinnam być bardziej uważna. Po zastanowieniu stwierdziłam, że mogłam przecież przewidzieć „życzliwy donos”.

Niewątpliwie, pokładałam w swoim zespole zbyt duże zaufanie i teraz odczuwałam konsekwencje. Ktoś skorzystał z okazji, aby mnie oczernić, ujawnić moje braki, bądź przynajmniej moją nieuwagę i brak kontroli sytuacji. Być może nosił do mnie urazę albo pragnął mnie usunąć. Do końca dnia nie byłam w stanie skoncentrować się na obowiązkach, ciągle spoglądałam na pracowników, zastanawiając się, kto jest złodziejem, a kto donosicielem.

Musiałam ich bardziej kontrolować

– Przymocuj aparat przy drzwiach do kuchni lub gdziekolwiek przechowujecie zapasy – zasugerował mój mąż, kiedy wyjaśniłam mu, co się stało.

Na początku pomyślałam, że to dziwaczny pomysł. Czy mam obserwować moje koleżanki i kolegów z pracy? To absurdalne... Wkrótce jednak przypomniałam sobie, że ktoś nie miał takich wątpliwości i za moimi plecami nawiązał kontakt z samym dyrektorem, zamiast porozmawiać o problemie ze mną i resztą zespołu.

– Po zastanowieniu się, zgadzam się z tobą – odezwałam się do męża następnego dnia, podczas porannej kawy przed wyjazdem do pracy. – Twój zmysł techniczny jest lepszy niż mój. Czy możesz mi pomóc z tym aparatem?

– Oczywiście. Będę jak prawdziwy, amatorski szpieg – puścił do mnie oko.

Szykował się następny długi i napięty dzień. Nie mogłam się uspokoić po dyskusji z moim przełożonym. Następnie podczas wykonywania obowiązków zawodowych bacznie obserwowałam każdą z moich koleżanek i kolegów z pracy. Niestety, nie zdołałam rozszyfrować ani domyślić się, kto mógłby zabierać jedzenie z kuchni.

Kiedy zapinałam guziki fartucha, nadal zastanawiałam się nad tym. Rozumiem, gdy chodzi o pieniądze czy cenne przedmioty, ale jedzenie? Przeszłam do kuchni. Zazwyczaj panowało tam głośne zamieszanie, ale zorganizowane, ponieważ w kuchni pełnej gorących i ostrych elementów, bałagan mógłby oznaczać katastrofę – tymczasem teraz było tam jeszcze pusto i spokojnie. Zdecydowałam, że zbadam stan środków do czyszczenia, zanim pojawi się pozostała część ekipy.

– Czyżby komuś pożyczali? – mruknęłam pod nosem, gapiąc się na butelkę z płynem do mycia naczyń, z której ubyło już ponad połowę. – Aż tyle go zużyli?

Nie było wątpliwości, że na moim terytorium, w moim królestwie kulinarnym, działy się dziwne rzeczy!

Nie jest w tym sama, ma partnera

Odpowiedź na to pytanie otrzymałam jeszcze zanim zakończył się dzień w restauracji. Tłum gości oznaczał, że wszyscy pracowaliśmy na pełnych obrotach. W pewnym momencie zorientowałam się, że jednej z pracownic nie ma. Halinę zatrudniłam kilka miesięcy temu jako pomoc kuchenną.

Planowałam ją wezwać, ponieważ każda dodatkowa para dłoni była na wagę złota, ale w ostatniej chwili ugryzłam się w język. Zamiast tego, bezszelestnie opuściłam kuchnię i udałam się korytarzem w kierunku pomieszczenia, w którym przechowywaliśmy zapasy. Gwałtownie otworzyłam drzwi i przeraziłam osobę, która była w środku.

– Święty Boże! – usłyszałam.

Wnętrze było pogrążone w półmroku, lecz bez problemu zidentyfikowałam Halinę. W ręce trzymała torbę wypełnioną pomidorami.

– Czemu jesteś tutaj? – zapytałam – Powinnaś być w kuchni, tam teraz jesteś potrzebna.

Nie zdołałam powiedzieć nic więcej, mimo że z łatwością połączyłam fakty.

– Ja... przepraszam – wymamrotała i odstawiła torbę obok stojącej lodówki. – Czy mogę wyjść na chwilę na zewnątrz? Źle się czuję.

Zanim zdążyłam odpowiedzieć, ominęła mnie i pognała korytarzem. Ruszyłam za nią, ale nie w pełnym biegu. Nie chciałam przesadzić. Zauważyłam, jak Halina rozmawia z młodym mężczyzną, który następnie odchodzi szybkim tempem i znika w wąskim przejściu, oddzielającym dziedziniec budynku od drogi.

– Co tu się dzieje? Mów! – rzuciłam, łapiąc bladą jak ściana kobietę za ramiona.

Poczułam, jak cała się trzęsie. Do cholery, tylko mi tu brakowało, żeby zasłabła i zrobiła aferę. Poluzowałam uścisk i trochę zmiękczyłam ton.

– Słuchaj – zaczęłam ponownie, tym razem z większym spokojem. – W interesie nas obu jest, aby rozstrzygnąć tę kwestię pokojowo.

– Nas obu? Co masz na myśli? – Halina patrzyła na mnie okrągłymi, przerażonymi oczami.

Wcześniej nie dostrzegłem jak bardzo jest przestraszona, mimo że byłam dumna z mojej zdolności do analizowania ludzi. Ale skoro jest tak przestraszona, skąd wzięła odwagę do kradzieży? Czy to jest odwaga, czy może raczej desperacja?

– Tak właśnie jest. Myślę, że ktoś próbuje mnie usunąć z mojej pozycji – powiedziałam cichym, spiskowym tonem. – Ten ktoś zawiadomił właściciela restauracji o całej sytuacji, więc jeśli nie uda mi się odnaleźć tych, hmm, dłużników, to ja sama mogę stracić pracę.

– Czy powinnam przyznać się do błędu i stracić pracę? – na policzkach Haliny pojawiły się rumieńce; nie byłam pewna, czy to z powodu wstydu czy gniewu.

– Na początek wyjaśnij mi, co się dzieje, dlaczego to robisz.

Było mi jej naprawdę żal

Halina wydobyła z tylnej części swoich spodni zgniecioną paczkę papierosów, a następnie usiadła na skrzyni, która stała w kącie podwórza. Jej twarz pokrytą zmarszczkami otoczyła chmura dymu z papierosa.

– Sądziłam, że nikt tego nie zauważy. Przecież to były niewielkie ilości. Podejrzewałam, że to Mariola mnie przyłapała, więc najpierw powiedziała tobie, a potem szefowi... Musiała zauważyć. W przeciwnym razie nikt by nie wiedział. Nie zabierałam tyle, żeby zabrakło do gotowania potraw.

Skinęłam głową.

– Gdyby czegoś zabrakło, na pewno bym to dostrzegła.

Muszę przyznać, że odczułam ulgę. Nie zaniedbałam swoich obowiązków służbowych, wbrew temu, co sugerowano mojemu przełożonemu. Mariola celowo wyolbrzymiła sytuację, aby wydawało się, że jest to coś poważnego. Jak wielka sprawa. Ale dlaczego? Chciała przejąć moje stanowisko? Czy czymś jej podpadłam?Cóż, tego dowiem się później. Najpierw muszę zająć się Haliną. Fakty są takie, że kradła jedzenie i środki czystości z miejsca pracy.

Czemu tak robiłaś? – nie ustawałam w pytaniach. – Kim dla ciebie był ten młodzieniec? Rodzina?

– Tak, jest moim synem...

Wyszło na jaw, że młody człowiek pojawiał się w tym miejscu punktualnie o ustalonej porze, aby zabrać to, co uzbierała jego matka. Halina kradła, gdyż pogrążona była w długach, których narobił jej mąż.

– Kiedyś, po burzliwej kłótni, po prostu odszedł i nie pojawił się już więcej. Ale co z tego? Rachunki nie płacą się same – wyrzuciła niedopałek papierosa.

Na uregulowanie długów przeznaczała większość swojego wynagrodzenia, niekiedy nie wystarczało jej nawet na najprostsze posiłki. Jej syn nadal był uczniem. Miał dodatkową pracę, ale Halina nie chciała odbierać mu tych niewielkich zarobków.

– Jest mi przykro, rozumiem twoje problemy i współczuję ci, ale musisz to zakończyć – rzuciłam na nią prawie błagalne spojrzenie. – Bo obydwie tego pożałujemy. Postaram się ci jakoś pomóc.

Chciałam jej jakoś pomóc

W skroniach pulsował mi ból, kiedy wracałam do mieszkania.

– Czy instalujemy kamerę? – zapytał mąż, kiedy usiadłam na sofie.

– To nie jest konieczne, podejrzany jest już schwytany – odparłam cicho.

Zmagając się z decyzją, którą powinnam podjąć, zastanawiałam się co powinnam zrobić. Z jednej strony, potępiałam działania Haliny, ponieważ kradzież to zawsze kradzież, niezależnie od jej skali czy motywów. Wśród moich współpracowników najważniejsze były dla mnie uczciwość i rzetelność. Byłam świadkiem niejednej nieuczciwej sytuacji w kuchni i przysięgałam, że pod moim kierownictwem takie rzeczy nie będą miały miejsca.

Z drugiej strony, współczułam tej wyczerpanej kobiecie. Pracowała bardzo ciężko, dźwigając na swoich barkach utrzymanie dorastającego chłopca. Została sama z problemami, uwikłana w spiralę długów innych osób. Prawdziwy labirynt. To była sytuacja, której nikt by nie pozazdrościł. Ale czy mogło to usprawiedliwiać jej czyny? Nigdy wcześniej nie musiałam podejmować takiej decyzji, czułam się bezradna. Może powinnam była wszystko wyznać szefowi i pozwolić mu zdecydować o dalszym losie Haliny?

Ciągle analizowałam, zamiast odpocząć po trudnym dniu, kreując w mojej głowie różne możliwości rozwoju sytuacji. Kiedy wstałam z łóżka wczesnym rankiem, wiedziałam, że decyzję już podjęłam. Tuż przed rozpoczęciem pracy, złapałam Halinę za ramię i poprowadziłam ją na zaplecze budynku, gdzie odbyłyśmy rozmowę dzień wcześniej.

– Czy to oznacza, że zostałam zwolniona? – zapytała, a w jej oczach pojawiły się łzy.

Pod wpływem nagłego impulsu, niespodziewanie ją objęłam i mocno do siebie przycisnęłam. Następnie, używając stanowczego tonu, poprosiłam:

– Obiecaj, że już nigdy nic stąd nie zabierzesz.

– Przyrzekam, nigdy więcej.

Kobieta przytaknęła i skruszona jak harcerka, podniosła dwa palce w górę.

– Ale... – zaczęła, ale się zawahała i nie dokończyła, prawdopodobnie nie mając odwagi zapytać, co zrobi bez tych produktów.

– Ja będę dla ciebie robić zakupy – obiecałam.

Rozważyłam wszystkie za i przeciw i zdecydowałam, że pomogę Halinie w jej wysiłkach w ponownym układaniu sobie życia. Dodanie kilku towarów do koszyka podczas rutynowych zakupów nie wpłynie znacznie na mój budżet, ale dla Haliny może to być realne wsparcie. Myślałam też o nawiązaniu kontaktu z moją znajomą, która jest prawniczką. Czy jest szansa na umorzenie choćby jednego długu lub rozłożenie zobowiązań na raty? Nie jestem specjalistką w tej dziedzinie, ale jeśli nie spróbujemy, to nie dowiemy się. Wspólnie na pewno osiągniemy więcej.

– Spokojnie, nie jesteś w tym wszystkim sama. Teraz masz moje wsparcie. Jako twoja przełożona, moją rolą jest nie tylko stawiać wymagania, ale również troszczyć się o pracowników. A ty jesteś wartościową pracownicą, która po prostu zrobiła błąd. Chciałabym, żebyś została z nami i kontynuowała swoją dotychczasową, dobrą pracę.

Postanowiła zostać. Przyjęła moją pomoc, nawet jeżeli drobne kradzieże mogły wydawać się mniej poniżające, bo nie kojarzyły się z jałmużną. Ale odwaga to nie tylko przezwyciężanie strachu. To także zdolność do wycofania się z niewłaściwej ścieżki. To odrzucenie fałszywej dumy i akceptacja pomocy, którą ktoś z całego serca proponuje.

Zaufałyśmy sobie, nie zawiodłyśmy się nawzajem. Afera szybko ucichła, a Halina, z którą nawiązałam również osobiste więzi, zdołała zdobyć pracę na dodatkowym stanowisku. Wówczas uprzejmie, lecz zdecydowanie, oznajmiła, że jest wdzięczna, ale nie potrzebuję już dla niej robić zakupów. Szanuję ten wybór. Co do Marioli, kiedy pojawiła się możliwość wyjazdu na kurs do Włoch, to właśnie jej to zasugerowałam. Chciała się dziewczyna wykazać, więc niech ma taką możliwość.

Czytaj także:
„Zmuszałam nastoletnią córkę do nauki, ale ona miała inne problemy. Odkryłam to, gdy trafiła na porodówkę”
„Mój mąż ma tyle wspólnego z romantykiem, co weganin z golonką, ale teraz mnie zaskoczył. Czułam, że ma coś na sumieniu”
„Synowa jest leniwą feministką. Nie chce dbać o mojego syna i nawet warzyw do sałatki nie pokroi, tylko kupuje w słoiku”

Redakcja poleca

REKLAMA