Omal nie zemdlałam, widząc ich w drzwiach. Pewnie mikry facet w garniturze nie zrobiłby na mnie wrażenia, gdyby nie ci dwaj policjanci. Nigdy, przenigdy nie miałam do czynienia z mundurowymi, ale z niewiadomych powodów bałam się ich od najmłodszych lat, więc odruchowo cofnęłam się w głąb mieszkania. „Może złodzieje przyszli okraść mnie metodą na policjanta” – przebiegło mi przez myśl.
– Pani Fornal? – usłyszałam czyjś głos.
– Taaak…
– Dzień dobry, komornik – mikrus machnął mi przed oczami jakimś dokumentem i pchnął lekko drzwi.
Nawet nie pamiętam, czy poprosił o zgodę na wejście, taka byłam zszokowana. Musiałam się skupić, żeby zrozumieć, co mówi do mnie ten facet.
Jakie zaległości? Długi? I dlaczego jestem drugą osobą na liście?
– Co pan robi! – rzuciłam się, gotowa go pobić, bo przyklejał jakieś kartki na wysłużonym telewizorze, kinie domowym, komodach i pięknym, nowiusieńkim ekspresie do kawy, na który składała się cała rodzina z okazji moich 45. urodzin.
Komornik zapytał jeszcze o samochód i dostęp do garażu. Widząc moje wahanie, dodał ostro, żebym nie utrudniała mu pracy. Chyba to mnie wreszcie ocuciło.
– Jakim prawem pan tu w ogóle wszedł?! – krzyknęłam.
– Takim, że podżyrowała pani kredyt, a kredytobiorca przestał go spłacać osiem miesięcy temu i ogłosił upadłość. Bank nie miał z czego odzyskać należnych płatności. Pierwszy żyrant wykazał się brakiem jakichkolwiek dochodów, więc padło na panią. Ma pani pecha. Na przyszłość radzę lepiej dobierać sobie znajomych – to mówiąc, wręczył mi pismo z decyzją sądu.
Alina sama nic nie zarabia, utrzymuje ją konkubent
Nogi się pode mną ugięły. Jak to, Jarek ogłosił upadłość, a Alina nie ma dochodów? Przecież niedawno opowiadała o wakacjach w Egipcie, a on… Ostatnio odezwał się do mnie kilka miesięcy temu i opowiadał, że podoba mu się prowadzenie hotelu na Mazurach, sugerował, żebym rzuciła pracę w barze, zabrała córeczkę i przyjechała do niego sprzątać pokoje. Mówił, że u niego dostanę dwa razy tyle, a mała wreszcie coś zobaczy, zamiast ciągle siedzieć u dziadków.
Wtedy niewiele brakowało, żebym się zwolniła sfrustrowana swoim życiem, ale koleżanka z pracy dwa dni później uległa wypadkowi i nie chciałam zostawiać szefowej samej. Jarek śmiał się z mojej naiwności… Mimo tłumaczeń, że samochód służy mi do pracy, a przecież jestem samotną matką, komornik zajął auto i jeszcze laptop.
– Sporządzę kosztorys i go pani przekażę. Ale i tak to pewnie nie wystarczy na spłatę zaległych długów, no i przyszłych rat pożyczki w banku, bo to jeszcze nie koniec, droga pani – stwierdził smutno.
Być może nawet zrobiło mu się mnie żal, lecz nie zdążyłam już tego zauważyć. Po tych słowach zobaczyłam mroczki przed oczami i ocknęłam się, kiedy pochylał się nade mną ratownik medyczny.
– Już wszystko dobrze, będzie pani żyć – uśmiechnął się i ruszył do karetki.
Komornik też stał już w drzwiach.
– Przykro mi – rzucił i tyle go widziałam.
Odruchowo spojrzałam na zegarek.
W ciągu niespełna dwóch godzin zmieniło się całe moje życie
Z przepracowanej kobiety starającej się jakoś związać koniec z końcem, stałam się bankrutką. Próbowałam dodzwonić się do Jarka albo jego żony, ale byli poza zasięgiem. W hotelu Jarka recepcjonistka oschłym tonem oznajmiła mi, że szefa nie ma i nie będzie.
– Ale gdzie jest, proszę mi powiedzieć… – próbowałam się dowiedzieć.
– Nie mogę udzielać takich informacji – rzuciła, nim się rozłączyła.
– To jakiś żart! – krzyczałam na Alinę. Przynajmniej ona odebrała mój telefon. – Dlaczego mnie nie uprzedziłaś, że Jarek ma kłopoty? I nie wmawiaj mi, że nie wiesz, o co chodzi! Odkąd pamiętam, trzymaliście się razem, więc na pewno słyszałaś, co się dzieje. Chcesz mi powiedzieć, że żadne z was nie ma pieniędzy, żeby spłacić ten dług?! – wrzeszczałam, krztusząc się własnymi łzami.
Byłam coraz bardziej zrozpaczona, ale Alina zachowywała się tak, jakby moja sytuacja nie robiła na niej żadnego wrażenia.
– To jest ryzyko biznesu – rzuciła. – Naprawdę nie mogę ci pomóc, nie wiem, gdzie jest Jarek i dlaczego ma kłopoty. A ja… Kochana, ja tylko wydaję kasę mojego konkubenta, sama nie mam nic, ani grosza.
Rozpłakałam się. Pamiętam, jak całe dzieciństwo tęskniłam, żeby Alina i Jarek przyjęli mnie do swojej paczki. Zawsze byli tak ładnie ubrani, zadbani, jedli piękne, kolorowe kanapki popijane sokami, spędzali wakacje w ciekawych miejscach. Za mną ciągnęło się odium dziecka kochanki, kobiety, która nawet nie potrafiła odbić faceta innej i zatrzymać go przy sobie.
Ojciec rzucił moją matkę, gdy tylko jego żona zagroziła rozwodem
Obiecał płacić alimenty, ale gdy w małżeństwie urodził mu się syn, stwierdził, że musi wybrać to, co jest najlepsze dla jego rodziny, i przestał na mnie łożyć. Mama z trudem wywalczyła jakieś ochłapy, bo sąd uznał, ze ojciec ma zbyt niskie dochody, żeby odpowiednio mnie wspierać. Dosłownie parę groszy, coś jak 200 zł teraz. Matka zawsze patrzyła na te pieniądze i płakała, więc obiecałam sobie, że nie skończę jak ona.
Postanowiłam, że nie uwierzę żadnemu mężczyźnie, a już na pewno nie prześpię się z nim przed ślubem. Dopięłam swego – wyszłam za mąż za, wydawałoby się, rozsądnego chłopaka. Niestety, kiedy zaszłam w ciążę, przygarnęła go pod swoje skrzydła inna kobieta. Mąż nie poszedł w ślady mojego ojca i nie wrócił skruszony do żony i dziecka. Przeciwnie – oznajmił, że nie czuje się gotowy na ojcostwo, i wyprowadził jeszcze przed narodzinami córki.
Gdy mała miała miesiąc, dostałam pozew rozwodowy z żądaniem podziału majątku
Po dwóch latach walk pani sędzia zostawiła mi mieszkanie, co nie zmieniało faktu, że nie miałam za co go utrzymać. Z małym dzieckiem na karku mogłam szukać jedynie pracy na pół etatu, a za to po dokonaniu opłat nie starczało mi nawet na pieluchy do końca miesiąca. Ciągle siedziałam w kieszeni rodziców, pożyczałam od znajomych, żeby dotrwać do wypłaty, potem oddawałam i po tygodniu znowu prosiłam o wsparcie.
Myślałam, że złapałam pana Boga za nogi, kiedy mała poszła do przedszkola. Wreszcie mogłam poszukać czegoś na cały etat. Najpierw sprzątałam w salonie fryzjerskim, potem dostałam pracę w barze u pani Halinki. Może nie przychodzili do nas zamożni klienci, ale z napiwków po dwóch latach oszczędzania uzbierałam na używany samochód. Wreszcie przestałam spóźniać się do przedszkola, no i córka była ze mnie dumna…
Moja Agatka chciała być jak inne dzieci, bała się wykluczenia, zupełnie jak ja kiedyś. Myślałam, że Jarek trafił do mojego baru przypadkowo, ale teraz, im dłużej o tym myślę, tym bardziej nabieram pewności, że dobrze to wszystko zaplanował. Zdziwił się i jednocześnie ucieszył na mój widok.
– Ela, ależ śliczna z ciebie dziewczyna! – powiedział z zachwytem.
Kilka dni później wpadła do mnie Alina. I tak, od słowa do słowa, zaczęliśmy się spotykać na kawie, kiedy tylko Jarek odwiedzał w mieście swoich rodziców. Czasami widywaliśmy się w trójkę, czasami tylko we dwoje. Nasze rozmowy sam na sam w niczym nie przypominały radosnych pogaduszek w towarzystwie Aliny.
Jarek zawsze wtedy pochmurniał i opowiadał mi, że robi tylko dobrą minę do złej gry, bo w rzeczywistości nie układa mu się z żoną, która szasta pieniędzmi na lewo i prawo, ma wobec niego ogromne oczekiwania, a on marzy o zacisznym hotelu ma Mazurach, ekologicznym jedzeniu i spokojnym życiu. Parę razy, jako że z racji długów żony nie zawsze był wypłacalny, prosił mnie, abym brała na niego chwilówki.
Początkowo bałam się, lecz skoro spłacał wszystko w terminie włącznie z odsetkami, to w końcu zgodziłam się podżyrować mu kredyt na wykończenie wnętrz w wymarzonym hotelu.
Nie bałam się, tym bardziej że drugim żyrantem była Alina
Owszem, zdziwiłam się trochę tym żyrowaniem, bo nie sądziłam, że jeszcze się je praktykuje, podobno jednak Jarek miał zbyt niskie udokumentowane dochody, a bank nie chciał udzielić mu kredytu pod zastaw ruiny, w którą zainwestował. Szczęśliwy, w prezencie dołożył mi się do zakupu lepszego samochodu, a miesiąc później przywiózł mi kino domowe. Potem rozmawiał ze mną jeszcze ze dwa razy i – ślad po nim zaginął.
– Wyjechał gdzieś, zaszył się w jakiejś głuszy, podobno kompletnie rozsypał się psychicznie – tłumaczyła mi Alina, kiedy zapytałam ją o adres kolegi; postanowiłam walczyć o swoje prawa w sądzie.
– Ciebie też podam! – rzuciłam wściekła.
To był błąd, bo Alina dobrze przygotowała się do pierwszej rozprawy, a ja wyrzuciłam w błoto ponad tysiąc złotych za opłaty sądowe i napisanie wniosku przez adwokata. Przegrałam. Na poczet długu komornik zajmuje co miesiąc połowę mojej pensji. Łaskawie on i bank dali się przekonać i zostawili mi mieszkanie (na razie), ale co z tego, skoro z tak minimalnymi dochodami nie zawsze mnie stać na opłacenie czynszu. Dług w spółdzielni rośnie, tymczasem ja stres przypłaciłam problemami z sercem.
Czytaj także:
Mój syn ma 23 lata i nie rozumie, że ma jeszcze czas na amory
Moja córka ma 3 dzieci. Nie poświęca im uwagi, bo ciągle siedzi w telefonie
Mam 4 synów. I dzięki Bogu, bo z córkami to tylko problemy