„Jako ochroniarz przyłapałem klienta na kradzieży. A on zemścił się i oskarżył mnie o pobicie. Straciłem pracę”

ochroniarz, który niesłusznie został oskarżony o pobicie fot. Adobe Stock, jassada watt
– Musisz złapać przynajmniej 10 osób miesięcznie, inaczej wylatujesz za brak skuteczności. – Nie martw się – klepnął mnie następnego dnia Tomek. – Ludzie kradną na potęgę, tych 10 wyłapiesz bez problemu. A od każdego powyżej dostaniesz premię.
/ 06.07.2021 14:18
ochroniarz, który niesłusznie został oskarżony o pobicie fot. Adobe Stock, jassada watt

Ojciec zawsze mi powtarzał, że jak facet jest w dobrej formie, silny, szybki i wysportowany, to zawsze da sobie w życiu radę. I coś w tym było, bo kiedy zdecydowałem się w końcu, po dziesięciu latach, wrócić z roboty w Irlandii, niemal od razu dostałem, wydawałoby się, łatwą pracę na umowę. Ucieszyłem się, bo to miła odmiana po harówce w fabryce z dala od rodziny.

Będziesz ochroniarzem? – zamrugała oczami mama, kiedy jej powiedziałem, że zdałem egzamin na licencję i mam robotę.
– No – przytaknąłem. – W galerii handlowej. Spokojna praca, właściwie to tylko jesteśmy tam dla dekoracji, bo wszędzie są bramki alarmowe.

Kiedy szef ochrony wręczał mi wykaz obowiązków, w dokumencie było coś takiego jak „wymagany poziom ujęć”.

– Ujęcie to inaczej złapanie złodzieja i odzyskanie mienia – wyjaśnił. – Musisz złapać przynajmniej dziesięć osób miesięcznie, inaczej wylatujesz za brak skuteczności.
– A jeśli nie będzie tylu złodziei miesięcznie? – zapytałem. – Przecież to nie zależy ode mnie, ile osób zdecyduje się kraść.

Zwalisty facet popatrzył na mnie bez odpowiedzi. Zrozumiałem, że nic go to nie obchodzi

Nie ujmę przynajmniej dziesięciu złodziei, stracę robotę, proste.

– Nie martw się – klepnął mnie następnego dnia Tomek, kolega po fachu. – Ludzie kradną na potęgę, tych dziesięciu wyłapiesz bez problemu. A od każdego powyżej dostaniesz premię. Niezła motywacja, co?

Okazało się, że miał rację. Nigdy bym się nie spodziewał, że matka z niemowlęciem w wózku będzie usiłowała wynieść pod kocykiem drogi krem albo że miło wyglądający starszy pan zostanie przyłapany na kradzieży butów. Tak, staruszek po prostu przymierzył buty w salonie, a potem spokojnie wymaszerował w nich ze sklepu.

Marek, dzisiaj koniec miesiąca, a ty masz tylko dziewięć ujęć – szef podszedł do mnie, kiedy przejmowałem zmianę. – Uprzedzam, masz jeszcze dziesięć godzin.

Rany, to była presja… Co miałem robić? Modlić się o złodzieja?

Co za absurd, że moja praca zależała od tego, czy ktoś postanowi dokonać przestępstwa! Zdałem sobie sprawę z tego, że to właśnie był haczyk w umowie. Przez siedem godzin stałem, obserwując czujnie wszystkich klientów, w ósmej bolały mnie już nie tylko nogi i plecy, ale i oczy. Ciągle jednak nikt nie zdradzał przestępczych skłonności. Co ja zrobię bez pracy? – myślałem przybity.

Naraz, tuż przed zamknięciem galerii, zauważyłem młodego mężczyznę w białej sportowej bluzie, który jakoś za bardzo interesował się damskimi perfumami. Chodził wzdłuż regałów, ale zamiast na flakoniki, patrzył to na sufit to na kasjerkę.

– Szukasz kamer, cwaniaku – pomyślałem i cały się spiąłem.

A potem opuściłem nisko głowę i obserwowałem go ukradkiem. W końcu zauważyłem ten ruch! Młody wziął z półki dwa flakony, ale odłożył tylko jeden. Nie zauważyłem, co zrobił z drugim, ale byłem pewien, że jakoś go ukrył w obszernej bluzie. Wiedziałem, że to nie amator – na pewno miał sposób na oszukanie bramki alarmowej, więc mogłem zrobić tylko jedno.

– Dobry wieczór, ochrona galerii. Czy może pan iść ze mną na zaplecze? – zapytałem grzecznie, stając przed nim w rozkroku.

Zobaczyłem, jak krew odpływa mu z twarzy i już wiedziałem, że mam swoje dziesiąte ujęcie. Chłopak jednak był nie w ciemię bity, od razu zaczął się stawiać i krzyczeć, że ochrona chce go wrobić w kradzież. W drogerii była tylko jeszcze jedna klientka, elegancka kobieta koło czterdziestki, która spojrzała na mnie z oburzeniem i ostentacyjnie wymaszerowała ze sklepu. Tego moi szefowie cholernie nie lubili. Ujęcia mieliśmy przeprowadzać dyskretnie, by nie wystraszyć innych klientów.

– Bardzo proszę, to zajmie tylko chwilę – obok nas zmaterializował się kierownik salonu, rzucając mi mordercze spojrzenie.

Ta klientka wyglądała na zamożną. Młody jednak nie chciał iść po dobroci, a ochroniarzom nie wolno stosować przymusu fizycznego.

– Niczego nie ukradłem! – darł się. – Nie macie prawa mnie przeszukiwać!
– My nie, ale policja tak. Dzwonię po nich – powiedział szef salonu.

Gliniarze się nie spieszyli. Przyjechali grubo po zamknięciu galerii

Przy podejrzanym oczywiście znaleźli perfumy za prawie cztery stówy. Pasek alarmowy był odklejony, towar gotowy do wyniesienia.

– Podrzuciłeś mi to! – wrzeszczał, patrząc na mnie z nienawiścią.

Niestety, nagranie z monitoringu mi nie pomogło. Chłopak stał tyłem do kamer (jestem przekonany, że wcześniej sprawdził, gdzie one są) i nie było widać momentu schowania perfum. Było natomiast bardzo wyraźnie widać, jak do niego podchodzę i wyciągam w jego stronę rękę.

Złożono na mnie doniesienie. Podobno kogoś brutalnie pobiłem

Policjanci w końcu go puścili. Spisany złodziej, wychodząc, rzucił się jeszcze w moim kierunku, obiecując, że mu za to zapłacę. Zachowałem spokój. A co niby mógł mi zrobić? Dowiedziałem się tego dwa dni później. Kierownik sklepu powiedział, że mam natychmiast jechać na komisariat. Tam dowiedziałem się, że przedwczoraj w godzinach wieczornych złożono na mnie doniesienie. Podobno kogoś brutalnie pobiłem.

– Co? Jego? – rozpoznałem nazwisko na doniesieniu. – Tego złodzieja?
– On twierdzi, że niczego nie ukradł – sprostował policjant. – Że pan podrzucił mu towar. Sprawdziliśmy pana. Ma pan wymagany poziom ujęć ustalony na dziesięć, a w tym miesiącu złapał pan tylko dziewięć osób. Gdyby go pan nie przyłapał, straciłby pan pracę. To niezły motyw.
– Bzdura! – obruszyłem się.
– A kiedy pana zdemaskował – ciągnął policjant niewzruszenie – wyszedł pan za nim z galerii, dopadł go i brutalnie pobił!

Spędziłem godzinę na tłumaczeniu, że ostatni raz widziałem złodzieja w galerii, gdy mi groził

Wspomniałem o tym, ale policjant tylko wzruszył ramionami. W jego oczach miałem motyw, sposobność i nie miałem alibi. Nikt nie widział mnie, jak grzecznie wracałem do domu. A chłopak miał złamany nos i pęknięte żebro.

– Sugeruje pan, że sam to sobie zrobił, żeby się na panu odegrać? – w głosie gliniarza wyczułem drwinę.
– Niczego nie sugeruję – byłem zbity z tropu. – Ale to nie ja go pobiłem!

Gliniarz przesunął wzrokiem po moich szerokich barkach i zerknął na ciężkie, wojskowe buty, które nosiłem do pracy. Zrozumiałem jego bezsłowną aluzję.

– Sprawdzimy to, może pan być spokojny, sprawdzimy – obiecał gliniarz ze złośliwym błyskiem w oku.

Doniesienie na mnie zostało włączone do akt i ruszyła machina śledcza. Na razie nie byłem o nic oskarżony, ale i tak szef wezwał mnie na rozmowę.

– Chyba rozumiesz, Marek, że to syfiasta sprawa – zaczął i już wiedziałem, że jest źle. – Ujęcie było przeprowadzone nieprofesjonalnie, spłoszyłeś inną klientkę, a teraz ta sprawa z pobiciem…
– Nie pobiłem go, szefie! – zerwałem się z krzesła. – Wymyślił to, żeby się odegrać, bo go przyłapałem!
– I co? Sam się pobił? – szef pokręcił głową. – Nieważne, niech sobie policja w tym grzebie. Dla mnie ważne jest jedno: nie mogę zatrudniać ochroniarza, który ma założoną sprawę o pobicie.

I tak w ciągu pięciu minut straciłem pracę… Nie to jednak było najgorsze. Branża ochroniarska to dość hermetyczne środowisko, szybko rozeszła się wieść, że mam na policji sprawę o pobicie klienta. Moje CV lądowało więc w koszu każdego sklepu, butiku i supermarketu w mieście.

– A może spróbujesz w innej branży? – zasugerowała nieśmiało mama po trzech miesiącach mojego bezrobocia. – W gastronomii czy coś…

Jasne, chciałem. Usiłowałem stanąć przy piecu w budce z kebabem. Ale jakoś i tam mnie nie chcieli. W końcu jest kryzys, pracy nie znajduje się ot, tak…

– Marek, widziałam ogłoszenie na dworcu – powiedziała któregoś dnia mama z widoczną nadzieją. – Szukają kogoś do baru. Pytałam, praca tylko dla mężczyzny i głównie nocami, ale może…

Pojechałem tam od razu. Szybko zrozumiałem, dlaczego to praca tylko dla faceta. Bar był umiejscowiony między poczekalnią a cuchnącymi dworcowymi toaletami. Nawet w dzień na krótkich ławkach spało dwóch bezdomnych, a przed szklanym wejściem kiwało się trzech pijaczków. Nocami musiało tu być naprawdę nieprzyjemnie.

– Chce pan tę robotę? Tylko uprzedzam, tu można w mordę zarobić – rzucił facet zza lady, wysoki i barczysty jak ja, ale ze dwadzieścia lat starszy. – Ja mam dosyć tego syfu. Pracuję tu piąty rok i się wynoszę. Wie pan, ile razy widziałem, jak tu kogoś pobili?

Dwa miesiące później dostałem pismo, że sprawa została umorzona

– Pewnie często – rozejrzałem się po obskurnym wnętrzu i ścianach pomazanych wulgarnymi graffiti. – Tu w ogóle jest jakaś ochrona albo monitoring?
– Kamera jest, jedna – wskazał brodą na sufit nad kasą – ale ochrona? – prychnął. – Człowieku, to miejski obiekt, a miasto nawet na przepchanie kibli żałuje pieniędzy. Czujesz pan, jaki tu smród leci?

Czułem. Faktycznie, to nie była praca marzeń, ale nie zamierzałem wybrzydzać.

– Wezmę tę posadę – powiedziałem. – Praca nocami, tak?
– Zgadza się – kiwnął głową i odstawił nie do końca czystą szklankę. – W dzień tu jest jeszcze jako tako, bo są podróżni i więcej personelu, ale nocami… Same ciemne typy, czasem tylko jakiś zbłąkany turysta się trafi. Ostatnio widziałem, jak tu chłopaka pobili. Wymoczek taki, siedział na ławce i nagle podeszli i zaczęli go szarpać. Chyba o bluzę im chodziło, taką białą miał, gnojom się musiała spodobać…

Coś mnie tknęło, kiedy usłyszałem ten opis, ale pozwoliłem staremu mówić dalej.

– …walnęli go w twarz, a potem zrzucili na ziemię i skopali. Podbiegłem oczywiście, żeby mu pomóc, ale tamci zerwali z niego tę bluzę i uciekli.
– Zadzwonił pan na policję?
– Nie – pokręcił głową. – Chłopak nie chciał. Szybko się zmył.
– A pamięta pan, kiedy to było? – czepiłem się irracjonalnej nadziei.
– No… – zagapił się w kalendarz z panoramą gór na brudnej ścianie. – Ostatni dzień lipca, kasę rozliczałem. A czemu pan pyta?

Opowiedziałem mu, jak w ostatni dzień lipca złapałem na kradzieży złodzieja, a potem wezwano mnie na komisariat i przedstawiono zarzut brutalnego pobicia.

– A tę kamerę znad kasy to kto obsługuje? – zainteresowałem się.

Okazało się, że jest firma zewnętrzna, która zajmuje się monitoringiem dworca. Tak naprawdę jej pracownik przyjeżdżał raz na tydzień, żeby sprawdzić, czy wszystko działa jak należy, a nagrania przeglądano wyłącznie, kiedy żądała ich policja. Głównym zadaniem kamery było odstraszanie potencjalnych bandytów, którym przyszłoby do głowy zrobić skok na dworcową kasę.

Miałem szczęście. Mój złodziejaszek, bo to rzeczywiście był on, pół godziny po tym, jak wyszedł z galerii, przylazł na dworzec i usiadł na ławce, którą obejmowało oko kamery. Stary barman miał rację, jakimś łobuzom spodobała się jego gruba, biała bluza z kapturem i zaczęli się jej domagać. Wywiązała się bójka, złodziej dostał parę ciosów i kopniaków, ale nie chciał powiadomić policji. Bo zapewne właśnie wpadł na dużo lepszy pomysł…

– Postanowił wykorzystać swoje obrażenia, żeby się na mnie zemścić – powiedziałem na komisariacie, kończąc swoją opowieść. – Poszedł na obdukcję i złożył doniesienie. Ale wystarczy przejrzeć nagranie z dworcowej kamery.

Dwa miesiące później dostałem pismo z policji, że sprawa została umorzona. Nagranie oczyściło mnie z zarzutów, za to wpędziło złodzieja w jeszcze większe kłopoty za składanie fałszywych zeznań. Dowiedziałem się nawet, że jest na to osobny paragraf. Facet naprawdę miał przerąbane.

– To co? Wracasz do pracy w galerii? – zapytała mama, kiedy wszystko się uspokoiło. – Muszą cię przyjąć z powrotem, bo inaczej możesz ich pozwać do sądu pracy…
– Nie, nie wrócę tam – odparłem. – Gadałem z Tomkiem, on też ma dość tych chorych zasad z dziesięcioma ujęciami, żeby zachować posadę. Chcemy otworzyć własną agencję ochrony. Mamy licencje ochroniarzy i przeszliśmy szkolenia, możemy więc mieć własną firmę.
– Własną firmę? – mama zamrugała oczami. – Ale synek, co ty będziesz robił? Skąd weźmiesz klientów?
– Z miasta, mamo – odpowiedziałem. – A właściwie to miasto będzie naszym klientem. Chcemy złożyć ofertę na ochronę dworca. To chuligaństwo na dworcu musi się skończyć!

Czytaj także:
„Mąż ma pretensje o to, że niańczę swojego brata. A przecież nawet gdy pożyczę mu kasę, to potem oddaje”
„Przez mój długi jęzor wszyscy wiedzą, że moja przyjaciółka była molestowana przez ojca. Skarciłam jej zaufanie i miłość"
„Po rozwodzie wszystkie przyjaciółki się ode mnie odsunęły. Bały się, że... ukradnę im mężów"

Redakcja poleca

REKLAMA