„Jakiś typ chciał mi podebrać ostatnie pudełko lodów czekoladowych. Zrugałam go, ale potem zaczęłam mieć wyrzuty sumienia”

smutna kobieta je lody fot. Adobe Stock, AntonioDiaz
„Teraz z kolei ja się zdziwiłam, bo chociaż tak gwałtownie zaprotestowałam, naprawdę nie liczyłam na to, że cokolwiek w ten sposób osiągnę. Ot, chciałam po prostu wyładować swoją złość na ten niesprawiedliwy świat, i na to, że kiedy w końcu wyszłam z ciepłego domku na mróz, ktoś w ostatniej chwili pozbawił mnie smakołyku”.
/ 09.05.2023 13:15
smutna kobieta je lody fot. Adobe Stock, AntonioDiaz

Przez cały wieczór marzyłam o wielkim pucharku pełnym moich ulubionych lodów. Takich z wielkimi kawałkami czekolady, chrupiącymi przy każdym kęsie. Wiem, że to niezdrowo zajadać słodycze, zwłaszcza po nocy, a jednak nie potrafiłam odgonić od siebie tych natrętnych myśli.

„Zamieć za oknem, a tobie się lodów zachciało! Jakby ci jeszcze było mało tej paskudnej zimy” – strofowałam się. Walczyłam ze sobą, ale w pewnym momencie poczułam, że nie dam już rady. Choć była prawie pierwsza w nocy, po prostu musiałam zjeść te lody i już!

„Chociaż jedną łyżeczkę, inaczej nie zasnę”

Pokonana przez własną słabość zarzuciłam na siebie płaszcz i wsiadłam do samochodu, żeby podjechać na najbliższą stację benzynową. Było to jedyne miejsce, gdzie o tej porze można jeszcze dostać lody w niedzielną noc.

Sklepik na stacji wydawał się całkiem pusty. Naprawdę nie wiem, skąd się wziął facet, który ni stąd, ni zowąd sięgnął ponad moim ramieniem, zabierając mi sprzed nosa ostatnie czekoladowe lody, które leżały w lodówce. Obejrzałam się mocno wkurzona i zlustrowałam wzrokiem intruza.

– Przepraszam bardzo, ale ja byłam pierwsza – zwróciłam mu uwagę.

Zatrzymał się w pół kroku do kasy i spojrzał na mnie mocno zdziwiony.

– Przecież w lodówce jest jeszcze mnóstwo lodów – powiedział, wysoko unosząc brwi.

– Owszem, ale pan wziął ostatnie o smaku czekoladowym! – odparowałam.

– W takim razie przepraszam – odparł niespodziewanie, po czym oddał mi lody!

Teraz z kolei ja się zdziwiłam, bo chociaż tak gwałtownie zaprotestowałam, gdy zabrał mi ostatnie lody, naprawdę nie liczyłam na to, że cokolwiek w ten sposób osiągnę. Ot, chciałam po prostu wyładować swoją złość na ten niesprawiedliwy świat, i na to, że kiedy w końcu wyszłam z ciepłego domku na mróz, ktoś w ostatniej chwili pozbawił mnie smakołyku, po który się fatygowałam.

– Dziękuję! – burknęłam niegrzecznie.

Byłam absolutnie pewna, że facet wróci do lodówki, żeby wybrać lody o innym smaku, on jednak ruszył ku wyjściu.

Halo! Są jeszcze inne lody! – zawołałam za nim, zanim pomyślałam, co robię. No bo co mnie właściwie obchodzi, że ten obcy mężczyzna odchodzi z kwitkiem?

To przecież nie mój problem...

On tymczasem odwrócił się i powiedział:

– Ale ja innych nie lubię…

– Ja też nie – westchnęłam, czując coś w rodzaju wyrzutów sumienia.

I nagle, sama się sobie dziwiąc, że wpadłam na tak absurdalny pomysł, wypaliłam:

– Mogę panu oddać połowę moich!

Zatrzymał się w drzwiach i spojrzał na mnie z autentycznym zainteresowaniem.

– I tak sama nie zjem całego pudełka – wyjaśniłam, czując, że się czerwienię. – A właściwie to zjem... a nie powinnam.

Na to stwierdzenie zaśmiał się szczerze.

– A jak pani to sobie wyobraża? Mam władować swoją połowę do kieszeni? – zapytał z uśmiechem. – Coś mi się zdaje, że nie przetrwałyby tak zbyt długo...

– Tutaj są przecież kubeczki na kawę i plastikowe łyżeczki – pokazałam mu kącik kawowy w rogu sklepu, gdzie stało kilka stolików. – Możemy je tam przełożyć.

To chyba niezły pomysł – przyznał. – Ale pod warunkiem, że ja stawiam!

No to nieźle wyszło...

Od wieków żaden facet nie postawił mi lodów! Zdecydowanie spodobała mi się ta propozycja.
I tak oto zasiadłam w środku nocy przy niewielkim stoliku na stacji benzynowej z nieznajomym mężczyzną.

Za oknami padał śnieg, a my jedliśmy lody czekoladowe w kubeczkach po kawie. Gawędziliśmy przy tym o wszystkim i o niczym, jak dwoje obcych sobie ludzi, którzy przypadkiem znaleźli się w tym samym miejscu, a za chwilę każde z nich pójdzie w swoją stronę. Muszę przyznać, że dobrze nam się rozmawiało.

Gdy skończyliśmy jeść, podnieśliśmy się z krzeseł prawie jednocześnie.

– Dobranoc – usłyszałam, przy czym facet lekko się zawahał, jakby chciał powiedzieć coś jeszcze. A może mi się tylko wydawało? 

„W sumie to mógłby być nawet początek jakiejś romantycznej historii” – pomyślałam, odjeżdżając ze stacji benzynowej.

Jednak życie to nie film i w naszym wypadku nie będzie dalszego ciągu. Szkoda, bo facet był całkiem przystojny i równie sympatyczny.

A ja nawet nie zapytałam, jak mu na imię...

„Robisz się coraz bardziej sentymentalna!” – zganiłam się w duchu, parkując pod domem. Dobrze wiedziałam, dlaczego tak jest. Od czasu, gdy rozstałam się z ostatnim chłopakiem, byłam bardzo samotna. Siedziałam w domu i zabijałam czas, oglądając komedie romantyczne i czytając romansidła.

Następnego ranka, nieprzytomna po zarwanej nocy, zwlokłam się z łóżka do pracy. W nawale biurowych zajęć zapomniałam o nieznajomym, a wszystkie romantyczne myśli znikły z mojej głowy. Stacja benzynowa przestała mi się jawić jako ciepła i jasna przystań dla nocnych marków. W świetle dnia była niczym więcej jak zwykłą stacją.

Przez następne dwa, może trzy tygodnie nawet nie spojrzałam w jej kierunku. Aż w końcu zaświeciła się w moim samochodzie lampka kontrolna paliwa.

Trzeba zatankować! – stwierdziłam. W ciągu dnia na stacji było sporo ludzi, a ja się spieszyłam. Zapewne nie zwróciłabym więc uwagi na tamto ogłoszenie, gdyby kasjer nie spytał, czy nie potrzebuję przypadkiem płynu do spryskiwaczy.

– Faktycznie, potrzebuję! – przypomniałam sobie, że niedawno się skończył.

Zapłaciłam więc za płyn i podeszłam do półki stojącej przy wyjściu, aby wziąć jedną butelkę. Wtedy mój wzrok przyciągnęła kartka przyczepiona do szyby.

W pierwszej chwili pomyślałam, że pewnie zgubił się jakiś pies, ale kiedy przebiegłam wzrokiem tekst, oniemiałam, a potem roześmiałam się w głos!

„Amatorkę czekoladowych lodów, poznaną pewnej zimowej nocy, uprzejmie proszę o kontakt”. I podany telefon komórkowy.

Zapisałam go na chusteczce

Gdy tylko dotarłam do domu, zadzwoniłam.

– Dzień dobry, kłania się amatorka czekoladowych lodów – powiedziałam wesoło.

– Dzień dobry – odezwał się miły, głęboki głos po drugiej stronie. – Przepraszam, ale najpierw muszę zadać pani jedno pytanie. W co była pani ubrana tamtej nocy?

Czemu ten facet mnie sprawdza? Zawiesił kartkę, podał numer, a ja dzwonię. Więc o co chodzi? Niezbyt mi się to podobało...

– W beżowy płaszcz z kapturem obszytym futerkiem – odparłam już bez entuzjazmu.

Nie tak wyobrażałam sobie początek naszej konwersacji. Gdzie tu romantyzm?! Facet po drugiej stronie odetchnął z ulgą.

– To faktycznie pani – powiedział. – Proszę mi wybaczyć to śledztwo, ale kiedy wywieszałem na szybie numer telefonu, w swojej naiwności sądziłem, że zadzwoni tylko jedna, ta właściwa osoba. Tymczasem miałem już kilkanaście telefonów.

– A mnie w jakim celu pan szukał? – zapytałam rozbawiona tą opowieścią.

– No... prawdę mówiąc, w damsko-męskim – odparł. – Pomyślałem sobie, że skoro lubimy takie same lody i tak dobrze nam się rozmawiało o pierwszej w nocy, to może jest to wcale niezły początek znajomości, którą warto kontynuować. Co pani na to?

– Jeszcze nie wiem, co konkretnie pan proponuje – trzymałam go w niepewności.

– Kino, kawiarnia i spacer? – rzucił, parafrazując starą polską piosenkę.

Podobało mi się jego poczucie humoru

Pomyślałam, że może warto zaryzykować. Od dobrych dwóch lat, czyli od momentu, kiedy rozstałam się z Markiem, nikt nie zaprosił mnie na randkę. Przynajmniej w taki romantyczny sposób, bo propozycji typu: „U mnie czy u ciebie?” rzuconych po paru drinkach po prostu nie liczę. Nigdy z nich nie korzystałam, to nie był mój poziom.

– Zgoda – rzuciłam do słuchawki, uradowana jak mała dziewczynka.

– Bardzo się cieszę, pani...?

– Dagmaro – uśmiechnęłam się.

– Ja mam na imię Aleksander, dla przyjaciół Aleks. Czy może być najbliższa sobota?

– Jak najbardziej – przytaknęłam.

– To w takim razie do zobaczenia w sobotę! Lecę na stację zdjąć ogłoszenie, żeby babki przestały już do mnie wydzwaniać.

Dokładnie dwa lata później stanęliśmy na ślubnym kobiercuPrzypadkowe spotkanie przy lodach zaowocowało prawdziwą miłością. Szybko bowiem okazało się, że łączy nas dużo więcej niż tylko uwielbienie dla lodów czekoladowych. Mamy wiele wspólnych cech, które sprawiły, że znajomi okrzyknęli nas idealnie dobraną parą.

Już w trzy miesiące po ponownym spotkaniu zamieszkaliśmy razem i nawet jeśli zdarzają się nam drobne niesnaski, to co do jednego jesteśmy zgodni – w naszej lodówce zawsze stoi pudełko lodów czekoladowych. A jeśli go nie ma? Natychmiast idziemy do najbliższego sklepu. Nawet o pierwszej w nocy… 

Czytaj także:
„Sąsiedzi nazywali mnie dziwaczką, bo pomagałam biedakom. Nie zależało mi na pieniądzach – może to ich bolało”
„Podczas lunchu zauważyłam, że facet zostawił na stole dziwną kopertę. Nie mogłam uwierzyć w to, co w niej znalazłam”
„Nałóg prawie zniszczył całe moje życie. Tak naprawdę uratował mnie synek i bieda, która zajrzała nam do lodówki”
 

Redakcja poleca

REKLAMA