„Jak można być z facetem, który nie uznaje żony za rodzinę? Jego zdaniem rodzina to mamusia, a żona - domowa służba, która urodziła dzieci”

Mąż nie uznawał żony za część rodziny fot. Adobe Stock, WavebreakmediaMicro
„– Jestem tylko żoną, a jak wiadomo, żon można mieć kilka. Matkę i siostrę ma się jedną. To złota myśl teściowej, a mąż jej przyklaskiwał. Dla niej nie tworzyliśmy rodziny, byłam tylko dodatkiem. Kiedy szwagierka została wdową, mąż był tak zajęty wychowywaniem jej syna, że zapomniał o własnych dzieciach, bo przecież więzy krwi były najważniejsze”.
/ 22.10.2022 14:30
Mąż nie uznawał żony za część rodziny fot. Adobe Stock, WavebreakmediaMicro

– Maria oszalała, chce mnie opuścić. Proszę jej przetłumaczyć, że to bez sensu – wyrzucił z siebie Julian, ledwie usiadł na kozetce.

Skóra obicia zaskrzypiała nieprzyjemnie, jakby chciała mu odpowiedzieć. Ledwie udało mi się ukryć uśmiech, od dawna podejrzewałam żartem, że mądry mebel ma duszę i niejedno rozumie. Kozetka była leciwa, odziedziczyłam ją po moim mentorze, znała mnóstwo ludzkich dramatów, latami słuchała zwierzeń skłóconych małżonków, nasiąkła ich emocjami, nic dziwnego, że zaczęła reagować.

– Nie mam sobie nic do zarzucenia, nie piję, nie biję, spokojny facet jestem – zareklamował się Julian.

Kozetka wydała szyderczy odgłos kompromitujący każdego dobrze wychowanego człowieka. W towarzystwie takich rzeczy się nie robi.

Julian poczerwieniał na twarzy

– To nie ja – zapewnił jak uczniak.

– Oczywiście, że nie pan, nie śmiałabym w to wątpić. Skóra obicia jest stara, dziwnie trzeszczy, będę musiała wymienić tapicerkę – odparłam zmienionym głosem, z trudem powstrzymując śmiech.

Maria, jego żona, zaśmiewała się bez skrępowania, mąż obrzucił ją zranionym wzrokiem.

– Co cię tak bawi? Nie przyszliśmy tu dla rozrywki.

– Nie? A w jakim celu? – Maria spoważniała i uniosła w górę brwi.

– Nie udawaj, że nie wiesz! Dlaczego chcesz odejść?

– Rozmawialiśmy już o tym, ale nie zrozumiałeś – powiedziała Maria z nagłym znużeniem. – Teraz też nie dotrze do ciebie, szkoda gadania.

Postanowiłam się wtrącić.

– Nie szkoda – zapewniłam Marię. – Nie wiem jak pani mąż, ale ja chętnie bym się dowiedziała, co skłoniło panią do myśli o rozwodzie.

– Mów, mów – zachęcił żonę Julian – wyjaw pani doktor prawdziwy powód swojej decyzji. Poznałaś kogoś? Na pewno tak, to by wszystko wyjaśniało. Nie wstyd ci przed dziećmi? W tym wieku puszczać się na szaleństwa godne nastolatki, wybacz, ale to źle o tobie świadczy.

– Jedź do Aliny, pogadasz sobie z nią, ona potwierdzi twoje domysły i doda kilka od siebie – zachęciła go życzliwie żona.

– Nigdy nie lubiłaś mojej siostry – zarzucił jej w odpowiedzi mąż.

Wychyliłam się czujnie do przodu, przede mną rozgrywał się ciekawy spektakl dwojga zranionych ludzi. W ten sposób nigdy się nie dogadają.

Najpierw pani, proszę – wywołałam do odpowiedzi Marię. – Pan wypowie się za chwilę – usadziłam wzrokiem Juliana.

– Dobrze, chętnie posłucham – rozsiadł się ostrożnie na kozetce, pamiętając o jej narowach.

Maria ciężko westchnęła, jakby miała się zabrać do niechcianej pracy. W przeciwieństwie do męża nie wyglądała na zaniepokojoną, raczej na zmęczoną i zrezygnowaną.

– Julian w to nigdy nie uwierzy, będzie węszył istnienie drugiego mężczyzny, nic na to nie poradzę. Odchodzę, bo chcę uratować siebie. Mam zamiar cieszyć się jesienią życia, odzyskać radość, jeśli to możliwe.

– Trele-morele – zdenerwował się Julian. – Nasze małżeństwo było udane, żyliśmy zgodnie, odchowaliśmy dzieci, a ty teraz mówisz, że to koniec i podajesz wydumane powody? Kto ci uwierzy?

– W tym problem – przyznała Maria. – Jeśli powiem, że powodem jest nadmierna rodzinność męża, też nikt nie uwierzy. Julian kocha swoich bliskich, zrobiłby dla nich wszystko – powiedziała zwracając się do mnie. – Dopóki żyła teściowa, powtarzała do znudzenia, że rodzinę ma się tylko jedną i trzeba o nią dbać. Julian bardzo wziął sobie do serca rady matki.

– I co w tym złego? – zdenerwował się pomówiony.

– To, że nie jestem związana z tobą pokrewieństwem, nie należę do twoich bliskich. Jestem tylko żoną, a jak wiadomo, żon można mieć kilka. Matkę i siostrę ma się jedną. To złota myśl teściowej – wyjaśniła mi Maria. – Julian ją przejął i też zaczął powtarzać, ale dopiero później, po śmierci matki. Godnie ją zastąpił. Wtedy pomyślałam, że trzeba się zbierać, nic nie wyjdzie z małżeństwa z człowiekiem, który po latach wspólnego życia wciąż widzi we mnie obcą kobietę, która przypadkiem zaplątała się do jego łóżka, urodziła mu dzieci i gotuje obiady. Musiałam wszystko przemyśleć, zastanowić się, czy dalej chcę żyć z człowiekiem, który nie widzi we mnie najbliższej osoby.

– Nieprzemyślane decyzje to twoje drugie imię – mruknął ironicznie Julian.

Żona to nie rodzina, słyszała pani to powiedzenie? – spytała Maria, nie zaszczycając go spojrzeniem. – Julian często je powtarza, na poważnie i dla żartu. To jego motto. Rozsiewa idiotyzmy, nie zdając sobie sprawy z ich wagi.

– To przekonanie nie jest takie rzadkie – odezwałam się. – Więzy krwi i dziedziczenie genów wydają się być dla niektórych panów priorytetem, według którego stopniują moc swojego przywiązania. Żona jest potrzebna, ale to nie rodzina, nie warto się dla niej starać, jeśli trzeba wybierać, mężczyzna zawsze stanie po stronie bliskich, wśród których się wychował i z którymi czuje się związany.

– Dokładnie tak – ożywiła się Maria, szczęśliwa, że wreszcie została zrozumiana. – Ileż razy to przerabiałam! Teściowa robiła naloty, wpadała z niezapowiedzianymi inspekcjami, bo była u siebie, jak twierdził Julian. Dom syna był jej domem, musiałam na każdym kroku jej ustępować, bo to matka. A matkę jak wiadomo…

– ...ma się tylko jedną – dokończyłam.

Zachowałam się całkowicie nieprofesjonalnie

Ale terapeutka też człowiek, miałam podobne doświadczenia z teściową.

– Dom syna? – spytałam z pozorowanym zdziwieniem. – Myślałam, że to był wasz wspólny dom?

– Oczywiście, że był – potwierdził Julian.

– Do pewnego stopnia – sprostowała Maria. – Dla teściowej był to dom syna, i basta. Czasem miałam tak dość duetu matka–syn, że myślałam o rozwodzie, ale w małżeństwie trzymały mnie dzieci, chciałam, żeby Maks i Jagna wychowywali się w pełnej rodzinie, z tatą i mamą. Naloty teściowej przetrzymywałam, zaciskałam zęby i czekałam, aż zniknie. Przypisywałam jej całe zło, Julian jeszcze wtedy nie twierdził, że nie jestem jego rodziną, myślałam, że wszystko się ułoży. Gdybym wiedziała, co będzie dalej, dawno bylibyśmy po rozwodzie.

– Z powodu mamy? – Julian naprawdę się zdumiał.

– Co niedziela jeździliśmy do niej na obiad, to był obowiązek, danina, której oczekiwała i której nie pozwalała się pozbawić. Raz usłyszałam coś, co mnie zelektryzowało. „Pamiętaj Julek o rodzinie, więzy krwi są najważniejsze. O bliskich trzeba dbać, masz tylko jedną matkę i siostrę, nikim nas nie zastąpisz”.

Julian poruszył się niespokojnie, kozetka skrzypnęła w proteście.

– Teściowa mówiła to w najlepszej wierze, uczyła syna, jak ma postępować, nie chciała mi dokuczyć. Ona w ogóle nie brała mnie pod uwagę! Byłam nieistotnym dodatkiem, żoną, którą należy mieć, bo taki jest porządek świata. Nie zdawała sobie sprawy, co czuję słuchając, nie interesowało jej to. Ważna była tylko jej rodzina.

– Wnuki, Maks i Jagna, do niej należały? – zainteresowałam się.

Julian wodził spojrzeniem od żony do mnie, nie rozumiejąc do czego zmierzam. Maria potwierdziła.

– One tak, ja nie. Problem polegał na tym, że dzieci były mocno związane ze mną, nie można mnie było wykluczyć, a ja byłam w tej rodzinie obcym elementem. To nie pozwalało teściowej w pełni zaangażować się emocjonalnie po stronie wnuków, zawsze wydawało jej się, że coś jest z nimi nie tak. Uwagi „matka was źle wychowała” były na porządku dziennym, Maks i Jagna buntowali się. Niezbyt kochali babcię. Im byli starsi, tym więcej rozumieli, chociaż nigdy im się nie żaliłam.

– W to akurat wątpię, nie odsunęli by się ode mnie, gdybyś ich nie nastawiła przeciwko rodzonemu ojcu – sarknął Julian.

Wyglądał na zdezorientowanego

Kierował się wpojonymi mu zasadami, które przyjął za własne, wydawały mu się dobre, rozumiał je i identyfikował się z nimi. Najważniejsza była rodzina w której się wychował. Ta, którą założył musiała zejść na dalszy plan. Przecież nie mógł się rozdwoić! Uważał się za dobrego męża i ojca, ale coś nie wyszło. Co? Tego nie wiedział, winą obarczał Marię.

– Kiedy pochowaliśmy teściową, na piedestał weszła siostra – ciągnęła Maria. – Chciałam się z nią zaprzyjaźnić, ale nie udało się. Za to Julian był jej ciągle potrzebny, zwłaszcza gdy mąż ją zostawił. Została sama z dzieckiem, z początku jej współczułam, oferowałam pomoc, ale ona wolała zwracać się do brata. Julian woził siostrzeńca do lekarza, odbierał z przedszkola, starał się przy nim bardziej niż przy własnych dzieciach.

One miały ciebie, nie pracowałaś, mogłaś im poświęcić cały swój czas – oburzył się Julian.

– Maks i Jagna widzieli, co się dzieje, pytali o tatusia, ale potem przestali. Julian wpadał do domu odpocząć, nie miał do nich głowy. Pytał zdawkowo jak w szkole i na tym kończyła się rozmowa. Za to siostrzeńca wychowywał, angażował się w jego sprawy, wiedział o nim wszystko.

– Chłopak wychowywał się bez ojca, co miałem zrobić? Przecież to najbliższa rodzina!

– A o rodzinę trzeba dbać, więzów krwi niczym nie zastąpisz... – dokończyła Maria.

– Powiedziałaś to tak, jakby to była zbrodnia – Julian spojrzał na nią uważnie.

– Nie miałeś czasu i ochoty wychowywać własnych dzieci, a zajmowałeś się siostrzeńcem. Czy to źle? A jak myślisz?

– Maksowi i Jagnie niczego nie brakowało – wybuchnął Julian.

– Brakowało im ojca, twojego zainteresowania. Mieszkałeś z nami ciałem, duszą byłeś przy siostrzeńcu i siostrze. To z nimi byłeś związany, nie z nami.

– Pleciesz bzdury.

– Wolałabym, żeby tak było. Maks i Jagna przystosowali się, ale twoje oddanie prawdziwej rodzinie było zbyt widoczne i bardzo ich raniło. Wiem, bo mi o tym powiedziała Jagna. Maks milczał, myślę, że w ten sposób cię chronił.

– Ale to on pierwszy nas zostawił i wyjechał z kraju – powiedział rozgoryczony.

– Przetarł szlak, za nim wyruszyła Jagna, a ja poczułam się bardzo samotna. Wiesz, kiedy nie wytrzymałam? Jak pojechałeś do siostry, żeby jej pomóc. Tylko tyle wiedziałam, czekałam spokojnie aż wrócisz, weekend zapowiadał się ładnie, miałam dla ciebie niespodziankę, zaplanowałam piknik w plenerze. Chciałam się do ciebie zbliżyć, spędzić z tobą trochę czasu, poczuć, że jesteśmy sobie bliscy. Ale ty nie wróciłeś. Zadzwoniłeś wieczorem z Mazur, z działki znajomych siostry. Nie wiedziałam, że wybraliście się nad jeziora, chętnie bym się z wami zabrała. Dlaczego mi tego nie zaproponowałeś?

– Alina poprosiła, żebym odwiózł ją na działkę przyjaciół, pomyślałem, że obrócę raz-dwa. Nic ci nie mówiłem, bo niechętnie odnosiłaś się do takich pomysłów siostry. Mówiłaś, że za bardzo się mnie czepia i jeszcze gorsze rzeczy. Wróciłbym po południu i po sprawie, miałabyś swój piknik. No, ale się zasiedziałem, znajomi nas ugościli, nie było sensu wracać nocą. Zostałem. Skąd miałem wiedzieć o pikniku? Gdybym wiedział, że zrobisz o to takie larum, zakończone rozwodem, wsiadłbym w samochód.

Maria spojrzała na niego bez emocji

– Czekając na ciebie, kolejny raz odsunięta na dalszy plan i zapomniana, zrozumiałam, że nigdy nie będę dla ciebie tak bliska, jak twoja prawdziwa rodzina. Nie będę wiedziała, na czym siedzę, bo zawsze będzie coś ważniejszego, co będziesz musiał zrobić dla siostry. Postanowiłam wyjechać za dziećmi, znaleźć pracę, odbudować swoje życie i dłużej się nie zadręczać. Tyle lat czekałam, żebyś mnie zauważył, starałam się, ale ty miałeś już rodzinę, nie mogłam z nią konkurować. Poddałam się, nie przekonam cię do siebie.

– To nieprawda, teraz kiedy wreszcie powiedziałaś co ci leży na wątrobie, wszystko się zmieni. Terapia nam w tym pomoże.

– Zgodziłam się na nią ze względu na ciebie. Chciałam, żebyś zrozumiał dlaczego odchodzę, to jest mój pożegnalny prezent dla człowieka, którego przez wiele lat nazywałam swoim mężem.

– Nadal nim jestem – powiedział cicho Julian.

– Możesz nim pozostać, skoro ci tak zależy, rozwód nie jest mi potrzebny – zgodziła się Maria.

– Zostajesz! – ucieszył się Julian.

Maria wolno pokręciła głową

– Jagna znalazła mi pracę, mieszkania poszukam sama, nie będę siedziała dzieciom na głowie. Wyruszam w świat, trochę się boję, ale jestem ciekawa, co czeka mnie za zakrętem. Jak się urządzę, będziesz mógł do mnie wpaść, zapraszam. Mógłbyś też zobaczyć się z dziećmi, porozmawiać, po prostu z nimi pobyć.

Julian milczał wstrząśnięty tym, co usłyszał. Telefon cicho piknął, Julian zerknął na ekran, ale nie odebrał. Wzruszył ramionami.

Siostrzeniec się przeprowadza, pewnie chce, żebym przewiózł to i owo. Już wcześniej mnie prosił.

Maria patrzyła na niego bez słowa, ja milczałam. Julian ważył coś w myślach, podejmował decyzję, w końcu zapytał.

– Kiedy wyjeżdżasz?

– W przyszłym tygodniu – powiedziała ze znużeniem Maria.

Więcej ich nie widziałam, nie wiem, jak potoczyły się ich losy. Julian pojechał za żoną, czy został ze swoją rodziną? Obawiam się, że to drugie, przecież tak został wychowany.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA