Z Tomkiem spotykałam się od paru tygodni. Wprawdzie nie był mężczyzną z moich marzeń i snów, bo pragnęłam kogoś na stanowisku, a on pracował jako zwykły przedstawiciel handlowy, jednak jego uroda to wszystko rekompensowała. Koleżanki zazdrościły mi takiego chłopaka, nazywały go „supermęskim ciachem”.
Wzajemna fascynacja to za mało...
Przez pewien czas myślałam, że wzajemna fascynacja wystarczy, by zbudować udany związek. Zwłaszcza że wykształceni mężczyźni, którzy tak mi imponowali swoimi naukowymi tytułami, często byli nic niewarci. Nieraz miałam okazję się o tym przekonać, gdy potrzebowałam ich pomocy: wtedy nagle rzucali się w wir pracy lub innych zajęć. Tomek zaś był zawsze chętny i gotowy.
– Chyba nie tylko do pomocy – uśmiechnęła się kiedyś przyjaciółka, którą wtajemniczyłam w szczegóły romansu.
Faktycznie chyba miał temperament i ochotę na łóżkowe igraszki. Często napomykał, że chętnie zostałby u mnie na noc albo zaprosił mnie na jakiś upojny weekend. Ja jednak zbywałam go i na razie wszystkie takie propozycje traktowałam z dystansem. Chciałam być pewna, że Tomek to ten jedyny. Nie jestem osobą, która życie traktuje jak przygodę i wikła się w przypadkowe znajomości. Dla mnie sprawy dotyczące związku są bardzo poważne.
Tomek co rano podjeżdżał pod mój blok i podwoził mnie do pracy, a potem z niej odbierał. Rozmawialiśmy o wszystkim, jednak wiele razy te pogawędki zakłócała nam jego wiecznie dzwoniąca komórka.
– Przepraszam cię, Wero, tylko rzucę okiem, kto próbuje się ze mną skontaktować – tłumaczył się zawsze.
A po chwili bez wahania odrzucał połączenie i wracał do rozmowy ze mną. Te sytuacje stały się już stałym elementem naszego życia. Ciągle ktoś do niego wydzwaniał, a mój chłopak bardzo nie lubił być poza zasięgiem. Przyznaję, byłam zdegustowana jego zachowaniem.
– Nie możesz wyłączyć tego telefonu? – pytałam coraz częściej.
Bo komórka nie milkła także podczas sobotnich wieczorów, które spędzaliśmy w kinie albo na kolacji w restauracji.
– Taka praca – uśmiechał się Tomek.
I zaraz dodawał, że jego dniówka nie trwa ośmiu godzin tak, jak moja w biurze.
– A przecież od tego, ilu mam klientów, zależy, ile zarobię – mówił.
Chcąc nie chcąc, w końcu musiałam przyznać mu rację. Sama przez pewien czas pracowałam jako przedstawicielka handlowa w branży kosmetycznej i doskonale wiedziałam, jak w praktyce wygląda to zajęcie. Z pewnością niczego nie dostawało się tu za darmo.
Tomek bardzo dużo pracował
Podobało mi się, że Tomek był operatywny i zaradny. Pracował dużo, często także w weekendy, i stać go było na wiele. Wszystko, co miał – kawalerkę, samochód – kupił za własne pieniądze.
Jestem kobietą, która prócz fascynacji szuka w mężczyźnie oparcia, i z czasem nabrałam pewności, że Tomek jest właśnie kimś takim. Był nie tylko uczynny, ale też zaradny i samodzielny finansowo.
– Może pojedziemy w góry na weekend? – zaproponowałam pewnego razu.
Tym samym dałam znak, że jestem gotowa skonsumować nasz związek. Mój chłopak z radości pocałował mnie czule i obiecał, że zorganizuje coś super.
– Wybierzemy się do Koniakowa! – podsunął mi pewnego gorącego czerwcowego wieczoru.
Zgodziłam się, lubię te rejony. Nie wiedziałam, że czeka mnie tam gorzkie rozczarowanie… Po pierwsze, gdy przyszło co do czego...
Tomek okazał się słabym kochankiem
Może nie mam dużego doświadczenia w sprawach damsko-męskich, ale nawet dla mnie było jasne, że umiejętności mojego chłopaka pozostawiały wiele do życzenia. Nie wspominając o chęci zaspokojenia moich potrzeb…
On po prostu skupił się na sobie, a potem smacznie zasnął. A ja, jak każda zakochana kobieta, wtedy machnęłam na to ręką, dochodząc do wniosku, że przecież kiedyś się w tych kwestiach dotrzemy…
Nie zniechęciło mnie nawet to, że został niezbyt hojnie obdarzony przez naturę. Cóż, cuda się zdarzają, lecz nie w wypadku Tomka. Bo nawet jego podniecenie na niewiele się zdało…
– Poważnie mówię! – zwierzałam się jakiś czas potem koleżance.
Pocieszałam się
Mimo rozczarowania udawałam, że wszystko jest w porządku.
„Nie z takimi rzeczami kobiety się godzą – perswadowałam sobie. – Zwłaszcza że to chyba jego jedyny problem”.
Jego jedyny problem?! I tu się bardzo pomyliłam. Bo zamiast sycić się tym upojnym weekendem we dwoje, spędziliśmy go w… trójkę. Wciąż dzwoniąca komórka nie dawała nam ani kwadransa wytchnienia. I choć Tomek wyłączył dźwięk, to jej ciągle migający ekran doprowadzał mnie do szału.
– Wyłącz ją całkiem, do ciężkiej cholery! – warknęłam w pewnej chwili.
Miało być tak miło… A tu nie dość, że mam godnego pożałowania kochanka, to na dodatek koszmarnego pracoholika, który jest uzależniony od telefonu!
Obrażony Tomek poszedł wziąć prysznic. W tym czasie oczywiście zadzwoniła jego komórka. Wkurzona sięgnęłam po nią: na ekranie widniało damskie imię. Odebrałam telefon. Nie z zazdrości, lecz przekonana, że to namolna klientka.
– Panie Tomku, czy mogę pana zaprosić do mnie na jutrzejszy wieczór? – zadał mi pytanie niezbyt młody damski głos.
Zamurowało mnie z wrażenia.
– Mogę wiedzieć w jakiej sprawie? – zapytałam zaskoczona.
– Tej, co poprzednio – odparła kobieta.
Dodała, żebym koniecznie przekazała Tomkowi, że będzie czekać, i wyłączyła się zupełnie niespeszona. Wyobraźnia natychmiast podsunęła mi przeróżne scenariusze, łącznie z tym, że Tomek jest prywatnych detektywem tropiącym niewiernych mężów. Po chwili kolejny dzwonek komórki wyrwał mnie z zamyślenia.
– Tu Wanda, nie zapomniał pan o sobocie, prawda? Panie czekają, będzie super, jak ostatnio! – zapiszczała jakaś damulka, zanim zdążyłam się odezwać.
„Panie czekają? Będzie super?” – osłupiałam.
Nie pasowało mi to do wizji detektywa. O wiele bardziej do profesji, którą faceci się raczej nie chwalą…
Tomek był operatywnym młodzieńcem
Z każdą chwilą byłam coraz bardziej pewna, czym w wolnym czasie się trudni mój zaradny chłopak. Nie zdradziłam się ani słowem, ale musiałam być pewna.
– Dzwoń! – rozkazałam koleżance po kilku dniach bicia się z myślami.
Miałam rację. Tomek, owszem, sprzedawał różne produkty, a po pracy dorabiał jako… męski striptizer. W dodatku, jak się okazało, dla starannie wybranej publiczności. Największe wzięcie miał bowiem wśród kobiet dojrzałych. Za pokazy klientki sowicie go wynagradzały, stąd jego pieniądze. I pewnie niektóre dorzucały coś jeszcze za dodatkowe usługi… Panie o wymaganiach innych niż moje… Na myśl o tym oblało mnie gorąco.
– Niech to szlag! – puścił mi nerwy.
W jego opowieściach prawdą było tylko to, że od liczby klientów, a raczej zadowolonych klientek, zależą jego zarobki!
Na myśl o tym, co robił, czułam niesmak. Nie szukał przecież uczciwej pracy!
– A może w ten sposób rekompensuje sobie niedostatki anatomii? – zażartowałam ponuro przy znajomej.
– Pewnie tak – odparła całkiem serio. Bo przecież te kobiety muszą płacić mu krocie! A może on ma jeszcze jakieś ukryte zalety, których nie zdążyłaś poznać? – uśmiechnęła się i puściła do mnie oko.
– Gdyby nawet je miał, nie chcę go już więcej widzieć – zapowiedziałam.
Napisałam do niego esemesa, że wiem, czym się para, i że kończę tę znajomość. I raz na zawsze skasowałam jego numer w swojej komórce. Z postanowieniem omijania w przyszłości takich superprzystojniaków szerokim łukiem.
Czytaj także:
„Koleżanki z pracy namawiały mnie, żebym zaszła w ciążę. Musiałam tylko znaleźć kandydata na tatusia”
„Zakochałem się w stażystce, a ona ze mnie zakpiła. Byłem dla niej trofeum, którym mogła się chwalić koleżankom”
„Mąż nalega na przeprowadzkę do teściów. Nie mam ochoty zostać ich opiekunką po tym, jak mnie potraktowali”