„Jak jeleń dałem się złapać na intrygę żony, która chciała mnie oskubać przy rozwodzie. Nie wierzyłem, do czego się posunęła”

Dla mojego męża liczą się tylko pieniądze fot. Adobe Stock, Volodymyr
„– Że zachował się pan jak świnia, to jedno – oznajmiła asystentka, patrząc na mnie. – Ale druga sprawa, że to jednak dosyć dziwne. Co to za szantażysta, który zamyka sobie drogę do dalszego zarobku już po pierwszym wymuszeniu? Przecież dane z karty pamięci można wielokrotnie kopiować. Mógł więc wyciskać z pana pieniądze w nieskończoność”.
/ 15.11.2022 12:30
Dla mojego męża liczą się tylko pieniądze fot. Adobe Stock, Volodymyr

Nie, żebym jakoś specjalnie oglądał się za długonogimi hostessami, ale ta brunetka przechodziła koło mojego stoiska chyba już po raz setny. Nawet pani Krysia, moja stateczna czterdziestoletnia asystentka zwróciła na to uwagę.

Dyrektorze, chyba wpadł pan tej smarkuli w oko – oznajmiła typowym dla siebie, flegmatycznym tonem.

– Niech pani tak nawet nie żartuje, jestem żonaty! – obruszyłem się, ale co poradzić, że znów mimowolnie na tamtą spojrzałem.

Opięta na zgrabnej pupie spódniczka mini obnażająca kształtne nogi, głęboki dekolt, i ten wzrok – skierowany prosto na mnie…

Aż poluzowałem węzeł krawata

Targi Opakowań dla Przemysłu Spożywczego nie obfitowały w wielkie emocje. Wystawcy się znali, rynek był dawno już podzielony pomiędzy dużych producentów, negocjacje handlowe odbywały się zwykle w innych miejscach i o innym czasie. Tych kilka dni traktowaliśmy raczej jak okazję do spotkań, poznania nowości i zaznaczenie swojej obecności, a potem wszyscy grzecznie rozjeżdżaliśmy się do domów. To nie Cannes ani rozdanie Oscarów. A tu proszę, poczułem się niemal jak Bruce Willis na czerwonym dywanie. Bezwiednie wciągnąłem brzuch i przetarłem okulary. Hostessa była na drugim końcu sali, ale i tak posłała mi kolejne długie spojrzenie. Co za diabeł?

Miałem niewiele ponad 40 lat, nie byłem więc stary. Kiedyś podobałem się kobietom. Tak przynajmniej, 25 lat temu, twierdziła Mariolka, moja pierwsza żona. Po rozwodzie, który odbył się trzy lata temu na wniosek Marioli (zakochała się w moim ówczesnym wspólniku), też długo nie czekałem na nową miłość. Andżelika, zjawiskowa, o dwie dekady ode mnie młodsza blondynka, omal nie wpadła pod mój samochód rok temu. Wyjeżdżałem wtedy z parkingu pod biurowcem, w którym mieści się siedziba mojej firmy, byłem zmęczony po całym dniu negocjacji z chińskim partnerem i zwyczajnie się zagapiłem. Na szczęście nic się nie stało. Tylko zderzak lekko mi zadrapała obcasem. Za to od razu między nami zaiskrzyło. Zaproponowałem podwiezienie jej do domu, ale tak jakoś wyszło, że najpierw trafiliśmy do restauracji, potem do klubu, a wreszcie do mnie. Rano się jej oświadczyłem.

– Przepraszam, czy pan jest dyrektorem tego słynnego imperium opakowań? – z zamyślenia wyrwało mnie pytanie.

Aż zamrugałem. Pani Krysia akurat gdzieś poszła, na stoisku byłem sam. A przede mną… hostessa. Nie zapanowałem nad wzrokiem, który utonął mi w jej przepastnym dekolcie.

Wstyd mi, naprawdę

Ale tamtego wieczora to się stało. Pierwszy raz, bo nigdy dotąd nie zdradziłem ani Mariolki, ani Andżeli. Cholera, co mnie podkusiło, żeby przyjąć propozycję Weroniki (tak się przedstawiła brunetka) i pozwolić zaprosić się do jej pokoju hotelowego? Wylądowaliśmy w łóżku. Dziewucha robiła ze mną takie rzeczy, że aż mi okulary zaparowały. Potem jednak chyba zaszkodził mi jej dżin z tonikiem, bo zmorzył mnie sen, a rano rozbolała głowa. Weroniki już wtedy nie było.

– Powiedziała, że pan płaci za pokój – oznajmił recepcjonista.

Już wtedy tknęło mnie złe przeczucie. Kiedy przyjechałem do domu, wręczyłem żonie bukiet róż. Męczyły mnie straszne wyrzuty sumienia. Chciałem zapomnieć o zdradzie. Niestety, przypomniał mi o niej list, jaki otrzymałem kilka dni później na adres firmy. Całe szczęście, że pani Krysia go nie otworzyła! Z grubej koperty wysypał się plik fotografii. Aż mi się słabo zrobiło. Ja i Weronika. Nadzy. W różnych, dość wyszukanych pozach. Była też kartka z krótką notatką: „Dziesięć tysięcy euro. Na jutro”. Uff, kasa na szczęście nie była duża. Mała też wprawdzie nie, ale jako szef całkiem sporej firmy produkującej opakowania do mrożonek i paczkowanego mięsa, mogłem sobie na taki wydatek pozwolić.

Następnego dnia dostałem kolejny list

Miałem się stawić wieczorem z całą gotówką zapakowaną w reklamówkę na pewnym podmiejskim przystanku i włożyć ją do kosza na śmieci. W zamian obiecano mi przesłać kartę pamięci z rozbieranymi zdjęciami. Wszystko poszło gładko i szybko. Wywaliłem do śmieci 10 patoli i wróciłem do domu. Nazajutrz jednak żadna przesyłka nie przyszła. W każdym razie nie do mnie. W południe wpadła do biura Andżelika z identyczną kopertą jak moja. Bez słowa rzuciła mi ją w twarz. Papier pękł, na podłogę wysypała się pornografia w moim wydaniu.

Drogo cię to będzie kosztowało, sukinsynu! – syknęła i już jej nie było.

– Chętnie posprzątam – zaoferowała się zwykle powściągliwa pani Krysia.

Pierwsza sprawa rozwodowa nie wypadła na moją korzyść. Sędzia była pod wrażeniem dostarczonych przez Andżelikę dowodów (rzuciła we mnie zdjęciami, ale otrzymaną od szantażysty kartę pamięci zachowała) i z przychylnym wyrazem twarzy wysłuchała jak adwokat żony domaga się ode mnie niebotycznych alimentów.

– Moja klientka, rezygnując z obiecującej kariery, całkowicie poświęciła się prowadzeniu domu – mówił. – Po rozwodzie zostanie bez środków do życia. Jedynym sprawiedliwym rozwiązaniem będzie łożenie przez byłego męża na jej utrzymanie na dotychczasowym poziomie.

Pełen poczucia winy byłem gotów zgodzić się na wszystko. Nie zastanawiałem się nawet, jaką „rezygnację z obiecującej kariery” ma na myśli pan mecenas, skoro w dniu kiedy poznaliśmy się z Andżeliką, ona od dawna była bezrobotna.

– Niech pan nie będzie frajerem – otrzeźwiła mnie dopiero w biurze pani Krysia. – W tej sprawie coś śmierdzi.

– No jasne! – zgodziłem się z nią. – I jestem to ja.

Że zachował się pan jak świnia, to jedno – oznajmiła asystentka, patrząc na mnie nieporuszona. – Ale druga sprawa, że to jednak dosyć dziwne. Co to za szantażysta, który zamyka sobie drogę do dalszego zarobku już po pierwszym wymuszeniu? Przecież dane z karty pamięci można wielokrotnie kopiować. Mógł więc wyciskać z pana pieniądze w nieskończoność.

– Co pani sugeruje?

– Nic. Poza tym, żeby zgłosił się pan na policję.

Zaskoczyło mnie, że wcale mnie nie pogonili. Najpierw trafiłem do dyżurnego, później do oficera wydziału kryminalnego. Młodszy ode mnie o dobrych 15 lat facet uważnie mnie wysłuchał, zaprotokołował i kazał czekać na wezwanie. Wróciłem do biura i zreferowałem wszystko asystentce. Zawsze ją lubiłem i bardzo ceniłem za spokój i kompetencje. Ostatnio jednak nasze relacje nieco się zmieniły. Krysia, bo już przeszliśmy na ty, stała się moim doradcą i powiernikiem.

Czas mijał

Tydzień, dziesięć dni, dwa tygodnie. Przyznam, że zwątpiłem, że policja cokolwiek ustali i szykowałem się na drugą rozprawę. Postanowiłem, że nie będę walczyć z Andżelą. Zapłacę jej tyle, ile zażąda. Wtedy zadzwonił telefon.

– Tu komisarz. Proszę się stawić jutro w komendzie. Godzina dziewiąta.

Nazajutrz o dziewiątej wkroczyłem do pokoju z przeszkloną szybą, za którą widać było inne pomieszczenie.

– Pana zadaniem będzie przyjrzeć się kilku osobom, które ustawią się w rzędzie za lustrem weneckim – komisarz wskazał na szybę. – Jeśli którąś pan rozpozna, proszę ją wskazać.

Pięć minut później, w drugim pokoju ustawiło się kilka młodych kobiet. Od razu rozpoznałem Weronikę.

– Naprawdę nazywa się Sabina i jest panią do towarzystwa – dwa dni później wyjaśnił mi policjant. – Podczas przesłuchania przyznała, że pańska żona namówiła ją do współudziału w szantażu. Miała pana uwieść i nagrać akt zdrady.

Zakręciło mi się w głowie. Moja Andżelika to wszystko ukartowała?!

– Ale skąd ona zna tę Wero… Sabinę?

– Panie znają się z pracy – wyjaśnił oficer. – W agencji towarzyskiej.

– Jak na to wpadliście?

Przyjrzeliśmy się bujnej przeszłości pana żony, była przecież wielokrotnie notowana. A później już tylko trzeba było przejrzeć billingi jej rozmów telefonicznych z okresu, kiedy był pan na targach. Wyjątkowo często kontaktowała się z Sabiną i… pewnym panem.

– Jakim panem?

Komendant z politowaniem pokiwał głową.

– Przykro mi to mówić, ale pani Andżelika ma partnera. Znany policji stręczyciel, z którym planowała związać się na dłużej.

Niedługo później byłem wolnym człowiekiem – dostałem rozwód z orzeczeniem winy małżonki. Wolnym, ale nieszczęśliwym. Bolało mnie, że byłem dla Andżeliki jedynie frajerem do oskubania. Wszystko, co wydarzyło się między nami – przyznała to na swojej rozprawie karnej – było jedynie grą. Także nasze poznanie.

„Po prostu zapolowała na bogatego jelenia” – jak zręcznie ujęła to Krysia.

No właśnie. Krysia już nie jest moją asystentką. Gdy pół roku po tych zdarzeniach Andżelika i jej koleżanka dostały po półtora roku w zawieszeniu, byliśmy już parą narzeczonych. Do trzech razy sztuka. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA