„Ja pięłam się po szczeblach kariery, a mąż po rusztowaniach. W pracy kłamałam, że jest biznesmenem, bo chciałam zabłysnąć”

kobieta oszukała męża fot. Adobe Stock, Nina Lawrenson/peopleimages.com
„Lubiłam wyzwania i wiedziałam, że dam sobie radę, czułam się w korporacyjnej machinie jak ryba w wodzie. Pięłam się po szczeblach kariery i zawdzięczałam to wyłącznie własnej pracowitości i uporowi. A mąż… Szkoda gadać, jak trafnie powiedziała mama, ganiał po rusztowaniach”.
/ 23.03.2023 10:30
kobieta oszukała męża fot. Adobe Stock, Nina Lawrenson/peopleimages.com

– Monisiu, nie wychodź zbyt wcześnie za mąż – mama mówiła do mojej córki, ale patrzyła na mnie. – Najpierw trzeba poznać człowieka, zobaczyć, kim będzie w przyszłości, bo jaki on, takie twoje przyszłe życie.

– Dałabyś wreszcie spokój, Marianna – tata podniósł głos, co rzadko mu się zdarzało. – Monika ma dopiero czternaście lat, nie w głowie jej małżeństwo.

– Nie mówiłam do niej – mruknęła mama, przecząc własnym słowom.

Żadne z nas nie okazało zdziwienia, cała czwórka doskonale wiedziała, że mowa była o Arturze i o mnie. Pobraliśmy się bardzo młodo, prawie zaraz po maturze, z wielkiej miłości. Tak bardzo chcieliśmy być razem, dzielić wszystko, nie rozstawać się ani na chwilę, że nie mogliśmy się doczekać, kiedy razem zamieszkamy. Ale najpierw oczywiście należało wziąć ślub.

– Jestem prawdziwym szczęściarzem – powiedział Artur, kiedy zobaczył mnie w białej sukni.

Była idealna, taka, jaką sobie wymarzyłam, wyglądałam w niej i czułam się jak królowa świata. Artur patrzył na mnie tak samo, nawet kiedy nosiłam zwykłe dżinsy, ale najważniejszy dzień życia wymagał szczególnej oprawy. Pokazałam mu się w tym stroju przed wyjazdem do kościoła, za nic mając przesądy z tym związane. Chciałam, żeby ta chwila była tylko nasza, niezakłócona przez obecność rodziny i przyjaciół. My dwoje i to, co pomiędzy nami, nic ponadto. Jak ja go wtedy kochałam!

Wolałam o tym nie rozmawiać

– Kiedy wraca mój zięć? Stęskniłem się za naszymi pogawędkami, lubię jego zdrowy rozsądek – głos taty wdarł się w moje rozmyślania.

– Za miesiąc, jak skończy kontrakt – odparłam odruchowo.

– Tata jest w Holandii, na budowie – dopowiedziała Monika.

– Wiemy, wiemy. Jedz, bo ostygnie – przerwała jej babcia. – Jakby miał trochę ambicji, nie musiałby ganiać po rusztowaniach. Twoja mama na stanowisku, a tata… Szkoda gadać.

– Marianna, daj spokój, nie czepiaj się człowieka – wtrącił się tata.

– A co, może nieprawdę powiedziałam? Artur mógł skończyć coś więcej niż budowlankę, nawet inżynierem zostać, jakby się trochę wysilił. Joasia uczyła się dalej, bo jej zależało. Lepszy los trzeba sobie pazurami wydrapać, sam nie przyjdzie.

– Jakimi pazurami? – spytała nieco zdezorientowana Monika.

– Jedz, dziecko, zaraz deser przyniosę – zgasiła ją babcia. – Nie patrzcie tak na mnie, nie jestem przeciw Arturowi, tylko martwię się o niego. Pracuje fizycznie, a latka lecą. Ile jeszcze pociągnie jako budowlaniec? Do pięćdziesiątki? Bo chyba nie dłużej.

– Tata coś wymyśli – powiedziała sztywno Monika. – Mogę wstać od stołu?

– A deser? Ciasto upiekłam, palce lizać.

– Już się najadłam, dziękuję.

Rodzinny obiad ciągnął się w nieskończoność. Chciałam już wrócić do domu, nie rozmawiać o Arturze, zająć się własnymi sprawami. Niedawno awansowałam, jeszcze nie oswoiłam się z nowym stanowiskiem, a już spadło na mnie mnóstwo zadań. Lubiłam wyzwania i wiedziałam, że dam sobie radę, czułam się w korporacyjnej machinie jak ryba w wodzie. Pięłam się po szczeblach kariery i zawdzięczałam to wyłącznie własnej pracowitości i uporowi. A mąż… Szkoda gadać, jak trafnie powiedziała mama, ganiał po rusztowaniach.

Kiedyś nie przeszkadzało mi, że pracuje na budowie, byłam dumna z jego siły, zręczności i zaradności życiowej, której mi wówczas brakowało. To on przekonał mnie, że powinnam dalej się uczyć. Zapisałam się na studia, gdyby nie Artur, nie udałoby mi się ich opłacić, bo moja pensja była taka jak umiejętności – mikroskopijna. On ciężko pracował, zaczął wyjeżdżać za granicę na kontrakty i jeszcze znajdował czas, by mnie dopingować. Mówił, że we mnie wierzy, bo jestem najlepsza.

Musiałam stanąć na wysokości zadania, żeby go nie zawieść. A potem wspięłam się na palce i poczułam wiatr pod skrzydłami. Pofrunęłam, a on został na ziemi. Był zadowolony z tego co osiągnął, dumny ze swoich umiejętności i świeżo wykształconej, bezrobotnej wówczas żony. Tylko on nie miał wątpliwości, że znajdę pracę, która będzie odpowiadała moim umiejętnościom, ja nie byłam taka pewna. Wiele mu zawdzięczałam, był najlepszym mężem i kochał mnie.

A ja? Przysięgałam przed ołtarzem, że będę z nim w zdrowiu i chorobie, na zawsze, dopóki śmierć nas nie rozłączy. Mówiłam to szczerze, kochałam go i chciałam z nim być. Teraz też chcę, tylko świat nam przeszkadza, pomyślałam, otwierając drzwi samochodu.

– Babcia nie lubi taty, myśli, że on nie pasuje do ciebie – powiedziała szczerze Monika, siadając koło mnie. – To niesprawiedliwe, że go nie docenia. Tata jest fajny, co z tego, że pracuje na rusztowaniach?

Przekręciłam kluczyk w stacyjce, ale zamiast ruszyć, siedziałam, wsłuchując się w cichy szum silnika.

– Nie o wszystkim należy głośno mówić – zaczęłam powoli. – Czasem lepiej coś przemilczeć, niż walić prawdę prosto w oczy.

– Chodzi ci o to, co powiedziałam o babci? Ale to prawda!

– Prawda bywa niewygodna – odparłam dyplomatycznie.

Jest lepsza od kłamstwa, serio? Dobrze wiedzieć – Monika spojrzała na mnie kpiąco. Ostatnio lubiła wciągać mnie w niewygodne dyskusje.

– Nie jest lepsza – zdenerwowałam się – ale bywa, że wygodniej jest skłamać, niż walić prawdę prosto w oczy. To się nazywa dyplomacja i pomaga unikać kłopotów.

– Czyli mam się nie przyznawać, że tata jest budowlańcem – Monika też podniosła głos. – Mamo, czy ty się go wstydzisz?

– Skądże. Co ci przyszło do głowy – skłamałam, ruszając z miejsca.

Nie do końca minęłam się z prawdą

Uczucia, jakie żywiłam wobec Artura, przybrały ostatnio bardzo zagmatwaną formę. Nie do niego miałam pretensje, tylko do tego, co sobą reprezentował. Czekały mnie trudne chwile, dyrektorstwo spotykało się na różnych imprezach, bywało, że należało zabrać ze sobą partnera, pokazując reszcie zespołu, że ma się udane życie rodzinne. Już widziałam, jak przedstawiam męża. Uśmiechy, uściski dłoni, a potem nieodzowne pytania o to, czym się zajmuje, i szczera odpowiedź Artura: pracuję w dużej firmie budowlanej, mamy kontrakty na Zachodzie. Zacisnęłam mocniej ręce na kierownicy.

To nawet nieźle zabrzmiało, trochę ostrożności, chęć współpracy ze strony Artura i nieszkodliwa mistyfikacja może się udać– rozgrzeszyłam się w myślach, ale zaraz balonik ekscytacji opadł jak przekłuty igłą. Najpierw będę musiała pouczyć Artura, co ma mówić, a wtedy on spyta o to samo co Monika: czy ty się mnie wstydzisz?

Postanowiłam, że zrobię inaczej. Najlepiej będzie, jeśli załatwię to sama, dyskretnie i dyplomatycznie. Najbardziej bałam się zaskoczenia, więc trochę pomogłam przypadkowi. Znalazłam po zebraniu dogodny moment i poinformowałam najbliżej stojące osoby, że mąż wreszcie wrócił do kraju. Była to szczera prawda, Artur siedział przed telewizorem, a brudne ciuchy, w tym robocze spodnie i bluza, walały się w łazience. Posypały się uprzejme pytania, czy pracuje za granicą, i wtedy powiedziałam od niechcenia:

– Buduje w Holandii, chyba mieszkaniówkę, ale nie pytałam. Nie znam się na tym – uśmiechnęłam się promiennie i odmaszerowałam do szklanej klatki, która udawała mój gabinet.

Byłam z siebie bardzo zadowolona. Powiedziałam tyle, ile trzeba, nie za dużo i nie za mało.

Jeszcze tego samego dnia ujrzałam za szklanymi drzwiami zastępcę prezesa. Odruchowo przygładziłam włosy i sięgnęłam do kołnierzyka bluzki, sprawdzając czy dobrze leży. Zachowywałam się jak nauczycielka w czasie wizytacji z kuratorium, ale ten facet budził we mnie respekt. Był nieprzewidywalny, nigdy nie wiedziałam, jak się zachowa.

No to wpadłam…

Otworzył drzwi, nawet nie pukając.

– Deweloperka, hm? – zawiesił głos, oczekując mojej reakcji.

W popłochu przebiegłam myślami ostatnie zadania i niczego takiego nie znalazłam. Nasza firma nie zajmowała się tą branżą. Gość zrozumiał moje milczenie opacznie, bo nagle stał się rozmowniejszy.

– Przepraszam, że tak prosto z mostu, ale na interesy każda pora jest dobra. Pracujemy razem, mamy do siebie zaufanie, więc darowałem sobie wstępny taniec godowy. Powiem w skrócie: deweloperka leży w kręgu moich zainteresowań, mam trochę funduszy do zainwestowania.

Znów spojrzał na mnie pytająco. Nie wiedziałam, o czym mówi.

– No tak, rozumiem, mąż woli działać niezależnie.

Nagle mnie olśniło. Przypomniałam sobie, co niedawno zasugerowałam kolegom.

– Rzeczywiście, lubi pracować sam – potwierdziłam z ulgą.

– W takim razie cofam propozycję – uśmiechnął się. – Ale w biznesie jak na wojnie, nie zapomnę o możliwościach. Mam nadzieję, że wkrótce nadarzy się okazja do poznania małżonka. Porozmawiać nie zawadzi, może będzie zainteresowany współpracą. Chętnie doinwestuję jego firmę.

– Oczywiście – odparłam z ulgą, widząc, że zbiera się do wyjścia.

Do domu wracałam najwolniej, jak mogłam, zastanawiając się, jak przygotuję Artura na konfrontację z wiceprezesem. Byłam pewna, że taka się nadarzy, bo drobny rekin biznesu nie odpuści. Pozostawała jedyna szansa – Artur wyjedzie i sprawa się rozmyje.

– Jak długo zostaniesz w domu? – spytałam, wchodząc do pokoju, gdzie spodziewałam się znaleźć męża relaksującego się przed telewizorem.

– Tutaj jestem – odkrzyknął z łazienki. – Próbuję uprać robocze portki, ale nie wiem, na ile nastawić temperaturę, żeby farba zeszła. Są strasznie uświnione.

– I tak nic nie weźmie zabrudzeń. Nastaw na 30 stopni, a potem pomyślę, jak usunąć plamy – podpowiedziałam. – Pytałam, kiedy wyjeżdżasz.

– Chcesz się mnie pozbyć? Dopiero wróciłem – zamknął pralkę i wyprostował się zaskoczony.

– Tak tylko pytam, bez powodu – wykręciłam się i wyszłam z łazienki.

Dogonił mnie w korytarzu

– Masz intuicję albo jesteś czarownicą – powiedział  Artur z uznaniem. – Właśnie o tym chciałem z tobą porozmawiać, podjąłem ważną decyzję. Nie wrócę na budowę, będę pracował w kraju, na własny rachunek.

– Co będziesz robił?

– Wszystko, co ma związek z remontem mieszkania. Potrafię położyć glazurę, klepki, panele – co kto chce. Masz męża wszystkorobiącego, możesz zostać moją menedżerką, nie dziękuj.

– Nie żartuj, skąd weźmiesz zlecenia? – spytałam zniechęcona.

Artur uprawiający swój zawód za granicą to jedno, ale na miejscu, niejako pod nosem, to całkiem co innego.

– Wyrobię sobie klientelę, będą do mnie stali w kolejce – odparł beztrosko. – Nie wierzysz? Jestem prawdziwym fachowcem, znam swoją wartość i dlatego uważam, że czas przejść na swoje. Bo ile można po rusztowaniach ganiać?

Artur puścił do mnie oko, a Monika, która ukazała się w drzwiach, zachichotała. Zrozumiałam, że nastąpił przeciek i tajemnica nieostrożnych wypowiedzi mamy wypłynęła na wierzch. Roześmiałam się.

– Myślałaś, że się nie dowiem? – mąż świetnie się bawił. – Teściowa może uważać mnie za głupka, nie mam z tym problemu, ważne jest tylko twoje zdanie. Dopóki mam ciebie po swojej stronie, nic mi niestraszne.

Zmartwiałam. W tej sytuacji nie mogłam go prosić, by udawał właściciela firmy deweloperskiej, a potem taktycznie zniknął z horyzontu, pozostawiając dobre wrażenie na moich współpracownikach. Artur nigdzie się nie wybierał, co wcale by mi nie przeszkadzało, gdybym nie była pewna, że wiceprezes wykorzysta pierwszą z brzegu okazję, by zaprosić nas razem.

Będę musiała pokazać się z Arturem, przedstawić go i patrzeć, jak moje niewinne kłamstewko wychodzi na jaw, rozbijając z trudem budowaną karierę. Nie tylko wyjdę na idiotkę, uważny obserwator dostrzeże motywy, które mną kierowały, a tego najbardziej się wstydziłam.
Zaproszenie na „małe spotkanie” wcale mnie nie zaskoczyło, właśnie tego się spodziewałam, ale i tak zrobiło mi się gorąco.

– Osobiste kontakty są najważniejsze, budują zaufanie – uśmiechnął się wiceprezes. – Organizuję przyjęcie, będzie kilka ciekawych osób i koledzy z firmy. Żona nie może się doczekać, kiedy pozna ciebie i męża.

– Bardzo mi miło – wyjąkałam, zastanawiając się, jak wytłumaczę nieobecność Artura, z którym przecież nie mogłam się pokazać.

– Obecność obowiązkowa – grymas na twarzy wiceprezesa skojarzył mi się z filmem przyrodniczym o rekinach.

Zrozumiałam, że nie mogę zostawić męża w domu. Trzeba rozegrać to inaczej. W domu zajrzałam do garderoby i wyciągnęłam garnitur Artura – jedyny, jaki jeszcze na niego pasował.

– Co robisz? – zainteresował się mąż.

– Sprawdzam, czy nie trzeba oddać go do czyszczenia, będzie potrzebny. Zostaliśmy zaproszeni na przyjęcie do mojego szefa.

– O matko – jęknął Artur.

– Niestety – pokiwałam głową, wchodząc głębiej we wnękę z ubraniami.

Na końcu wisiał szary pokrowiec. Zdjęłam go z wieszaka i rozsunęłam zamek błyskawiczny. Biały atłas z koronkowymi wstawkami wyglądał równie pięknie jak przed laty.

– Twoja suknia ślubna, ślicznie w niej wyglądałaś… – głos Artura zawibrował wzruszeniem. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.

– Jesteś strasznie sentymentalny. To tylko stara kiecka, już dawno powinnam się jej pozbyć. Do niczego się nie przyda, tylko miejsce zajmuje.

Wyjęłam białą kreację i przyłożyłam do siebie.

– Za wąska w talii, nie wcisnęłabym się teraz w nią – naciągnęłam palcami materiał. – Widzisz? Po latach przestała pasować, brakuje dobrych kilku centymetrów.

– Co tam kiecka, ważne, że my nie przestaliśmy do siebie pasować – odparł Artur, przyglądając mi się badawczo.

Podjęłam decyzję, powiem mu to teraz albo nigdy. Nie wdając się w szczegóły, opowiedziałam, jak to wiceprezes źle zrozumiał moje słowa, pomijając milczeniem, że sama sprowokowałam tę sytuację.

– Nie chciałabym wyprowadzać go z błędu – tłumaczyłam mozolnie, coraz bardziej plącząc się pod wzrokiem męża.

– Mam udawać biznesmena, żebyś się mnie nie wstydziła? – spytał bezbarwnym głosem, gdy skończyłam. – Nie wystarczam ci taki, jaki jestem? Pracuję fizycznie i jestem z tego dumny, przykro mi, że tego nie doceniasz. W czym jest ode mnie lepszy twój wiceprezes?

– Nie mój – sprostowałam odruchowo. – Nie jesteś od nikogo gorszy, ale ci ludzie tego nie zrozumieją.

– Wobec tego są snobami. Z tobą brałem ślub, nie z nimi. Już ci mówiłem, że zależy mi tylko na tym, co ty o mnie myślisz – wziął do ręki materiał sukni. – Dla ciebie to tylko kiecka, dla mnie symbol. Pamiętasz, jak mi się w niej pokazałaś przed ślubem, chociaż wszyscy mówili, ze to przynosi pecha? Zlekceważyłaś przesądy, ważni byliśmy tylko ty i ja. Potem przysięgaliśmy Bogu i sobie. Ja się tego trzymam, a ty?

Gardło miałam ściśnięte

– Ja też.

Przyjęcie u wiceprezesa miało nieformalny charakter, goście snuli się parami i w grupkach, trzymając kieliszki w ręku. Z daleka wyglądało to bardzo światowo, z bliska było nudne i przewidywalne.

– Uważaj, obiekt na trzeciej, zbliża się – szepnęłam do Artura.

– Przyjąłem, bez odbioru – odszepnął, łypiąc na mojego zwierzchnika. – Kiedy idziemy do domu?

– Wytrzymaj jeszcze chwilę – poprosiłam, po czym płynnie przeszłam do obowiązków towarzyskich, przedstawiając sobie panów.

Wiceprezes po kilku wstępnych frazesach ponowił propozycję dofinansowania nieistniejącej firmy deweloperskiej Artura i wejścia z nim w spółkę. Moje „niedomówienie” wyszło na jaw.

– Powinnam od razu wyprowadzić cię z błędu, ale nie umiałam… – wyznałam.

Od razu lepiej się poczułam.

– Świadczę usługi remontowe – pochwalił się nieoczekiwanie Artur.

Wiceprezes zamilkł, a ja poczułam, że teraz nie mam już nic do stracenia.

– Poślubiłam tego oto człowieka na dobre i na złe, więc jestem jego menedżerką – oznajmiłam głośno. – W razie czego, proszę, zgłoś się do mnie, wpiszę cię do grafiku prac. Tylko nie zwlekaj, bo nie załapiesz się na bliski termin

Gospodarz zaśmiał się uprzejmie, najpierw cicho, potem głośniej i bardziej szczerze.

– Czy w zakres usług wchodzi osuszanie fundamentów? Bo zdaje się, że mam z tym kłopot, ściany wilgotnieją. Rzucisz na to okiem? – ujął Artura pod ramię i poprowadził go w kierunku francuskiego okna wychodzącego na ogród.

Artur odwrócił się i puścił do mnie oko. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Wreszcie czułam się lekko, niewygodna prawda wyszła na jaw, a jednak puzzle wskoczyły na właściwe miejsce, porządkując bałagan, którego narobiłam. Wyglądało na to, że Artur nie żywi do mnie urazy za nielojalność, a w dodatku zyskał pierwszego klienta.

Po powrocie do domu, chociaż było późno, pierwsze kroki skierowałam do garderoby. Suknia leżała na podłodze niedbale porzucona, podniosłam ją i pieczołowicie okryłam pokrowcem. Niech wisi w szafie, nigdy się jej nie pozbędę.

Czytaj także:
„Tajemniczy nieznajomy wyrwał mnie na parkiet i wirowaliśmy w tańcu do rana. W tym czasie mój mąż sobie smacznie spał”
„Mój mąż wiecznie potrzebuje adrenaliny. Naraża swoje życie dla obcych, kiedy ja czekam w domu z dziećmi”
„Ja i mój mąż byliśmy jak para wygodnych kapci. Wszystko się zmieniło, gdy Szczepcio znalazł sobie tę wstrętną kochankę”

Redakcja poleca

REKLAMA