Dziesiąta. Powinna już wrócić. Dawno nie robiła mi takich numerów. Smarkula jedna, nie mogę o niczym innym myśleć. No dobrze, nie jest smarkulą, ma prawie osiemnaście lat, ale to nie oznacza, że jest dorosła. Ja w jej wieku... O Boże, tylko nie to, zaczynam popadać w paranoję. Nie jestem jakimś zrzędzącym zgredem, tylko nowoczesną, niestarą jeszcze matką.
Moja córcia nie jest już małą dziewczynką
– Maciek powiedział, że jesteś niezła laska – Agata trzyma się pod boki, odchyla do tyłu i taksuje mnie wzrokiem.
– No i ma rację.
– Maciek? Wiesz, że za nim nie przepadam. Już ten Rysiek był lepszy. Przynajmniej z przyzwoitej rodziny. Porządny chłopak i z ambicjami.
– Oj, mamiś, co ty wiesz o ludziach, zwłaszcza o moich znajomych.
Powiedziała, co wiedziała. Zresztą Rysiek czy Maciek, jeden czort. Przed nią matura. To powinno być teraz dla niej najważniejsze. Ja przegapiłam swoją szansę. To prawda, nie uczyłam się zbyt intensywnie, ale właśnie dlatego wiem, co straciłam. Ona nie powinna popełniać moich błędów. Jest zdolna. Jeśli naprawdę się przyłoży, zda bez żadnych problemów. Kto wie, może potem pójdzie na studia, może coś osiągnie, zajdzie wyżej niż ja.
Dlaczego nie dzwoni? Wie, że się denerwuję. Jej komórka jest głucha. Powie później, że się wyładowała. Pewnie po prostu ją wyłączyła. Ostatnio nie układało nam się najlepiej... Boże, już jedenasta. Zajrzę do jej pokoju, może zostawiła jakąś kartkę. Tu nie ma, tu też nie. Jakiś zeszyt, rozrzucone papiery, chusteczka do nosa... bałaganiara. A właściwie, co to za zeszyt? Pamiętnik? Agata pisze pamiętnik?
Nie, nie mogę tego czytać. Pójdę do kuchni, zrobię sobie herbaty. Tak, herbaty z cytryną, albo lepiej kawy. Zapowiada się długa noc. Czy ona w ogóle zamierza dzisiaj wrócić? Tylko zajrzę do tego pamiętnika. Zaledwie parę zapisów, dokładnie siedem, trudno to nazwać pamiętnikiem. Ostatnia data sprzed roku, tylko spojrzę...
Pamiętnik Agaty
23 stycznia 2006, poniedziałek
Niedługo koniec semestru, nie wiem co to będzie. To, że fizyca się na mnie uwzięła, to pewne, ale reszta? Trzeba sobie jasno powiedzieć – dałam ciała. Nadzieja mamusi, oczko w głowie babci dała ciała. Mam to gdzieś. Nie zamierzam realizować czyichś niespełnionych marzeń. Ja mam swoje! Mam dość dyktatu matki. Jak ja nienawidzę tego jej: córciu, nie popełniaj moich błędów. Wcale nie zamierzam popełniać jej błędów. Chcę popełnić swoje! No dobrze, ale z tymi stopniami coś trzeba będzie zrobić.
Cholera, wszystko przez te wagary. I przez Hankę. To ona mnie namówiła. Ale nie żałuję. Te wypady za miasto z Hanką, Ryśkiem i Andrzejem... Rysiek potrafi dobrze całować. Choć pocałunek pomieszany z zapachem piwa to nie jest to, co tygrysy lubią najbardziej. No dobra, trochę przesadziłyśmy z tymi nieobecnościami. Będzie chryja, jak się starsza dowie. Mam to gdzieś! Ale może jakoś uda się z tego wygrzebać...
Zawiodła moje zaufanie nie raz
Udało jej się. Dosłownie w ostatnim momencie wzięła się do roboty i jakoś z tego wyszła. Pamiętam, jak nauczycielka zadzwoniła do mnie, że Agata ma mnóstwo nieusprawiedliwionych nieobecności i jak to pójdzie w takim tempie, grozi jej niesklasyfikowanie, nie mówiąc o jedynkach na koniec semestru. Myślałam, że to pomyłka. Przecież codziennie przykładnie wychodziła do szkoły. Wychodziła, ale nie do szkoły...
– Skąd się wzięło tyle nieobecności?! – tym razem puściły mi nerwy – Gdzie byłaś, jak nie chodziłaś do szkoły? Powiedz, bo cię zatłukę!
– Proszę bardzo, nie zależy mi na takim zasranym życiu.
– Jak ty się do mnie odzywasz. Co się z tobą dzieje? Nie poznaję cię!
Rzeczywiście, w tamtym okresie zupełnie jej nie poznawałam. Z grzecznej, ułożonej Agatki nie wiadomo kiedy przeistoczyła się w arogancką, nieprzyjemną pannicę. Jak ona to napisała? Matka, starsza... Wiem, że to taki ich młodzieżowy slang, ale mimo wszystko zrobiło mi się przykro. Mamunia, misia, mamiś, tak do mnie kiedyś mówiła.
Hanka... Od razu mi się nie spodobała ta ich przyjaźń. Widać było gołym okiem, że tej dziewczynie na niczym nie zależy. Ale też do niczego nie można było się przyczepić. W oczy wręcz ugrzeczniona: dzień dobry, do widzenia. Ale ja czułam, że to nie jest towarzystwo dla Agaty. Ale ten Rysiek... Kto by pomyślał? To syn tego znanego w całym mieście inżyniera. Rodzice bardzo porządni, on też mi się nawet podobał. Jak to pozory mylą.
Pamiętnik Agaty
15 lutego 2006, środa
Świat tańczy, a ja jestem zakochana! Nareszcie znalazłam miłość! Dla Maćka jestem najpiękniejsza, najwspanialsza. Tylko mamie, oczywiście, nie podoba się. Że za stary dla mnie, że mechanik. Pracuje w warsztacie, zamiast się uczyć. A jak ma nie pracować, skoro ma na utrzymaniu młodszego brata? Matka poszła w tango, ojciec nie żyje. Nawet jej o tym nie mówię, bo zaraz będzie, że patologia. I że taki stary. 25 lat to jeszcze nie emerytura. Nie mogę z nią normalnie porozmawiać, bo zaraz szuka dziury w całym. Czasem chciałabym się zwierzyć, ale myślę, że ona wielu rzeczy by nie zrozumiała.
Chcę dla niej jak najlepiej
Dlaczego miałabym nie zrozumieć? Mój Boże, przecież ja dla Agaty zrobiłabym dosłownie wszystko. Chciałabym ją ustrzec przed złem tego świata. Jest młoda, wielu rzeczy jeszcze nie doświadczyła. Na przykład porzucenia...
– Ja umiem liczyć i wiem, kiedy się urodziłam – wykrzyczała mi kiedyś. – Miałaś wtedy siedemnaście lat! Więc nie mów mi, jak mam żyć i co jest dla mnie najlepsze!
To prawda. Miałam siedemnaście lat, Janek, ojciec Agaty – osiemnaście i pstro w głowie. Nawet wzięliśmy ślub, ale wszystkiego byliśmy razem ze dwa lata. Drażniło go płaczące dziecko, brak pieniędzy. Porzucił nas. Musiałam być twarda, zmierzyć się z życiem, zacząć pracować. Umiałam szyć, zostałam więc krawcową. A marzyłam o polonistyce...
Ona może spełnić swoje marzenia! Nie po to szyłam po nocach, nie dojadałam, żeby teraz moje dziecko wziął sobie jakiś niewydarzony mechanik. Stać ją na lepszego chłopaka. O Boże, co ja plotę. Przecież to może być naprawdę dobry chłopak. Nie wiedziałam, że ma takie ciężkie życie. W końcu już prawie rok są razem. No tak, a ja właściwie go nie znam.
– Widzę, że się do niego uprzedziłaś – tamtego dnia Agata prawie krzyczała. – Bez łaski, wcale nie musimy się spotykać u mnie w domu. I tak mi go nie wybijesz z głowy!
Pamiętnik Agaty
9 kwietnia 2006, niedziela
Pożarłam się z Maćkiem okropnie. Poszło na noże. Powiedziałam mu o wagarach, a on na mnie naskoczył, że mam chodzić do szkoły. I jeszcze zaczął czepiać się Hanki. Że jej nie lubi, że ma na mnie zły wpływ. Druga mamuśka się znalazła! Tak mu powiedziałam, a on na to, że gdyby miał taką matkę jak ja, to jego życie inaczej by wyglądało. Lizus jeden. Jakby nie wiedział, że moja matka psy na nim wiesza. Umówiłam się po południu z Hanką i Ryśkiem i właśnie, że pójdę!
Dwunasta w nocy
To było okropne. Hanka nie przyszła, byliśmy z Ryśkiem sami. Postawił jakieś wino, chyba mi uderzyło do głowy. Potem wyciągnął jointa. Pierwszy raz paliłam marihuanę. Wcale mi nie smakowało. Było dziwnie. Chyba miałam jakieś wizje. Chichotałam, jak głupia. Powiedział, że ma coś lepszego. Amfa. Nie chciałam. Wziął sam. Było mi niedobrze, miałam wyrzuty sumienia wobec Maćka, wobec mamy. Zaczął się do mnie przystawiać, był coraz bardziej natarczywy, zaczęłam krzyczeć. Ktoś zza ściany zaczął stukać. Odpuścił, a ja uciekłam. To było straszne, straszne...
Nie miałam pojęcia, co przeżywa moje dziecko
Pamiętam. Pamiętam tę noc. Czekałam, tak jak teraz, denerwowałam się. Wróciła przed północą, jakaś dziwna, nieobecna, z zamglonym wzrokiem.
– Gdzie byłaś?! Co ty sobie wyobrażasz? Masz skończyć z tym Maćkiem. Wyprowadzi cię na manowce. Dlaczego nic nie mówisz? Powiedz coś wreszcie!
Krzyczałam, a ona powoli zdejmowała kurtkę, buty. Spojrzała na mnie pustym wzrokiem. Nie wytrzymałam napięcia, uderzyłam ją w twarz.
– Nienawidzę cię – wyrzuciła z siebie i pobiegła do pokoju.
Wiem, nie powinnam. Nigdy wcześniej jej nie uderzyłam. Powiedziała, że mnie nienawidzi. W jednej chwili przypomniałam sobie, jak ją urodziłam, sama jeszcze dziecko, tuliłam i powtarzałam, że ochronię przed całym złem tego świata. I później, jak miała dwa latka, gdy zarzuciła mi pulchne rączki na szyję – kocham moją mamusię. I jeszcze, jak szyłam jej na bal w pierwszej klasie sukienkę. Taką z tafty, z falbankami, skończyłam o trzeciej w nocy. Była najpiękniejszą królewną na balu. Nienawidzi mnie.
O Boże, jak to boli...
Ale ją też musiało zaboleć. Nie, nie to uderzenie w twarz. Gdybym wiedziała, co się stało, zareagowałabym inaczej. Ja też popełniam błędy. Taaak, ale przychodzi mi łatwiej wybaczyć je sobie, niż jej. Przecież nie musi być taka doskonała. Ja też nie jestem...
Pamiętnik Agaty
29 czerwca 2006, czwartek
Jestem już dorosła i nikt mi nie będzie mówił, co mam robić z wolnym czasem. To są moje wakacje! Awantura w domu na całego, że pod żaden namiot z Maćkiem nie pojadę. Bo co? Bo może zajdę w ciążę? Jakbym miała zajść, to już bym, moja droga mamusiu, dawno zaszła! To śmieszne, pewnie będzie chronić tej mojej cnoty, której już nie ma, do trzydziestki. Postawiłam na swoim, ale i tak nic z tego nie wyszło. Wszystko przez Maćka. Kiedy mu powiedziałam, że jadę bez pozwolenia, orzekł, że w takim razie nigdzie nie pojedziemy. Żyć mi się nie chce. Dla jej widzimisię mam schrzanione całe wakacje.
Źle oceniłam tego chłopaka
A więc to Maćka zasługa, że nie pojechali. A ja, głupia, myślałam, że Agata wszystko przemyślała i zrozumiała. Przypomniałam sobie teraz tamtą rozmowę i zrobiło mi się wstyd.
– Nigdzie nie pojedziesz!
– Pojadę. Nie możesz mi tego zabronić. To są moje wakacje!
– Ale za moje pieniądze. I jesteś pod moją opieką. Nie zgadzam się!
– Pieniądze, pieniądze. Nie potrzebuję twoich pieniędzy. Czy ci się to podoba, czy nie, pojadę! – trzasnęła drzwiami i już jej nie było.
Zostałam sama z poczuciem absolutnej bezsilności. Nie, to niemożliwe, przecież nie może zignorować tego, co mówię. Zaraz wróci, na pewno zaraz wróci. W ogóle nie umiemy ze sobą rozmawiać. Ona tylko krzyczy. No tak, ja też. Ale ja jestem starsza. No i co z tego? Nie minęły dwie godziny, jak wróciła. Nie powiedziała nic, rozpakowała plecak.
– Wierz mi, córeczko. Szesnaście lat to trochę za młody wiek na wyprawy z dorosłym mężczyzną. I to takim jak Maciek – próbowałam łagodzić sytuację, ale chyba źle dobrałam słowa.
– A co ty o nim wiesz? – parsknęła wrogo. – Co ty wiesz o mnie?
Co ja o tobie wiem? Może nie wszystko, ale wiem na przykład, że marszczysz śmiesznie nos, kiedy się zastanawiasz. Wiem też, że masz małą, prawie niewidoczną bliznę na czole u nasady włosów. Kiedy miałaś cztery latka uderzyłaś się głową o ścianę. Rozciętą skórę trzeba było zaszywać i została ta blizna. Wiem jeszcze, że nie cierpisz mrozów, uwielbiasz lody śmietankowe i płaczesz na filmach o miłości. To mało? Wiem także, że kochasz Maćka, choć tego nie akceptuję, ale właściwie to już nie jestem przekonana, czy mam rację. No dobrze, teraz myślę, że jej nie mam.
Pamiętnik Agaty
22 września 2006, piątek
To ostatni rok liceum. Przede mną matura. Wzięłam się ostro do powtórek i w ogóle do nauki. Nawet mam na to ochotę. Zresztą, mam cerbera. Maciek pilnuje mnie bardziej niż mama. "Żadnych dyskotek" – mówi. Sam chce w przyszłości iść na zaoczne, ale na razie jeszcze nie może. Brat zdał dopiero do gimnazjum. Jakie ja mam szczęście, że trafiłam na Maćka.
I na taką mamę. Wczoraj płakała. Pewnie znowu przeze mnie, choć teraz naprawdę nie daję powodów. Leżała skulona na łóżku i cichutko płakała. Podeszłam do niej, przytuliłam się. Nie płacz, mamo, powiedziałam. Ja cię kocham, a ty płaczesz. Nie płacz...
Teraz między nami się zmieni
Dlaczego płakałam? Oglądałam teczkę z rysunkami Agaty z dzieciństwa, jej karteczki na dzień matki, serduszka i wzruszyłam się. Uświadomiłam sobie, że moje dziecko wkracza w dorosłość i ja muszę się z tym faktem pogodzić. Te zapiski... Leżały na widoku, na samym środku biurka. Czy chciała, bym je przeczytała? Nawet jeśli tak było, to jednak nie powinnam. Z drugiej strony na wiele rzeczy patrzę teraz inaczej. Czy to mnie usprawiedliwia?
Boże, już pierwsza dochodzi. Naprawdę, mogłaby dać mi znać. Martwię się o nią, denerwuję. Dobrze. Jest dorosła. Ale zawsze pozostanie moim dzieckiem. Telefon! To ona!
– Dobry wieczór, tu Maciek, chłopak Agaty – jaki spokojny, kulturalny głos... – Strasznie przepraszam, że dzwonię o tej porze, ale myślę, że pani bardzo się denerwuje nieobecnością Agaty...
– Co się stało? Gdzie ona jest?
– Już ją daję. Bała się do pani zadzwonić.
– Mama? Mamusiu, przepraszam, naprawdę nie chciałam cię martwić. Znowu wyszło nie tak jak trzeba. Wybacz mi. Poszliśmy z grupką z klasy na wyprawę w góry. Myślałam, że zostawiłam ci kartkę, ale znalazłam ją w kieszeni. Najpierw nie było zasięgu komórki, a potem się wyładowała. Trochę zabłądziliśmy, ale wszystko jest w porządku. Przepraszam...
– O Boże, dobrze, że jesteś cała. Dlaczego jesteś u Maćka?
– Wiedział, że poszłam w góry, nie dawałam znaku, więc wyszedł na szlak. To on nas znalazł. Tylko się przebiorę i zaraz wracam.
– Teraz, po nocy?
– Czy ja dobrze słyszę? Mogę zostać?
– Oczywiście, przecież ci ufam. Zresztą, wiem, że jesteś pod dobrą opieką. Kocham cię bardzo!
– Ja też ciebie, mamiś, kocham...
Czytaj więcej prawdziwych historii:
Mój mąż miał raka płuc, więc zostałam z nim z obowiązku
Dobrze nam się układało, ale po 15 latach małżeństwa stałam się nagle tylko... kumplem
Zabiłam męża dla pieniędzy z ubezpieczenia, bo chciałam opłacać młodego kochanka