Mieszkam w niewielkim mieście, co akurat w tej historii ma spore znaczenie… Od trzech lat jestem mężatką, nie mamy dzieci. Mój mąż jest obecnie na rocznym kontrakcie w Finlandii, ja prowadzę biuro rachunkowe. Tęsknię za Jankiem, a że na co dzień otacza mnie niewielu przyjaciół, łatwo zaufałam Iwonie.
Mieszkamy na tym samym osiedlu. Któregoś dnia, idąc z ciężkimi zakupami, pod sklepem spotkałam Iwonę. Ona pomogła mi nieść torby, ja zaproponowałam jej coś do picia. Miło nam się rozmawiało, a kiedy przyznałam się, że od niedawna jestem słomianą wdową, nie kryła współczucia…
Odtąd odwiedzała mnie coraz częściej, aby – jak to ujmowała – wspierać mnie w tej samotności. Było mi to nawet na rękę, bo gdy tak cały dzień siedzę w papierach, zapominam o bożym świecie, no i o zakupach.
Iwona, wracając z pracy, chętnie podrzucała mi to i owo (oczywiście rozliczałam się z nią co do grosza). Niestety, ta wygoda kosztowała mnie później sporo nerwów.
Kiedy pojawiło się to uczucie dyskomfortu?
Czy wtedy, gdy zaczęła zaglądać do mnie niemal co dzień i przesiadywać do nocy? A może, jak skrytykowała cały rodzaj męski, a zwłaszcza tych, którzy „dla kariery porzucają żony”? Nie, przełom nastąpił raczej tamtego dnia, gdy Iwona wpadła do mnie rano i zrobiła mi scenę, że ją zaniedbuję jako przyjaciółkę.
– Ale o co ci chodzi? – spytałam zaszokowana.
– Byłam tutaj wczoraj, wiesz?! A ty nawet karteczki w drzwiach mi nie zostawiłaś, nie mówiąc
o telefonie! Ani słowa wyjaśnienia, dlaczego cię nie ma! – usłyszałam w odpowiedzi.
– Byłam w kinie. Stara znajoma mnie zaprosiła – tłumaczyłam się wbrew logice.
Iwona miała w sobie jakąś determinację, aby być częścią mojego życia… Czy dlatego, że nie miała własnego? Miotały mną sprzeczne uczucia. Współczułam jej, bo nieraz opowiadała mi, jaka jest samotna.
Zarazem jednak nie lubiłam tego poczucia winy, jakie nieustannie we mnie wywoływała. Miałam wrażenie, że Iwona jest zazdrosna – nie tylko o moich znajomych, lecz nawet o czas, który spędzam sama. Byłam zakładniczką jej humorów!
Ilekroć próbowałam odzyskać swoją dawną wolność, za każdym razem kończyło się łzami i wyrzutami, że jestem taka niewdzięczna, że ona mi pomaga, a ja traktuję ją jak służącą. Ogarniała mnie złość, nie miałam jednak serca ostro tego powiedzieć Iwonie.
Bo naprawdę wydawała się taka krucha, podatna na zranienie i samotna. Widziałam ją czasem z okna, jak szła do pracy. Mała, przygarbiona postać. Niby młoda, a jednak w jakiś dziwny sposób stara. Mimo ewidentnej urody – bez rodziny i przyjaciół.
Rozmawiałam o tym nawet z mężem przez telefon. Pamiętał Iwonę z technikum.
– Zawsze była taka – stwierdził i poradził, żebym dla własnego dobra zerwała tę znajomość. – To typowy wampir energetyczny! – powiedziała mi kuzynka, kiedy jej opowiedziałam o Iwonie. – Odebrała ci radość życia, zatruła cię swoimi smutkami i poczuciem winy. Musisz być wobec niej bardziej asertywna.
Pewnego dnia zebrałam się więc na odwagę i kiedy zadzwoniła domofonem, powiedziałam, że czeka mnie bardzo dużo pracy (co było prawdą) i nie dam rady dziś pogadać. Dodałam też, że pewnie będziemy musiały ograniczyć nasze spotkania, bo mam ogromne zaległości w papierach.
Ku mojemu zdziwieniu i uldze zareagowała rozsądnie.
– Biedactwo, jesteś przepracowana. To już nie przeszkadzam. Gdybyś czegoś potrzebowała…
– Tak, wiem i dziękuję – odparłam pośpiesznie.
Poczułam się… wolnym człowiekiem!
Wyglądało na to, że Iwona wreszcie zrozumiała. Tydzień później odwiedził mnie Rafał, kolega z podstawówki. Miał jakieś pytania co do sposobu rozliczenia się z fiskusem. Przejrzenie papierów zajęło mi z godzinę, później nasza rozmowa zeszła na stare szkolne czasy.
Rafał pokazał mi zdjęcia swojej żony i córki, ja wyjęłam album ślubny. Było już po siódmej, zaproponowałam więc, że przygotuję jakieś kanapki i herbatę. Jedliśmy, gdy nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Nie pomyliłam się, sądząc, że to Iwona.
– Tak ciężko pracujesz, pewnie nie masz czasu gotować… – zagadnęła, ładując się do środka. – Zrobiłam ci placki z jabłkami – pokazała owinięty folią talerz.
Wtedy zorientowała się, że nie jesteśmy same. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, cisnęła talerzem o podłogę!
– To tak wygląda twoja praca?! Chciałaś mnie po prostu spławić, żeby mieć czas dla kochanka! Ty dziwko! – rzuciła mi w twarz i wybiegła, trzaskając drzwiami.
– Co to było? – krzyknął Rafał, podrywając się z krzesła. – Nie spotykaj się z nią, ona jest nieobliczalna – jakiś czas później Rafał podsumował moją opowieść. – A gdybyś potrzebowała pomocy, daj mi znać. Przyjadę na pewno – obiecał.
Po jego wyjściu natychmiast zadzwoniłam do męża. Tym razem Janek nie prosił, lecz kategorycznie zażądał, bym zerwała wszelkie kontakty z Iwoną. Po kilku dniach, wychodząc na zakupy, zauważyłam dziwne spojrzenia rzucane mi w sklepie.
W niedzielę zaś w kościele jedna z sąsiadek z bloku ostentacyjnie nie podała mi ręki, przekazując znak pokoju. Potem usłyszałam jakieś szepty za plecami, gdy stałam w kolejce na poczcie… Sprawa wyjaśniła się, gdy odwiedziła mnie znajoma, której pomagałam rozliczać PIT.
– Ta Iwona z naprzeciwka opowiada jakieś niestworzone historie o pani. Ale nie chciałabym o tym mówić, jakoś mi niezręcznie – zająknęła się.
Nalegałam, więc powiedziała:
– No, że sprowadza sobie pani jakichś facetów, że doradza pani, jak obejść urząd skarbowy…
Tego było już za wiele!
Zadzwoniłam do Iwony, ale odłożyła słuchawkę. Nie miałam jednak zamiaru tak tego zostawić, postanowiłam więc złożyć jej wizytę. Oczywiście nie sama – poprosiłam kuzynkę, aby poszła ze mną jako świadek.
Musiałam zagrozić Iwonie sądem
Nieświadoma niczego moja „przyjaciółka” otworzyła drzwi.
– Jeśli nie przestaniesz rozpuszczać o mnie tych kłamliwych plotek, podam cię do sądu za oszczerstwo! – wypaliłam.
Iwona zaniosła się jakimś histerycznym szlochem. Wrzeszczała, że jestem ostatnią świnią, że oszukuję męża i przyjaciół. Wszyscy sąsiedzi mieli cyrk za darmo, ale nie dbałam już o to.
– Iwona, powinnaś się leczyć – powiedziałam głośno i wyraźnie. – Niczego ci nie jestem winna. Nigdy nic złego ci nie zrobiłam! Przestań robić ze mnie potwora i zdzirę, bo mój mąż nigdy się na to nie nabierze… A co do rzekomych szachrajstw, których się niby dopuszczam, tego ci nie daruję. Jeszcze raz usłyszę o tym i pozwę cię o zniesławienie.
Chyba przestraszyła się, że mogę spełnić groźbę, bo przestała mnie nękać. Chociaż myślę, że ostatnia niespodziewana kontrola urzędu skarbowego była jej sprawką. Ale jestem uczciwą księgową, więc nic się nie stało.
Teraz nikt mnie już niczym nie niepokoi, odzyskałam wreszcie swoją wolność i spokój ducha.
Iwonę widuję ostatnio z pewną młodą dziewczyną, która wprowadziła się niedawno do jej bloku. Wampirzyca energetyczna znalazła sobie więc kolejną ofiarę. Porozmawiam z tą dziewczyną. Niech uważa, zanim Iwona zamieni jej życie w udrękę i nieustanne poczucie winy.
Czytaj także:
„Dałam im palec, ale zabrali całą rękę. Chciałam być babcia na medal, ale na Boga, mam też swoje życie”
„Ojciec po śmierci zostawił mamie marne grosze i... nieślubnego syna. Nie wiedziała, że przez 12 lat płacił alimenty”
„Tomek złamał mi serce, bo byłam tylko jego przykrywką, ale dzięki niemu spotkałam miłość. >>Oddał<< mnie swojemu bratu”