„Henryk zostawił mnie z niczym, ale po latach jestem mu wdzięczna. Dzięki temu stałam się kobietą sukcesu”

pewna siebie kobieta fot. Getty Images, Morsa Images
„– Powinnaś nauczyć się samodzielności. Przez zbyt długi okres cię finansowałem – wymamrotał i zakończył rozmowę”.
/ 15.01.2024 19:14
pewna siebie kobieta fot. Getty Images, Morsa Images

Początkowo byłam na dnie rozpaczy, bo nie wiedziałam, czy poradzę sobie finansowo. Teraz jestem wdzięczna Henrykowi, że mnie porzucił, bo to była dla mnie niesamowita motywacja.

Wychowałam go na mądrego chłopaka

Mój syn wyglądał rewelacyjnie w szarym kombinezonie i niebieskiej koszuli, która podkreślała kolor jego oczu. I tak dojrzale... Odsunęłam mu lekkie pasmo włosów z czoła. Wciąż miałam w pamięci moment, gdy pierwszy raz odprowadzałam go do szkoły; jego plecak wydawał mi się wtedy większy od niego. Całą drogę trzymał się mocno mojej dłoni, ale na widok grupy rówieśników natychmiast mnie odepchnął. Nie chciał, aby ktoś pomyślał, że jest maminsynkiem.

Obecnie Maksymilian przewyższał mnie o głowę, a życie wprowadzało go na dorosłą ścieżkę. Przygotowywał się do jednego z kluczowych sprawdzianów, a ja najbardziej pragnęłabym chwycić go za dłoń i towarzyszyć mu na tej drodze. To było dla mnie ważne. Byłam zestresowana za nas oboje, ponieważ on podchodził do egzaminu z niezwykłą swobodą. Jeszcze raz poprawiłam mu krawat.

– Dasz sobie radę, kochanie. Wiesz, że w ciebie wierzę.

– Mamo, wszystko będzie w porządku! – uśmiechnął się, starając się mnie uspokoić. – Nie musisz się o mnie martwić. Dam radę, tak samo jak dałaś radę ty. Czy powiedziałem już, jak bardzo jestem z ciebie dumny?

W moich oczach poczułam łzy. Cała sytuacja napawała mnie dumą i miłością. Przytuliłam mocno Maksa.

– Zastanawiam się, czym zasłużyłam na takiego wspaniałego syna... – wyszeptałam, a on nieco niezdarnie poklepał mnie po plecach.

Ech, z matczynego uczucia już wyrósł, tak samo jak z dziecięcego plecaka.

– Mamo, potrzebuję twojej pomocy przy koszuli...

– Dobrze, pośpiesz się, bo znowu będziesz spóźniony – odpowiedziałam, próbując się skupić. – Jak tylko opuścisz aulę, zadzwoń. Od razu!

– Założę się, że nie będę w stanie się dodzwonić. Od kiedy zaczęłaś odnosić sukcesy, linia jest ciągle zajęta... – zauważył, mrugając do mnie okiem, podczas gdy dwa nieposłuszne kosmyki włosów spadły mu na czoło.

W tym momencie był tak podobny do swojego ojca, że aż poczułam ucisk w żołądku. Na chwilę przemknął mi przez myśl strach, że mógłby odziedziczyć po Henryku coś jeszcze gorszego niż ten diabelski urok, którym tak łatwo oczarowywał kobiety.

– Coś nie tak? – zapytał zmartwiony Maks.

– Nie, wszystko w porządku... Tylko pamiętaj o telefonie, dobrze?

– Oczywiście. Do widzenia, mamo! – pocałował mnie w czoło i zniknął.

Zasiadłam więc przy stole i zaczęłam mierzyć czas. Najpierw minuty. Potem godziny. Cierpliwie oczekiwałam, pełna nadziei. Moje lata doświadczenia okazały się przydatne. Kiedyś na takie same oczekiwanie skazana byłam w przypadku Henryka.

Żył tak, jak było mu wygodnie

Doszłam do wniosku, że to normalne, że pojawia się, a potem znika.
Kiedy poznałam Henryka, był już po trzydziestce i cieszył się uznaniem jako fotograf i człowiek o niezwykłym magnetyzmie. Bez problemu oczarował młodą studentkę filologii angielskiej. Nazywał mnie swoją inspiracją, kochał intensywnie i z pełnym zaangażowaniem, ale o małżeństwie nie wspominał. Nie naciskałam na niego w tej kwestii. Dopiero gdy okazało się, że jestem w ciąży, zasugerowałam, że dla dobra naszego dziecka powinniśmy zalegalizować nasz związek.

– Bez wątpienia przekażę mu swoje nazwisko – obiecał wielkodusznie.

– Ślub może być skromny, ale bardzo go pragnę...

– Ślub? – zaśmiał się. – Myślisz, że żartuję mówiąc, że nie jestem stworzony do monogamii? Ani do bycia mężem? Zawsze cię będę adorował, ale nie mogę znieść ograniczeń. Jestem twórcą, niezależną duszą. Tak czy inaczej, zadbam o was.

Nie powiedziałam, jak bardzo mnie zabolały te słowa. Nie postąpił tak z premedytacją. To po prostu jego natura: brak moralności i słodycz w jednym. A ja, niestety, nie potrafiłam przestać go miłować. Jakby rzucił na mnie czar.

Bezpośrednio ze szpitala odwiózł mnie do naszego nowego mieszkania, które nabył kilka dni wcześniej. Spokój utrzymywał się przez sześć miesięcy. Następnie udał się na miesięczną sesję zdjęciową do Afryki. Kiedy wrócił, ponownie byliśmy szczęśliwi... Aż do następnego zlecenia, wyjazdu, wystawy. I tak mijał rok po roku. A ja nieustannie czekałam, dręcząc się pytaniem, gdzie teraz jest, co robi... i z kim.

Wychowywałam swoje dziecko, zarządzałam gospodarstwem domowym, angażowałam umysł w tłumaczenia i żyłam w ciągłym lęku, iż pewnego dnia Henryk może nie wrócić. Co wówczas będzie? Jak sobie poradzę? Przecież moje uczucia do niego były tak ogromne! Ileż można się łudzić i oczekiwać? Stopniowo zaczynałam rozumieć, że Henryk nigdy nie przestanie być Casanovą. Nigdy nie stworzymy typowej rodziny, ponieważ zbyt bardzo pragnął nowych doznań, wyzwań i... nowych partnerek.

Czułam, że wybaczanie przychodzi mi z coraz większą łatwością. Nadal istniało między nami uczucie, dzieliliśmy wspólną sypialnię, lecz moja intensywna miłość zgasła. Ku mojemu zdziwieniu, zamiast smutku odczułam ulgę i spokój. Stałam się zmęczona ciągłym wahaniem emocji i pogodziłam się z losem bycia pierwszą konkubiną.

Mogło być gorzej. Mogłam zostać samotną czterdziestolatką. Zamiast tego – miałam syna, dom, stabilność finansową, grupę przyjaciół i swoje prace tłumaczeniowe. W pewien sposób miałam także Henryka, który pojawiał się i znikał, ale ostatecznie przeżyliśmy razem osiemnaście lat. Wydawało mi się, że nic nie zdoła zniszczyć tej sytuacji, której wygodę docenialiśmy oboje.
Nie przewidziałam jednego...

Wybrał młodszą i zgrabniejszą

Zły donżuan wpadł jak szalony w sidła miłości do młodej modelki i podjął decyzję o małżeństwie z nią, ponieważ... była w ciąży. Zszokowała mnie absurdalność jego wyznań.

– Postawiła mnie pod ścianą! Zagroziła, że albo małżeństwo, albo coś sobie zrobi!

„Też mogłam być taka sprytna. Dlaczego nie stanęłam wtedy na swoim? Mogłam wziąć sprawy w swoje ręce lub odejść. Zamiast tego, czekałam – nie wiadomo na co. I doczekałam się.” – rozmyślałam, siedząc zahipnotyzowana na sofie. Henryk zwrócił się do bezpośrednio mojego zdrowego rozsądku i tolerancji, za które zawsze mnie szanował. Cóż za cios poniżej pasa...

– Rozumiem, że może wydawać się, że przesadza, dramatyzuje, ale musisz zrozumieć, kocham ją – tłumaczył. – Oczywiście, moje uczucia do ciebie też są silne. Zawsze będziesz dla mnie ważna. Jesteś moją przyjaciółką, matką mojego dziecka, wspólnie przeżyliśmy wiele. Ale teraz wy już mnie nie potrzebujecie, a ona tak. Mam wrażenie, że w końcu jestem gotowy na założenie rodziny. Zmieniłem się, mam możliwość bycia prawdziwym ojcem. Błagam, nie niszcz tego, gwiazdko. Przecież sama wiele razy mi mówiłaś, że powinienem poświęcać więcej czasu Maksowi... Teraz mogę odwdzięczyć się za to innemu dziecku.

Umiał manipulować jak nikt inny! Jednak nie to było przyczyną mojego wewnętrznego rozdarcie. Wcale nie był spowodowany tym, że planował obdarować sprytną damę tym, czego mi odmawiał przez długie lata. Za przewodnika służyły mi nie zazdrość czy zawiść, lecz paraliżujący strach: co będzie dalej? Czułam, że uległam złudnemu poczuciu pewności, a teraz przyjdzie mi za to zapłacić... W wieku czterdziestu dwóch lat nie posiadałam stałego zatrudnienia ani męża. Wydawało mi się, że mam stabilizację, ale okazało się to jedynie iluzją – i za to mogłam obarczyć winą przede wszystkim siebie.

– Dobrze – udało mi się zachować spokój. – Załóżmy, że nie stanę na przeszkodzie twojemu szczęściu. Co oferujesz w zamian? Po tylu latach życia razem, coś powinno mi się przypaść.

– Oczywiście – jak się okazało, miał gotową odpowiedź na wszystko. – Już skonsultowałem to z prawnikiem. Otrzymasz mieszkanie, połowę obligacji i alimenty na Maksa. Dodatkowo, gwarantuję, że wasza sytuacja finansowa na pewno nie ulegnie pogorszeniu. Obiecuję!

Muszę przyznać, że mnie przekonał. Szczerze brzmiący ton i przenikliwe spojrzenie sprawiły, że uwierzyłam, iż nie zostawi nas na pastwę losu. Sama również byłam zdeterminowana, aby nie próżnować. „Zmniejszę wydatki, poszukam pracy, jakoś to ogarnę, nie będę prosić o wsparcie...” – rozważałam.

Och, naiwność! Wykształcenie, które zdobyłam wieki temu, okazało się wystarczające, abym mogła nauczać języka angielskiego w przedszkolu. Zarabiałam też na życie robiąc tłumaczenia i udzielając korepetycji, jednak to było niczym kropla w oceanie moich potrzeb. Byłam matką dorastającego chłopca, który pochłaniał więcej jedzenia, niż wynosiła jego waga, a także właścicielką domu, którego nie mogłam utrzymać. Większość moich zarobków przeznaczałam na opłaty. Po upływie pół roku schowałam dumę i zadzwoniłam do Henryka.

– Jak dobrze wiesz, małe dziecko potrafi pochłonąć pieniądze szyciej niż odkurzacz. Muszę spłacać kredyt za dom i mam wiele innych kosztów. Dodatkowo młoda małżonka to też niemały wydatek – oznajmił mi bez skrępowania, jakby prowadził rozmowę z kolegą ze spotkań przy kuflu piwa. – Obawiam się, że w tym miesiącu nawet z wypłatą alimentów mogą wystąpić problemy.

– Robisz sobie ze mnie jaja?! Maks wyrósł ze swojej garderoby, muszę również zabezpieczyć środki na jego wakacje i podręczniki szkolne. Skąd mam je wziąć?!

– Przecież masz oszczędności.

– Przeznaczone są na niepewne czasy!

– Uznaj zatem, że nadszedł właśnie taki moment albo zdecyduj się sprzedać mieszkanie. Powinnaś nauczyć się radzić sobie sama. Moja małżonka jest zdania, że przez zbyt długi okres cię finansowałem – wymamrotał i nagle zakończył rozmowę.

Jak mógł zachować się tak niesprawiedliwie?! Przecież nie domagałam się niczego dla siebie... W jego spojrzeniu nie byłam już wyrozumiałą towarzyszką, błyskotką, lecz jedynie natrętną kobietą, pragnącą żyć na jego koszt do ostatnich dni!

Każdego dnia bałam się o pieniądze

Kiedy Maks zapytał o plany na wakacje, nie mogłam powstrzymać łez rozpaczy. Nie umiałam mu wyjaśnić, że nasza sytuacja finansowa nie pozwala na to, aby wyjechał na sportowy obóz do Czech. Na szczęście to zrozumiał.

– Nie martw się tak, mamo. Przeczuwałem, że to nastąpi, więc od chwili waszego „rozwodu” zbierałem pieniądze, które dostawałem od ojca. Na lato znalazłem sobie pracę w pizzerii. Dołożę się do kosztów obozu i książek. Damy radę, tylko przestań płakać...

Właśnie wtedy łzy zaczęły mi płynąć jak z fontanny.

– Moje drogie dziecko, tak bardzo mi przykro! To moja wina, powinnam była lepiej przewidzieć sytuację...

– Wówczas nie chodziłbym po tej planecie – oznajmił z ujmującym uśmiechem.

Jakże ten człowiek był odważny! W pełni zasługiwał na wszystkie dobra, jakie skrywa ten świat, a ja mogłam dać mu tylko miłość. Choć, istniała pewna opcja... Magda, moja studencka przyjaciółka, która niedawno straciła posadę nauczycielki, miesiąc temu zasugerowała mi współpracę.

– Nie zamierzam siedzieć w kącie i rozpaczać – oznajmiła. – Nadal jestem przekonana, że biegłość w językach jest drzwiami do przyszłości. Zapewniają one możliwość znalezienia pracy, lepszego startu. Zorganizujmy centrum nauki języków. Kursy przygotowawcze dla osób zdających maturę oraz zajęcia uzupełniające dla doktorantów. Intensywne sesje dla tych, którzy lubią wyzwania. I coś, na co wszyscy czekają! Niskobudżetowe kursy miesięczne dla tych, którzy wyjeżdżają za granicę: dla pielęgniarek udających się do Szwecji, kelnerek wybierających się do Irlandii oraz osób zbierających truskawki w Hiszpanii.

Wyczułam w tym niezły zysk, jednak aby coś zyskać, trzeba zainwestować. Niestety, choć miałam w sobie mnóstwo determinacji, nie posiadałam odpowiednich funduszy. Magda była w zupełnie innej sytuacji.

– Mimo że Henryk zawsze był nicponiem, co zresztą nieustannie ci przypominałam, nie zostawił cię bez środków do życia. Czy zdecydujesz się na ryzyko? – nalegała.

Oznajmiłam, że potrzebuję chwili na przemyślenie. Planowałam się uprzejmie wycofać, lecz w międzyczasie przeprowadziłam tę poniżającą rozmowę z Henrykiem. Uświadomiła mi, że bez niego jestem niczym. Jak mógł mnie tak potraktować?! To nie był ten sam człowiek, którego znałam. Wyglądało na to, że przeszedł intensywne pranie mózgu...

Czy może to ja byłam naiwna i kompletnie nie rozumiałam mężczyzny, z którym mam dziecko? Ale teraz to jest mało ważne, musiałam sama zadbać o siebie i o Maksymiliana. Wyjaśniłam synowi sytuację; poinformowałam go o propozycji, którą otrzymałam od Magdy.

– To jest nasza wspólna gotówka, nie tylko moja. W przypadku porażki, możemy stracić wszystko, włączając w to dom – otwarcie powiedziałam.

– Dlaczego miałoby się nie powieść? – zapytał, lekko wzruszając ramionami. – Koncepcja jest naprawdę dobra. Magda to prawdziwy gejzer energii, a ty perfekcyjnie opanowałaś angielski zarówno w wersji oksfordzkiej, jak i amerykańskiej. Mam przeczucie, że razem zdziałacie wiele. Dodatkowo, masz teraz idealną okazję, żeby pokazać Heńkowi i jego młodej małżonce, na co cię stać – dodał z nutą ironii.

Przystąpiłam do życiowego sprawdzianu

Mój syn, jak się okazało, znał mnie lepiej, niż przypuszczałam. Uderzył w mój delikatny punkt, w poturbowane poczucie mojej wartości. Dlatego właśnie zdecydowałam się zaryzykować, zawalczyć. Tak jak nigdy dotąd. O nasze jutro, o utrzymanie domu i niezależność, ryzykując wszystko, co posiadałam. Wszystkie moje oszczędności. Wszystko albo nic.

Wspólnie z Magdą założyłyśmy firmę. Wynajęłyśmy miejsce: kilka pomieszczeń w starej kamienicy. Zatrudniłyśmy nauczycieli na umowę o dzieło. Zorganizowałyśmy kampanię promocyjną w prasie i radiu, ustaliłyśmy konkurencyjne stawki i czekałyśmy na klientów. Przez cały tydzień nerwowo gryzłam paznokcie, a potem zainteresowani spadli jak manna z nieba.

Trudno było mi w to uwierzyć, ale zainteresowanie przewyższało naszą ofertę! Po kilku miesiącach zmuszone byłyśmy zaczynać odmawiać z powodu braku kadry nauczycielskiej. Ja osobiście zajmowałam się prowadzeniem pięciu kursów i zarządzaniem finansami. Magda natomiast, podjęła się promocji i reklamy. Na święta Bożego Narodzenia otrzymałyśmy kartki z życzeniami z Norwegii, Hiszpanii, Francji, USA, a na Wielkanoc – nawet z Chin, pomimo że języka chińskiego nie oferowałyśmy w naszym programie.

Jedna z naszych bardziej zaangażowanych uczennic dostała propozycję pracy w Hongkongu, ponieważ dobrze znała język angielski, posługiwała się w stopniu podstawowym niemieckim i miała pewne pojęcie o hiszpańskim. To wystarczyło. Uznała nas za twórczynie swojego triumfu. Rzadko kiedy czułam taką dumę z własnych dokonań. Być może jedynie raz, gdy przytuliłam do piersi świeżo urodzonego syna.

Poczułam ją znowu teraz, kiedy obserwowałam, jak mój dorosły syn sprawdzał swoje odbicie w lustrze, przygotowując się do matury. Miałam wrażenie, że zdaję ją razem z nim. Prowadziłam w końcu najpopularniejszy kurs dla uczniów szkół średnich! Na maturze obowiązywał język obcy, a na moje lekcje trafiały osoby z klas o rozszerzonym programie z angielskiego, które miały trudności z użyciem strony biernej czy czasu Present Perfect.

Zawsze czułam się naturalnie słuchając i wspierając kogoś. Henryk miał w końcu tendencję do prowadzenia monologów i litowania się nad samym sobą... Nie potrafię już policzyć, ile razy go pocieszałam, kiedy tylko ktoś odważył się skrytykować jego pracę czy podważać jego niezaprzeczalny talent. Mimo to, ci młodzi ludzie oczekiwali czegoś więcej niż tylko poklepywania ich po głowie i w przeciwieństwie do Henryka, potrafili docenić moje wsparcie. Dzięki nim zyskałam pewność siebie, wiarę w moje własne możliwości. Niezależność stała się dla mnie jak narkotyk.

Kiedy zabrzmiał dźwięk telefonu, niepewnym ruchem nacisnęłam przycisk z zieloną słuchawką.

– Maks? No i? Jak poszło?

– To ja, Henryk...

– Czego chcesz? – nie starałam się być delikatna. – Czekam na telefon od Maksa. Pisze maturę z polskiego, jeśli nie pamiętasz.

– Pamiętam. Wiele rzeczy pamiętam... – w jego głosie wybrzmiał dziwny ton. – Popełniłem błąd, doskonale to wiem. Ona nie jest taka, jak myślałem. Nie jest tobą, zbyt wiele oczekuje. Zmusza mnie do zmiany pieluch i pracy w reklamie...

Wspomnienia z okresu, kiedy czułam się dobrze ze swoim ukochanym, na moment powróciły. Kiedyś go kochałam i dawałam mu całe swoje wsparcie. Ale on mnie zawiódł! Nie chodzi tutaj o fizyczną zdradę, która była na porządku dziennym, ale o to, że odszedł, zostawiając mnie samotną i zaprzeczając wszystkiemu, co nas łączyło.

– A to dobrze, że na ciebie naciska – powiedziałam surowo.– Nie przepadam za nią, ale ją rozumiem. Już wcześniej nie sprawdziłeś się jako rodzic. Nie zmarnuj kolejnej szansy, twoje dziecko cię potrzebuje. My z Maksem już nie, jak sam stwierdziłeś. Przestaliśmy czekać i poradziliśmy sobie.

Podczas odkładania słuchawki, uśmiechałam się szczerze. Ponieważ zdałam najistotniejszy test: w końcu udało mi się uwolnić od złego uroku.

Czytaj także:
„Może jestem i starą emerytką, ale całkiem ruchawą. Co tydzień zapraszam do hotelu innego chłoptasia”
„Siostra zrzekła się praw do córki i oddała mi ją pod opiekę. Po latach chce ją odzyskać, ale nigdy na to nie pozwolę”
„Wymodliłam sobie układ idealny. Przed ołtarzem przysięgałam mężowi, a w zakrystii spotykam się z kochankiem”

 

Redakcja poleca

REKLAMA