„Helena namawiała mnie na dziecko, a teraz narzeka, że jestem fatalnym ojcem. Jej ciągłe pretensje zatruwają mi życie”

Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, SB Arts Media
„Obiecałem Helenie, że nigdy nie porzucę mojego dziecka, tak, jak to zrobił mój ojciec. Dotrzymam słowa, ale cenę jaką za to płacę znam tylko ja. Wieczne pretensje, że nie mam czasu dla rodziny doprowadzają mnie do szału. Mam rzucić pracę i żyć za zasiłek, żeby była zadowolona?”.
/ 03.12.2021 05:08
Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, SB Arts Media

Gdy poznałem Helenę, oboje dobiegaliśmy trzydziestki. Ja nigdy nie byłem w związku dłużej niż kilkanaście miesięcy i uważałem, że na ustatkowanie się mam jeszcze mnóstwo czasu. Helena dochodziła do siebie po bolesnym zerwaniu z facetem po sześciu latach bycia razem. Wydawało jej się, że z Tomkiem założą rodzinę i będą żyli długo i szczęśliwie aż do emerytury.

– Bywałam u jego rodziców na Wigilii, mój tata nazywał go zięciem. Nie byliśmy małżeństwem, ale uważałam, że jesteśmy rodziną – opowiadała mi Helena. – Rozmawialiśmy o dzieciach. Odstawiłam pigułki, łykałam witaminy. A on tak po prostu któregoś dnia oznajmił mi, że między nami koniec, i poprosił, żebym wyprowadziła się do końca tygodnia.

Na zajęciach z jogi nie mogłem oderwać od niej wzroku

Helena przez poznaniem Tomasza opiekowała się dziećmi. Skończyła liceum plastyczne i kilka razy zdawała na ASP. Poddała się po trzech próbach. Potem zaczęła studiować historię sztuki, pedagogikę, ale żadnego z tych kierunków nie skończyła. Tomasz pomagał ojcu prowadzić rodzinny interes – sieć warsztatów samochodowych. Zakochał się w Helenie z tego samego powodu, dla którego potem ją zostawił – bo była tak bardzo inna niż jego rodzina i przyjaciele.

Helena, mieszkając z Tomaszem, nie musiała pracować. Bardziej hobbystycznie niż dla zarobku robiła biżuterię i sprzedawała ją w internetowym butiku. Mówiła o sobie „rzemieślniczka” i oburzała się, gdy ktoś sugerował, że żyje na koszt swojego faceta. Ale gdy została sama, szybko przekonała się, że z filcowych broszek i kolczyków z koralików nie da się żyć. Została więc instruktorką jogi. Poznaliśmy się właśnie na prowadzonych przez nią zajęciach. Co zabawne, zaciągnęła mnie na nie Julia, moja ówczesna dziewczyna. 

Helena ma bardzo ciekawą urodę. Wysoka, bardzo szczupła z burzą rudych włosów. Przez całe zajęcia nie mogłem oderwać od niej oczu. Nie umknęło to uwadze Julii. Wieczorem zrobiła  mi awanturę. A ponieważ nie umiałem wystarczająco przekonująco zapewnić jej, że w ogóle na tę joginkę nie zwróciłem uwagi, rano Julia się spakowała i po prostu zniknęła z mojego życia. Nie znosiłem jogi, ale zacząłem regularnie chodzić na zajęcia Heleny. Po dwóch tygodniach zaprosiłem ją na kawę. Zgodziła się.

Nie miałem wobec Heleny tak zwanych poważnych zamiarów. Przynajmniej na początku. Zanim zorientowałem się, że Helena wierzy, iż jestem jej ostatnią szansą na założenie rodziny, na ucieczkę było już za późno. Zakochałem się. Tak na serio. Tata Heleny był rzeźbiarzem, ale żył ze stolarki. Mama pracowała w muzeum etnograficznym. Mieli czwórkę dzieci. Gdy się poznaliśmy, Helena miała już piątkę siostrzeńców i bratanków. I choć była najstarsza z rodzeństwa – tylko ona nie miała jeszcze dzieci.

Po dwóch miesiącach znajomości zaproponowałem Helenie, żebyśmy razem zamieszkali. Dla mnie to była bardzo poważna życiowa decyzja. Wtedy Helena po raz pierwszy oświadczyła mi wprost, że chce zostać matką.

– To nie musi się stać za miesiąc czy dwa, ale wiesz, nie mogę już czekać zbyt długo. Jak mamy razem zamieszkać, to musisz się zastanowić, czy bycie ojcem mojego dziecka w ogóle cię interesuje.

Nie odpowiedziałem od razu. Bo nie wiedziałem jak. Nigdy na poważnie nie zastanawiałem się nad kwestią ojcostwa. Raz, jeszcze w liceum, moja dziewczyna nastraszyła mnie, że spóźnia jej się okres. Przez trzy dni zastanawiałem się, co dalej, ale alarm okazał się fałszywy. A teraz to Helena zmusiła mnie do myślenia.

Zastanawiałem się przez trzy dni. Zapytałem nawet mamy, czy uważa, że nadawałbym się na ojca.

– Synek, to nie tak – zaśmiała się. – Tego się nie da przewidzieć. Twój tata przecież był takim poważnym, odpowiedzialnym człowiekiem. Idealny materiał na męża i ojca. Sam wiesz, jak to się skończyło.

Bardzo mi mama nie pomogła. Ale uświadomiła mi jedno – jak zdecyduję się zostać ojcem, to na pewno nigdy nie zostawię mojego dziecka. Bo doskonale wiem, jak to jest wychowywać się bez taty. Nigdy nie zrobię tego mojej córce lub mojemu synowi.

– Jeszcze nie podjąłem decyzji – powiedziałem wieczorem Helenie. – Ale wiesz, ja po prostu nie wiem, jak być ojcem. Mój zostawił mnie, gdy miałem trzy lata. Mama wychowywała mnie sama. Wiem jedno – jeżeli będziemy mieć dziecko, to choćby nie wiem, co się zdarzyło, to ja go nie zostawię. Nawet jak nam się nie ułoży, to nie ma opcji, że pozwolę ci się wyrzucić z jego życia.

Helena długo milczała.

– Wiesz, może ty jeszcze nie wiesz, czy jesteś gotowy zostać ojcem. Ale jak cię słucham, to wiem, że tak jest. Po prostu.

Miesiąc później zamieszkaliśmy razem. Po pół roku zaczęliśmy starać się o dziecko. Łatwo nie było, udało się po roku. Przeczytaliśmy mnóstwo książek o rodzicielstwie, chodziliśmy razem do szkoły rodzenia. Zaryzykuję stwierdzenie, że byliśmy najlepiej teoretycznie przygotowanymi przyszłymi rodzicami na świecie. Ale cała książkowa wiedza okazała się nic niewarta, gdy na świecie pojawiło się to małe, czerwone, krzyczące stworzenie. Położna chciała mi podać córkę, ale ja bałem się jej dotknąć.

– Proszę pani, ja nie mogę, ja jej zrobię krzywdę – mamrotałem.

Położna uśmiechnęła się szeroko.

– Panie Maćku, dzieci nie są ze szkła. Nie ma się czego bać. No już, proszę ją przytulić – poinstruowała mnie.

Odważyłem się. Wtedy mała otworzyła oczy i spojrzała na mnie. Zrozumiałem, że jestem ojcem i że za to maleństwo dam się pokroić.

Pierwsze wspólne miesiące były naprawdę cudowne

Kilka miesięcy przed urodzeniem Neli kupiliśmy nowe, większe mieszkanie. Oczywiście nie zdążyliśmy z remontem. Po wyjściu ze szpitala zamieszkaliśmy u mojej mamy. Te pierwsze tygodnie to był magiczny czas. Całe dnie spędzaliśmy wpatrzeni w naszą córkę. Robiłem przy niej wszystko. Kąpałem, przewijałem, bujałem. I nie mogłem zrozumieć, jak faceci mogą próbować się od tego wykręcać. 

Sielanka trwała jeszcze przez kilka miesięcy. Zamieszkaliśmy w naszym nowym, pięknym mieszkaniu. Ja w końcu wyczerpałem cały urlop i musiałem wrócić do pracy. Bardzo chętnie zostałbym z Nelą w domu, ale Helena nie miała stałej pracy. Z jej biżuterii i lekcji jogi ciężko byłoby nam się utrzymać. Jestem handlowcem i moja praca wiąże się z licznymi wyjazdami. Starałem się jeździć w delegacje jak najrzadziej, ale nie zawsze miał mnie kto zastąpić. A Nela zaczęła ząbkować, całe noce płakała. Gdy wracałem po kilku dniach nieobecności, Helena wręczała mi córkę bez słowa i szła spać. Rano ja szedłem do pracy niewyspany. Oboje byliśmy bardzo zmęczeni, zdarzało nam się na siebie warknąć. Czasem nie odzywaliśmy się do siebie przez cały wieczór.

Helena po całym dniu spędzonym z marudzącą córką oczekiwała, że zajmę się nią, jak tylko wrócę z pracy. Starałem się, jak mogłem, ale też czasem musiałem się wyspać. Moja mama kilka razy oferowała pomoc.

– Ewa, to bardzo miłe z twojej strony, ale to jest nasze dziecko i musimy sobie sami poradzić – Helena zawsze grzecznie odmawiała.

Nie rozumiałem tego. Przecież nic złego by się nie stało, gdyby mama zabrała Nelę na długi spacer, a my moglibyśmy się w tym czasie przespać. A może nawet pokochać, bo nie robiliśmy tego od dawna. Ale Helena była nieugięta.

Ten jej upór był kolejnym powodem naszych kłótni

– Czego ty chcesz? Mam rzucić pracę i będziemy żyć z zasiłku? Jak tak dalej pójdzie, to zasnę za kierownicą i się zabiję, bo ty nie umiesz przyjąć pomocy! – wrzeszczałem.

Po kilku miesiącach Nela zaczęła w końcu lepiej spać w nocy. Przestaliśmy się tak często kłócić. Pierwsze kroki Neli uczciliśmy wycieczką na lody. Nowe umiejętności naszej córki oznaczały oczywiście nowe wyzwania. Musieliśmy posprzątać dolne półki na książki, pozabezpieczać kontakty, szafki. Mieszkanie było dwupoziomowe, więc oczywiście pojawił się problem schodów.

– Jedziemy do marketu budowlanego – zaordynowała Helena w sobotę. – Musisz zbudować płotek zabezpieczający na schody.

Naprawdę miałem dobre chęci, ale nigdy nie byłem majsterkowiczem. Siedziałem, coś przymierzałem, kleiłem, ale nic mi nie wychodziło. W niedzielę Helena pojechała z małą do siostry. Wtedy wpadłem na genialny pomysł. Zadzwoniłem do taty Heleny. Przecież jest stolarzem, dla niego taki płotek do bułka z masłem.

– Nie ma sprawy, biorę narzędzia i jadę – Jacek od razu zaoferował pomoc.

Konstrukcja płotka zajęła mu niecałą godzinę. Na koniec jeszcze pomalował szczebelki w kolorowe paski. Podziwialiśmy jego dzieło, gdy w drzwiach stanęła Helena.

– Patrz, Nelcia, jaki piękny płotek – Jacek wyciągnął ręce i chciał wziąć wnuczkę na ręce. Ale Helena cofnęła się dwa kroki. Widziałem, że jest wściekła, choć nie miałem pojęcia o co.

– Tato, bardzo ci dziękuję za pomoc, ale proszę, idź do domu. Muszę porozmawiać z Maćkiem.

Jacek minę miał nietęgą, ale pozbierał narzędzia, pogłaskał Nelę po głowie i zniknął.

– Nie tak się umawialiśmy, prawda? To ty miałeś zrobić ten płotek, prawda? Jesteś ojcem, to twoje zadanie zadbać o bezpieczeństwo córki! – syczała Helena. – Dostałeś jedno proste zadanie, i co? Nawet tyle nie mogłeś zrobić?

Nie rozumiałem jej pretensji. 

– Helena, o co ci chodzi? Twojemu tacie zajęło to godzinkę. Ja się męczyłem pół dnia. Wiesz, że nie umiem robić takich rzeczy A dla Jacka to łatwizna. I przynajmniej płotek jest ładny i solidny. Mój pewnie rozpadłby się po dwóch dniach.

– No to by się rozpadł. No to byłby brzydki. Ale wiedziałabym chociaż, że ci na nas zależy. Że się angażujesz, starasz – Helena dla odmiany zaczęła płakać. Wolałem już nic nie mówić, bo czułem, że każde moje słowo pogorszy sytuację.

– Idę spać do rodziców. Z Nelą. A ty się do rana zastanów, czy na pewno chcesz dalej być z nami.

Za Heleną i Nelą zamknęły się drzwi. Siedziałem na schodach i zastanawiałem się, co się przed chwilą wydarzyło. Szczerze mówiąc, to do dziś nie rozumiem reakcji Heleny. Sprawa tego płotka wracała jeszcze wiele razy. Rozmawialiśmy o nim na terapii dla par. Już na spokojnie próbowałem przekonać Helenę, że nie miała racji.

– Jak Nela jest chora, to idziemy do lekarza. Samochód naprawiamy w warsztacie. Remont robili nam fachowcy. Dlaczego akurat ten cholerny płotek miałem zrobić sam? – pytałem.

A ona odpowiadała, że jeżeli tego nie rozumiem, to nie wie, jak mi to wyjaśnić. W końcu, żeby zakończyć sprawę, powiedziałem, że już ją rozumiem i że miała rację. Raczej mi nie uwierzyła, ale mam nadzieję, że do tematu nigdy nie wrócimy. Ten nieszczęsny płotek zaczął naprawdę zły okres w naszym życiu. Wprawdzie Helena wróciła do domu, ale prawie przestaliśmy ze sobą rozmawiać. Bałem się, że to koniec. Że stracę i Helenę, i Nelę. A ja nie wyobrażałem sobie życie bez nich.

Nie wiedziałem, jak zareaguje

I wtedy wpadłem na pomysł z oświadczynami. O ślubie nie rozmawialiśmy nigdy. Helena zawsze mówiła tylko o byciu matką, nie żoną. Wydawało mi się, że oboje zgadzamy się, że jest dobrze tak, jak jest. I żaden papierek nie jest nam potrzebny. Moi kumple próbowali mi wybić oświadczyny z głowy. Podobnie moja mama:

– Maciek, co ty. Teraz jak się nie dogadacie, to się po prostu rozstaniecie. A rozwód to bolesne doświadczenie, wydobywa z ludzi najgorsze instynkty.

Ale ja już podjąłem decyzję. Coś mi podpowiadało, że muszę to zrobić i już. Nie kupiłem pierścionka ani bukietu róż. Nie zamierzałem klękać ani nic z tych rzeczy. Wieczorem, gdy Helena szła do łóżka, poprosiłem ją, żeby jeszcze nie gasiła światła.

– Dużo o nas myślałem. O tym, co dalej. I mam do ciebie jedno poważne pytanie. Czy zostaniesz moją żoną?

Zaskoczyłem ją, i to bardzo. Później przyznała mi się, że gdy zacząłem tę przemowę, była przekonana, że to koniec, że odchodzę.

– Nie musisz odpowiadać w tej chwili – zastrzegłem. – Jak zdecydujesz, że wolisz, żeby wszystko zostało po staremu, to ja to zaakceptuję. Ale chcę, żebyś wiedziała, że nasza rodzina jest dla mnie najważniejsza.

Dziś jesteśmy już po ślubie. I po trzymiesięcznej terapii dla par. Nie jesteśmy co prawda parą idealną, ale oboje wiemy, co jest dla nas ważne. Na pewno ta terapia bardzo nam pomogła. Ale Helena często podkreśla, że to właśnie moje oświadczyny były momentem przełomowym.

– Ja już traciłam wiarę, że nam się uda. A ty mi dałeś jasno do zrozumienia, że wierzysz w naszą rodzinę i że warto o nią walczyć. I jesteś gotowy postawić wszystko na jedną kartę.

Nie przyznałem się, że tak naprawdę to niczego nie byłem pewien. A już najmniej jej reakcji. Ale najważniejsze, że się udało!

Czytaj także:
„Mojego synka nie chcieli przyjąć do przedszkola tylko dlatego, że ma cukrzycę. Spotyka nas społeczny ostracyzm”
„Latami staraliśmy się o dziecko, traciłam już nadzieję. W końcu się udało, ale… to nie mój mąż jest ojcem”
„Zostawiłam Filipa dla głupiego romansu. Poniosła mnie namiętność. Odezwał się po latach, gdy miał już żonę”

Redakcja poleca

REKLAMA