„Haruję od świtu do nocy, a moja leniwa córka tylko imprezuje. Nie będę jej wiecznie utrzymywać”

matka z córką fot. Getty Images, Anna Bizon
„– Widzę, że ostatnio dużo imprezujesz – skomentowałam z irytacją kolejną jej nieobecność. – Kiedy zamierzasz poszukać pracy? – Mamo, daj mi jeszcze dwie tygodnie – prosiła. Akurat! Trudno zaufać osobie, która śpi do południa, gdy inni ciężko pracują, aby utrzymać dom i ratować upadającą firmę”.
/ 22.03.2024 14:30
matka z córką fot. Getty Images, Anna Bizon

Gdy byłam młodsza, uwielbiałam imprezy. To zapewne tłumaczy, dlaczego przymykałam oko, kiedy moja córka wracała po całonocnych imprezach, a następnie spała do późnego popołudnia. Sądziłam, że jak się wybawi, łatwiej będzie się jej ustatkować. Na szczęście, była dobrą studentką.

–Jak poszła obrona? –zapytałam, kiedy kończyła piąty rok filologii.

– Dobrze – odpowiedziała, wzruszając ramionami. – Zawsze dostaję dobre oceny.

– Czemu więc nie jesteś zadowolona? – zapytałam zdziwiona. – To duże osiągnięcie!

– Oczywiście – odpowiedziała z grymasem na twarzy. – I co dalej? Studia dobiegają końca, a ja co? Dołączę do rzeszy bezrobotnych magistrów...

Starałam się ją pocieszyć, najlepiej jak potrafiłam, mimo że byłam świadoma, że strach przed bezrobociem jest zmorą wielu studentów.

Byłam zbyt wyrozumiała

– O której wróciłaś do domu? – zapytałam pewnej środy, kiedy Pati wyszła z pokoju o pierwszej po południu.

– Mniej więcej przed czwartą – odparła, ziewając.

– To środek tygodnia... – zaczęłam. – Co to była za okazja, żeby tak imprezować?

Nie było żadnej specjalnej okazji, po prostu spotkałam się ze znajomymi – odpowiedziała nonszalancko. – Prawdziwe okazje dopiero nadejdą, bo w następnym miesiącu dwie koleżanki obchodzą urodziny, a jeden z chłopaków organizuje parapetówkę. A do tego wszyscy szykujemy się do świętowania uzyskania dyplomów! Będzie się działo!

Zauważyłam, że Patrycja ma więcej energii jedynie wtedy, kiedy wybiera się na imprezę.

Lubiła organizować imprezy

Zawsze przed wydarzeniem konsultowała się z gospodarzem lub gospodynią na temat tego, co podać gościom do jedzenia, gdzie umieścić kieliszki i jaką muzykę puścić. Kiedy jej koleżanka organizowała urodziny w klubie, to Patrycja załatwiała wszelkie sprawy z DJ-em i obsługą. Nawet wpadła na pomysł, aby motywem przewodnim imprezy było "Wszystko na niebiesko".

Byłam pod dużym wrażeniem, oglądając zdjęcia. Wszyscy byli ubrani w odcienie niebieskiego i granatu lub przynajmniej mieli takie detale w stylizacji. Urodzinowy tort był przyozdobiony błękitną polewą, a na stołach ustawione były niebieskie świeczki oraz kwiaty. Jubilatka otrzymała w prezencie zestaw srebrnych ozdób z błękitnymi kamieniami.

– Czy to wszystko, to twój pomysł? – zapytałam, chcąc się upewnić.

– Tak – odpowiedziała. – Pamiętam, nawet kiedy to wpadło mi do głowy. Na wykładzie z literatury starożytnej. Tak się nudziłam, że wymyśliłam koncepcję imprezy.

Teoretycznie chciała pomóc

Patrycja miała co prawda wyższe wykształcenie, ale nie miała żadnych perspektyw związanych ze swoim zawodem. Zakończenie studiów oznaczało również koniec jej stypendium, a sytuacja finansowa w domu była bardzo niepewna.

– Spokojnie mamo, najwyżej poszukam pracy w supermarkecie – próbowała podnieść mnie na duchu.

– Nie po to się kształciłaś, aby teraz obsługiwać kasę... – zaprotestowałam. – Poszukaj czegoś związanego z twoim wykształceniem lub przynajmniej czegoś, co da ci radość! Na razie ja jestem w stanie zapewnić nam byt przez jakiś czas.

Moja firma miała kryzys

Niestety, kryzys uderzył również w moją branżę. Jestem zawodową kucharką i przez 20 lat pracowałam w stołówkach szkolnych i przedszkolnych. Pięć lat temu otworzyłam własną firmę, która zwyciężyła w przetargu na dostarczanie posiłków do szpitala dziecięcego. Wówczas wydawało mi się, że to pewne źródło dochodu – w końcu dzieci zawsze będą się chorować, a szpital jest zobligowany do karmienia pacjentów. Stało się jednak inaczej – szpital utracił jakieś fundusze ministerialne czy budżetowe i musiał zamknąć dwa oddziały.

Moje usługi cateringu zanotowały spadek o 50%. Każdy, kto prowadził własną firmę, rozumie, co to znaczy. Opłaty ZUS pozostają te same, stałe wydatki trzeba płacić, a przychody maleją. Po dwóch miesiącach takiego zmniejszonego tempa pracy musiałam zwolnić pomoc kuchenną. Miesiąc później sama musiałam dostarczać przygotowane posiłki. Sześć tygodni później otrzymałam z banku wezwanie do zapłaty zaległych rat leasingu za van.

Mamo, nie możesz przestać prowadzić firmy! – wykrzyknęła przerażona Patrycja, gdy opowiedziałam jej o moich problemach. – Dzisiaj, biznes cateringowy ma niesamowite możliwości! Mogłabyś dostarczać jedzenie na różne przyjęcia, dowozić posiłki na domówki czy serwować lunche podczas konferencji...

Córka miała jakiś plan

Pati była młoda i niedoświadczona, a ponieważ bardzo mnie kochała, wierzyła, że moje potrawy przekonałyby każdego. Ale prawda była nieco inna. Byłam tylko kucharką z własnym zapleczem kuchennym i chłodnią na kołach, którą miałam w leasing. Co prawda, umiałam dobrze gotować, ale nie miałam pojęcia o marketingu. Jak miałabym zdobywać zlecenia od firm czy klientów indywidualnych?

– Mamo, proszę, nie zamykaj firmy jeszcze przez miesiąc, dobrze? Mam pewien pomysł – prosiła córka.

Zgodziłam się, pomimo tego, że raty za chłodnię zaczynały obciążać moje prywatne oszczędności.

Byłam coraz bardziej zła

Przez miesiąc prawie jej nie widywałam. Gdy wstawałam o czwartej rano, aby przygotować dzieciom ze szpitala śniadania i obiady, moja córka jeszcze spała. Kiedy robiłam sobie przerwę w ciągu dnia, po dostarczeniu pierwszej partii jedzenia, ona obsługiwała ekspres do kawy w kuchni. Gdy wracałam z drugiej dostawy do szpitala, zazwyczaj siedziała przy komputerze. Często też bywało tak, że spędzała całe wieczory poza domem.

– Widzę, że ostatnio dużo imprezujesz – skomentowałam z irytacją kolejną jej nieobecność. – Kiedy zamierzasz poszukać pracy?

– Mamo, daj mi jeszcze dwie tygodnie – prosiła.

Akurat! Trudno zaufać osobie, która śpi do południa, gdy inni ciężko pracują, aby utrzymać dom i ratować upadającą firmę. Te dwa tygodnie były dla mnie okresem dużego stresu i rozdrażnienia. Kilka razy zwróciłam uwagę Patrycji, że wciąż nie ma pracy, a spędza wieczory, bawiąc się gdzieś na mieście.

– Przecież obiecałaś, że mi pomożesz z biznesem! – przypomniałam jej. – Może zaczniesz wstawać trochę wcześniej, żeby pomóc mi w kuchni lub dostarczyć jedzenie do szpitala?

Kiedy wybuchałam, usiłowała mnie uspokoić, mówiąc, że ma pewien plan, który jest już bliski realizacji. W pewnej chwili nie mogłam już tego znieść i zażądałam, aby mi go zaprezentowała. Straciłam już wiarę, że jestem w stanie dalej utrzymywać naszą dwójkę.

Zaskoczyła mnie

– Dobrze – usadziła mnie w fotelu naprzeciwko swojego komputera. – Nie chciałam ci zawracać jeszcze głowy mamo ani dawać ci fałszywej nadziei, ale wydaje się, że udało mi się osiągnąć to, co planowałam. Spójrz! Pokazała mi długą listę pełną nazwisk. Co kilka linijek, można było dostrzec nazwę firmy.

To jest nasza baza klientów! – wyjaśniła pełna entuzjazmu. – Widzisz te nazwiska? To są kontakty do tych osób, które zareagowały na mój newsletter!

– Na co?

– To jest taki biuletyn wysyłany e-mailem, który pełni funkcję reklamy – wyjaśniła. – Wysyłałam ich sporo. Ponieważ dziś ludzie bardzo chętnie korzystają z kompleksowych usług. Już im nie wystarcza, gdy ktoś dostarczy im sałatkę i grecką rybę na przyjęcie w ich domu. Chcą, aby ktoś zajął się organizacją całego eventu! Dobór muzyki, dekoracje miejsca, pomoc w rozesłaniu zaproszeń... Jestem w stanie zrobić to wszystko, a dodatkowo oferuję coś, co stanowi dodatkowy atut: wymyślam dla nich motyw przewodni !

– Czyli coś na zasadzie "wszystko w kolorze niebieskim"? – zapytałam, chcąc się upewnić.

– Nie tylko – odpowiedziała z uśmiechem. – Przygotowałam wiele różnych koncepcji i scenariuszy! Począwszy od „Barokowego balu” z maskami z papieru, przez „Na pirackim statku” aż po „Noc Szeherezady” z profesjonalną tancerką brzucha!

To mogło się udać

Zaskoczył mnie jej profesjonalizm. W jej newsletterze znalazły się nawet fotografie prezentujące każdy z wymyślonych scenariuszy imprez, a dodatkowo na innych zdjęciach można było zobaczyć smakowite dania. W końcu zrozumiałam, o co chodzi.

– Czyli dlatego chciałaś, żebym nie zamykała firmy? – zawołałam. – Ja mam przygotowywać jedzenie na przyjęcia i je dostarczać, a ty zajmiesz się otoczką tych wydarzeń?

– Tak jest! Podoba ci się moja koncepcja biznesu?

Naprawdę mi się podobała. Największa frajda to możliwość współpracy z moją córką. Z przyjemnością obserwowałam, jak robi coś, co ją cieszy i w czym staje się coraz lepsza. Obecnie tworzymy niewielką, dwuosobową firmę zajmującą się organizacją różnych eventów – jak to mówią specjaliści od marketingu. Biznes idzie dobrze, ponieważ Pati jest niesamowicie kreatywna, a ja nieustannie udoskonalam moje umiejętności kulinarne.

Czytaj także: „Do sanatorium wysłałam mamę, a wróciła obca kobieta. W głowie ma teraz potańcówki i flirty”
„Sąsiadce słoma wystawała z butów, a chciała być damą jak ja. Oprócz stylu chciała mi ukraść też męża i córkę”
„Mąż pracował za granicą. Kiedy wrócił do domu, nie poznałam go. To nie jest ten sam mężczyzna, którego poślubiłam”

 

 

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA