„Harowałem za granicą, by moja rodzina miała wszystko. Nie zauważyłem, że ich tracę. Cyfry na koncie mi tego nie wynagrodzą”

smutny mężczyzna pracujący na budowie fot. Adobe Stock, Andrey Popov
„Już pierwsza wypłata przekonała mnie, że dobrze zrobiłem, wyjeżdżając do pracy za granicę. A potem było coraz lepiej. Brałem bardzo dużo godzin pracy, bo jak najszybciej chciałem uzbierać potrzebną nam kwotę. Zgłaszałem swoją gotowość do pracy w weekendy i dni wolne”.
/ 16.06.2023 07:15
smutny mężczyzna pracujący na budowie fot. Adobe Stock, Andrey Popov

W naszym domu nigdy się nie przelewało. Moi rodzice nie byli dobrze wykształceni, więc ich zarobki też nie należały do najwyższych. Nie było nas stać na drogie i modne rzeczy, o czym niestety wciąż przypominały mi dzieciaki w mojej szkole. Wstydziłem się tego. I chociaż wiedziałem, że moi rodzice bardzo mnie kochają, to wtedy miałem do nich żal, że nie zarabiają więcej. Uważałem, że to przez nich jestem pośmiewiskiem w szkole i na podwórku. Dlatego już wtedy obiecałem sobie, że mojej rodzinie nigdy niczego nie zabraknie. Dopiero wiele lat później zrozumiałem, że żadne pieniądze nie są warte tego, aby stracić rodzinę.

Zrobię wszystko, aby niczego wam nie brakowało

Jolę poznałem jeszcze w szkole średniej. Od razu wiedziałem, że jest kobietą mojego życia i że to właśnie z nią chcę spędzić resztę swoich dni. Oświadczyłem się jej od razu po maturze, a ślub wzięliśmy niecałe dwa lata później. Doskonale wiedziałem, że rodzice nie pomogą nam finansowo. Dlatego najpierw musiałem zarobić na wesele i na start wspólnego życia. A ponieważ byłem dobrym i pracowitym budowlańcem, to dosyć szybko udało mi się zgromadzić potrzebną kwotę.

Kilka miesięcy po ślubie okazało się, że Jola jest w ciąży. Mieszkaliśmy wtedy w niewielkiej kawalerce, na którą wzięliśmy wieloletni kredyt. Ja pracowałem przy wykańczaniu wnętrz, a Jola dorabiała jako pomoc krawiecka. I chociaż nie planowaliśmy jeszcze dziecka, to dla mnie była to wspaniała wiadomość. Niestety nie dla mojej żony, która była załamana.

– Jak my sobie teraz poradzimy? – zapytała mnie ze łzami w oczach.

– Zawsze sobie jakoś radzimy – przekonywałem ją. – A przecież dziecko to dopełnienie naszej miłości – dodałem z pełnym przekonaniem.

Ale przecież dziecko kosztuje. A my mamy kredyt, ja niewiele zarabiam, a ty i tak z powodu pracy prawie w ogóle nie bywasz w domu – powiedziała Jola. Przytuliłem ją i zapewniłem, że wszystko będzie dobrze.

– Dawno temu obiecałem sobie, że mojej rodzinie niczego nie będzie brakować – powiedziałem, patrząc jej prosto w oczy. – I nic się nie zmieniło. Tobie i dziecku niczego nie zabraknie. Już ja zadbam o to, abyście mieli wszystko to, co niezbędne. Zasługujecie na to.

Po moich zapewnieniach Jola nieco się uspokoiła.

– Kocham cię – zapewniła mnie wtulona w moje ramiona. Ja też ją kochałem.

Nie pozwolę na to, aby moje dzieci wychowywały się w niedostatku

Po narodzinach naszej córki wspólnie z Jolą postanowiliśmy, że na razie ona zostanie z dzieckiem w domu. Ja zarabiałem przyzwoicie, więc było nas stać zarówno na spłacanie kredytu, jak i na całkiem wygodne życie. I chociaż prawie w ogóle nie bywałem w domu, to wydawało się, że jest to niewielka cena za to, że niczego nam nie brakowało. Zacząłem nawet myśleć o zmianie mieszkania na większe.

– Na razie większe mieszkanie nie jest nam potrzebne – powiedziała Jola, gdy poinformowałem ją o swoich planach. – Na naszą trójkę kawalerka w zupełności wystarczy. A tak naprawdę to wolałabym, żebyś więcej czasu spędzał z nami. Ty wiecznie pracujesz.

– Dzięki mojej pracy niczego nam nie brakuje – odpowiedziałem.

– Wiem, ale dziecko potrzebuje też ojca – usłyszałem w głosie Joli nieco pretensji. Przyznam szczerze, że się zirytowałem. Przecież ja to wszystko robię po to, aby niczego im nie brakowało.
Plany dotyczące zmiany mieszkania na większe okazały się konieczne w momencie, gdy Jola kolejny raz zaszła w ciążę. Wtedy postanowiłem wybudować dom.

– Moim dzieciom nie będzie niczego brakować – zapewniłem Jolę, gdy próbowała mnie przekonywać, że budowa domu to zbyt duże obciążenie finansowe. – Przecież nie będziemy gnieździć się w małym mieszkanku – dodałem.

Postanowiłem wyjechać za granicę, aby sfinansować budowę domu

Budowa domu okazała się finansowym wyzwaniem. I chociaż zarabiałem naprawdę nieźle, to wiedziałem, że bez dużego kredytu to się nie uda.

– Wyjedź za granicę, tam w kilka lat zarobisz na dom i jego wykończenie – powiedział mi kumpel z pracy, któremu zwierzyłem się ze swoich dylematów. – Ja sam się tam wybieram, bo tu nie zarobię tyle, aby żyć na przyzwoitym poziomie.

Początkowo zupełnie nie rozważałem takiej opcji. Nie chciałem zostawiać Joli samej z dzieciakami. Ale gdy zacząłem dowiadywać się, ile można tam zarobić, to zmieniłem zdanie. „Przecież tam w rok zarobię tyle, co tutaj przez kilka lat” – pomyślałem. Postanowiłem porozmawiać o tym z żoną.

Nie chce, abyś wyjeżdżał – powiedziała Jola, gdy podzieliłem się z nią swoim pomysłem. – Poradzimy sobie bez tego. Ja wrócę do pracy, a ty najwyżej weźmiesz więcej nadgodzin.

Ale ja już miałem plan zarobienia dużych pieniędzy. Już w myślach widziałem dom naszych marzeń, w którym moglibyśmy zamieszkać dużo szybciej, niż zakładaliśmy.

– Jola, ten wyjazd to bardzo dobry pomysł – próbowałem przekonać żonę. – Pojadę tylko na kilkanaście miesięcy, podczas których zarobię potrzebne nam pieniądze. Pomyśl, będziemy mogli spełnić swoje marzenie.

– Ten dom to twoje marzenie – odpowiedziała Jola ze złością. – Ja chcę mieć jedynie szczęśliwą rodzinę, która jest razem. A twój wyjazd rozdzieli nas na długi czas – dodała.

Ja jednak nie chciałem jej słuchać. Postawiłem na swoim i wyjechałem za granicę.

Nie mogę przyjechać, bo mam dużo pracy

Już pierwsza wypłata przekonała mnie, że dobrze zrobiłem, wyjeżdżając do pracy za granicę. A potem było coraz lepiej. Brałem bardzo dużo godzin pracy, bo jak najszybciej chciałem uzbierać potrzebną nam kwotę. Doszło nawet do tego, że zgłaszałem swoją gotowość do pracy w weekendy i dni wolne. Nie brałem też urlopów, bo szkoda mi było na nie czasu. I chociaż Jola podczas każdej rozmowy prosiła, abym przyjechał na kilka dni do Polski, to ja zawsze miałem to samo wytłumaczenie.

– Nie mogę przyjechać, bo mam dużo pracy.

– Przecież nie można cały czas pracować – zdenerwowała się moja żona podczas jednej z takich rozmów. – Trzeba też odpoczywać.

Odpocznę, jak zarobię na nasz dom – powiedziałem. Jola nie skomentowała tego, ale wiedziałem, że jest zła.

– Jesteś tam? – zapytałem, gdy nie odzywała się przez dłuższą chwilę.

– Ale ja cię potrzebuję. I tęsknię za tobą – usłyszałem smutny głos mojej żony. Ja też tęskniłem za nią i za dzieciakami. Jednak nie mogłem zrezygnować z takiego zarobku. Kolejne zera na koncie zupełnie przesłoniły mi zdrowy rozsądek. Przekonałem się o tym, gdy było już za późno.

Jeżeli nie wrócisz, to nasza rodzina się rozpadnie

Początkowo miałem wyjechać za granicę na maksymalnie kilka miesięcy. Jednak cały czas przedłużałem swój pobyt. Najpierw zbierałem na budowę domu, a następnie na jego wykończenie i wyposażenie. Potem stwierdziłem, że fajnie mieć nowy samochód i zafundować rodzinie zagraniczne wakacje. Sam nie wiem, kiedy minęło kilka lat. Za każdym razem obiecywałem Joli, że to już ostatni miesiąc mojego pobytu poza domem. Jednak potem przychodził przelew, a ja kolejny raz przekładałem swój powrót do domu. „Przecież w Polsce nigdy tyle nie zarobię” – przekonywałem sam siebie.

Jola dzwoniła do mnie co kilka dni i namawiała do powrotu do domu. Któregoś dnia powiedziała wprost, że jeżeli nie podejmę decyzji o powrocie, to nasza rodzina się rozpadnie.

– Już ci kiedyś mówiłam, że w życiu pieniądze nie są najważniejsze. A ty zupełnie straciłeś dla nich głowę – powiedziała mi któregoś wieczoru, gdy zadzwoniłem do domu.

– Jak zwykle przesadzasz – odpowiedziałem.

– Nie Marek, nie przesadzam – powiedziała. – Twoje własne dzieci już niemal nie wiedzą, jak wyglądasz. Nie wspominając o mnie. Mam dosyć bycia słomianą wdową. Jeżeli nie zdecydujesz się na powrót, to nasza rodzina się rozpadnie – dodała zimno i się rozłączyła. Wtedy pomyślałem, że te ostrzeżenia są tylko na pokaz. Szybko przekonałem się, że jednak są prawdziwe.

Nie chcę mieć męża, którego nigdy nie ma

Zostałem za granicą na kolejne miesiące. Jola prawie w ogóle do mnie nie dzwoniła, ja też się mało do niej odzywałem. Kiedy wreszcie mój szef powiedział, że z powodu nadmiaru nadgodzin wysyła mnie na przymusowy urlop, to postanowiłem polecieć na kilka dni do Polski. Nie mogłem dodzwonić się do żony, więc stwierdziłem, że zrobię jej niespodziankę.

Kiedy przyjechałem do domu, to nikogo nie było. Jola wróciła kilka godzin później. Chyba zdziwiła się na mój widok.

A co ty tu robisz? – zapytała zdziwiona.

– Mieszkam – odpowiedziałem z uśmiechem i chciałem ją przytulić. – Mam kilka dni wolnego i postanowiłem do was przyjechać.

– Na kilka dni? – zapytała Jola. Poszła do sypialni i wróciła z jakimiś papierami. – To w sumie wystarczy, aby załatwić wszystkie sprawy związane z rozwodem.

Rozwód? O czym ona mówi?

– Jaki rozwód? – zapytałem z niedowierzaniem.

– Naszego małżeństwa już nie ma – powiedziała Jola. – Nie wyobrażam sobie takiego życia.

Ale ja to wszystko robię wyłącznie dla was! – wykrzyknąłem.

– My potrzebujemy męża i ojca, a nie dużego domu i comiesięcznych przelewów. – Ale dla ciebie pieniądze są ważniejsze od rodziny.

Wtedy uświadomiłem sobie, że to wszystko prawda. Wyjechałem, aby zarobić na dom, a zostałem tam na kolejne lata. A wszystko to dla pieniędzy. Sam przed sobą musiałem przyznać, że chciałem mieć ich coraz więcej. Ale czy są one warte tego, aby rozbijać rodzinę?

Jola złożyła pozew o rozwód. Próbowałem ją przekonać, że zorganizuję swój powrót do domu najszybciej, jak się da, ale mi nie uwierzyła. Jednak ja się nie poddam i spróbuję zawalczyć o swoją rodzinę.

Czytaj także:
„Po śmierci męża nie miałam za co żyć. W wieku 46 lat zostałam bez domu i pracy, bo całe życia byłam kurą domową”
„Pokochałam faceta odpowiedzialnego za śmierć mojego męża. Nie wiem, czy kiedykolwiek powiem dzieciom, kim on jest”
„Śmierć męża była dla mnie tragedią. Kiedy znowu się zakochałam, poczułam się jak zdrajczyni”

Redakcja poleca

REKLAMA