Miałam dosyć biedy, niezapłaconych rachunków, oglądania każdej złotówki i kupowania najtańszego jedzenia, byle tylko napchać głodne brzuchy dzieci i męża. Nie dało się żyć z jego jednej, niedużej pensji.
Oszczędzałam na wszystkim, ale i tak nie wystarczało… Więc kiedy nadarzyła się okazja poprawienia naszego losu, przestałam się wahać.
Poznałam nową sąsiadkę
Jedna rozmowa z sąsiadką wystarczyła, żebym postawiła nasze życie na głowie. Zawsze jej zazdrościłam. Była elegancka, pachniała dobrymi perfumami, często wyjeżdżała i widać było, że pieniędzy jej nie brakuje. Uśmiechała się życzliwie, kiedy mijałyśmy się na schodach, bo mieszkała piętro wyżej niż my i często nam obu nie chciało się czekać na windę, żeby dojechać na trzecie i czwarte piętro. Kiedyś nawet pomogła mi dźwigać torbę pełną zakupów. Kiedy jej podziękowałam, zapytała:
– Ma pani chwilę? Jeśli tak, zapraszam na kawę. Pogadamy, poznamy się lepiej. Wygląda pani na miłą osobę, a ja tutaj nikogo nie znam…
Byłam ciekawa jak mieszka taka elegancka kobieta i tylko dlatego się zgodziłam. Nie rozczarowałam się. Zajmowała co prawda niezbyt duże lokum, ale za to pokoiki były urządzone z gustem, czyściutkie i przytulne. Zresztą ona sama też okazała się bardzo sympatyczna, więc trochę się zasiedziałam. Nie wiem, kiedy zaczęłam się jej zwierzać…
Opowiedziałam o naszych kłopotach, o tym, że od dłuższego czasu nie mogę znaleźć pracy i przez to toniemy w długach, a ja nie widzę wyjścia z tej sytuacji. Słuchała mnie uważnie, a na koniec zapytała:
– Możemy sobie mówić po imieniu? Jestem Olga, a ty?
– Daria. Pewnie, że możemy!
– Fajnie. Słuchaj, bardzo ci współczuję, ale pamiętaj o tym, że na każdą chorobę jest jakieś lekarstwo. Na twoje problemy także.
– Niestety – westchnęłam. – Ja nie widzę sposobu, żeby wyjść na prostą. W naszym mieście po prostu nie ma pracy. Chyba już tak musi być…
– Gadasz głupstwa! – roześmiała się. – Wpadnij do mnie jutro, coś wspólnie wymyślimy… Zresztą, może mam już pewien pomysł.
Było mi strasznie głupio, że przychodzę w odwiedziny z pustymi rękami. Nawet przeprosiłam, że mnie nie stać na jakieś wino czy kwiaty, ale Olga tylko machnęła ręką.
– Jeśli mnie posłuchasz, to za pół roku będziemy piły drogiego szampana, i to ty będziesz stawiała! – oznajmiła z uśmiechem.
– Chyba oczy w słup! – zakpiłam.
Kusząca propozycja
Wtedy mi wytłumaczyła, co miała na myśli… Okazało się, że ona od lat pracuje w Niemczech i zarabia tam kupę kasy. Zajmuje się starszymi ludźmi wymagającymi stałej opieki. Ma gdzie mieszkać, ma co jeść, często dostaje prezenty i paczki z odzieżą, kosmetykami lub innymi upominkami. Pracuje trzy miesiące, potem dostaje półtora miesiąca wolnego i odpoczywa. Wtedy zastępuje ją koleżanka, a po następnych trzech miesiącach Olga wraca do swojego podopiecznego. Najchętniej chodzi do mężczyzn, bo jak twierdzi, są znacznie sympatyczniejsi i mniej wymagający niż kobiety, a poza tym łatwiej się z nimi dogadać, bo nie czepiają się drobiazgów. No i są w lepszej fizycznej kondycji. Oczywiście nie zawsze, ale przynajmniej starają się iść samodzielnie do łazienki…
– Jasne, że bywają leżący, ale wtedy są większe pieniądze za opiekę – mówiła. – Zresztą sama się przekonasz, jeśli przyjmiesz moją propozycję.
– Jaką? – zapytałam.
– A taką, żebyśmy pracowały wspólnie: trzy miesiące ja i trzy ty. Albo możemy się dogadać jakoś inaczej, żebyśmy obie były zadowolone.
Przez chwilę milczałam, bo na coś takiego nie byłam przygotowana!
– No, co ty… – zaczęłam nieśmiało. – To niemożliwe. Mam za małe dzieci, nie zostawię ich bez opieki.
– Jakie małe? Córka ma ile lat, dwanaście? To już duża panna! A syn, ile? Pięć? No to też nie noworodek! Zresztą masz męża, niech się nimi zajmie, kiedy ty będziesz zarabiała na rodzinę… To uczciwy układ.
Wahałam się
Gdyby Andrzej nagle nie stracił pracy, pewnie do niczego by nie doszło, ale tak się stało! Wrócił ponury, śmierdzący piwem i powiedział:
– Od jutra jestem bezrobotny, nie wiem co dalej.
Nie miałam wyjścia. Teraz już musiałam wziąć sprawy w swoje ręce.
Olga miała jechać do pracy za niecałe trzy tygodnie. Zaproponowała, żebym z nią jechała od razu.
– Znasz trochę niemiecki, dogadasz się – powiedziała. – Mnie już dawno proszono o przywiezienie opiekunki z Polski, my tam mamy dobrą opinię, praca jest od ręki. Rozejrzysz się, sprawdzisz to i owo, zarobisz. Nie ma się nad czym zastanawiać. Na bilet ci pożyczę, oddasz z pierwszej wypłaty.
Obiecałam dzieciom złote góry, ale i tak były smutne, że wyjeżdżam. Zwłaszcza synek nie rozumiał, czemu tak musi być. Moja rozpacz była tak wielka, że kiedy wysiadłyśmy na dworcu w Monachium, chciałam łapać pociąg powrotny i uciekać. Gdybym miała pieniądze, pewnie tak bym zrobiła…
Więcej niż sprzątaczka
Na początek zatrudniłam się do sprzątania. Rodzina starszego pana chciała mnie najpierw wypróbować, więc miałam miesiąc na przekonanie ich, że nadaję się do opieki nad 86-letnim adwokatem po wylewie, który ledwo się poruszał. Był bardzo zamożny, więc dzieci o niego dbały, ale tylko w ten sposób, że drobiazgowo sprawdzały moją pracę i pracę dotychczasowej opiekunki. Innej bliskości i osobistej troski nie zauważyłam.
Po próbnym miesiącu zaproponowali mi sporą podwyżkę, ale także więcej obowiązków, bo do sprzątania i prania doszło doglądanie pana adwokata, mężczyzny niestety trudnego i niemiłego w kontaktach. Nie godził się z własną słabością i ze swoim wiekiem. Był wściekły na cały świat, a ponieważ ten świat zawężał się właściwie tylko do mnie, to głównie ja za wszystko obrywałam.
Odnosił się do mnie lekceważąco, często wrzeszczał, z niczego nie był zadowolony, a już najgorsze było to, że czasami próbował mnie obmacywać, kiedy mu poprawiałam pościel, albo zmieniałam pampersy.
Jego córka zdziwiła się, kiedy w końcu się na to poskarżyłam.
– Nie rozumiem – oświadczyła. – To pani nie uprzedzono, że opieka nad ojcem powinna być wszechstronna i sprawiać mu przyjemność?
To stary człowiek, ma prawo do swoich radości, a pani ma dobrą stawkę, więc proszę robić, co do pani należy. Tym bardziej że mojego tatę tak łatwo i bez wysiłku może pani ucieszyć. Wystarczy na przykład od czasu do czasu sprzątać bez bielizny, zwłaszcza górnej.
Profesjonalne opiekunki to rozumieją, pani jest najwidoczniej amatorką.
Ledwo dotrwałam do końca mojej umowy. Olga mnie pocieszała:
– Daj spokój, nie przejmuj się, ja już mam dla ciebie nowy dom i nowego pacjenta. Jest sympatyczny, będziemy tam na zmiany. Dajesz sobie radę, chętnie cię poleciłam, więc teraz wracaj do rodziny i za miesiąc się melduj… Co ty na to?
Gdy to usłyszałam, zrobiło mi się okropnie przykro.
Mężowi było to na rękę
Przyjechałam obładowana prezentami. Dzieci szalały ze szczęścia, ale nie wiem czy na mój widok, czy te prezenty tak je uradowały. Mąż też był dla mnie wyjątkowo miły…
Po upojnej nocy uprzedziłam go, że chyba już tam nie pojadę.
– Jest mi ciężko, bardzo za wami tęsknię, a poza tym nie wszystko jest takie, jak myślałam, że jest. Poszukam roboty na miejscu…
– Za tysiaka? – roześmiał się Andrzej. – Znów chcesz biedować? O co chodzi? Czy ja się źle zajmuję dziećmi? Masz jakieś wątpliwości?
Zrobiło mi się przykro. Wyglądało na to, że oni sobie radzą beze mnie i wolą kasę zamiast mamy w domu, a ja niepotrzebnie się zamartwiałam.
Nawet syn trzymał się mnie mniej kurczowo, niż kiedy wyjeżdżałam.
– Naprawdę mamy żyć na odległość? – zapytałam. – Tak to widzisz?
– Nie na zawsze przecież! – odpowiedział. – Popracujesz trochę, zarobisz, odbijemy się od dna i wtedy pomyślimy. O nic się nie martw, tutaj wszystko jest pod kontrolą!
Czas płynął
Minęły trzy miesiące, potem następne trzy i jeszcze trzy. Miesięczne przerwy w domu nie sprawiały mi już takiej frajdy, jak się spodziewałam. Dzieci tylko pytały, co im przywiozę następnym razem i składały kolejne zamówienia. Mąż był miły, ale daleki, jakby zajęty własnymi myślami.
– Czy my się nie oddalamy od siebie? – zapytałam, ale zbył mnie jakimś żartem, więc dałam spokój.
Olga stawała po jego stronie.
– Nie dziw się – mówiła. – Ma cały dom na głowie, ty wpadasz jak gość, zanim się przyzwyczai, że jesteś, już wybywasz… Taki los emigranta!
Podczas ostatniego pobytu w Niemczech byłam dziwnie niespokojna, miałam złe sny, ciągle mi się wydawało, że wisi nade mną jakaś czarna chmura. Nie mogłam się doczekać końca zmiany.
Nie byłam zachwycona, kiedy się okazało, że muszę zostać dłużej.
– Nic na to nie poradzę – tłumaczyła się Olga. – Nie mogę teraz przyjechać, mam kłopoty rodzinne… Tak, poważne, bardzo poważne. To nie jest rozmowa na telefon, opowiem ci, kiedy się zobaczymy.
– Czyli kiedy? – zapytałam.
– Noo, za jakiś miesiąc… Najdalej… Wtedy wszystko powinno się wyjaśnić. Dam ci znać, czekaj.
Zostawił dzieci same
Przez kilka następnych nocy źle spałam. Dręczyły mnie koszmary, budziłam się zlana zimnym potem. Dlatego w kolejną noc postanowiłam sobie pomóc. Właśnie szykowałam proszek nasenny, kiedy rozdzwoniła się moja komórka.
– Mama? – usłyszałam przerażony głos synka. – Mama, ja się boję!
– Czego, synuś? – zapytałam nieco zdziwiona. – Co się dzieje?
– Burza – już chlipał i pociągał nosem. – Straszne grzmoty! Błyska się i pada deszcz. Wyłączyli światło, nic nie widać tylko te pioruny!
– Synuś, idź do siostry albo do taty. Nie bój się… Albo ich głośno zawołaj, na pewno do ciebie przyjdą…
– Nie przyjdą – płakał głośno. – Jestem sam w domu. Nikogo nie ma…
Zamarłam. Spojrzałam na zegarek. W Polce była pierwsza w nocy. Jak to jest sam? Gdzie oni są? O tej porze? Zostawili dziecko bez opieki? A córka gdzie jest? Ma niecałe czternaście lat, kto jej pozwolił o tej porze szlajać się poza domem?! I przede wszystkim, gdzie do cholery jest mój mąż, a ich ojciec?!
– Synuś, a gdzie jest tata?! – krzyczałam do słuchawki zdenerwowana.– Poczekaj, nie płacz! Zadzwoń do cioci Olgi, ona do ciebie przyjdzie!
– Nie przyjdzie, mamusiu – chlipnął mały. – Nie mogę zadzwonić. Tata zabronił, bo jak jest u cioci, to nie wolno im przeszkadzać…
Komórka prawie wypadła mi z ręki.
– Tata jest u cioci? Skąd wiesz?
– Często tam nocuje, czasami ciocia u nas też, ale rzadziej.
Zdradzili mnie oboje
– Synku – powiedziałam, starając się opanować drżenie głosu. – Zaczekaj spokojnie. Tylko chwilkę. Tata zaraz wróci i się tobą zajmie, obiecuję. Teraz mama się musi rozłączyć, ale tylko na chwilkę. Pamiętaj, nie bój się, tata zaraz będzie w domu.
Tym palcem z lodu wystukałam numer Olgi i lodowatym głosem powiedziałam, kiedy odebrała:
– Słuchaj uważnie. Mój mąż, a twój kochanek, ma natychmiast brać dupę w troki i wracać do syna. Jeśli za trzy minuty go tam nie będzie, zawiadamiam policję, że zostawił małe dziecko bez opieki. Rozumiesz, larwo? Powiedz, czy dobrze zrozumiałaś, i czy wykopiesz go z wyra?
– Tak – usłyszałam krótką odpowiedź. – Natychmiast…
Potem znów zadzwoniłam do domu, ale gdy usłyszałam głos męża, odłożyłam słuchawkę. Wiedziałam, że biegł po schodach, gubiąc kapcie. Dałam mu chwilę, żeby się ogarnął. Sam się do mnie odezwał.
– To nieporozumienie! – plątał się. – Nie wiem, co ci mały powiedział, ale to tylko tak podejrzanie wygląda… Wszystko ci wyjaśnię!
– Gdzie jest Karolina? – przerwałam mu. – Tak pilnujesz dzieci? Jeśli za parę minut nie będzie jej w domu, zawiadamiam wszystkie posterunki w mieście. Ona jest niepełnoletnia, rozumiesz to? Ba! Jest małoletnia! Bekniesz za to, a ja ci powyrywam wszystkie kłaki, jeśli jej się coś stanie…
– Karola śpi u koleżanki. Mogę ci dać numer telefonu, żebyś sprawdziła! – zawołał przestraszony.
– Daj. Sprawdzę.
Na szczęście rzeczywiście tam była. Zaspanym głosem powiedziała:
– Co się awanturujesz po nocy? Chcesz mnie wychowywać na odległość? To się na pewno nie uda.
Musiałam wracać
Miała rację. Zrozumiałam to dopiero teraz, i w jednej chwili postanowiłam wracać do domu i ratować swoje życie. Pytanie tylko, czy zostało jeszcze cokolwiek do ocalenia?
Wcześnie rano podziękowałam za pracę. Szczerze opowiedziałam, co się stało w nocy, i czemu nie mogę inaczej postąpić. Mój pracodawca mnie zrozumiał i zachował się wobec mnie bardzo w porządku.
– Gdybyś nie dała rady tego ogarnąć na miejscu, gdyby było ci trudno finansowo i w ogóle, bierz dzieci i przyjeżdżaj tutaj – powiedział.
– Zawsze będziesz miała pracę, jak nie u mnie, to u moich krewnych. Polecę cię, to przyzwoici ludzi, więc pomogą. Znajdziesz mieszkanie, dasz sobie radę… Pamiętaj, że masz taką perspektywę. Przemyśl wszystko, rozejrzyj się i powodzenia. A Oldze powiedz, że musi szukać innej roboty, ja jej już tutaj nie chcę widzieć!
Pakując torby, wiedziałam, że czeka mnie ciężka walka o wszystko: dzieci, dom, utracone zaufanie, autorytet, miłość. I nie chodziło mi o męża, on był najmniej ważny, chociaż go nie przekreślałam…
Wracałam do domu, który ledwo trzymał się kupy pod każdym względem.
Czytaj także: „Babcia miała rację. Faceta trzeba dobrze nakarmić i wtedy się zakocha. Mój tak się najadł, że wylądował w szpitalu”
„To miały być wakacje marzeń, a przerodziły się w koszmar. Gdyby nie policja, moglibyśmy więcej nie zobaczyć naszego dziecka”
„Darek żyje tylko dlatego, że Klara wierzyła w górski przesąd. Przez ten zabobon straciła męża, ale ocaliła mojego syna”