Bardzo szybko zawiązała się między mną a Anetą szczególna więź. Ledwo ją poznałem, od razu uznałem, że to kobieta mojego życia. Mieliśmy mnóstwo wspólnych tematów, podobne przeżycia, poglądy. Nawet numerologicznie się zgadzaliśmy, bo obydwoje byliśmy siódemkami. Wierzyłem, że tym razem się uda.
Mój ostatni związek zakończył się rok wcześniej
Nie wypalił, jak wszystkie, które do tej pory miałem. Jestem niepoprawnym romantykiem, co gorsza, szybko się angażuję, chyba za szybko, skoro zawsze kończy się rozczarowaniami i rozstaniami, z mniejszym lub większym hukiem. Sądziłem jednak, że tym razem scenariusz będzie inny, ponieważ bardzo szybko zawiązała się między mną a Anetą szczególna więź.
Gadaliśmy codziennie, głównie przez Facebooka, później doszedł Skype. Nawet nie zauważyłem, kiedy wsiąkłem jak atrament w bibułę. Zabujałem się jak wariat. Nie spieszyłem się z wyznaniami, bo na wstępie mi powiedziała, że chce być sama. Nie brała pod uwagę związku z kimkolwiek, ale naiwnie liczyłem, że zmieni zdanie.
Czekało nas pierwsze spotkanie, denerwowałem się jak sztubak przed pierwszą randką. Chciałem wypaść przed Anetą jak najlepiej. Wystroiłem się, do fryzjera pognałem i do kosmetyczki; nawet przez moment miałem głupi pomysł, żeby kupić feromony, bo ponoć działają cuda. Ale potem pomyślałem, że to by było oszustwo, a nie chciałem żadnego fałszu między nami.
Na żywo nie wyglądała już tak dobrze jak na zdjęciach, lecz nadal była atrakcyjna. Internet i realne życie to często dwa różne światy, niemniej silna więź istniała – okazało się, że faktycznie świetnie się rozumiemy i dogadujemy. Żartowaliśmy, śmialiśmy się i byłem przekonany, że zaskoczyło, i z tej mąki będzie chleb.
Rozstaliśmy się, obiecując sobie następne spotkanie
Tym boleśniej odczułem zawód, gdy miesiąc później oznajmiła, że kogoś poznała i że on ma „to coś”.
„To coś, czyli co?” – zapytałem w mailu. „A co z nami?”.
Zdziwiła się, że w ogóle o to pytam. Jej zdaniem nie było żadnych nas, chyba że w sensie koleżeńskim.
„Byłam przekonana, że czujesz podobnie, i rozumiesz, iż może nas połączyć jedynie przyjaźń. Wybacz, naprawdę cię lubię, jesteś świetnym facetem, ale wspólne tematy, wiele podobieństw to mimo wszystko za mało, gdy zabraknie tego czegoś, sama nie wiem, jakiegoś metafizycznego pierwiastka”.
Sama nie wiedziała… Ja tym bardziej. Jeszcze nigdy nie czułem się tak rozczarowany. Długo leczyłem się z tego zauroczenia, ale choć zamierzałem zerwać z Anetą wszelkie kontakty – żeby mniej bolało – nie zrobiłem tego. Aneta wciąż była dla mnie ważna; zaprzyjaźniliśmy się, zależało mi na niej. Po prostu musiałem przestać patrzeć na nią jak na kobietę. Była zakazana i cześć.
Jak… żona brata albo dziewczyna najlepszego kumpla. Po trzech, czterech miesiącach zrozumiałem, że się udało. Przeszło mi, odkochałem się i nie mam żalu. Gadaliśmy rzadziej, lecz wciąż często. Aneta układała sobie życie z owym „super samcem” (jak go złośliwie nazywałem), a ja zrozumiałem, że jestem wolny, gdy odkryłem, iż szczerze życzę im jak najlepiej.
Leczenie złamanego serca jest trudne – jak trudne, wie każdy, kto to przeżył. Pomaga, gdy wreszcie zrozumiesz, że zdecydowanie nic z tego nie będzie. Jeśli czekasz wciąż na cud – czyli, że ukochana kobieta dostrzeże w tobie to, czego dotąd nie widziała – zamykasz sobie drogę do szczęścia z kimś innym.
Gdy przestałem czekać, zauważyłem, ile jest wokół ładnych, inteligentnych i wyjątkowych dziewczyn, u których miałem szanse. Które nie skreślały mnie z góry, bo nie miałem tego magicznego, metafizycznego „czegoś”.
Znów zacząłem chodzić na randki
Kilka pierwszych spotkań pominę milczeniem, ale później trafiłem na Alicję. Spodobało mi się jej poczucie humoru, swoboda, otwartość. Dobrze się czułem w jej towarzystwie, iskrzyło między nami. Oboje wiedzieliśmy, że powinniśmy umówić się ponownie. Zanim jednak cokolwiek zdążyło się na poważnie rozkręcić, dostałem SMS-a, który mógł ten pączkujący romans zdusić…
Pewnego popołudnia dostałem wiadomość, że Aneta trafiła do szpitala. SMS-a wysłała jej koleżanka. Natychmiast oddzwoniłem.
– Mówiła, że nie chce cię martwić – usłyszałem – ale uznałam, że powinieneś wiedzieć. Wiem, ile dla niej znaczysz, dużo o tobie mówi, zwłaszcza ostatnio.
– Co się stało?
– Jej chłopak… to wina jej chłopaka. Pobił ją. Jeśli możesz, to przyjedź, na pewno się ucieszy. Podam ci adres.
Zwolniłem się wcześniej z pracy i ruszyłem autem do Poznania. Dojazd z Wrocławia zajął mi prawie dwie godziny. Aneta bardzo się zdziwiła na mój widok, ale również wyraźnie ucieszyła. Wyglądała źle i musiała spędzić w szpitalu kolejny tydzień. Stwierdziłem, że biorę wolne, bo nie ma mowy, abym ją tu zostawił.
Na szczęście nie mieliśmy dużo pracy, a z szefem wszystko dało się załatwić. Aneta oczywiście protestowała, krygowała się, że nie trzeba, nie muszę, przecież nie mam wobec niej żadnych zobowiązań, lecz widziałem, że jest zadowolona z mojej obecności i nawet pozwoliła mi się u siebie zatrzymać.
Dużo gadaliśmy i ponownie zbliżyliśmy się do siebie. Co się dokładnie stało, opowiedziała mi trzeciego dnia.
Początkowo faktycznie był to rewelacyjny związek
„To coś”, wzajemny pociąg, fascynacja, dawało im napęd, byli szaleńczo w sobie zakochani. Jednak po paru miesiącach zaczęło się psuć. Facet zrobił się strasznie zazdrosny, Aneta nie mogła mieć praktycznie żadnych znajomych.
Kłócili się coraz częściej, coraz głośniej, coraz poważniej. Raz zobaczył ją na ulicy z kolegą z pracy. Gdy przyszła do niego, wszczął awanturę i na koniec ją pobił. Przeraziłem się.
– Chyba rozumiesz, że nie wolno ci tego ciągnąć. Musisz z nim zerwać! Żadnych ostatnich szans. Ten facet jest niebezpieczny jak tykająca bomba. Będzie tylko gorzej.
– Wiem, wiem... – pokiwała głową. – Próbował mnie przepraszać, ale... już mu nie wierzę. Wcześnie tylko mnie szarpał, popychał, już wtedy… – zagryzła wargi, spod powiek wypłynęły się łzy. – Słyszysz, co mówię? Tylko szarpał…? Boże! Nie chcę go już widzieć, ale będę musiała… w sądzie.
– Kto zawiadomił policję? – zapytałem, czując, że to wszystko nie będzie dla niej proste. – Ty czy szpital?
– Szpital… – szepnęła. – Ja… nie potrafiłam. Przeraził się tym, co zrobił. Płakał. Wezwał pogotowie. Boże, byłam mu nawet skłonna wybaczyć, ale... nie wolno mi, prawda?
– Prawda.
Na wszelki wypadek, gdy już lekarze puścili ją do domu, zdecydowałem się zostać jeszcze tydzień. Chodziliśmy na długie spacery, do kina, gotowałem dla niej, oglądaliśmy razem telewizję, graliśmy w scrabble – to prawie przypominało związek. Tyle że spałem na kanapie.
– Pamiętasz, o czym rozmawialiśmy niedługo po naszym poznaniu? – zapytała ostatniego wieczora przed moim wyjazdem.
– O mnóstwie rzeczy – nie miałem pojęcia, do czego zmierza.
– Mówiłeś o tym, że są rzeczy ważniejsze od fizyczności. Że jak się ludzie rozumieją, mają wspólne tematy, podobne charaktery… to warto się nad tym zastanowić. I spróbować.
– Owszem, ale…
Chwyciła mnie za rękę, jakby chciała mnie powstrzymać przed wypowiedzeniem słów, których wolałaby nie usłyszeć. Nie cofnąłem dłoni, choć miałem na to ochotę. Niemniej musiałem wyjaśnić sprawy między nami. Współczułem jej, zależało mi na niej, ale to nie była miłość.
– Ostatnio bardzo dużo o nas myślałem. Nawet nie w tym rzecz, że musiałem się z ciebie wyleczyć i że mi się udało. Po prostu to chyba tak nie działa. Może jestem idealistą, ale sądzę, że jeśli ma zagrać, to powinno zagrać za pierwszym razem. Zaiskrzyło, ale tylko z mojej strony, ty tego nie poczułaś. Trudno. Teraz sytuacja się odwróciła. Przepraszam. Widać nie było nam pisane.
Pokiwała głową, że rozumie
Przytuliłem ją mocno, jak przyjaciółkę, którą przecież cały czas była. Nie wszyscy ludzie do siebie pasują. Nie jako partnerzy. Nie wiem, czy Aneta faktycznie spojrzała na mnie inaczej, dostrzegła „to coś”, czy za jej drugim wyborem kryło się swego rodzaju wyrachowanie. Lubiła mnie, ufała mi, wiedziała, że nigdy bym jej nie skrzywdził, ale ja chciałbym być dla kogoś pierwszym wyborem, a nie bezpieczną opcją.
Ona zaś zasługiwała na coś więcej niż związek podyktowany współczuciem. Dzisiaj dalej się przyjaźnimy, co akceptuje moja dziewczyna. Wybrałem Alicję i wciąż iskrzy między nami tak jak na początku; ani przez chwilę nie żałowałem swojej decyzji. Aneta nadal jest sama, niespecjalnie ufa facetom, lecz wspominała, że ostatnio zaczęła z kimś rozmawiać. Na razie nie spieszy się z poznawaniem tej osoby w realu. Zamiast „tego czegoś”, szuka raczej pozytywnych cech charakteru.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”